xvii. planowane nocowanie
Oboje dotarli pod dom rodziny Blythe-LaCroix, a Ania poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz, gdy popatrzyła na ceglany budynek. Widział on tak wiele strat i żałoby, że teraz czuła, jakby to on był jej bratnią duszą. W milczeniu stała przed domem, nadal nie będąc w stanie pojąć tego, co się wydarzyło. Po jej policzku popłynęła łza, gdy pomyślała o tym, że już nigdy więcej nie zobaczy Mateusza.
Gilbert to zauważył. Widział jej spojrzenie przepełnione cierpieniem i bólem. Wiedział, co czuła — każdą pojedynczą emocję. A szczególnie po stracie swojego ojca. Kiedy zauważył łzę płynącą po jej bladej twarzy, owinął wokół niej ramiona. Trzymał ją w ciepłym i pocieszającym uścisku, który ona powoli odwzajemniła. Wtedy zaczęła szlochać, ściskając go jeszcze bardziej.
On również zaczął płakać — jednocześnie przez widok jej w takim stanie i przez Mateusza. Po uścisku trwającym niemal dwie minuty odsunęli się i popatrzyli na siebie. Oboje spojrzeli sobie prosto w oczy. Niebieskie jak ocean tęczówki spotkały się z tymi zielono-brązowymi jak las i oboje widzieli u siebie podobne uczucia.
Nagle Ania odwróciła wzrok, po czym zaczęła iść w stronę wejścia do domu. Gilbert szybko podążył za nią.
— Okej, zaprowadzę cię do pokoju gościnnego. Dzisiaj możesz pożyczyć ode mnie jakieś ubrania, ale jutro mogę pójść po jakieś do twojego domu, jeśli chcesz. — Posłał dziewczynie delikatny uśmiech, gdy ich czerwone i napuchnięte oczy nawiązały kontakt.
— Okej. Dziękuję, Gil. — Odwzajemniła mimikę twarzy, którą ciężko było nawet wymusić.
Rudowłosa przeczytała tyle książek, że stała się cudowną kłamczuchą. Jednak Gilbert Blythe widział jej sztuczne uśmiechy i wszelkie kłamstwa. Znał ją zbyt dobrze.
Poprowadził ją do sypialni gościnnej znajdującej się tuż obok jego pokoju. Była mniejsza niż reszta pomieszczeń, ale nie była zbyt mała. Ściany były pokryte jasnoszarą farbą oraz obrazami. Czarna rama łóżka była naprawdę ogromna. Kołdra miała kolor granatowy, a poduszki biały. Obok posłania stała drewniana szafka nocna oraz lampka. To nie było nic wyszukanego, ale Ania czuła się tam bezpieczna.
— Jesteśmy! — oznajmił najradośniejszym tonem głosu, na jaki było go stać.
— Dziękuję, Gil. — Wymusiła delikatny uśmiech. Lecz jakaś część tego uśmiechu nie była wymuszona. Kiedy na niego patrzyła, jedyne, co chciała robić to się uśmiechać.
— Oczywiście. Zostawię cię na chwilę samą, na pewno jesteś wykończona — powiedział chłopak i zaczął kierować się w stronę drzwi.
Jednak Ania nie chciała, by stąd wychodził. Chciała, by ktoś był obok niej. Naprawdę nienawidziła być sama w potrzebie. A szczególnie po takiej stracie nie chciała czuć się, jakby nie miała nikogo.
— Czekaj! — wypaliła.
Czy naprawdę chciała, by Gilbert z nią został? Chłopak poczuł, jak jego serce przyspiesza. Miał nadzieję, że poprosi go, by został.
— Mogę zaprosić Dianę? Nie chcę być sama — dodała, niemal od razu tego żałując. Dlaczego po prostu nie poprosiła Gilberta, by został?
— Och... — Kąciki jego ust opadły. — Uch... Tak! Jasne. Co tylko potrzebujesz.
Po tych słowach ponownie odwrócił się do wyjścia.
— Ale... Mógłbyś ze mną zostać, dopóki nie przyjdzie? — Popatrzyła na niego z nadzieją, że się zgodzi.
Gilbert odwrócił się i uśmiechnął.
— Oczywiście, Aniu.
Shirley napisała do Diany z prośbą, by ta przyszła do domu chłopaka, a następnie oboje położyli się na łóżku. Gilbert nie wiedział, co powinien zrobić, więc po prostu tam leżał, niepewny, czy powinien ją przytulić, czy nie. Ania robiła to samo. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza. W końcu dziewczyna zdecydowała, że nie będzie się niczym przejmować i ułożyła głowę na jego klatce piersiowej. Gilbert mógł przysiąc, że jego serce wtedy się zatrzymało. Uśmiechnął się i owinął wokół niej ramiona.
— Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać — powiedziała cicho.
— Oczywiście, Aniu. Zawsze będę przy tobie.
Po tym zapadła cisza. W pokoju było słychać jedynie bicia ich serc. Gilbert bawił się długimi, kasztanowymi włosami Ani. Było tak spokojnie, że dziewczyna niemal zapomniała o wszystkich wydarzeniach tego dnia.
Nagle ktoś przerwał tę chwilę. Diana głośno sapnęła, gdy stanęła we framudze drzwi i zobaczyła wtuloną w siebie parę.
— Diano! — pisnęła Ania i szybko wstała. Gilbert zrobił to samo.
— Och! Um, już jestem! Przyniosłam nam jedzenie z McDonald's!
Blythe szybko zeskoczył z łóżka, jakby to miało zatuszować fakt, że właśnie się na nim przytulali.
— Och, dziękuję, Di! — Uśmiechnęła się Ania, zakładając kosmyki włosów za uszy.
— Nie ma za co. Uch, pójdę po coś do samochodu. Zaraz wracam! — Diana również uniosła kąciki ust, po czym wręcz wybiegła z pokoju.
— Chyba powinienem zostać, by zjeść? — zaczął Blythe, drapiąc się po karku.
— Chyba tak! Szkoda, że nie mogliśmy poleżeć tak trochę dłużej... Prawie zapomniałam o wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło — odparła i niemal od razu tego pożałowała.
— Aniu Shirley, czy ja śnię, czy właśnie powiedziałaś, że podobało ci się nasze przytulanie? — Zaśmiał się.
Rudowłosa wywróciła oczami i żartobliwie go popchnęła.
— Nie mam nastroju, Blythe — powiedziała i popatrzyła mu w oczy. Ponownie zatracili się w sobie nawzajem. Czuli, jak jakaś siła przyciąga ich coraz bliżej i bliżej siebie...
— Już mam! — Diana uśmiechnęła się, gdy weszła do pokoju, a nastolatkowie od siebie odskoczyli. Dopiero wtedy dziewczyna uświadomiła sobie, że wszystko zepsuła.
— Hej! Diano, cześć! — wypaliła przestraszona Ania, całkowicie unikając kontaktu wzrokowego z Gilbertem.
— Uch, to co, jemy? — dodał szybko chłopak, na co Shirley odpowiedziała wręcz zbyt głośnym potwierdzeniem.
Trójka przyjaciół usiadła, by móc zjeść — Ania wybrała nuggetsy, Gilbert Big Maca, a Diana McChickena. W pokoju panowała dość niezręczna atmosfera. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Ania i Gilbert byli o krok od pocałunku.
W głowie Ani było tysiące myśli. Jak mogła prawie pocałować Gilberta Blythe'a? Dlaczego prawie pocałowała Gilberta Blythe'a? Co Gilbert myślał o tym wszystkim? Gilbert również miał wiele pytań. Czy Ania również poczuła tę więź między nimi? Czy w końcu zaczęła odwzajemniać jego uczucia? Co Ania myślała o tym wszystkim? Za to Diana tylko siedziała, mając w głowie „O cholera".
— A więc, Aniu, jak się czujesz? — zapytała brunetka, próbując przerwać milczenie.
— Och! Uch... Dobrze, tak, o wiele lepiej. Po prostu czuję naprawdę dużo — odparła cicho Ania.
Przytrafiło się jej tyle rzeczy, że nie pragnęła niczego oprócz pójścia do łóżka. Właśnie wtedy odezwał się Gilbert, zupełnie jakby czytał jej w myślach.
— Aniu, powinnaś się trochę przespać — powiedział do dziewczyny, która nadal próbowała uniknąć kontaktu wzrokowego.
Kiwnęła głową, więc Diana zebrała wszystkie śmieci i poszła je wyrzucić do kuchni. Gdy zostali sami, napięcie ponownie się pojawiło.
— Um, jeśli będziesz potrzebowała koca, poduszek czy czegoś to mogę ci je przynieść. — Gilbert uśmiechnął się, patrząc jej w oczy. Ania w końcu nawiązała z nim kontakt wzrokowy i również uniosła kąciki ust.
— Dziękuję, Gil.
Po tych słowach w pokoju ponownie nastąpiła cisza, jednak tym razem nie była niezręczna. Nagle Gilbert przyciągnął Anię do uścisku i oboje po prostu tak siedzieli — wtuleni w siebie. Diana to zauważyła, jednak postanowiła im nie przeszkadzać. Poczekała, aż się od siebie odsunął, co nastąpiło co najmniej minutę później. Wtedy zapukała i weszła do środka.
— Gotowa do spania? — zapytała swoją najlepszą przyjaciółką z uśmiechem. Kiwnęła głową.
— Dobranoc, Gil. — Ania uniosła kąciki ust i po raz ostatni go przytuliła.
— Dobranoc. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, to będę obok.
Tuż po tym się od siebie odsunęli. Gilbert poczuł, jak na jego twarz wkrada się chłopięcy uśmiech.
Gdy przyjaciółki położyły się na łóżku, Diana szeroko się uśmiechnęła — jeszcze szerzej, niż Ania uważała, że to w ogóle możliwe.
— Gadaj! — Barry „krzyknęła" szeptem, na co rudowłosa wywróciła oczami.
— Nie mam o czym!
— Kłamiesz. Powiedz mi!
— Dobra! No cóż, przyjechaliśmy tutaj i zazwyczaj lubię być sama z moimi myślami, ale teraz chyba chciałam, by coś odwróciło moją uwagę. Więc położył się ze mną i tak po prostu leżeliśmy. Czułam się, jakby to miało się wydarzyć od zawsze. Ale wtedy przyszłaś i oczywiście, nie winię cię, to dobrze, że przyszłaś. Ale... Znowu wyszłaś. Zaufałam mu. Powiedziałam, że lubię z nim być. I wtedy prawie się... Pocałowaliśmy. Chyba! Nie jestem pewna. Po prostu... Bycie obok niego jest takie... Właściwe? Nie jestem pewna, o co chodzi — zakończyła Ania.
— Idź spać w jego pokoju! — rozkazała Diana.
— Co?
— Widzę, że tego chcesz. Po prostu powiedz, że chrapałam i nie mogłaś zasnąć!
— Ale przyszłaś tutaj, by ze mną zostać? — odparła Ania, próbując ukryć to, że tak naprawdę chciała pobyć z Gilbertem, jednak przyjaciółka wypchnęła ją z łóżka.
— Nie obchodzi mnie to! Leć!
— Dobra! Dziękuję, Di. Przepraszam, że kazałam ci przyjść.
— To nic. A teraz leć!
Ania wyszła z pokoju i odwróciła się w stronę drzwi do pomieszczenia obok. Stała przed jego sypialnią. Co, jeśli już śpi? Pokręciła głową, by pozbyć się tej myśli i zapukała, nawet nie będąc tego świadoma.
— Proszę — odezwał się zmęczony głos.
— Cześć... Um, Diana strasznie głośno chrapie. Było okropnie i zastanawiałam się, czy mogłabym... Spać... Tutaj? — zapytała zdenerwowana.
Chłopak zaśmiał się i zrobił miejsce obok siebie na łóżku.
— Oczywiście, kochanie.
Westchnęła, po czym ułożyła się na posłaniu, wtulając w niego. Przez chwilę nic nie mówili, ale żadne z nich nie zasnęło.
— Tak bardzo za nim tęsknię. — Zaczęła płakać Ania. Ukrywała swoje uczucia przez większość dnia, a teraz już nie była w stanie dłużej tego robić. — Dlaczego zabrali go tak wcześnie?
Szlochała w klatkę piersiową Gilberta, który trzymał ją blisko siebie i gładził po włosach.
— Już nie cierpi. Jest dobrze. — Próbował ją uspokoić, jednak ona nie przestawała płakać.
— Masz rację. Chciałabym tylko, by mógł zostać ze mną na dłużej. Wow, to brzmi strasznie samolubnie. — Zaśmiała się przez łzy. — Przepraszam, że jestem taka irytująca.
Ania pokręciła głową i otarła mokre policzki, próbując przestać płakać. Jak mogła odkrywać swoją wrażliwą stronę przed kimś, a szczególnie przed Gilbertem Blythem?
— Aniu, nie jesteś irytująca. Nigdy więcej nie myśl, że okazywanie emocji jest irytujące, a szczególnie w takiej sytuacji — zapewnił ją, wywołując tym samym uśmiech na jej twarzy.
— Dziękuję, Gil.
Popatrzył na nią.
— Oczywiście, Aniu. Nie powinnaś uważać, że jesteś irytująca przez swoje uczucia.
Leżeli w ciszy przez jakąś minutę czy dwie.
— Podobała mi się ta ksywka, którą nazwałeś mnie wcześniej. — Ania zachichotała i pociągnęła nosem.
— Tak, kochanie? Wow, schlebiasz mi!
— Przestań. Naprawdę szybko mogę to cofnąć. — Zaśmiała się i popatrzyła na niego. — Dobranoc, Gilbert.
— Dobranoc, kochanie.
☁
anne-girl było tłumaczone w książkach jako kochanie albo moja mała dziewczynko, ale nigdy nie mogę się zdecydować na to, które brzmi lepiej, więc napiszcie, co wolicie.
poza tym oficjalnie jesteśmy na bieżąco z oryginałem, także teraz nie wiem, z jaką częstotliwością będą pojawiały się rozdziały :(
kocham was,
victoria alexandra cornelia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro