17. W którym jest całkiem miło
Pov. Nicola
Razem z Percym wspięliśmy się po drabince sznurowej na pokład Argo III. Tam czekali na nas Leo i Annabeth. Córka Ateny jak tylko zobaczyła Percy'ego podbiegła do niego i go pocałowała. Odwróciłam wzrok, nie chciałam na to patrzeć.
-Gdzie Emma? - zapytałam
-Jeszcze nie wróciły - powiedział Leo
-Jak to jeszcze nie wróciły?! Która jest godzina?
-Siódma
-O której wyszły?
-Gdzieś koło dziesiątej
-I żadnego z was nie zastanowiło, że nie ma ich od siedmiu godzin?!
-Luz, pewnie Livia zaciągnęła je do jakiegoś sklepu i teraz tam siedzą.
-Mogliście coś zrobić, sprawdzić, użyć tej tęczy, czy cokolwiek!
-Uspokój się Rose - odezwała się Annabeth
-Możesz się zamknąć - warknęłam
-Leo ma pewnie rację. Są w jakimś sklepie. Poza tym nie są dziećmi poradzą sobie.
-Może i nie są, ale Emma to moja siostra.
-Nie histeryzuj, właśnie idą - odezwał się Leo
Spojrzałam tam gdzie on i zobaczyłam Emmę i Livię. Szły w stronę okrętu, na początku chciałam krzyknąć do nich, żeby łaskawie się pospieszyły. Ale gdy były trochę bliżej, zauważyłam, że moja siostra opiera się na ramieniu fioletowowłosej i oby dwie są przygnębione.
Kiedy weszły na pokład, chciałam podejść do Emmy, która stała gapiąc się przed siebie i nie zwracając na nikogo uwagi. Jednak Livia mnie zatrzymała.
-Daj mi z nią porozmawiać
-Nie teraz, teraz musi odpocząć
-Jestem jej siostrą
-W takim razie uszanuj to, że musi teraz odpocząć - Liv zaprowadziła Emmę pod pokład, a ja niechętnie zostałam i czekałam.
Po około pół godzinie Livia wróciła. Ruszyłam pod pokład, ale zanim zdarzyłam dojść do schodów córka Apolla znów mnie zatrzymała.
-Nie idź teraz do niej. Śpi teraz.
-Oco ci chodzi? Dlaczego nie mogę porozmawiać z własną siostrą? Czemu nie było was tak długo?
-Chodźcie do mesy to wam wszystko opowiem.
Zeszliśmy. Wszyscy usiedliśmy na krzesłach wokół stołu, Percy i Liv zaczęli jeść, ja może też powinnam ale nie miałam ochoty.
-To co się stało? - zapytał Leo
-Byłyśmy w galerii, to są wasze ciuchy - rzuciła na stół dwie torby, ale nikt ich nie ruszył
-Co wydarzyło się oprócz robienia zakupów? - zapytał Percy
-Zaczęła gonić nas empuza, wpadłyśmy w jakieś tunele. Spotkałyśmy Dejmosa i Fobosa, mamy Galijskie ostrze - wyciągnęła nóż, wyglądał dość zwyczajnie.
-Dobra, ale co się stało takiego, że Emma jest w takim stanie? - zapytałam
-Dejmos i Fobos kazali przejść jej przez jakiś korytarz. Nie mam pojęcia co w nim się działo, ale wybiegła z niego przerażona. - wbiła spojrzenie w swoje dłonie
-A ty, co w tym czasie robiłaś? - zapytałam
-Nic...
-Jak to nic?! Mogłaś coś zrobić! Pomóc jej!
-Nie mogłam! - po jej policzkach zaczęły spływać łzy - Naprawdę, nie mogłam. Chciałam ale nie pozwolili mi, siedziałam i czekałam.
-Mogłaś walczyć!
-Wiem... Jestem beznadziejną przyjaciółką - schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać
-Teraz płacz ci nie pomoże, trzeba-
-Odwal się od niej Rose! - krzyknęła Annabeth - To nie jej wina, a ty nie powinnaś się na wszystkich wyżywać!
-Nicola ma rację... - Livia otarła twarz - Powinnam coś zrobić, ale nie zrobiłam, żałuję teraz. - wstała - Idę zobaczyć co u Emmy i niech nikt jej teraz nie przeszkadza, zalecenie lekarza - wyszła z mesy
Byłam wkurzona. Emma jest moją siostrą, może nie za często to widać ale mocno ją kocham, nie chce żeby coś jej się stało. A teraz gdy widać, że potrzebuje pomocy, nie pozwolono mi z nią rozmawiać. Wstałam i poszłam do swojej kajuty.
Następny dzień nadal spędziliśmy na obrzeżach Los Angeles. Livia ciągle nie pozwalała nikomu wchodzić do Emmy. A ja nie robiłam kompletnie nic. Ruszyliśmy dopiero gdy Annabeth wymyśliła plan jak po kolei łapać zbiegłe dusze. Nie sprzeciwiłam się ponieważ a) nie było to aż tak głupie, b) i tak zostałabym przegłosowana oraz c) nikt nie miał innego planu.
Kolejnego dnia ruszyliśmy do Nowego Orleanu. I dopiero gdy tam dotarliśmy, Emma wyszła ze swojej kajuty. Była blada i miała wory pod oczami. Jej włosy były lekko potargane, ubrana była w za duży podkoszulek i legginsy. Patrzyła smutna i przygnębiona na talerz z naleśnikami, który postawiła przed nią Livia. Chciałam z nią porozmawiać, ale w końcu gdy miałam taką okazję nie wiedziałam co powiedzieć. Nikt nic nie mówił.
-Musisz coś zjeść - odezwała się Livia przerywając ciszę.
Emma wzięła widelec i podziabała nim w talerzu. Spojrzała się na córkę Apolla z nadzieją, że to wystarczy. Jednak fioletowowłosa machnęła zachęcając o ręką i się uśmiechnęła. Moja siostra zrezygnowana zaczęła jeść. Było to chyba najdłuższe jedzenie naleśników jakie widziałam.
Kiedy w końcu Emma uporała się ze śniadaniem wstała i razem z Livią wyszły. Ja również wstała i wyszłam.
Poszłam za nimi. Widziałam jak wchodzą do kajuty Emmy. Podeszłam pod drzwi i już miałam wejść gdy usłyszałam śpiew. Brzmiało to dziwnie nic nie zrozumiałam, ale było bardzo ładne. Zrozumiałam, że to Livia śpiewa, była przecież Polanką, nie jakoś inaczej, musiałam się zastanowić. Polką, Livia była Polką olśniło mnie po chwili. Pewnie śpiewała po polsku.
Stałam tak pod drzwiami i słuchałam. Nawet nie zauważyłam jak skończyła, zorientowałam się dopiero wtedy gdy usłyszałam jak otwiera drzwi. Odskoczyłam od nich, udając, że wcale tam nie stałam.
-Stałaś tu? - zapytała Livia gdy mnie zobaczyła. Chyba się nie nabrała.
-Nie... Może, nie ważne. Mogę w końcu do niej wejść?
-Tak, ale teraz ona chyba zasnęła
-Dobra - nacisnęłam klamkę i weszłam powoli do środka.
Emma leżała plecami do drzwi. Wyglądała jakby spała, więc po cichu usiadłam na krześle, które było postawione obok łóżka. Nie odezwałam się bojąc, że ją obudzę.
-Nie musisz być cicho, nie śpię - powiedziała nagle, prawie podskoczyłam
-Uch... To dobrze
-I zanim zaczniesz - odwróciła się w moją stronę - odpuść sobie gadkę o nie myśleniu i barku ostrożności.
-Wcale nie miałam zamiaru jej zaczynać.
-Serio?
-Tak. Jesteś moją siostrą to co zrobiłaś może było głupie i nie przemyślane, ale martwiłam się o ciebie. Przez cztery dni nie wychodziłaś z tąd, nie mogłam też tu wejść. Nie wiedziałam co ci jest.
-Teraz już wszystko jest okej. Livia mi pomogła. Chociaż w sumie to głównie tu siedziała i nic nie robiła. Czasami śpiewała
-Rozumiałaś coś?
-Nie, chociaż mówiła, że to coś o jakiej rzece z bajki. Słyszałaś jak śpiewa?
-Troszeczkę
-Ładnie śpiewa, prawda?
-Na pewno lepiej ode mnie
-Jak powiem, że to prawda będziesz zła?
-Nie
-A więc masz rację - uśmiechnęła się - Tak właściwie to gdzie jesteśmy?
-Jak powiem, że na statku to się z irytujesz?
-Tak
-Więc jesteśmy w Nowym Orleanie. Annabeth stwierdziła, że są tu gdzieś dwa duchy
-Od kiedy ty słuchasz Annabeth?
-Kiedy gada z sensem, co, co jakiś czas jej się zdarza
-Wredna jesteś
-Wiem - zaśmiała się - Co cię śmieszy?
-Nic
-Zaraz i ciebie mogę po obrażać
-Nie zrobisz tego
-Chcesz się przekonać ty mała idiotko - powiedziałam to całkowicie dla żartu, Emma na szczęście zrozumiała i też zaczęła obrzucać mnie wyzwiskami.
Siedziałyśmy tak i śmiałyśmy się z siebie nawzajem. Chyba nigdy tak nie robiłyśmy. Nie spędzałyśmy tak czasu, a było to naprawdę miłe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro