9. W którym trenuje do upadłego
Pov. Emma
Niestety w środku spotkałam kogoś, kogo nigdy nie chciałabym spotykać - piekielnego ogara. Nie wiedziałam jak on w ogóle się tam znalazł, myślałam, że potwory nie mogą przedostać się przez magiczną barierę. Potwór jakby czytał w moich myślach odpowiedział mi:
-Jestem tu tylko z twojej winy
Zamieniłam wisiorek od Leo w miecz i wycelowałam go w psisko. Ręką z mieczem mi drżała, podejrzewałam, że jeśli miało by dojść do walki na nic by mi się ten miecz nie przydał.
-Odłóż to, bo jeszcze się pokaleczysz, dziecko - powiedział
-Mów czego chcesz - spróbowałam zabrzmieć odważnie ale podejrzewam że zabrzmiała jak przerażony kurczak.
-Tylko sprawdzam jak sobie radzisz, ale widzę że marnie. Pamiętaj mamy twojego ojca i w sumie teraz nie tylko jego.
-T-to wasza wina. To wy porawaliście Sue i Caroline
-Te dwie pół boginie, owszem.
Nie widząc co robię zamachnęłam się mieczem dość niezdarnie ale ogarowi się nic nie stało, skoczył tylko w cień i rozpłynął się w nim.
Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Znów coś się działo i znów była to moja wina. Siedziałam tak długo, nawet o tym nie wiedziałam, dowiedziałam się kiedy Nicola stanęła nade mną i spytała czy wszystko w porządku. Wymamrotałam, że po prostu jestem zmęczona.
Położyłam się na łóżku i zwinęłam się w kłębek. Chciałam tą jedną noc przespać bez koszmarów, żeby chodź raz się wyspać. Jednak gdy tylko zamknęłam oczy wszystkie proźby poszły się walić.
We śnie zobaczyłam Sue i drugą czarnowłosą dziewczynę, zrozumiałam, że musi to być Caroline. Oby dwie szły przed siebie, rozglądały się na każdą stronę jakby spodziewając się w każdej chwili ataku. Córka Tyche miała na plecach kołczan lecz był on prawie pusty, w ręku trzymała łuk. Natomiast córka Hekate zaciskała rękę na rękojeści miecza. Wiedziałam jak obie ledwo się trzymały, całe brudne z masą zadrapań i ran z których płynęła krew lub już takich zaschniętych.
Nagle podłoże po którym szły pokryło się lodem, półboginie starały się utrzymać równowagę. Gdy już im się to udało z cienia wyskoczyły piekielne ogary i rzuciły się na nie. Nie miałam pojęcia jak tak walka się zakończyła, ponieważ obudziłam się.
Otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy żeby odgonić sen. Rozejrzałam się i zobaczyłam na czyimś zegarku, że jest wpół do siódmej. Miałam pół godziny do pobudki i półtorej godziny do śniadania. Wiedziałam, że już nie zasnę. Byłam zbyt przerażona tym co zobaczyłam we śnie. Bałam się o dziewczyny, mimo, że Sue poznałam z pięć dni temu, a Caroline w ogóle nie znałam nie byłabym w stanie przyjąć tego że nie żyją albo, że są naprawdę bardzo poważnie ranne.
Po jakiś piętnastu minutach siedzenia i gapienia się w pościel, zdałam sobie sprawę, że siedzeniem i nic nie robieniem to nikomu nie pomogę. Dlatego wstałam wzięłam swoje dżinsy, obozowy podkoszulek i bieliznę po czym poszłam do łazienki. Jedynym plusem tego, że obudziłam się wcześniej była pusta łazienka, miałam całe piętnaście minut (co jak na standardy obozowe było całkiem sporo) zanim reszta domku jedenastego zacznie wstawiać i domagać się jak najszybszego skorzystania z łazienki.
Wzięłam szybki prysznic i wykonałam całą poranna toaletę, wszystkie rzeczy potrzebne znalazłam w łazience a ten domek jest tak zapełniony, że nikt nie zauważy że znikło mu trochę płynu do mycia, a ręcznik nadal jest mokry "od wczoraj". Znalazłam nawet czyjś korektor i co zaskakujące w moim odcieniu. Zanim zacznie się jazda, że to nie higieniczne, spoko nim go użyłam wymyłam gąbeczkę, którą nakładałam kosmetyk. Ogólnie to nie jestem zwolenniczką robienia sobie tapety na twarzy ale moje piękne wory pod oczami trzeba było czymś zakryć.
Wyszłam z łazienki praktycznie równo z czyimś budzikiem, który zaczął wydzwaniać jaką piosenkę i dałabym sobie rękę uciąć, że była to Ariana Grande. Nie wiem jak ktoś może żyć z takim budzikiem ale okej.
Usiadłam na łóżku usuwając się z drogi tłumowi który zaczął wstawać i ścigać się do łazienki. Schowałam piżamę pod poduszkę, związałam włosy w kitkę i wsunęłam nogi w trampki. Byłam gotowa, chociaż miałam jeszcze sporo czasu.
Spędziłam tą prawie godzinę na przyglądaniu i słuchaniu porannych kłótni. Tom kłócił się z jakimś chłopakiem o to, że owy chłopak podobno zabrał Tomowi wszystkie skarpetki. Jakieś dwie dziewczyny sprzeczały się o ręcznik, jakaś brunetka wychyliła się z łazienki wykrzykując pytanie, kto użył jej płynu oraz korektora. Oczywiście ja siedziałam cicho, nie zamierzając się przyznawać do popełnionej zbrodni.
Nicola wstała gdzieś tak piętnaście po siódmej, co było wyczynem bo spanie w takich warunkach było niemal graniczące z cudem. Moja siostra wstała mruknęła coś pod nosem i poszła do łazienki wpychając się przed jakiegoś chłopaka, który z niewiadomych mi przyczyn odskoczył od niej jakby miała go zraz zabić.
Gdy zostało jakoś trzy minuty do śniadania Travis i Connor wyprowadzili nas na dwór i co mnie zdziwiło, naprawdę poważnie i sumiennie odliczyli. Jednak gdy wszystko się zgodziło, rzuciliśmy się biegiem do pawilonu jadalnego byle by tylko się spóźnić.
Zdąrzyliśmy. Śniadanie minęło spokojnie. Złożyłam ofiarę dla bogów lecz nie dla mojej matki tylko dla Hermesa za to, że mieszkam w jego domku i za to żeby pomógł nam w misji na którą mieliśmy wyruszyć po jutrze.
Po posiłku rozeszliśmy się na zajęcia, a ja postawiłam sobie za punkt honoru to, że nauczę się dziś chociażby najbardziej podstawowej podstawy w walce mieczem. Dlatego skierowałam się na arenę, mając nadzieję, że spotkam tam kogoś, kto mi pomoże.
Gdy doszłam zobaczyłam Percy'ego, ustawiającego manekiny. Podeszłam do niego.
-Hej Percy - przywitałam się
-O hej młoda - już chciałam mu wytknąć, że jestem o zaledwie dwa lata młodsza lecz powstrzymam się, jeśli chciałam się uczyć to musiałam być dla niego miła, przynajmniej na razie
-Mam pytanie
-Dawaj
-Miałbyś czas i chęci aby nauczyć mnie jak się walczy mieczem?
-Mam i czas i chęci - uśmiechnęłam się na tę wiadomość
-Dzięki
-Nie ma sprawy, a teraz pokaż mi swoją broń
Wyciągnęłam z kieszeni wisiorek, którego nie nosiłam na szyj z prostej przyczyny, miałam już na niej zawieszony inny naszyjnik i nie chciałam żeby prezent od mojego wroga mieszał się z prezentem od Leona. Nacisnęłam czarny koralik i miecz rozwinął się na pełną długość.
-Trochę jak mój - stwierdził Percy i wyciągnął długopis, spojrzałam na niego dziwnie, to był długopis lecz nie zdąrzyłam się odezwać ponieważ chłopak zdjął zatyczkę i w jego ręku pojawił się miecz.
-Widzę, że Leo na czymś się wzorował - wymamrotałam
-Okej, koniec oglądania czas przejść do walki. Masz jakiekolwiek pojęcie jak się walczy?
-No wiem, że mieczem trzeba się zamachnąć i... i to jest kurde tak podstawowa wiedza, że samej chce mi się z siebie śmiać. Nie nie mam żadnego pojęcia. - Dodałam.
-No dobra... Zaczniemy od podstaw.
I tutaj upłynęły prawie trzy godziny na uczniu się postawy, podstawowych ataków i najprostrzej blokady. Gdy Percy stwierdził, że umiem to nawet całkiem okej pozwolił mi odpocząć. Natychmiast położyłam się na ziemi, byłam zmęczona tak jakbym przebiegła z dwa maratony, a przecież moja kondycja z przed przybycia do obozu nie była znów taka tragiczna.
Po tej, krótkiej przerwie w ciągu, której przeklnęłam w myślach wszystko co jest związane z wysiłkiem fizycznym i wypiłam prawie całą butelkę wody naraz. Zaczęliśmy znów trenować (czyt. Chłopak zabijał mnie metodami piekielnymi)
Po kolejnych paru godzinach, opanowałam podstawy do poziomy dopuszczalnego, byłam bardziej wyczerpana, niż kiedykolwiek co nie znajdowało się na szczycie mojej listy marzeń.
Trenowałam z Percym prawie do kolacji, została nam godzina do niej kiedy skończyliśmy. Zaczęłam wracać do domku gdy od strony strzelnicy nadbiegła do mnie Livia.
Obiecałam, więc wstawiam :) ~ kakaloo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro