Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

xiv. zniszczony fort


GILBERT

            Moja twarz stała się cała czerwona, a mi zrobiło się słabo.

— Ja... Bardzo przepraszam... Ja... — Nawet nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć.

Billy jedynie cicho się zaśmiał.

— To nic, naprawdę. Rozumiem, że tylko się o nią martwiłeś. Byłem dla niej niemiły, wiem. — Kiwnął głową. Było widać, że się zmienił.

— Nie, Billy. Zmieniłeś się i naprawdę mnie to cieszy. — Uśmiechnąłem się.

Całe pomieszczenie wypełniła niezręczna cisza, więc zwróciłem uwagę na Anię.

— Okej, uch, pójdę już. Wybacz, Aniu. Billy.

Odwróciłem się i szybko wyszedłem. Nigdy w życiu nie czułem się bardziej głupi.

Wróciłem do domu na piechotę poprzez las, prowadzący do różnych domów. Mieszkaliśmy w niewielkim mieście. Niewielkim, starym mieście. Większość naszych domów była dość stara, nie licząc tego Józi, Karola, Tillie i Moody'ego. Mieszkali w nowszych sąsiedztwach. Ścieżka miała wiele zawijasów, które łączyły się z wręcz historycznymi budynkami.

W mojej głowie było coraz więcej myśli, gdy szedłem. Myślałem o przypadkowych rzeczach, o Ani oraz o tym, co właśnie się wydarzyło. Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo się upokorzyłem... I to przed Anią. Westchnąłem i ponownie zwróciłem uwagę na moje otoczenie. Zobaczyłem niewielki fort zbudowany z kory sosny. Na moją twarz wkradł się uśmiech.

Podszedłem do niego i westchnąłem. To był ten sam fort, w którym razem z Anią i Di spotykaliśmy się w podstawówce oraz gimnazjum. Znajdował się na ścieżce łączącej domy nas wszystkich. Oczywiście, Ania nigdy mnie nie zapraszała, więc to Diana dzwoniła z propozycją. Po jakimś czasie przestała i po prostu wszyscy spotykaliśmy się tam tuż przed obiadem.

Wszedłem do środka z pochyloną głową, a słońce prześwitujące przez szpary w zniszczonym dachu. Trawa zaczęła zarastać ściany, jednak fort wyglądał na niedawno używany. Gdy bardziej się rozejrzałem, zauważyłem kartki i długopisy. Nie przypominałem sobie pisania tutaj podczas dzieciństwa. Podniosłem kawałek papieru pokrytego brudem i zacząłem czytać tekst zapisany najpiękniejszą kursywą, jaką widziałem w całym życiu.

3 września 2019

Dzisiaj było w porządku. Diana pozwoliła mi zrobić sobie warkocze do szkoły. W KOŃCU! Dostałam szóstkę ze sprawdzianu z chemii, na który uczyłam się od rana do nocy. Gilbert znowu działał mi na nerwy. Nie wiem, czemu on nie widzi, jak mnie traktuje. Prawie każdego dnia przez niego płaczę. Czuję się jak jakiś wątły, brzydki rudzielec, który denerwuje wszystkich. To przez niego jestem taka niepewna siebie... Taka zakompleksiona. Chciałabym, by wiedział, że—

Nagle czytanie przerwało mi sapnięcie dochodzące z wejścia.

— G-gilbercie, co tu robisz? — zapytała Ania, nerwowo przerywając ślinę, jakbym właśnie odkrył jej największy sekret.

— Po prostu um, wracałem do domu i przyszedłem tu powspominać. — Podrapałem się po tyle głowy.

— Co masz w ręce? — Powoli wskazała na papier.

— Och, jakaś kartka. Nawet niczego nie czytałem — skłamałem, na co trochę się rozluźniła.

— Och, to pewnie jakiś śmieć. Wyrzucę go. — Podbiegła do mnie, by go zabrać.

— Poczekaj, Aniu. — Nagle stanęła w miejscu. — Możemy porozmawiać?

Usiedliśmy na kłodach ustawionych w środku.

— Przepraszam. Za wszystko. — Westchnąłem.

— Gil, już przepro—

— Nie, Aniu. Nadal czuję się winny. Czuję się okropnie. Niszczyłem ci życie tylko dla rozrywki. Ale nigdy nie chciałem, byś tak to odebrała. Aniu, podo... — Szybko zamilkłem i odchrząknąłem. — Jesteś jedną z najpiękniejszych dziewczyn, jakie kiedykolwiek widziałem. W końcu, czego tu nie kochać? Twoje włosy są przepiękne, ogniste, tak samo, jak twój niesamowity charakter. Trudne słowa, których używasz do opisania choćby najdrobniejszych rzeczy. Twój uśmiech, który odsłania wszystkie twoje zęby, przez co druga osoba również nie może się od niego powstrzymać. Twoje piegi, które po połączeniu mogłyby tworzyć konstelacje. Nigdy nie myśl, że jesteś brzydka czy irytująca. Jesteś idealna, Aniu.

Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, co właśnie powiedziałem. Czułem się winny, że przeze mnie było jej tak źle, więc chyba sumienie przejęło nade mną kontrolę. To było dość ckliwe, ale mówiłem szczerze.

Popatrzyła na mnie z szeroko otworzonymi oczami.

— Gil... — odezwała się cicho, zdecydowanie nie wiedząc, co powiedzieć. — Dziękuję.

Przyciągnęła mnie do ciasnego uścisku, w którym oboje się rozluźniliśmy. Pachniała jak lawenda i deszcz. Jej włosy zaś miały w swoim zapachu nutę truskawki oraz miodu. Nieważne, co to dokładnie było, ale pachniało niesamowicie.

Gdy już się od siebie odsunęliśmy, zapadła niezręczna cisza.

— No cóż, lepiej pójdę już do domu. — Przerwałem nasze milczenie. Dziewczyna kiwnęła głową.

— Do zobaczenia.

Również skinąłem i wyszedłem z fortu, a przez całą drogę w mojej głowie powtarzała się tylko jedna rzecz.

Rudowłosa dziewczyna pachnąca lawendą oraz deszczem zmieszanymi z truskawkami i miodem.





ANIA

            Gdy Gilbert wyszedł z fortu, spuściłam wzrok na kartki, które trzymałam. Głęboko westchnęłam. Te negatywne uczucia sprawiały, że czułam się, jakbym nie była nic warta. Jednak teraz czułam się, jakby tych uczuć nigdy nie było.

Usiadłam na wilgotnej kłodzie i zaczęłam myśleć. Myślałam o poetyckich słowach wypowiedzianych przez Gilberta Blythe'a. Powiedział to tylko przez wyrzuty sumienia? Powiedział to, bo naprawdę tak uważa? Myślał o kimś innym, gdy to mówił? Wiedziałam, że jedno jest pewne.

Wzięłam długopis z pudełka trzymanego tuż przy wejściu oraz czystą kartkę papieru. Zapisałam datę 3 października 2019 i zaczęłam pisać pierwsze zdanie.

Podoba mi się Gilbert Blythe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro