xi. gwiazdy w jego oczach
Gdy wyszłam z sali, pozwoliłam sobie płakać. Nie chciałam, by Mateusz widział mnie w takim stanie, więc całą wizytę się powstrzymywałam. Ruszyłam w kierunku windy z nadzieją, że będzie pusta i na szczęście, takowa była. Odciągałam powrót do domu. Chciałam tylko być z Dianą, Jerrym lub kimkolwiek innym.
Gdy wyszłam z windy i przeszłam przez korytarz, otarłam łzy i przerzuciłam włosy na drugą stronę. Już miałam wychodzić, gdy nagle usłyszałam moje imię. Odwróciłam się.
— Czekałeś. — Uśmiechnęłam się delikatnie.
— Oczywiście. — Gilbert odwzajemnił mimikę twarzy.
Wyszliśmy na zewnątrz do jego samochodu i przez chwilę nic nie mówiliśmy.
— Dziękuję, że zostałeś — odezwałam się, a mój głos był przesiąknięty bólem.
— Nigdy bym cię nie zostawił, Aniu. A szczególnie teraz. — Jego słowa wywołały uśmiech na mojej twarzy. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół i naprawdę go doceniałam. — Chcesz przenocować u mnie czy wolisz wrócić do siebie?
— Do mnie. Potrzebuję pobyć sama.
To była tylko w połowie prawda. Potrzebowałam być z kimś, ale chciałam być sama.
— Okej, rozumiem. Jakby co to pisz.
Po kilku minutach ciszy stanęliśmy pod moim domem. Chłopak wysiadł z auta, by otworzyć mi drzwi i odprowadzić na werandę.
— Dziękuję za wszystko, Gil. — Uśmiechnęłam się.
— Nie ma za co.
— Dobranoc.
— Dobranoc, Aniu. — On również uniósł kąciki ust i zaczął odchodzić.
— Gilbert, czekaj! — zawołałam, a kiedy już się odwrócił, szybko do niego podbiegłam i przyciągnęłam do uścisku. Po chwili szoku on również mnie przytulił. — Dobranoc.
Weszłam do środka, rzucając wszelkie bagaże na bok i biegnąc prosto do mojego pokoju. Położyłam się na łóżku, wbijając wzrok w ciemny sufit. Zaczęłam myśleć o wszystkim. O Mateuszu, moich przyjaciołach, Gilbercie, jak musi czuć się Maryla, jak muszę iść do domu za dwa dni. Moje życie było w rozsypce, więc po prostu pozwoliłam sobie płakać, dopóki nie zasnęłam.
☁
Następnego dnia obudziłam się dość późno. Była trzynasta, a ja miałam wiele nieodebranych połączeń od Di i reszty dziewczyn, kilka wiadomości od Gilberta, wiadomość od Karola i ku mojemu zaskoczeniu, wiadomość od Billy'ego Andrewsa.
Billy: Słyszałem o Mateuszu. Wiem, jak to jest. Coś podobnego przytrafiło mi się jakiś czas temu. Nigdy nikomu o tym nie powiedziałem, ale przykro mi, że musisz przez to przechodzić.
Przez chwilę patrzyłam tępo na wiadomość. Dlaczego się tym przejmuje? Dlaczego nikomu nie powiedział? Zaczęłam pisać odpowiedź.
Ania: Dzięki, Billy. Nie wiem, dlaczego nagle jesteś dla mnie taki miły, ale dzięki. Mnie też przykro, że musiałeś przez to przyjść.
Gdy już wysłałam wiadomość, wyłączyłam telefon, nie odpowiadając nikomu więcej i dalej myślałam.
Po kilku godzinach Maryla wróciła do domu.
— Ania? — zawołała.
Naprawdę nie chciałam ruszać się z miejsca, ale postanowiłam zejść do niej na dół.
— Hej — przywitałam się cicho.
— Jest niewielka szansa, że przeżyje — ogłosiła, wymuszając delikatny uśmiech.
Kiwnęłam głową i przez chwilę nic nie mówiłam.
— Pójdę do swojego pokoju — powiedziałam w końcu, po czym ruszyłam na górę.
Ponownie włączyłam telefon i zobaczyłam więcej wiadomości od Diany, nieodebranych połączeń od Gilberta oraz odpowiedź Billy'ego.
Billy: Nie spodziewałem się, że odpowiesz, ale skoro już to zrobiłaś, chciałbym przeprosić. Jednak nie przez wiadomości. Możesz się spotkać?
Przez chwilę o tym myślałam. To mógł być żart, ale mógł być też szczery. W końcu westchnęłam i odpowiedziałam.
Ania: Spotkajmy się nad stawem Barrych po zachodzie słońca.
Gdy minęło kilka godzin, narzuciłam na siebie moją bluzę z logo Akademii Północnej w Avonlea, czarne legginsy z Lululemon oraz Birkenstocki. Na zewnątrz nadal było dość ciepło, bo dopiero zbliżała się końcówka września, więc spacer na pewno mi nie zaszkodzi. Nie chciałam być widziana z Billym, więc miałam nadzieję, że nikt nie uda się na wieczorną przechadzkę. Na palcach zeszłam na dół i cicho zamknęłam za sobą drzwi, nie chcąc martwić Maryli. Postanowiłam w końcu odpowiedzieć na wszystkie wiadomości.
Diana: Jestem przy tobie. Proszę, daj mi znać, czy wszystko u ciebie dobrze.
Przez to natychmiast poczułam się źle, że wcześniej ją zignorowałam.
Ania: Przepraszam, że nie odpisywałam. Po prostu chciałam pobyć sama.
Ruby: Kocham cię, Aniu 💖
Uśmiechnęłam się na widok tej wiadomości.
Ania: Ja też cię kocham, Rubes 💗
Tillie: Bądź silna, skarbie. Zawsze będę przy tobie.
Janka: Zawsze będę cię wspierać! Bardzo cię kocham
Józia: kc laska. Jestem tutaj, jeśli chcesz porozmawiać. (albo będziesz potrzebowała lodów)
Wtedy postanowiłam odczytać wiadomości od Gilberta.
Gilbert: Aniu, tak mi przykro. Wiem, że dasz sobie radę, bo jesteś jedną z najodważniejszych osób, jakie znam. Naprawdę cieszę się, że cię znam i mogę nazywać moją przyjaciółką. Napisz, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. Zawsze będę przy tobie.
Uśmiechnęłam się. Był moim najlepszym przyjacielem, zaraz obok Diany.
Ania: Dziękuję, Gil :)
Dotarłam nad staw Barrych, znajdujący się w punkcie najbardziej oddalonym od domu rodziny. Billy już na mnie czekał.
— Cześć, Aniu — odezwał się cicho, nie wyjmując dłoni z kieszeni.
— Witaj, Billy — odpowiedziałam dość chłodno.
— Słuchaj, naprawdę przepraszam. Nie zasłużyłaś na to wszystko, co zrobiłem. Jesteś miła, mądra i piękna, a ja żałuję wszystkiego, co ci zrobiłem. Nie spodziewam się, że przyjmiesz moje przeprosiny, ale chciałem tylko powiedzieć, iż naprawdę żałuję. Naprawdę. Jeśli mogę ci to jakoś wynagrodzić, to zrobię to, obiecuję. Tylko mi powiedz.
Przez chwilę nic nie mówiłam. Brzmiał, jakby mówił szczerze.
— Dziękuję, Billy. Przyjmuję twoje przeprosiny.
Uśmiechnął się, co natychmiast odwzajemniłam.
— Dziękuję, Aniu. Mogę odprowadzić cię do domu? — Kiwnęłam głową, a następnie zaczęliśmy iść. — Nie wiem, jakim cudem ty potrafisz tak dobrze czytać! Gdy ja czytam, brzmię jak pierwszoklasista.
Zaśmiałam się, bo to w zasadzie była prawda.
— Tak, ale ty potrafisz podzielić 100,200,600,439 przez 30,003,003 w myślach. Ja czasami nie potrafię dodać 2 do 4! — Wybuchnęłam jeszcze głośniejszym śmiechem. Czas szybko zleciał, a my dotarliśmy do mojego domu. — Dziękuję, Billy. Pomogłeś mi przestać o tym wszystkim myśleć. Przykro mi, że to musi się kończyć, ale nie chcę obudzić Maryli.
Gwiazdy odbijały się w jego oczach, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo był przystojny. Jego aroganckie zachowanie było tylko maską. Naprawdę był miłym gościem i cieszę się, że w końcu dorósł.
— Cieszę się, że mogłem pomóc. Dobranoc, Aniu. Do zobaczenia w poniedziałek. — Posłał mi uśmiech, na co pomachałam mu i ruszyłam do łóżka.
☁
nie mogłam znaleźć, jak nazywa się ten ship, więc postanowiłam sama wymyślić mu nazwę.
jak podoba wam się BANIA? bo ja nie jestem ich największą fanką
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro