13. W którym zaczynam nienawidzieć zakupów
Pov. Emma
Stałam przy burcie czekając na Livię, miałyśmy iść do miasta na zakupy. Córka Apolla uparła się by zabrać łuk i strzały więc właśnie chowała je do plecaka.
-Pośpiesz się - powiedziałam patrząc jak dziewczyna męczy się z zamkiem
-Jak jesteś taka mądra to sama to zrób - mruknęła
Jednak w końcu udało jej się zapiąć plecak na tyle, że lotki strzał wystawały ale Liv miała już tak dość, że nie zamierzała tego poprawić. Zaczęłyśmy schodzić po drabince sznurowej. Nikogo nie było na pokładzie, ponieważ Annabeth siedziała u siebie i nawet nie wiem co robiła ale od wczorajszej kolacji jej nie widziałam, a Leo był w maszynowni i jak nam powiedział przy śniadaniu łączył kable, które w jakiś dziwny sposób zostały przecięte. Kiedy to mówił starałam wyglądać na najbardziej udawane zdziwienie na jakie było mnie stać. Źle się czułam z tym, że narobiłam chłopakowi kolejnego dnia roboty lecz nic nie mogłam zrobić.
Doszłyśmy z Livią do mista i weszłyśmy do najbliższego centrum handlowego. Było ogromne. Dziewczyna natychmiast zaciągnęła mnie do jednego ze sklepów i zaczęła wybierać jakieś ubrania, a ja wciąż musiałam jej powtarzać że musimy coś kupić wszystkim, a mamy dość ograniczone zasoby pieniędzy. Mówiłam jej to właśnie poraz dziesiąty, kiedy zaczęła wybierać już piątą bluzkę z kolei, którą założyła by tylko ona. W końcu wyciągnęłam ją ze sklepu z tylko jednym zakupem - mianowicie turkusową bluzką z napisem "Disney", która jak twierdziła była jej bardzo potrzebna.
Następne dwie godziny spędziłyśmy w różnych sklepach wybierając ubrania dla wszystkich. Po wyjściu z ostatniego sklepu, w którym to kupiłyśmy czarne bluzki dla Nicoli poszłyśmy do jednej z kawiarni i usiadłyśmy przy jednym ze stolików zamówiłyśmy sobie po kawie i czekałyśmy teraz na nasze zamówienie. Cieszyłam się, że tu przyszłyśmy - potrzebowałyśmy takiego dnia. Nic się nie działo, robiłyśmy co chciałyśmy, nie musiałyśmy przejmować się o nasze życie.
Dałam sobie mentalnego kopniaka za takie myślenie, nie chciałam za peszyć. Było dobrze więc niech tak pozostanie.
Po paru minutach kelnerka przyniosła nam kawy ale ledwo zdążyłyśmy wziąść po łyku napoju, a przed nami przeszedł potwór. Było to tak dziwne, że prawie oplułam się napojem.
-Co ona tu robi? - zapytała cicho Liv
-Co to jest? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie
-Empuza - szepnęła starając się mówić jak najciszej ale potwór musiał nas albo wyczuć albo przywołało go jego imię nie wiem ale empuza odwróciła się w naszą stronę.
Szybko wstałyśmy i ruszyłyśmy do wyjścia, zdarzyłam jeszcze zostawić dwa dolary na stoliku. Szłyśmy jak najszybciej do wyjścia chcąc opuścić miejsce pełne śmiertelników, którzy nie mieli o niczym pojęcia. Weszłyśmy na schody ruchome i zjechałyśmy na parter. Przeciskałyśmy się pomiędzy ludźmi. Empuza cały czas deptała nam po piętach. Skręciłyśmy parę razy by ją zmylić ale nie wiem czy to my się bardziej nie zgubiłyśmy niż ona. W pewnym momencie przeszłyśmy przez sporą grupkę ludzi i znalazłyśmy się w bocznej ścieżce, na której końcu znajdowały się drzwi dla pracowników (przynajmniej tak było napisane). Potworzyca stała za nami zaczęłyśmy biec. Jako pierwsza dopadłam do drzwi, pociągnęłam za klamkę i je otworzyłam. W biegłyśmy do środka i ledwo zrobiłyśmy trzy kroki a podłoga się skończyła. Dosłownie.
Nie zdarzyłam nawet krzyknąć i spadłyśmy parę metrów w dół i uderzyłyśmy o kamienne podłoże. Zaklęłam głośno. Miałam takie szczęście że upadłam na torbę z ubraniami, która trochę zamortyzowała upadek.
-Nic ci nie jest? - zapytałam
-Nie, a tobie?
-Wszystko w porządku. - odparłam - Masz może latarkę albo chociaż zapałki? - zapytałam, ponieważ było strasznie ciemno
-No oczywiście, że wzięłam cały sprzęt survivalowy na zakupy - fuknęła
-No dobra, nie denerwuj się. - wstałam i wyciągnęłam mój miecz, spiż zaczął delikatnie świecić w ciemności. Mogłam zobaczyć Livię siedzącą na ziemi obok mnie i ledwo coś poza tym - Musimy się z tąd wydostać
-Wiem - również wstała i rozejrzała się - No chyba nie mamy innego wyjścia jak pójść naprzód.
Ruszyłyśmy. Cały czas rozglądałyśmy się nie wiedząc czego można się spodziewać po takim miejscu. Zastanawiał mnie fakt czy trafiłyśmy tu przypadkiem czy empuza miała za zadanie zapędzić nas do tej dziury. Szczerze to nie wiedziałam, która opcja była by lepsza dlatego dałam sobie spokój podsumowując mój wewnętrzny monolog tym, że jesteśmy tu nie ważne z jakiej przyczyny ale ważne jest to że musimy się wydostać.
Szłyśmy tak przez chyba pół godziny. Po upływie tego czasu korytarz, którym szłyśmy otworzył się na wielką komorę, w której leżały białe stosy czegoś, ale do końca nie wiedziałam czego. Do wiedziałam się dopiero wtedy, gdy nadepnęłam na coś co pękło z głośnym trzaskiem. Cofnęłam się i spojrzałam co właśnie zdeptałam. Omal nie krzyknęłam gdy zdałam sobie sprawę, że rozdeptałam ludzkie żebro. Po chwili rozumiałam, że to białe coś to są ludzkie kości oczyszczone ze skóry.
-To jest obrzydliwe - Powiedziałam gdy oznajmiłam Liv na co właśnie patrzymy
-Widziałam bardziej obrzydliwe rzeczy - odpowiedziała
-To są ludzkie kość!
-Ale czyste i poprostu ułożone w stosiki. Widziałaś kiedyś złamanie otwarte? - zapytała
-Nie widziałam
-To się ciesz - mruknęła - A teraz chodź
Ruszyłyśmy przed siebie, a ja starałam się bardzo patrzeć pod nogi bo nie miałam ochoty dotykać tych kości nawet przez buta. Komora była wielka, a my nie miałyśmy pojęcia gdzie idziemy.
Po upływie kolejnych trzydziestu minut ściany zaczęły się zwężać, a kość było coraz mniej. Myślałam, że to już koniec, że wyjdziemy sobie z tunelu i znajdziemy się na parkingu skąd wrócimy na Argo III. Ale to by było zbyt dużo szczęścia naraz.
Gdy doszłyśmy do miejsca w którym komora całkowicie zmieniła się w zwykły korytarz, a mnie minęły mdłości Livia nagle się zatrzymała.
-Ej, co jest? - zapytałam, a ona tylko wskazała ma coś przed nami. Spojrzałam się tam i zobaczyłam coś, a raczej kogoś. Wyglądało na człowieka ale nigdy nic nie wiadomo. Po chwili pojawiła się druga taka sama postać. Zaczęły się do nas zbliżać. Odruchowo cofnęłyśmy się trochę. Czułam jak włosy na rękach stają mi dęba. Poczułam jak Livia wsuwa swoją dłoń w moją.
Gdy chciałyśmy cofnąć się jeszcze trochę poczułam, że za nami znajdują się kości, te same co leżały w tamtej komorze, teraz tworzyły wielką stertę szeroką na cały korytarz i również tak samo wysoką. Zatrzymałyśmy się i czekałyśmy, nie miałyśmy zabardzo nic innego do wyboru.
Postacie zbliżyły się i gdy już myślałam, że nas zaatakują, rozległ się głos:
-Wiesz, jak ja lubię straszyć dzieci
Tak wiem rozdziały miały być co tydzień ale cóż... macie po miesiącu heh ~kakaloo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro