Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ii. rozgrzane marchewki


            Pomimo tego, że do naszej paczki przyjaciół należeli również chłopcy, zdecydowaliśmy, że będziemy jeść lunch osobno, głównie dla dobra Ruby, by mogła opowiadać nam o wszystkich uroczych rzeczach, które zrobił Gilbert — oczywiście, w jej mniemaniu. W każdą środę siedzieliśmy razem, przez co ten dzień był najbardziej znienawidzonym przeze mnie. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, dzisiaj chłopcy siedzieli przy stoliku dziewczyn.

Gdy weszłam do zatłoczonej i hałaśliwej stołówki, popatrzyłam skołowana na Dianę. Nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, jednak nic nie odpowiedziała. Postanowiłam ruszyć za nią.

— Co za cudowna nie... — zaczęła, ale szybko jej przerwałam.

— Co tutaj robisz? — Popatrzyłam prosto na Gilberta Blythe'a, a moje słowa zabrzmiały bardziej jak rozkaz niż pytanie.

— Zdecydowaliśmy, że skoro to nasz pierwszy dzień, mamy dużo do omówienia — odparł Jerry, lecz ledwo usłyszałam jego słowa, bo nadal patrzyłam na chłopaka z kręconymi włosami.

— Świetny pomysł! — zawołała Diana, po czym odwróciła się do mnie. — Prawda, Aniu? — zapytała przez zaciśnięte zęby.

— Tak — powiedziałam z wymuszonym uśmiechem, również zaciskając szczękę.

Dziewczyny przesunęły się, byśmy również mogły usiąść. Zostało tylko jedno miejsce, tuż obok Diany, więc westchnęłam z ulgą i je zajęłam. Gdy odłożyłam jedzenie na stolik, zobaczyłam uśmiechającego się do mnie diabła.

— Pierdolisz...  — wymamrotałam sama do siebie.

— Chętnie — dogryzł mi chłopak, jego przyjaciele również to usłyszeli. Moje policzki całe się zaczerwieniły, a mi zrobiło się gorąco. Oczywiście, ze złości.

— Idę kupić sobie sałatkę! Józiu, chodź ze mną — powiedziała z błyszczącymi oczami Ruby, całkowicie nieświadoma słów Gilberta.

— Co, znowu wywołałem u ciebie rumieńce, Aniu? — zapytał, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Wszyscy chłopcy śmiali się pod nosem. Jęknęłam.

Wyciągnął ze swojego plecaka niewielkie pudełko z gumowym wieczkiem, które od razu zdjął. Jedynym kolorem, jaki dało się zauważyć, był pomarańczowy. Wyjął małą marchewkę z pudełka i wrzucił ją sobie do ust.

— Marchewkę, Marchewko? — zapytał ze złowieszczym uśmiechem.

— Oczywiście, Blythe — odparłam, z całych sił starając się brzmieć szczerze. Wzięłam opakowanie, które mi podsunął. — Dziękuję!

Tuż po tych słowach wstałam i wysypałam mu warzywa na głowę. Wszyscy przy stole się zaśmiali.

— Były pyszne — dodałam, a w moim głosie wybrzmiewała złość. Rzuciłam pudełko na stolik i ponownie usiadłam.

Ruby przybiegła w naszą stronę, zaś Józia podążała na nią z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.

— Wróciłam! Co przegapiłam?! — zawołała, wręcz zbyt szczęśliwa.

— Och, nic. Właśnie odkryliśmy, że marchewki smakują jeszcze lepiej, gdy są rozgrzane — oznajmił Gilbert, patrząc prosto na mnie. Wstałam i wybiegłam z pomieszczenia, kierując się do łazienki.

Boże, ten chłopak jest okropny! Niedługo później drzwi się otworzyły, a za nimi stanęła moja najlepsza przyjaciółka.

— Aniu, wróć na lunch, proszę — błagała cicho.

— Nie! Ten chłopak po prostu musi niszczyć mi każdy pojedynczy dzień, prawda?! Co jest kurwa?! Ani trochę nie dorósł. On nienawidzi mnie, a ja nienawidzę go jeszcze bardziej! — Prychnęłam. Moja twarz piekła, a łzy napływały do oczu.

— Aniu, on tylko sobie żartuje. Wszyscy wiemy, że cię nie nienawidzi — zapewniła mnie cicho i złapała za rękę, próbując uspokoić. Uspakajała mnie w ten sam spokój, gdy płakałam z powodu wyjazdu Gilberta. Nadal nienawidzę za to samej siebie.

Pojedyncza łza spłynęła po moich rozgrzanych policzkach.

— Diano, on traktuje mnie tak okropnie. Nie rozumiem — odezwałam się cicho, przytulając ją.

— Aniu, on tylko chce zwrócić twoją uwagę. — Westchnęła i odwzajemniła uścisk, gładząc moje falowane, rude włosy.

Po chwili odsunęłam się od niej z uśmiechem.

— Nie mogę wrócić. Spakuj moje jedzenie i spotkajmy się przy tych drzwiach po lunchu. — Diana kiwnęła głową i potarła moje ramię, po czym odeszła.

Dlaczego on mi to robi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro