Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Naruto

- Nara Shikamaru.

Przygarbiony chłopak przedstawił się zwięźle, bez zbędnych słów. Związał ciemne włosy, odsłaniając kolczyki w uszach. Ręce trzymał w kieszeniach, a twarz wyrażała znudzenie. Wyglądem, jak i postawą przypominał zbuntowanego nastolatka, choć nie miałem w zwyczaju oceniać ludzi po wyglądzie, jednak na wszelki wypadek, wolałbym trzymać się od niego z daleka.

- Dobrze... - potwierdził sensei - następna... Haruno Sakura.

I tak oto przed moimi oczyma
ukazała się różowa piękność.

Gładka, jasna skóra idealnie współgrała z krótkimi, prostymi włosami, a w zielonych, błyszczących oczach widziałem determinację. Dziewczyna wstała i z tak wielką powagą, jakby była w wojsku, przedstawiła się.

- Nazywam się Haruno Sakura.

Cisza.

- Miło mi was poznać - dodała po chwili z uśmiechem.

Sasuke


17 wiosen na karku, a ja nadal tkwię w gimbazie. Ci sami ludzie, te same korytarze... Rzygam już tym. Jak co roku, nowa klasa i to głupie pierdolenie. Nie mam zamiaru przywiązywać się do kogokolwiek. Więzi są czymś, co nas ogranicza. Więzi ranią ludzi. Dlatego jestem taki silny i każdy się mnie boi. Życie traktuję jak zabawkę, a każdy człowiek jest pionkiem w mojej grze.
Oni teraz się przedstawiają z głupim uśmiechem na twarzy, a ja wiem, że mogę każdego z nich owinąć wokół palca. Zatańczą, jak im zagram. Nie ma nikogo, kto by mi się postawił.

Naruto

Drugi dzień w nowej szkole. Cóż, myślałem, że będzie gorzej. Usiadłem w wolnej ławce gdzieś na końcu. Już na pierwszej lekcji zaczęliśmy pisać w zeszycie, toteż uważnie słuchając nauczyciela, notowałem w zeszycie.
Usłyszałem, że ktoś coś do mnie mówi, jednak nie zrozumiałem słów. Odwróciłem się i zobaczyłem zarumienioną dziewczynę.

- Mówiłaś coś? - zapytałem.

- D-długopis...

Jasna skóra przybrała jeszcze bardziej czerwonej barwy.

- Hę?

- Długopis... Spadł mi... Jest pod twoją ławką...

- Aaa.

Uśmiechnąłem się. Dziewczyna była ładna i widać podobnie jak ja, niezbyt śmiała.
Podniosłem jej własność i oddałem, na co odpowiedziała krótkie ,,Dziękuję". Dowiedziałem się również, że jej imię to Hinata.

Sasuke

- Sasuke, kopę lat!

Zmierzyłem wzrokiem niższego ode mnie szatyna.

- Znamy się? - zapytałem złośliwie.

- Powinieneś pamiętać swojego senpaia.

Izunuka Kiba chodził ze mną do klasy w poprzednim roku. Teraz jest w trzeciej klasie, a ja nadal w drugiej, co prawdopodobnie nakierowało go do słowa ,,senpai", choć oczywiście nim nie jest.

- Wybacz senpai, jakoś nie stęskniłem się za twoim ryjem.

- Myślałem, że mnie kochasz - powiedział zawiedziony Kiba.

- Tak się składa, że nie jestem ciotą - odpowiedziałem obojętnie.

- Jak to? Jestem przekonany, że wolisz chłopców.

- Nie takich jak ty - uśmiechnąłem się złośliwie.

- Przestańcie bawić się w jakiś pedałów - odezwał się Neji.

Hyuuga Neji również chodził ze mną do klasy. Długie, brązowe włosy związał na końcu gumką. Jego oczy były wielkie i tak jasne, że wydawały się być białe, tak samo, jak jego blada skóra.

- Siema, Neji! - przywitał go szatyn.

Poczułem się zmęczony. Sięgnąłem do kieszeni po przedmiot, który pozwala mi się wyluzować. Ściskając go w ręce, ruszyłem w stronę toalety.

- Ej, a ty gdzie? - zapytał Kiba.

- Jarać mi się chce.

Naruto

Podczaj przerwy śniadaniowej, zostałem sam. Siedząc w swojej ławce, obserwowałem moją klasę. Wzrok zatrzymałem na najładniejszej dziewczynie - Sakurze. Otoczona dziewczynami i chłopakami, muszę przyznać, że jest nie tylko ładna, ale i lubiana. Czy taki ktoś jak ja, ma u niej w ogóle szanse?

- Naruto, chodź do nas! - zawołał mnie Shikamaru.

Nie byłem co do niego przekonany, wydawał się podejrzany. Zastanawiając się przez chwilę, zdecydowałem się dołączyć do wesołej gromady.

- Cześć.

- Co tak sam siedziałeś? Języka w gębie nie masz?

- Eee...

Nie wiedziałem, co powinienem odpowiedzieć, w końcu to dopiero drugi dzień, nie chciałem się nikomu narzucać.

- Nie czepiaj się go, Shikamaru! - powiedziała blondynka w kucyku.

- Och, czyżby Ino się zakochała? - zapytała inna dziewczyna.

- Co? Nie! - zarumieniła się.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, nawet ja się uśmiechnąłem. Sakura wyglądała jeszcze ładniej, kiedy się śmiała.

- Temari, zabiję cię!

Rozmawialiśmy wszyscy razem, choć ja bardziej słuchałem, niż mówiłem. Wszyscy poznawaliśmy się nawzajem. W końcu Shikamaru zaczął rozmawiać tylko ze mną i z pulchnym chłopakiem o imieniu Chouji.
Z początku się go trochę bałem, jednak był miły. Chyba źle go oceniłem.

- Naruto, znasz Uchihę Sasuke?

Uchiha Sasuke... Próbowałem przypomnieć sobie tą osobę w mojej pamięci, jednak doszedłem do wniosku, że w ogóle go nie kojarzę.

- Nie.

- W takim razie radzę ci uważać - położył ręce na karku, rozlegiwując się na krześle. - Gościu rządzi tą szkołą. Nie chciałbyś mieć z nim do czynienia. Ech, to takie upierdliwe.

Z lekkim przerażeniem przełknąłem ślinę.

Sasuke

- Serio nie macie co robić? - zapytałem kpiąco wdychając dym z papierosa.

- Sasuke, nie bądź taki sztywny, będzie beka. Ci pierwszoklasiści myślą, że jak wyszli z podstawówki, to im wszystko wolno. Trzeba pokazać, gdzie ich miejsce. Nie mogę się już doczekać, jak będą srać w gacie.

- Ale z ciebie sadysta, Kiba - powiedziałem sarkastycznie.

- Zamknij się. Z resztą patrz na siebie. Za dużo palisz, jeszcze dostaniesz raka, co nie, Neji?

Hyuuga nie słuchał nas, a już szukał ofiary, której chciał ukraść pieniądze.

Kiba podszedł do niego i teraz obaj szukali sobie osoby, nad którą mogli się poznęcać. Nie chciałem pakować się w ich głupie pomysły, jednak mogło być zabawnie. Mogłem robić to, co chciałem, więc co mi szkodzi?
Włożyłem fajkę do ust i podszedłem do tych głupków.

- Może ten okularnik, co?

- Ty po niego idź, Kiba.

- Co? Czemu ja?!

- Bo to twój debilny pomysł!

Naruto

Lekcje się już skończyły. Wyszedłem ze szkoły i natychmiast poczułem różnicę w temperaturze. Mimo, że to początek roku szkolnego, dzień był chłodny.
Wciągnąłem zimne powietrze do płuc i poprawiając okulary, ruszyłem przed siebie.

W szkole podstawowej byłem najlepszym uczniem i nie zamierzałem spocząć na laurach. Muszę się uczyć. Muszę być najlepszy, aby pewnego dnia zdobyć dobrą pracę i pomóc rodzinie. Odkąd ojciec nas zostawił, mieszkam tylko z matką, a pieniądze ledwo nam wystarczają. Staram się pomagać, jak tylko mogę i nie sprawiać mamie kłopotów. Wiem też, że dzięki moim dobrym ocenom uszczęśliwiam ją.

Wyciągnąłem z kieszeni listę zakupów i jeszcze raz przeczytałem, kiedy ktoś mnie popchnął, przez co upuściłem kartkę.

- Cześć, blondasku - usłyszałem męski głos.

Odwróciłem się i zobaczyłem wyższego ode mnie chłopaka o krótkich, brązowych włosach.

- Pójdziesz ze mną - uśmiechnął się zuchwale.

- Co? - zapytałem, nie rozumiejąc, w jakiej sytuacji się znalazłem.

Chłopak złapał mnie za kaptur i pociągnął ze sobą. Przestraszony, próbowałem mu się wyrwać, lecz bezskutecznie.

- Puść mnie!

Zignorował moją prośbę, czy też rozkaz. Zaciągnął mnie na tył szkoły i rzucił mną o ścianę. Zacisnąłem zęby i oczy z bólu. Poczułem czyjś ciepły oddech i gdy ponownie otworzyłem oczy, jego twarz znalazła się tak blisko mojej, że odruchowo chciałem się odsunąć, lecz nie mogłem. Pochylając się, mierzył mnie wzrokiem. Za nim zobaczyłem chłopaka o długich włosach. Ręce miał skrzyżowane na piersiach.

Kiedy mój "napastnik" się odsunął z uśmiechem wydał mi polecenie "wyskakuj z kasy". Nie mogłem tego zrobić, ponieważ pieniądze, która dała mi matka były przeznaczone na zakupy.

- Nie - powiedziałem cicho, czując jak kolana uginają się pode mną.

- Heee? Pyskować będziesz mały zasrańcu?

Twarz chłopaka spoważniała, a wręcz nie wyrażała żadnych uczuć. Skrzyżował ręce. Poczułem jeszcze większy strach, spoglądając w jego oczy. Zdradzały pokerową twarz, miałem wrażenie, jakbym zobaczył w nich coś nieludzkiego. Jego aura bardzo się zmieniła. Z radosnego i rozbawionego chłopaka przemienił się w kogoś, o morderczym spojrzeniu.

- Neji.

Kolega zwany "Nejim" podszedł do mnie i bez wahania uderzył mnie pięścią w brzuch.

Oszołomiony bolesnym ciosem, upadłem na ziemię. Zanim zdążyłem pojąć całą sytuację, zostałem ponownie uderzony w twarz przez brązowookiego. Próbowałem ignorować ból. Podnieść się. Uciekać.

Gdy tylko podniosłem głowę, zauważyłem trzecią osobę, opierającą się o ścianę. Stała blisko mnie, kiedy zostałem przytwierdzony do ściany, lecz bliskość chłopaka nie pozwalała mi się rozejrzeć wokół. Szatyn wyjął papierosa z ust, rzucił go na ziemię i przygniótł. Poczułem dreszcze, kiedy pomyślałem, że on również chce mnie zgnieść, jak swoją fajkę.
Usłyszałem dźwięk rozpiznanego plecaka.

- Co? Dwie dychy? Tylko tyle?

Brzuch bolał mnie niezmiernie, jednak podnosiłem się o własnych siłach.

- Na jutro mają być cztery!

Zostałem ponownie powalony na ziemię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro