Rozdział 43
Sasuke
Łazienka była zaskakująco duża. Jej rozmiary były zbliżone do pokoju blondyna.
Malec stał przy umywalce i kiedy zobaczył mnie, jego twarz wykrzywiła się w niezrozumiałym dla mnie grymasie zdziwienia.
- Sasuke?
- A kogo ty się spodziewałeś? Oczywiście, że to ja, twój osobisty książę na białym koniu.
- Jasne, bo życie jest jak bajka, wielce narcystyczny książę dostaje to co chce i w ten oto magiczny sposób zdobył serce złotowłosej księżniczki.
- Dokładnie tak.
Przycisnąłem chłopaka do ściany, znacznie zmniejszając naszą odległość i prawą rękę położyłem na kafelkach. Musiałem lekko się pochylić, aby móc spojrzeć na malinowe usta okularnika, z kolei on skierował wzrok ku górze.
- A moją księżniczką jest U-zu-ma-ki.
Nie dałem mu czasu na odpowiedź, ponieważ wpiłem się w jego usta. Moje pożądanie wzrosło. Tak bardzo go pragnąłem, co przekazałem w zachłannym pocałunku. Całowałem z pasją, coraz to bardziej podniecając Uzumakiego.
- Wiesz, to, że mnie tak nazywasz uwłaszcza mojej męskiej godności.
- To ty masz w sobie coś męskiego?
Malec poczerwieniał. Jak ja lubię go zawstydzać i denerwować.
Nie mogłem się już dłużej powstrzymywać. To wszystko jego wina, że jest tak kurewsko uroczy i sprawia, że w mojej głowie błądzą brudne myśli. Znów chciałem ujrzeć jego podnieconą twarz.
Złapałem za jego czerwony krawat i szybkim ruchem rozwiązałem go, po czym rzuciłem na podłogę.
- Ee...
Wyglądał tak seksownie w tym eleganckim wdzianku, że doprowadzał mnie do szaleństwa. Po kolei zacząłem rozpinać guziki jego koszuli.
- E-ej! C-co ty ro... - spanikował.
Zamknąłem mu usta pocałunkiem, po czym powróciłem do wykonywanej wcześniej czynności. Pogładziłem jego klatkę piersiową i złożyłem kilka pocałunków na szyi.
- Sasuke... Nie powinniśmy...
- To twoja wina, że mnie tak podniecasz, usuratonkachi.
Naruto spuścił wzrok, jak zwykle czerwony na twarzy.
Zabrałem się za rozpinanie paska od spodni tego chudzielca. Następnie rozpiąłem guziki i ściągnąłem z niego spodnie.
- Sasuke, nie te... Aaach! - jęknął głośno, kiedy wziąłem jego męskość do ust, uprzednio pozbawiając blondyna bokserek.
Przejechałem kilka razy ręką po jego członku, następnie ssałem po całej długości, a jego właściciel jęczał z przyjemności. Oddychał szybciej i z trudem stał na nogach, ponieważ zauważyłem, że kolana uginają się pod nim.
- N-nie... Moja mama...
Próbował protestować, ale miejsce, które ssałem mówiło co innego.
- Naruto, dobrze się czujesz?
Głos rodzicielki blondyna dobiegał zza drzwi. Wykrzywiłem usta w złowieszczym uśmiechu.
Naruto
Ten głupi Sasuke, nigdy nie wie, kiedy jest odpowiedni czas i miejsce na pewne rzeczy. Achh, co ja z nim mam?!
Przejechałem paznokciami po zimnych kafelkach, a usta bruneta sprawiły, że po moich plecach przeszedł dreszcz. Zacisnąłem dłonie w pięści.
- T-tak, tylko...
Próbowałem odpowiedzieć, ale ktoś nie pozwalał mi na to. Zaczął szybciej poruszać głową, a ja zasłoniłem usta dłonią.
- Naruto? - odezwała się ponownie.
- Chcę cię usłyszeć.
Sasuke odciągnął moją rękę.
- A-ale...
- Naruto?!
- Wszystko... Dobrze...
Usłyszałem oddalające się kroki i odetchnąłem z ulgą, a Sasuke wciąż nie dawał mi spokoju. Moje ciało czuło się tak dobrze, a po czole spływały kropelki potu. Robił to coraz szybciej i szybciej. Czułem że, już długo nie wytrzymam. Cholerny zbok. Dyszałem i jęczałem, w kółko powtarzając jego imię. Pewnie jak zwykle robił to nie pierwszy raz, był zbyt dobry. Ogarniało mnie szaleństwo. Wkrótce wypiąłem się w łuk i doszedłem z głośnym krzykiem.
Sasuke
- Och, czyżbyś już się nie obawiał, że usłyszy nas twoja mama?
- T-t-t-yyy...!! - chłopak oblał się rumieńcem, jakby dopiero teraz zorientował się, co się wydarzyło.
Oblizałem usta i poczułem słony smak. Naruto szybko pozbierał swoje rzeczy i zaczął się ubierać. Zlizałem jego spermę z dłoni, wkładając palce do ust. Gdy już skończyłem, obserwowałem jak Uzumaki męczy się z guzikami koszuli, nieco rozbawiony jego brakiem zaradności.
Podszedłem do niego, aby pomóc mu w ich zapięciu, ale on odtrącił moją dłoń.
- N-nie j-jestem dzieckiem. Sam sobie poradzę.
Choć próbował brzmieć groźnie, jego ciało go zdradzało. Drżące dłonie, nierówny oddech, poczerwieniałe poliki. A to tylko lodzik, Naruto.
Gdy z trudem skończył zapinać odzież, przeszedł do krawatu. W ogóle nie wiedział, jak go zawiązać, co wzbudziło we mnie niezrozumiałą irytację.
- Daj to - powiedziałem głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Serio jesteś dzieckiem, Uzumaki.
Gdy skończyłem, błękitne oczy za czerwonymi oprawkami wbiły wzrok w podłogę, a małe, urocze, malinowe usta powiedziały cicho "dzięki" tym niewinnym i nieśmiałym głosem.
- Powiedz to.
- Co?
- To, co powiedziałeś tamtego dnia. To, co do mnie czujesz.
Tak bardzo pragnąłem usłyszeć z jego ust te dwa, proste słowa. Chciałem, aby uświadomił mnie o rzeczywistości. On jest mój.
Już nawet jego uszy były czerwone.
- N-n-nie ma m-mowy!
Odwrócił się natychmiast, poprawił krawat przy szyi i wyszedł z pomieszczenia.
Naruto
- Coś długo wam to zajęło.
Serce zabiło mi szybciej. Spojrzałem na czarnookiego z wyrzutem, a on posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Naruto poczuł się naprawdę źle. Ale już jest w porządku.
Siedzieliśmy tak jeszcze około pół godziny. Rozmawialiśmy ze sobą, ale miałem wrażenie, że atmosfera była wciąż napięta.
- Cóż, pora na mnie.
- Idziesz już, Sasuke?
O dziwo pytanie nie padło z moich ust, lecz matki.
- Tak, pewnie... Nii-san się martwi.
Brzmiało mi to na kłamstwo, ale rozumiałem go.
- Naruto - posłała mi spojrzenie tak poważne, jak nigdy dotąd.
- T-tak?!
- Kochasz go?
- C-co tak nagle z tym wyskakujesz?!
- Tak - odpowiedział za mnie Uchiha.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytała.
Mogłem sądzić, że zabrzmiało to wręcz wrednie.
Sasuke wstał i podszedł do mnie, a ja otworzyłem szerzej oczy.
- Odpowiedź jest prosta. Ponieważ ja go kocham, a mnie się nie odmawia.
Nie tylko jego słowa były odważne, ale i gest.
Gdy tylko nasze usta się odkleiły, nie wiedziałem, co mam zrobić. Zrobiło mi się tak bardzo wstyd, że położyłem głowę na stole.
Cisza.
- Zaakceptowałam was.
Co?
Podniosłem się.
- Jesteś moim synem. Jeśli czujesz się szczęśliwy z tym mężczyzną, pozostaje mi dzielić z tobą twoje szczęście.
Nie wierzyłem, że naprawdę to powiedziała. Po chwili wstała i przytuliła nas obojga.
- Kocham cię, mamo - powiedziałem wzruszony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro