xv. bóle serca
NARRATOR
Gdy Ania wyszła z fortu, od razu napisała do swojej najlepszej przyjaciółki.
Ania: Potrzebuję porady
Diana: Już idę
Rudowłosa westchnęła z ulgą i rzuciła się na łóżko. W jej głowie było mnóstwo myśli. Jeszcze niedawno tylko sobie mówiła, że jej się podoba, ale teraz naprawdę jej się podobał. Nie mogła przestać o nim myśleć, chciała z nim rozmawiać i być blisko niego. Zakochała się.
Elegancka nastolatka weszła na górę, po tym, jak wpuściła ją panna Cuthbert.
— Ania! — pisnęła podekscytowana. Rudowłosa odpowiedziała zwykłym uściskiem i cichym podziękowaniem. — A więc, co to za problem?
— Diano, jest naprawdę źle. Ja... Podoba mi się Gil, ale to coś o wiele więcej. Nie mogę przestać o nim myśleć. — Westchnęła i uśmiechnęła się na samą myśl o przystojnym chłopaku.
— Tak! W końcu! — Uśmiech Diany był jeszcze szerszy niż ten zauroczonej rudowłosej. — Aniu, ty też mu się podobasz. Bez żadnych wątpliwości. Dosłownie żadnych wątpliwości, bo każdy w naszej szkole widzi, że się kochacie!
Barry zaczęła chichotać, przez co twarz Ani zrobiła się cała czerwona.
— Masz złudzenia. Co powinnam zrobić?
— No cóż, pokaż mu, że jesteś nim zainteresowania, ale zrób to subtelnie... Chociaż już takie nie jest... A on zrobi jeszcze więcej kroków, niż już zrobił... Jeśli to w ogóle możliwe. — Ania wywróciła oczami na jej komentarze.
— Jutro będę dla niego miła — ogłosiła Shirley, wywołując tym uśmiech u swojej najlepszej przyjaciółki.
— Brzmi jak świetny plan!
☁
Następnego poranka Ania obudziła się z uczuciem, którego już dawno nie doświadczyła. Szczęściem. Wstała z łóżka i zaplotła swoje włosy w dwa warkocze. Wytuszowała krótkie rzęsy — coś, czego zazwyczaj nigdy nie robiła. Tego dnia zależało jej na wyglądzie zewnętrznym bardziej niż zwykle, co było dość dziwne. Zbiegła po schodach, by przywitać się ze swoją cudowną adopcyjną matką.
— Dzień dobry! Czyż dzisiaj nie jest znakomicie? Słońce lśni, a ptaki wyśpiewują swoje piękne piosenki. Wiedziałaś? Ptaki śpiewają, by zaznaczyć swoje terytorium, jak i również, by wyrazić swoje szczęście. Częściej śpiewają, zanim znajdą swojego przyjaciela. Kiedyś o tym czytałam! — paplała ciągle nastolatka.
Maryla Cuthbert jedynie na nią popatrzyła. Ania nie mówiła tak dużo aż od dziewiątej klasy. Wyrosła z tego, a przynajmniej tak sądziła kobieta.
— Co cię tak uszczęśliwia, kochanie? — zapytała Maryla.
Podczas gdy w ich domu atmosfera była dość smutna, miło, lecz dziwnie, było widzieć ją tak uradowaną.
— Och, nic szczególnego — odparła Ania z szerokim uśmiechem. — Sama myśl o tym, że musimy być pełne nadziei! W każdym razie powinnam już iść. Muszę zajechać po Di. Kocham cię!
Rudowłosa szybko wstała i ucałowała Marylę w czoło.
☁
Ania dotarła pod dom Diany i napisała do niej wiadomość, że już czeka.
— Dzień dobry, Diano. — Uśmiechnęła się, gdy jej przyjaciółka wsiadła do samochodu.
— Dzień dobry. Jesteś bardziej radosna niż zwykle. To przypomina mi dziewiątą klasę. — Barry cicho zachichotała, przypominając sobie przepełnioną radością Anię. — Zgaduję, że to przez Gilberta?
— Co? Nie! Po prostu... Pomyślałam... Że powinnam być bardziej radosna? — odparła rudowłosa, jednak zabrzmiało to bardziej jak pytanie.
— Zazwyczaj świetnie kłamiesz, Aniu.
— Wiem! Nie mogę uwierzyć, że pozwalam takiemu głupiemu chłopakowi kontrolować moje uczucia.
— To dobrze! To znaczy, jesteś naprawdę szczęśliwa. Poza tym on zdecydowanie czujesz to samo — zapewniła ją Diana, puszczając jej przy okazji oczko, na co Shirley wywróciła oczami.
Dziewczyny zaparkowały pod szkołą i razem weszły do budynku.
— Słuchaj, jeśli pokażesz mu, że ci się podoba, to zdecydowanie wykona jakiś ruch. — Diana uśmiechnęła się pod nosem.
Dotarły pod szafkę rudowłosej, ciągle chichocząc na myśl o ich wspólnym sekrecie. Gilbert również przyszedł do swojej szafki, która była tuż obok tej Ani, jednak nie był sam. Była z nim jakaś blondynka.
Serce Ani zatonęło, a twarz zrobiła się czerwona. Ona popatrzyła na Dianę, a Diana popatrzyła na nią.
— Och, hej, dziewczyny! To jest Winnie. Jest nowa, więc postanowiłem ją oprowadzić. Winnie, to Diana i Ania. — Uśmiechnął się.
— Cześć! Bardzo dużo o was słyszałam! Szczególnie o Ani. — Blondynka posłała im uśmiech.
Ania wymusiła ten sam gest i szybko odeszła.
— Gdzie ona idzie? — Gilbert zapytał Dianę, która jedynie westchnęła.
— Pójdę jej poszukać. Miło było cię poznać! — Uśmiechnęła się do Winnie przez ramię.
Ania szła najszybciej, jak tylko była w stanie. Boże, dlaczego jestem taka głupia?! Myślałam, że on też mnie lubi i mam szansę. Nie mogę uwierzyć, że zakochałam się w Gilbercie Blythcie! Myślała, próbując powstrzymać łzy. Ruszyła prosto do sali i opadła na krzesło, opierając głowę na ławce. Pozwoliła tym głupim uczuciom przejąć nad nią kontrolę.
Diana nie miała pierwszej lekcji z Anią, więc nie mogła jej znaleźć, jednak ktoś inny również miał ją w planie. A tym kimś był Gilbert Blythe.
Nie tylko mieli razem tę lekcję, ale również siedzieli w jednej ławce.
— Aniu? — zaczął chłopak, spoglądając na nią.
Nadal nie podnosiła głowy, pozwalając kilku łzom wypłynąć. Nigdy więcej nie pozwoli, by te uczucia ją kontrolowały, a przynajmniej tak sobie wmawiała. Lekcja się rozpoczęła, co oznaczało, że musiała przestać leżeć na ławce. Zrobiła tak i wbiła wzrok przed siebie, nie patrząc na Gilberta Blythe'a.
Za nic nie mogła się skupić. W jej głowie ciągle pojawiały się myśli o Gilbercie, o Winnie, o Mateuszu. Jej serce zatonęło, gdy pomyślała o Mateuszu. Jej ojciec cierpiał w strasznie nudnym szpitalu. To mogły być jego ostatnie dni, godziny, minuty. Czuła, jakby zaraz miała wybuchnąć. W jej głowie było tysiące myśli, twarz cała się czerwieniła, a łzy napływały do oczu. Jej serce biło tak szybko, że wydawało jej się, iż zaraz umrze. Czuła, jak pot zbiera się na jej czole i nie może oddychać.
Nagle wstała i zapytała, czy może na chwilę wyjść. Gdy tylko opuściła tłoczne pomieszczenie, zaczęła szlochać. Wszystkie jej emocje, jej uczucia, wpłynęły razem ze łzami. Biegła wzdłuż korytarza, z trudem próbując złapać oddech. Nie przestawała biec, czując się zagubiona i skołowana. Biegła, dopóki miała jeszcze siłę. Wtedy zsunęła się po szafkach i siedziała sama na pustym korytarzu.
☁
Maryla dotarła do szpitala, by odwiedzić swojego ukochanego brata. Przedstawiła się w rejestracji, wjechała windą na odpowiednie piętro i ruszyła do jego pokoju. Był tam. Starszy mężczyzna, cierpiący na problemy z sercem, leżał w dość niewygodnym łóżku. Jedyne, czego chciał to wrócić do swojego pięknego domu na Zielonym Wzgórzu. Chciał pielić swoje rzodkiewki i marchewki, zajmować się końmi, pić herbatę z dwoma najważniejszymi kobietami w jego życiu, żartować w stodole z Anią — zrobiłby wszystko, by wrócić na Zielone Wzgórze. Jednak zamiast tego był uwięziony w szpitalnej sali.
— Jak się czujesz, Mateuszu? — odezwała się Maryla.
Mężczyzna popatrzył na nią, szybko odpychając od siebie wszelkie negatywne myśli o tym, że nigdy nie powróci do domu i kiwnął głową.
— Lepiej — skłamał.
Jego siostra również skinęła i się uśmiechnęła.
— To cudownie! Ania przyjdzie do ciebie po szkole za kilka godzin, więc pewnie... — Mateusz szybko jej przerwał.
— Marylo, myślisz, że wrócę jeszcze na Zielone Wzgórze? — zapytał monotonnie, próbując ukryć swoje zmartwienie. Kobieta poczuła, jak do oczu napływają jej łzy.
— Och, Mateuszu! — zawołała i podbiegła do jego łóżka. — Nie możesz myśleć tak pesymistycznie. Zawsze byłeś taki silny i to nie skończy się w najbliższym czasie.
Po jej policzku spłynęła łza, gdy ujęła jego rękę.
— Dziękuję. — Delikatnie się uśmiechnął.
☁
Ania wstała z podłogi, gdy jej serce już się uspokoiło. Ruszyła do łazienki i przemyła twarz lodowatą wodą.
— Mateuszowi nic nie będzie, pieprzyć uczucia i pieprzyć Gilberta — powiedziała cicho sama do siebie i uśmiechnęła się do odbicia.
Jej ostatnie słowa wywołały cichy chichot. Ponownie wyszła na korytarz i napiła się wody, w końcu uświadamiając sobie, że musi wrócić do klasy. Westchnęła i wywróciła oczami, zaczynając zmierzać na lekcję angielskiego.
Gdy weszła do środka, oczy wszystkich spoczęły na niej. Nauczycielka dalej tłumaczyła temat, by odwrócić uwagę pozostałych uczniów od rudowłosej dziewczyny, której oczy były zaczerwienione. Dokładnie było widać, że właśnie płakała i wszyscy w sali o tym wiedzieli — w tym Gilbert.
Chłopak myślał, że to przez Mateusza, co było tylko w połowie prawdą. Jednak nie wiedział, że to on po części był powodem jej szlochu. Nie rozumiał, dlaczego nie przyszła do niego po poradę. Przeszedł przez dokładnie to samo, co ona teraz. Nie odrywał od niej wzroku, dopóki dzwonek nie zadzwonił. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna wybiegła z klasy. Westchnął i powoli opuścił salę.
☁
Niedługo później nadeszła pora lunchu. Wszyscy siedzieli przy stole, ale Gilbert nie tylko zajął miejsce obok Ani, a również obok Winnie. Rudowłosa zasiadła pomiędzy nim a Di.
— Hej, Aniu! — Winnie posłała jej uśmiech.
— Cześć — wymamrotała Ania i otworzyła swoje pudełko z jedzeniem.
Winnie wydęła wargi, wbijając w nią wzrok. Dlaczego ona wpasowuje się jako ta cudowna dziewczyna, jaką opisał jej Gilbert?
Reszta przyjaciół również zajęła swoje miejsca i teraz cały stół był pełny.
— Wszyscy, poznajcie Winnie. Winnie, to są wszyscy! — Uśmiechnął się Gilbert, a po jego słowach pozostali zaczęli przedstawiać się przepięknej dziewczynie.
— Jesteś z Anglii? Twój akcent jest cudowny! — zawołała Ruby z wysoko uniesionymi kącikami ust. Blondynka odwzajemniła mimikę twarzy i kiwnęła głową.
— Tak! I dziękuję!
Ania nie była w stanie jeść. Była skupiona jedynie na Gilbercie i pięknej blondynce siedzącej obok niego.
— Umie też biegle mówić po francusku, jak Jerry i Diana! — dodał Blythe.
— C'est incroyable! — Wyszczerzyła się Diana.
— Jesteś świetna. Gilbert, trafiła ci się dobra partia! — zażartował Billy, wywołując u nich obojga rumieniec.
— Nie, to nie tak! — Szybko odezwał się brunet.
Ania wywróciła oczami i prychnęła. Wszyscy przy stoliku przez chwilę na nią patrzyli, lecz postanowili kontynuować rozmowę.
— Aniu, co się dzieje? — wyszeptał Gilbert, pochylając się w jej stronę.
— Nic. Wszystko dobrze — wycedziła przez zaciśnięte zęby.
— Aniu, zawsze możesz ze mną porozmawiać. Przeszedłem przez to samo, co ty.
Oboje przez chwilę patrzyli sobie w oczy, aż dziewczyna w końcu westchnęła.
— Dziękuję, Gilbercie.
Zanim zdążył odpowiedzieć, podeszła do nich sekretarka.
— Dzień dobry! Aniu, jesteś potrzebna w szpitalu przy państwu Cuthbert — ogłosiła, a żołądek rudowłosej się przekręcił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro