Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ix. nieplanowane nocowanie


            Razem z Gilbertem weszliśmy do garażu, a naszym oczom ukazały się trzy różne auta. Chłopak wybrał białe Porsche, do którego klucze zdjął z wieszaczka. Wsiadłam do środka, wyglądając przez okno. Gdy już odjechaliśmy od willi i wjechaliśmy do miasta, zaczął mówić:

— Aniu, przepraszam. — Westchnął.

— Za co? To ja zachowałam się jak głupia dziwka. — Zaśmiałam się, spuszczając wzrok na moje nogi.

— Nie, Aniu. Nie powinienem tak przesadzać z tym, że się z kimś całowałaś. Po prostu... — Na chwilę zamilkł i oblizał wargi, zanim zaczął mówić dalej. — Zależy mi na tobie. Chcę, byś była szczęśliwa.

Na jego twarzy malował się smutny uśmiech. Popatrzyłam na niego, widząc w jego oczach tę samą pustkę, którą zauważyłam, gdy stracił swojego ojca.

Blask księżyca oświetlał jego twarz. Światła miasta z każdą chwilą stawały się coraz jaśniejsze. Widziałam, jak po jego policzku spływa pojedyncza łza.

— Gilbert. Już dobrze. — Uśmiechnęłam się i bez zastanowienia złapałam go za rękę.

Przez chwilę patrzyłam na nasze dłonie, aż w końcu powróciłam wzrokiem do jego twarzy. Spoglądał na mnie, a w jego oczach ponownie pojawiło się szczęście.

— Przepraszam, Gil. Nie chciałam cię zranić. — Po moim policzku stoczyła się łza, choć na ustach nadal widniał uśmiech. Widok jego smutku wywołał u mnie tę samą emocję i nie mogłam powstrzymać się od płaczu.

— To nic. — Uniósł kąciki ust. Po jego słowach zaczęliśmy obserwować miasto.

Po kilku minutach cichej jazdy postanowiliśmy wrócić do willi i wkraść się do środka. Dotarliśmy na miejsce, po czym weszliśmy do środka, jednak okazało się, że wszyscy nadal byli przy basenie.

— Kurwa, zauważą — krzyknęłam szeptem.

— No cóż. — Uśmiechnął się szeroko i wyszedł na zewnątrz.

— Gilbert! — zawołałam, rzucając się biegiem za nim.

— Gdzie, do cholery, byliście? — zapytał od razu Karol.

— Naprawdę lubisz wiedzieć, gdzie wszyscy są. — Zmarszczyłam nos i zajęłam miejsce obok Diany.

— Pewnie się obściskiwali — zażartowała Józia, na co posłałam jej mordercze spojrzenie.

— Nie, przeprosiliśmy się nawzajem. — Wyszczerzyłam się, opierając o krzesło.

— Wow, gratulację. Oboje dorośliście! — Tillie roześmiała się sarkastycznie. Wywróciłam oczami i zmieniłam temat.





            Było już około pierwszej w nocy, gdy postanowiliśmy wrócić do środka i iść spać. Leżałam w łóżku, wbijając wzrok w sufit. Nie mogłam zasnąć. W mojej głowie było zbyt wiele myśli. Gilbert Blythe w końcu przestał być moim wrogiem. Nagle usłyszałam, jak drzwi pokoju Karola i Gilberta się otwierają, po czym ten sam dźwięk nastąpił z pokoju Diany. Usiadłam i wbiłam wzrok w ścianę, którą dzieliłam z przyjaciółką. Czy Karol właśnie wszedł do jej pokoju? Nagle drzwi pokoju chłopaków ponownie się otworzyły oraz zamknęły, a po chwili usłyszałam pukanie do moich drzwi. Wstałam z łóżka i pobiegłam je otworzyć.

— Gilbert? — wyszeptałam i zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek innego, chłopak wszedł do mojego pokoju, siadając na łóżku z uśmiechem.

— Karol właśnie poszedł do Diany. — Nadal nie opuszczał kącików ust.

— Jestem tego świadoma, słyszałam drzwi. — Zamknęłam drzwi i zajęłam miejsce obok niego.

— Jak myślisz, co robią?

— Nie wiem? Rozmawiają?

Przez chwilę na mnie patrzył, aż w końcu podszedł do ściany.

— Gilbert!

Zaczął się śmiać.

— Nic nie słyszę. — Rzuciłam w niego poduszką i zaczęłam się śmiać.

— Gilbert, o mój Boże.

Chłopak odrzucił do mnie pościel, na co żartobliwie sapnęłam.

— Nie zrobiłeś tego! — krzyknęłam i wstałam, przytulając do siebie poduszkę.

— Och, zrobiłem. — Uśmiechnął się szeroko, robiąc krok w moją stronę.

— Pożałujesz tego, Blythe! — Zachichotałam, po czym uderzyłam go w ramię.

Brunet również zaczął się śmiać, a następnie podniósł drugą poduszkę, również mnie nią uderzając. Biliśmy się, dopóki on nie znalazł się tuż przy łóżku. Wtedy wyrwałam mu pościel i rzuciłam się na niego.

— Wygrałam! — Śmiałam się, dopóki nie uświadomiłam sobie, że właśnie na nim leżę. Moja twarz zrobiła się cała czerwona, a na jego wkradł się zadowolony uśmieszek.

— Powiedziałbym, że jest remis.

Szybko z niego zeszłam i żartobliwie kopnęłam go w nogę.

— Ew! Fuj, Blythe!

Nadal chichocząc pod nosem, zaczęłam poprawiać mojego kucyka. Następnie położyłam się obok niego, próbując złapać oddech.

— Nadal jesteśmy wrogami, Aniu? — spytał i na mnie popatrzył. Uśmiechnęłam się.

— Jesteśmy wszystkim, oprócz tego.





            Gdy się obudziłam, zobaczyłam Gilberta leżącego obok mnie. Moje oczy się rozszerzyły, a ja sapnęłam, po drodze spadając z łóżka.

— Kurwa! — jęknęłam, po czym podniosłam się, masując ramię. Gilbert również się obudził, szybko siadając.

— Ania? — zapytał zaspanym głosem.

— Zasnąłeś tutaj! — krzyknęłam szeptem i rzuciłam w niego poduszką.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym potarł kark.

— Co zrobimy?

— Wyjdziemy stąd razem. — Z jego twarzy nadal nie znikał ten głupi uśmieszek.

— Haha, Gilbert, ale jesteś zabawny — odparłam sarkastycznie.

— Dobra, ty wyjdź pierwsza, zobacz, gdzie są wszyscy i powiedz, kiedy będę mógł wyjść. — Wstał z łóżka, po czym zaczął się przeciągać.

— Okej, poczekaj tutaj — poleciłam, a następnie wyszłam z pokoju.

Ruszyłam do kuchni, w której wszyscy już jedli śniadanie.

— Dzień dobry, wszystkim. — Ziewnęłam. — Gdzie Gilbert?

— Nie wiem, pewnie poszedł na spacer. — Karol wzruszył ramionami i wziął gryza swojego tosta.

— O kurde, zapomniałam telefonu. Zaraz wrócę. — Szybko wstałam, by ponownie pobiec do mojego pokoju. — Okej, jest czysto. Są w kuchni.

Wyszliśmy z pomieszczenia, jednak wszyscy stali tuż przed nim z szerokimi uśmiechami na twarzach.

— To nie tak, jak myślicie! — zawołałam od razu, a moja twarz stała się niewyobrażalnie gorąca.

Gilbert popatrzył na mnie, prawdopodobnie z zamiarem zażartowania z tej sytuacji, jednak ujrzał przerażenie na mojej twarzy.

— Chciałem powiedzieć Ani, że Karol poszedł do Diany. Zaczęliśmy bitwę na poduszki, która nas zmęczyła i zasnąłem na kanapie w rogu. — Wzruszył ramionami.

Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Nawet nie powiedział im, że spaliśmy w jednym łóżku.

— Woah, Karol i Diana? — Zaśmiała się Józia i popatrzyła na parę, których twarze były jeszcze bardziej czerwone niż ta moja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro