Rozdział 7
Przymknął oczy gdy poczuł na swojej skórze pierwsze krople wody puszczone ze słuchawki prysznica.
Oparł się dłońmi o szybę i brał powolne, lecz głębokie oddechy, aby uspokoić swoje niespokojne myśli.
Piekący policzek po raz kolejny dawał o sobie znać. Całe szczęście, że wcześniej dał radę zatamować krwawienie z nosa.
Cóż, jednego był pewien. Następnego dnia nie ominie go porządny siniak na twarzy, którego przecież będzie musiał jakoś zakryć.
Przetarł dłońmi twarz i poprawił opadające kosmyki włosów za siebie. Cisza wypełniała jego serce, choć jeszcze niecałą godzinę temu przeklinał własne życie oraz Boga, który być może go dawno opuścił.
Jego ramiona spięły się, a skóra pokryła się małymi punkcikami gdy temperatura wody spadła już na tyle wystarczająco, że mężczyzna postanowił wyjść spod prysznica.
Owinął swoje biodra bordowym ręcznikiem podczas gdy stopy wsuwał w wygodne, domowe kapcie.
Dłonią przetarł zaparowane lustro aby móc spojrzeć na swoje odbicie.
Zaczerwienione oczy, spierzchnięte usta i malujący się niepokój na twarzy zbyt intensywnie się odznaczały, by nie zostać niezauważalne.
- Uspokój się Styles, tak już musi być. Ale niedługo się skończy, zobaczysz.
Próbował się jak zawsze podbudować. Z niechęcią jednak odwrócił się tak, aby spojrzeć na swoje podrapane do krwi plecy. Tak, ten bydlak z pewnością nie dbał o swoje paznokcie. Harry wypuścił ciężko ze swoich ust powietrze. Ujął dłonią klamkę i wyszedł z łazienki, gdy od razu u jego stóp natrafił na odłamki szkła porozrzucane po całym przedpokoju.
Beznamiętnym, wręcz pełnym obojętności spojrzeniem przemierzał całe pomieszczenie wraz z salonem, po którym walały się ubrania, zniszczone szafki z dokumentami oraz rozrzucone książki. Ruszył martwym krokiem w kierunku zbitego zdjęcia jego rodziców oraz siostry. Dochodziła godzina druga w nocy, a on znowu czuł napływające łzy do oczu.
- Kiedyś to się skończy. Przecież ja jestem niewinny, prawda? A może... Może on ma rację? Gdyby sprawa wyszła na jaw... Mamo, nie chciałabyś mnie znać, a tego bym nie przeżył. - pogładził palcem delikatnie podniszczony wizerunek jego rodzicielki i nie mając innego wyboru, odłożył zdjęcie na miejsce. Krótko później postanowił posprzątać po obrzydliwym przeszukiwaniu jego rzeczy przez niejakiego Connora Caldera, dalekiego kuzyna od strony ojca Stylesa. Harry nie chciał mieć nic wspólnego z Connorem, lecz los chciał inaczej.
Duszący smród papierosów wciąż dawał o sobie znać co dość pospieszyło sprzątanie Harry'ego. Niedługo potem mężczyzna padł na łóżko zmęczony i obolały, wpatrując się bezmyślnie na sufit poobwieszany światełkami niczym te z choinek.
- Musisz sobie kogoś znaleźć, przynajmniej grać pozory. Być może wtedy ten skurwiel się odczepi...
[...]
- Nie spodziewałem się kogokolwiek normalnego w tamtej okolicy, a tu proszę...
- Wiesz, że sam siebie z automatu określiłeś teraz nienormalnym? - przerwał mu Louis wypuszczając z ust ostatni dym papierosa, którego właśnie kończył wraz z Zaynem.
Malik parsknął śmiechem i docisnął żarzący się niedopałek do metalowej ścianki miejskiego śmietnika, po czym wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę gum do żucia.
- Chcesz?
- Nie, podziękuję. Nie lubię mięty.
- Wiesz co, intrygujesz mnie. Pracujesz w kancelarii, masz na sobie pełno tatuaży i jeździsz w ciemne miejsca. Co jeszcze w sobie skrywasz stary? Nieoczywisty z Ciebie adwokat.
- Już mówiłem, samochód mi padł na pustej drodze. A teraz możemy ruszać? Chcę wrócić do domu i jeszcze trochę pospać przed pracą.
- No nie wiem... - mulat spojrzał na zegarek i ostentacyjnie zacmokał - Do twojego miejsca zamieszkania mamy z godzinę, a już teraz dochodzi 3 w nocy.
- Im dłużej będziemy siedzieć na tym zadupiu, tym krócej będę spał.
- Ej, nie zapominaj że to ja uratowałem ci dupę! - w głosie Malika było wyczuć oburzenie. I słusznie.
Louisowi momentalnie zrobiło się w głębi duszy wstyd, jednak nie chciał tego po sobie okazywać. Wiedział jednak, że nie może rządzić innymi, zwłaszcza, jeśli ktoś uratował mu być może nawet i życie.
Jednak zarówno on, jak i Malik nie kontynuowali rozmowy aż dopóki Tomlinsonowi nie otworzyła się znienacka skrytka.
- Ach, nie przejmuj się. - machnął ręką Malik ze śmiechem gdy zauważył przestraszenie malujące się na twarzy szatyna - To grat mojego ojca. Czasami się samo otwiera. Szkoda że nie widziałeś swojej miny.
- Ha, ha. Liczę że tam nie ma zużytych prezerwatyw... - spojrzał na swojego nowego kolegę z lekkim zniesmaczeniem.
- Coś Ty! Trzymam tam apteczkę ze szpitala, zresztą sam zerknij. Mieli na zbyciu, więc wziąłem jedną. Zresztą... Mam narzeczoną, a na doktora Malika z reguły lecą matki dzieci, które leczę. Takie wiesz, koło 40 a nawet 50...
Louis na moment spojrzał na mulata przerywając przeszukiwanie obszernej apteczki, na której widniało logo jednego z najbardziej znanych szpitali w Londynie.
- Nie mówiłeś mi że jesteś doktorem...
- No wybacz, nie przedstawiam się każdemu z buta Hej, jestem Zayn, studiowałem medycynę. A ty prawo i jesteś weganem?
- Ha, bardzo śmieszne. Zostawmy te stereotypy na bok.
- No wiesz, sam zacząłeś ze śpiewką Nie mówiłeś mi... - zaśmiał się, a Louis jedynie przewrócił oczami. Znowu zajrzał w zawartość torby, w której mieściły się wszelakie bandaże, strzykawki, nożyczki, doraźne leki bez pominięcia rękawiczek czy innych przydatnych rzeczy.
- Harry już by Cię przetrzepił za grzebanie i robienie niepotrzebnego burdelu w apteczce.
W sumie też mógłbym, ale wyglądasz jak dziecko teraz, że aż szkoda tego widoku przerywać.
- Jaki Harry? - szatyn spojrzał zszokowany na towarzysza, który nawet na chwilę nie darował sobie złośliwych komentarzy. Aczkolwiek Louis go polubił, bo nadawali na tych samych falach, mimo że poznali się jakieś niecałe czterdzieści minut temu.
- A taki mój przyjaciel ze studiów. Zakręcony chłopak jak jego włosy. Muszę was kiedyś zapoznać, ha, z pewnością nie będę tego żałował. Kocham go jak brata, ale czasami totalnie nie rozumiem. Ma specyficzny humor, zwłaszcza z tymi żartami "puk puk." Mówię Ci...
Louis uśmiechnął się, gdy Zayn robił w powietrzu znak cudzysłowiu, na moment odrywając swoje dłonie od kierownicy, po czym kontynuował historię z jego przyjacielem. Szatyn naprawdę był pełen podziwu że doktorek nie zamykał się ani na chwilę, nawijając jak katarynka. Jednak zmęczenie dawało o sobie znać i raczej to był powód przez który Tomlinson nie był w stanie się skupić. Praktycznie nie zwracał uwagi na wypowiadane słowa a co najdziwniejsze, parę minut później Louis odpłynął w krainę snu gdy powieki same mu się zamknęły.
***
- Więc między Tobą a Eleanor nic nie ma, tak? To dlaczego widziałem Was razem w galerii jak trzymała Cię za rękę i szeptała coś do ucha, co?! Okłamałeś mnie!
Kolejny rzut butem okazał się celny. Louis patrzył na rozgorączkowanego Stylesa i spływajce łzy po zaczerwienionych z emocji policzkach. Czuł że serce mu pęka na ten widok. Nawet cios butem w ramię nie było tak bolesne jak to, co przeżywał wewnętrznie.
- Harry, uspokój się, daj mi wysłuchać!
- Czego? Tych kłamstw?! Dobrze wiem co ludzie o was mówią! Dobrze wiem co by powiedzieli gdyby prawda wyszła na jaw! - wrzasnął zdenerwowany aż na jego szyi uwypukliła się żyła. Usiadł zdesperowany na swoim łóżku i schował twarz w dłonie.
Louis czuł się bezradny. Nie zrobił nic złego, nie zdradził Harry'ego. Kochał go. Nie mógł zrozumieć dlaczego Styles przestał mu ufać.
Owszem, Eleanor, córka jednej z nauczycielek w jego liceum podkochiwała się w Louisie. Najgorsze było w tym wszystkim to, że Louis i Eleanor grali główne role w jednym z musicali wystawianych w szkole. I Louis marzył by wystąpić.
- Miałem ci już dawno to powiedzieć...
- Że zrywasz, tak? Że jednak wolisz dziewczyny? Śmiało, leć do swojej niuni i zostaw mnie w spokoju. Nie chcę cię znać...
- Harry, wysłuchaj mnie. - Louis westchnął ciężko i podszedł do kędzierzawego. Usiadł naprzeciwko niego na podłodze i powoli wsunął dłoń pod jego podbródek aby go unieść. - Spójrz na mnie...
Zielone tęczówki skierowały się wprost w błękitne oczy szatyna. Louis nie umiał powstrzymać uśmiechu. Chociaż oczy jego chłopaka były zaczerwienione i opuchnięte wciąż były piękne.
- Żałuję, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale chciałem... W sumie to sam nie wiem czy chciałem zostawić to jako niespodziankę, zaskoczyć cię... Ech, wybacz. Dostałem rolę w Grease.
- Co? - zielonooki zmarszczył brwi i pociągnął nosem by się uspokoić.
- Eleanor gra ze mną tam. Trochę jej odbiło, za bardzo wczuwa się w moją dziewczynę, bo w musicalu nią będzie. Harry, nie bierz tego do siebie. Nie mówiłem nikomu o tym, nawet swojej mamie. Chciałem was wszystkich zaskoczyć.
- Więc... Więc to wszystko nic nie znaczyło?
- Między mną a nią? Oczywiście że nie. Hazz... - Louis nie umiał się powstrzymać. Chciał go przytulić i pocałować. Usiadł na łóżku Harry'ego i już miał złożyć czuły pocałunek, gdy nagle w progu drzwi stanął pewien brunet. Jego arogancki wyraz twarzy wzbudzał obrzydzenie u każdego, kto na niego spojrzał. Och. I ten szyderczy uśmiech poprzedzony lekkim zdziwieniem.
- Louis! Nie spodziewałem się że będziesz siedział u mojego kuzyna-wielki-mazgaj.
***
- Louis! Halo! Pobudka!
Mężczyzna przebudził się gdy poraz kolejny usłyszał swoje imię. I może także przez to, że słyszał klakson samochodu, w którym wciąż przebywał z Malikiem.
- Nie trąb, pobudzisz sąsiadów!
- Ciesz się, że nie pracuje w policji. Włączyłbym światła i syreny. Wtedy byłaby atrakcja w sąsiedztwie.
Szatyn pokręcił bezceremonialnie głową i odpiął pasy. Wysiadł z samochodu i przetarł zaspane oczy.
- Dochodzi 5, trochę nam zeszło, bo przekopy w tę stronę i pobłądziłem... Ale było warto, spałeś jak typowy student po alkoholowej bibie z gębą otwartą.
- Zawsze jesteś tak otwarty wobec obcych Zayn? - Louis uniósł brew brakiem jakichkolwiek hamulców u mulata. Ten jednak wzruszył ramionami.
- Tylko wobec kogoś komu muszę ratować tyłek w środku nocy. - mulat poklepał ramię Tomlinsona - Na razie! Wyśpij się!
- Hej, czekaj! Zapłacę chociaż za paliwo.
❤️ Witajcie kochani! Cóż, nie ukrywam, długo mnie nie było... Ale liczę, że wybaczycie moją nieobecność. Praca w wakacje, studia teraz... Trochę się zmieniło w moim życiu.
Mimo wszystko nie zapomniałam o Was ani o tym fanficku, w wolnym czasie próbowałam pisać (często także zmieniałam ten rozdział, bo nie byłam zadowolona XD), ale wciąż liczę że przypadnie on Wam do gustu!
Pozytywów i zdrowia Wam życzę w 2022 roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro