Rozdział 11
Hinata
Na języku japońskim siedzę zaraz za... Uzumaki Naruto-kunem. Rumienię się na samą myśl o tym. W porównaniu do innych dziewczyn, jestem bardzo nieśmiała. Czasami mam ochotę zapaść się pod ziemię.
Minął miesiąc od rozpoczęcia szkoły, a ja wymieniłam z nim zaledwie kilka zdań. Boję się odezwać, bo ze względu na moje zachowanie, może pomyśleć, że jestem dziwna. Nie jestem też tak dobra w nauce jak on i w wielu przedmiotach potrzebuję pomocy. Czasami chcę się zapytać, czy mógłby mi wytłumaczyć niektóre rzeczy, ale za bardzo się wstydzę. Nie jestem tak wspaniała jak Sakura, którą każdy lubi. Pozostaje mi tylko podziwianie jego pleców.
- Hinata.
Odwróciłam się. To był Shikamaru-kun.
- Możesz podać to Naruto?
Na samo słowo "Naruto" serce biło mi szybciej i kręciło mi się w głowie.
Shikamaru-kun podał mi zgiętą karteczkę, na której prawdopodobnie była zapisana wiadomość do Naruro-kuna. Drżącą ręką wzięłam ją od szatyna.
- D-dobrze...
Wzięłam głęboki oddech. Zamknęłam powieki.
- Naruto-kun.
Gdy ponownie je otworzyłam, dalej widziałam tylko tylną część jego ciała. Chyba mnie nie usłyszał. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam go.
Ja. Hyuuga Hinata. Dotknęłam. Uzumakiego Naruto.
Tylko nie zemdlej, dziewczyno.
- Co się stało, Hinata? - zapytały mnie jego błękitne oczy za szkłami czerwonych oprawek.
Wyciągnęłam rękę ku blondynowi, w której trzymałam karteczkę.
- T-t-too... Od Shikamaru... - przełknęłam ślinę - K-kun...
- A, jasne, dzięki.
Dlaczego jesteś taki idealny?
Nagle jego uśmiech zgasł, a na twarzy pojawiło się zmartwienie.
- Wszystko w porządku? Jesteś cała czerwona. Nie masz czasem gorączki?
To właśnie chwile w moim życiu, w których chciałam zniknąć. O ile to możliwe, byłam przekonana, że właśnie stałam się jeszcze większym burakiem.
- Hinata, Naruto, co się stało? - zapytała Anko-sensei.
- Hinata nie czuje się najlepiej. Chyba powinna iść do pielęgniarki.
Chciałam powiedzieć, że wszystko w porządku, ale nie byłam w stanie się odezwać.
- W takim razie, Naruto, idź z nią.
Jeśli ktoś kiedykolwiek równocześnie czuł niezmierne szczęście i wielką rozpacz, błagał, aby pewne wydarzenie nigdy nie miało miejsca i czekał na nie całe życie, zrozumie, jak się czułam.
Wstałam z ławki i próbowałam utrzymać równowagę. Kręciło mi się w głowie. Opuściliśmy klasę i szliśmy przed siebie.
Straciłam przytomność.
Sakura
- Wiecie, co się stało z Hinatą? Martwię się o nią - powiedziała zmartwiona Ino.
- Nie mam pojęcia. Może po prostu źle się poczuła? - zapytała Tenten.
Dziś Hinata wróciła wcześniej do domu, ponieważ zemdlała. Sama jestem ciekawa, dlaczego to się stało.
- Dobra, jutro z nią pogadamy. Wracasz z nami, Temari? - zapytała blondynka.
- Okej.
- Ja mam dziś kółko historyczne. Ty też idziesz, co nie, Tenten?
- Sorki, dziś urywam się wcześniej! Wiesz, Neji. Wytłumaczysz mnie jakoś, no nie? - puściła mi oczko.
Świetnie, a więc praktycznie będę tam sama.
- Jasne... - odpowiedziałam niechętnie.
- Sakura, powodzenia z Kakashim-senseiem!
- Boże, Ino! - zaśmiałam się.
Przyzwyczaiłam się już do jej głupich żartów. Pożegnałam się z koleżankami i udałam w stronę sali od historii. Tym razem była pusta. No, po za moim wychowawcą.
- Dzień dobry...
- Dzień dobry, Sakura.
Niechętnie zamknęłam drzwi i usiadłam w drugiej ławce od biurka, tak jak tydzień temu. Cholera, zajęcia się już zaczęły, więc dlaczego nie ma tu nikogo po za mną? Chociaż uczestnicy tego kółka mają tendencję do spóźniania się. Powinnam uzbroić się w cierpliwość.
- Poczekajmy jeszcze 10 minut, może ktoś się zjawi - powiedział sensei.
Po upływie niecałego kwadransu, nadal nikt się nie pojawił.
- Wygląda na to, że jesteś tylko ty. No tak, Rin poszła do lekarza, Obito nie był dziś obecny w szkole. Czy wiesz może, co się stało z pozostałymi uczniami?
- Nie-nie wiem...
Miałam "kryć" Tenten, lecz teraz mam do niej żal. Być sam na sam z senseiem... Czuję się trochę niezręcznie. A co mi tam. To jej problem, nie mój.
- Właściwie to... Tenten poszła się spotkać z chłopakiem.
- Z chłopakiem? A więc celowo nie pojawiła się na zajęciach?
Przytaknęłam.
- A ty, Sakura? Masz chłopaka? - zapytał w żartach.
Przynajmniej mam nadzieję, że to był żart. Poczułam się zawstydzona, mówiąc o takich rzeczach nauczycielowi. Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- Nie, nie mam...
Czas odbić pałeczkę.
- A Pan ma żonę?
Kakashi-sensei się roześmiał. Pokazał mi swoje ręce.
- A widzisz tu jakaś obrączkę?
- Nie - również się zaśmiałam.
Kakashi-sensei ułożył się wygodniej na krześle i splótł ręce na karku.
- Ach, pamiętam, jak byłem w twoim wieku. Jakby to było wczoraj.
Srebrnowłosy był młody i w dodatku przystojny. Pomyślałam, że to dziwne, a zarazem śmieszne, kiedy sensei się przy tobie rozmarza. Chyba pierwszy raz rozmawiałam tak swobodnie z nauczycielem. Nie krępowałam się już prawie wcale.
- Ale wiesz, Sakura, muszę ci przyznać, że do twarzy ci w tym mundurku. Nie wszystkie dziewczyny wyglądają w nim tak ładnie, jak ty.
Poczułam mocne rumieńce na moich policzkach.
Czy... Czy to normalne, że nauczyciel mówi takie dziwne rzeczy?
Kakashi-sensei widząc moje zakłopotanie, roześmiał się.
- Spokojnie, nie miałem na myśli niczego dziwnego - machnął ręką. - Po prostu mówię, jak jest.
Ułożył ręce w trójkąt i oparł na nich podbródek.
Muszę szybko zmienić temat.
- Sensei, czy mógłbyś mi wytłumaczyć kilka zagadnień z historii?
- Jasne, czego konkretnie nie rozumiesz?
Chociaż nie miałam dziś w planie historii, na wszelki wypadek biorę ze sobą zeszyt oraz podręcznik na koło. Kiedy w końcu znalazłam te rzeczy, zauważyłam, że Kakashi-sensei stoi tuż przy mnie, a właściwie pochylał się tuż przy mojej twarzy.
Blisko. Za blisko. Znowu rumieńce. Serce bije mi szybciej.
Ogarnij się, do cholery, to twój nauczyciel!
- Sakura?
- Aa, tak.
Otworzyłam zeszyt i pokazałam mu, czego nie rozumiałam. Zaczął mi tłumaczyć, ale nie potrafiłam się skupić. Był ubrany w elegancką koszulę, która tak bardzo pasowała mu do jasnych włosów. Nie wierzę, że jest singlem. Z bliska widziałam jego delikatny zarost. I czułam perfumy. Nie wiedziałam, jakich używał, ale miały nieziemski zapach. Aż chciało się go wąchać. Zatopić w tej koszuli.
No dobra, przyznaję, może trochę mi się podoba, ale dużo dziewczyn w szkole na niego leci. Po za tym w moim sercu jest miejsce tylko dla jednego.
- Już rozumiesz?
- Aaa...
Kurde, nie mogłam się skupić, ale nie powiem mu, że nadal nie rozumiem, bo uzna za niegrzeczne, że go nie słuchałam.
- Tak - skłamałam.
Zamiast kółka historycznego, urządziliśmy sobie małą pogawędkę. Rozmawialiśmy o wszystkim. O rzeczach ważnych i o pierdołach. Dowiedziałam się co nieco o Kakashim-senseiu. Wcale nie czułam, że jest starszy ode mnie, no i, że jest moim nauczycielem. Czułam, jakby był moim kolegą z klasy.
Kakashi-sensei nie jest taki, jak reszta nauczycieli. Jest miły, zabawny i wyluzowany. Może to ze względu na jego wiek?
Śmialiśmy się i rozmawialiśmy tak razem, że nawet nie zauważyliśmy, kiedy zajęcia się skończyły. Pożegnałam się z senseiem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro