Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. W którym kończy się spokój

Pov. Emma

Livia podbiegła do mnie.

-Hej! Jak tam dzień? - zapytała zatrzymując się, w ręku trzymała łuk, na plecach miała kołczan.

-Dobrze, poza tym, że jestem wyczerpana. Trenowałam z Percym.

-Percy to dobry nauczyciel jest dobry w walce. Idziesz dziś na ognisko?

-Jasne, ale dzisiaj nie śpiewam - Liv uśmiechnęła się do mnie - Nie ma takiej obcji, przysięgam, że nie wejdę na scenę.

-Hmm... No oczywiście, rozumiem i nie będę cię zmuszać. - udałam, że nie usłyszałam sarkazmu w jej głosie

-Idę się umyć, do zobaczenia na kolacji - zostawiłam córkę Apolla i poszłam do domku jedenastego.

Ogarnęłam się szybko, wychodząc złapałam jeszcze bluzę, mimo tego, że było lato wieczory bywały chłodne. Wyszłam na dwór i ruszyłam w stronę pawilonu jadalnego. Wszyscy się tam powoli zbierali co prawda dźwięk konchy rozległ się gdy ponad połowa obozu siedziała już na swoich miejscach. Ja równiez usiadłam na swoim miejscu przy stoliku Hermesa zignorowałam spojrzenia rzucane przez innych obozowiczów, którzy mieli problem co do mojej matki.

Nigdzie nie widziałam Nicoli. Nie przejęłam się tym jakoś bardzo, wiedziałam, że przyjdzie tylko pewnie później.

Już mieliśmy zaczynać jeść, gdy nagle zrobiło się przeraźliwie zimno, za zimno jak na lato. Usłyszałam wycie potworów. Większosć osob się podniosło ci którzy mieli przy sobie broń ( a była to zdecydowana mniejszość) chwycili za nią. Pojawił się Chejron.

-Zostaliśmy zaatakowani! - jak tylko to powiedział zapanował chaos, wszyscy wstali, ci co nie mieli broni rzucili się do obozowej zbrojowni by szybko jakąś wziąć ci co mieli zostali lecz nie mogli się dogadać .

Ja stałam po środku nie wiedząc co zrobić. W końcu herosi ruszyli nad zatokę, bo właśnie z tam tąd do chodziło wycie. Kiedy pierwsi półbogowie dobiegli do granicy potwory przedostały się. Nie mam pojęcia jak, ale fala piekielnych ogarów i innych kreatur zaczęła zalewać obóz. Byliśmy kompletnie nie przygotowani, to było tak jakby potwory pojawiły się z nikąd.

Biegłam do granicy gdzie trwała walka, gdy ktoś na mnie wpadł, upadłam na ziemię, wstałam szybko. Nawet nie próbowałam się otrzepać, wiedziałam, że uwaliłam się ziemią. Chciałam znów zacząć biec, gdy zostałam złapana za ramię, odwróciłam się i zobaczyłam Nicolę.

-Musimy iść! - powiedziała starając się przekrzyczeć biegających wokół półbogów

-Nie możemy ich zostawiać!

-Musimy dostać się na statek! - wskazała na wielki okręt który dryfował przy brzegu jeziora kajakowego - Zanim potwory tam dotrą!

-Ale...!

-Emma zrozum musimy wyruszyć na misję, jeśli nie zrobimy tego teraz nie wiemy kiedy będziemy mogli!

-Leo jeszcze go nie skończył! Mówił, że potrzebuję trzech dni, minęły dwa!

-Skończył na tyle, że możemy ruszać! - popchnęła mnie lekko do przodu - Biegnij! Annabeth, Percy i Leo są już na statku! Idę znaleźć tą córkę Apolla!

-Livia jest z łucznikami! - krzyknęłam jeszcze i zawróciłam w stronę Argo III.

Biegłam przepychając się przez innych, którzy zmierzali w przeciwna stronę. Gdy dotarłam do statku, zaczełam wspinać się po drabince sznurowej, która wisiała przy burcie. Weszłam jak najszybciej mogłam, kiedy stanęłam na pokładzie, wydałam z siebie ciche "wow". Okręt był wielki i piękny. Nie miałam jednak czasu podziwiać go.

Percy i Annabeth byli na pokładzie i coś robili, nie widziałam jednak co. Nagle z pod pokładu wychylił się Leo.

-Potrzebuje pomocy! - krzyknął

-Idę! - odparłam, pobiegłam pod pokład.

Stanęłam obok Leona, który szybko ruszył w stronę... no zabardzo nie wiedziałam w stronę czego, ponieważ nigdy nie byłam na Argo III. Zbiegliśmy jeszcze niżej i wbiegliśmy do pomieszczenia na końcu korytarza. To miejsce było pełne maszyn i różnych innych dziwnych rzeczy, których nie potrafię nazwać.

-Jakie masz pojęcie o maszynach? - zapytał chłopak i podszedł do jednej

-Noo... prawie zerowe

-Dobra, trzymaj - rzucił mi jakieś narzędzie - połącz mi tamte kable - mruknął i zajął się czymś innym.

Podeszłam do wskazanego miejsca, kabli było cztery, więc nawet ja nie ogarniająca niczego technicznie, wiedziałam mniej więcej, który z którym.

-Zielony z zielonym? - wolałam się jednak upewnić się

-Tak!

Złapałam za jeden zielony i drugi, gdy tylko je do siebie zbliżyłam, kopnął mnie prąd. Krzyknęłam i upadłam na podłogę.

-One kopią prądem! - krzyknęłam w stronę Leona

-Myślałem, że wiesz o tym!

-Jednak nie wiem! Nie mogę ich połączyć! - Leo zaklął

-Jakoś trzeba, bez tego nie będzie działał system chłodzenia, przy starcie jest on kluczowo ważny ponieważ nie ma takiego przepływu powietrza, jak przy już wyrównanym locie.

-Nie możesz ty tego połączyć?!

-Nie, muszę skończyć to.

-Już wiem - olśniło mnie nagle - Chodzi oto, żeby schłodzić maszyny prawda, tylko w czasie startu

-Tak

-Mogę to zrobić, bez podłączania kabli. Jak skończysz, startuj ja zostanę tutaj.

-Jak chcesz to schłodzić?

-Córka bogini śniegu, nie pamiętasz? Dam radę

-Tylko pamiętaj, cały czas. Inaczej wylecimy w powietrze, smażąc się przy okazji - powiedział, a ja potwierdziłam skinieniem głowy.

Chłopak wybiegł z maszynowni (tak, odkryłam jak to się nazywa). Nigdy specjalnie nie stwarzałam śniegu, szronu czy czegokolwiek. Teraz jednak nie miałam wyjścia musiałam to zrobić. Wyciągnęłam ręce przed siebie i skupiłam się. Przymknęłam lekko oczy. Zaczęło się robić chłodniej. Jednak nie przestałam. Gdy poczułam jak coś roztapia mi się na ramieniu otworzyłam oczy i opuściłam ręce. Cała maszynownia pokryta była śniegiem, niektóre maszyny również szronem.

-No tyle zimna to chyba wystarczy - mruknęłam do siebie i usiadłam na podłodze. Byłam zmęczona.

Siedząc poczułam jak okręt się podnosi. Zamknęłam oczy i oparłam się o jakąś maszynę. Nie wiem ile tak siedziałam, chyba stosunkowo, krótko, ponieważ gdy otworzyłam oczy nadal się wznosiliśmy lecz nigdzie nie było już śniegu, nawet wody, która przez gorąco wyparowała. Wszystko pracowało i było piekielnie gorąco. Stanęłam i jescze raz wezwałam śnieg, zaczął padać, lecz jak tylko dotknął jakiejś maszyny topniał i zanim woda spłynęła na podłogę, zamieniła się w parę. Nie miałam już siły, dlatego uklękłam na jednym kolanie i dalej starałam się wzywać śnieg, zimno, cokolwiek. Jednak nic z tego nie wychodziło w maszynowni było zbyt gorącą i wszędzie było mnóstwo pary.

Pov. Leo

Wybiegłem z maszynowni i szybko wbiegłem na pokład, dotarłem do konsoli sterowniczej. W chwili gdy miałem nacisnąć przycisk, który miał nas podnieść, na pokład wdrapały się Livia i Nicola. Wystartowałem, zaczęliśmy się wznosić, prosiłem w myślach by Emma dała radę.

-Gdzie jest Emma?! - krzyknęła Nicola, szukając siostry

-W maszynowni! - odkrzyknąłem

-Co ona tam wyrabia?!

-Chłodzi maszyny!

-Ty jej kazałeś?!

-Nie, sama to zaproponowała!

-Idę po nią! - dziewczyna ruszyła w stronę schodów

-Nie, poczekaj! - zawołała za nią Livia - Masz rozwalone czoło muszę cię o patrzeć

-Idę po siostrę, potem możesz się bawić w lekarza

Livia złapała ją jednak za rękę.

-Jeśli wolisz się wykrwawić to proszę bardzo, ale martwa nikomu nie pomożesz

-Dobra - mruknęła - Ty idziesz po Emmę! - krzyknęła w moją stronę

Nie chciałem się z nią spierać bo wyglądała na taką co potrafi zabić bez mrugnięcia okiem.

-Annabeth, przejmij ster - Blondynka podeszła do konsoli, a ja pobiegłem na dół.

Wbiegłem do maszynowni, było tam strasznie gorąco. Emma klęczała na środku, starając się wytworzyć śnieg. Podbiegłem do niej, jej twarz była mokra od potu, a ręce się jej trzęsły.

-Udało się? - zapytała, a Argo wyrównało lot.

-Tak, chodź na górę.

Dziewczyna wstała ale oparła się na mnie. Była zbyt zmęczona, żeby samodzielnie iść. Zaczęliśmy wspinać się po schodach. Znaczy to bardziej ja szedłem i ciągnąłem Emmę za sobą.

W końcu wyszliśmy na pokład, posadziłem dziewczynę na pokładzie, tak, że opierała się plecami o burtę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro