Rozdział 6 sezon 3 Przyjacielska wizyta
Pakowałam walizkę która leżała na łóżku. Obok niej walały się rozrzucone ubrania, buty i kosmetyki. Zostało mi niecałe pół godziny zanim Kastiel wróci do domu. A do tego czasu wolałabym być już gotowa. Inaczej znów by się wkurzył.
Wypchałam ją w miarę możliwości wszystkim co mogło by być przydatne. Niestety dopięcie bagażu graniczyło z cudem. Usiadłam na niej, siłą próbując dopiąć zamek, niestety to było na nic.
Kas:- Dlaczego nie widzę twojego bagażu w drzwiach ! - krzyknął tak głośno że mogłam go usłyszeć na drugim końcu apartamentu. Chłopak stanął w progu drzwi opierając się o framugę. Spojrzał na mnie sfrustrowany masując dłonią skroń. - Nie wierzę, dalej się nie spakowałaś ?!
- Spakowałam ! Nie mogę jej zapiąć ! - podszedł do mnie, żebym mi pomóc. Po pięciu minutach walki daliśmy sobie spokój. - Wezmę drugą walizkę.
Kas:- Nie ma mowy. Miałaś spakować najpotrzebniejsze rzeczy. Coś ty nabrała ? - zaczął przeszukiwać moją rzeczy. Nadal się złościł. Obiecałam mu że szybko to ogarnę, tymczasem pakuje się od dobrych trzech godzin.
- To co najpotrzebniejsze.
Kas:- Jak kiecki i buty na obcasach. Dziewczynko, jedziemy na wieś. Nie na fashion week. Przepakuj to. - powiedział dalej zirytowany, wymagającym głosem. Niestety tym razem siedział obok pilnując mnie.
- Jesteś zadowolony ?
Kas:- Nie. Powinniśmy być już u nich dwie godziny temu. Tymczasem czekają nas jeszcze cztery w samochodzie.
- Może na tej farmie trochę się odstresujesz - wymamrotałam do siebie, jednak chyba to usłyszał bo zgromił mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się słodko a on westchnął.
Kas:- Dobrze wiesz dlaczego jestem zły. Nataniel się nie odzywa. A ty dalej wymieniasz wiadomości z tym pasożytem.
- To tylko z.n.a.j.o.m.y. weź już odpuść. Ja nie reaguje kiedy twoje psycho fanki obejmują cię za szyje i całują. Ich szminka na twoich policzkach wnerwia mnie jak mało co. A jednak nie robię awantury za każdym razem.
Kas:- Podobasz mu się.
- Mam to gdzieś ! Może być we mnie zakochany na zabój. Mam już faceta ! I nie będę znów zaczynać tego tematu !
Kiedy Lysander zaproponowała Kastielowi weekend u siebie. Czerwonowłosy zgodził się bez wahania, nawet tego ze mną nie konsultując. Byłam na niego wściekła, ale później dałam spokój. Ostatnio chodzi cały zestresowany. Odwołują kolejne występy, a kilkaset tysięcy hejterów nie daje mu spokoju. Lys zawsze potrafił do niego dotrzeć jak nikt inny, dobrze im się razem komponowało. Co z kolei nie wychodzi mu od dłuższego czasu.
~☆~☆~☆~
Wysiadłam z samochodu przeciągając się. Cholerne cztery godziny w siedzeniu. Mało tego, praktycznie nie rozmawialiśmy. Ostatnio często się sprzeczamy, a kłótnia w czasie jazdy samochodem nigdy nie jest bezpieczna. Więc spędziłam większość tego czasu wgapiona w telefon.
Kas:- W drodze powrotnej ty prowadzisz. - ziewnął przeciągając się. - Szlag, zaczyna się ściemniać. A powiedziałem mu że przyjadę wcześniej.
- Chyba przyjedziemy ?
Kas:- . . .
- Skoro mnie tu nie chciałeś, wystarczyło powiedzieć. Została bym w domu.
Kas:- W ramionach Hyuna.
- ... słyszysz co mówisz ! Raz go przytuliłam. A ty zachowujesz się co najmniej jakbyś przyłapał nas w łóżku. Mam tego serdecznie dość Kastiel. Skoro nie wierzysz że cię kocham. Może rzeczywiście powinnam spróbować z nim ! - po wypowiedzeniu ostatniego zdania. Zakryłam usta dłonią. Nie myślałam co mówię, dałam się ponieś emocją i od razu tego pożałowała. Rozszerzyły oczy zaskoczony i spuścił głowę w dół. - Kas, ja nie...
Kas:- W takim razie wracaj - rzucił mi klucz od samochodu i zabrał swoją torbę.
- Kas ! Nie mówiłam serio ! . . - nawet się nie odwrócił. Zignorował mnie. - Dobrze, jak sobie życzysz. Kończę z zatruwaniem ci życia. - Wbił sobie głupotę do głowy i trzyma się jej jak tonący brzytwy. Skoro naprawdę nie chce mnie widzieć to zawracam do miasta. Zamknęłam się w samochodzie, opierając ramiona na kierowcy schowałam pomiędzy nie głowę. Chciało mi się płakać. Tylko że ktoś otworzył drzwi od strony kierowcy. Spojrzałam w tamtą stronę. - Zapomniałeś czegoś.
Kas:- Tak. To mój samochód. - uśmiechnął się cynicznie - Przepraszam. Masz racje, przeginam. I to ostro. Nie chce żebyś wracała.
- Skąd ta nagła zmiana. Nie martw się nie spędzę weekendu z "kochankiem".
Kas:- No już wysiadaj. - pociągnął mnie za ramię, siłą wyciągając z samochodu. Skrzyżowałam ramiona na piersi opierając się tyłkiem o samochód. - Dopóki jesteś moja, tylko ja mam prawo cię dotknąć. - położył dłoń na moim policzku, odepchnęłam ją. Najpierw się kłócić a później bierze go na czułości. Co to ma być, gra randkowa.
- Powiedziałam, nie chce znów zaczynać. A ty oczywiście musiałeś otworzyć tą niewyparzoną jadaczkę.
Kas:- Mówiłem. Wkurwia mnie, nie chce żeby rozwalił nam związek.
- Na razie sam to robisz. Oskarżasz mnie, chociaż nie jestem niczego winna.
Kas:- Przepraszam. Okej. Za wszystko. Masz racje, ciągnięcie tego w chuj wie ile, tylko bardziej nas skłóca. Zapomnijmy o tym ciulu i spędźmy czas z przyjaciółmi.
- W porządku. Też przepraszam, jestem za bardzo uparta. - wyciągnęłam do niego dłoń. Uśmiechnął się przebiegle, uścisnął ją przyciągając mnie w swoją stronę, jednocześnie wbijając się w moje usta. Oddałam pocałunek, przymykając oczy.
Kas:- Naprawdę myślałaś że podam ci rękę ? - Jest idiotą. Ale za to go uwielbiam.
Lekko zapukałam w drzwi domu. Budynek był biały z odznaczającymi się drewnianymi belkami, które porastały bluszczem. Wokół było nasadzone mnóstwo kwiatów i krzewów które też kwitły. Ogrodzonę średniej wielkości płotkiem. Do tego kamienna ścieżka. To szczegóły, ale robiły wiejski klimat. Czekałam aż ktoś nam otworzy. Jednak Kas miał inny plan. Wszedł jak do siebie, zrzucając torbę z ramienia.
Kas:- Lys ! Violetta ! Gdzie was wcięło !
- Czy ty masz jeszcze jakieś resztki kultury ? - Kastiel wzruszył ramionami i przewrócił oczami.
Vi:- Też się zastanawiam. - Zbiegła po schodach. Zrobiłam kilka kroków w przód i mocno uściskałam przyjaciółkę.
- Dobrze cię widzieć.
Vi:- Was też. - pościła mnie i uściskała Kastiela. - Czy mieliście jakieś kłopoty w drodze tutaj. Jesteście dość późno ?
- Korki były.
Kas:- Księżniczka nie mogła się spakować. Nabrała ubrań jakbyśmy wyjeżdżali na miesiąc.
- Zamilcz - spojrzałam krzywo na chłopaka na co jedynie się uśmiechnął.
Kas:- A swoją drogą, gdzie Lys ?
Vi:- Poszukajcie go w stajni. Ostatnio tylko tam przesiaduje. Zrobię coś do picia. Czego się...
Kas:- Kawę. - rzucił przez ramie odchodząc szybkim krokiem w stronę ogrodu.
- Pomogę ci. Niech nacieszą cię swoim towarzystwem. - poszłam za przyjaciółką do kuchni. Była przestronna i ozdobiona najróżniejszymi bibelotami. To inny wystrój niż u nas. Jako że mieszkamy w apartamencie. Wystrój jest minimalistyczny i dość sztywny. Otworzyłam szafkę gdzie trzymali herbatę. Ale od razu wpadły mi w oczy słoiczki z jakimś roślinami. - Ej, Violetto, co to jest ?
Vi:- Suszona mięta.
- Suszona ?
Vi:- Zbieramy zioła i suszymy je. Później parzysz, jak normalną herbatę. To jest rumianek, pokrzywa..
- Pokrzywa ?! - uniosła brew posyłając mi zaciekawiony wzrok. - Wyobraź sobie że Kastielowi zachciało się Campingu.
Vi:- Uderzył się w głowę ?
- Nie. Chyba ta cała afera z Crowstorm, go tak przybiła. W każdym razie, przez debilne żarty tego ćwoka. Wylądowałam w pokrzywach. Moje dłonie wyglądały jak poparzone wrzątkiem.
Vi:- No tak. Cały Kastiel. Ale po za tym nie było chyba aż tak źle.
- Było bardzo źle. Chordy wściekłych komarów, twarde posłanie a jakby tego było mało prawie utopiłam się w jeziorze.
Vi:- Czy u was naprawdę nie dzieje się nic spokojnego.
- Ostatnio, nie za bardzo. Sytuacja zespołu dobija nas oboje. Jego psychicznie, do tego kilka tysięcy hejterów biorących Kasa za złodzieja. Mnie męczy ich wytwórnia. No i kłócimy się o pierdołę. - dziewczyna spojrzała na mnie smutno.
Vi:- Nie chciałam podsłuchiwać. Ale jednak słyszałam jak się kłócicie przed samochodem. Czy na pewno to nic poważnego ?
- Chłopak którego spotkałam podczas studiów. Okazał być się community menadżerem Crowstormu. Niedawno wyszliśmy na kawę. Następnego dnia Kastiel zobaczył jak przytulam go w parku. Jest przewrażliwiony że utrzymuje z nim kontakt.
Vi:- Przewrażliwiony ? Luna. Nie chce się mieszać w wasze życie. Ale czy ty... no, nie czujesz nic do niego ?
- Czuje.. ? Zwariowałaś ! Nigdy w życiu ! To naprawdę zwykły kolega. Przytuliłam go tylko i wyłącznie dlaczego że znalazł moją bransoletkę. To prezent od Kastiela, jest dla mnie bardzo ważna i była naprawdę droga. Gdyby przepadła, rozpłakała bym się. - ostatnio chyba aż za często to robię.
Vi:- Mimo wszystko jest zazdrosny. - położyła przede mną filiżankę z gorącą herbatą. Ujęłam kubek dłońmi siadając przy stoliku.
- Nie ma o co. Jest tym jedynym. Hyun jest dla mnie obojętny. Nawet jeśli według Kasa mu się podobam. Mam to gdzieś.
Vi:- Nie była byś zła, gdyby przytulał swoją asystentkę. Sama wspominałaś że jej się podoba.
- Oczywiście że bym była. Nie nawidzę jej. Kas też traktuje ją dość ozięble. Wiec nawet nie mam się czym przejmować. Nawet gdyby paradowała by przed nim nago, i rozkładała mu nogi na biurku, nie zwrócił by na to uwagi.
Vi:- Nie uważasz, że on chce od ciebie tego samego ? Wymienianie wiadomości i spotkania z tym chłopakiem. To na pewno nie jest zachowanie, jakie oczekuje od swojej dziewczyny.
- Ale on nie ma żadnych podstaw żeby mi nie ufać. Przecież nie pójdę na lewo, bo ostatnio nie układa nam się jak w Disnejowskiej bajce. Wczoraj wieczorem nawet nie rozmawialiśmy.
Vi:- To nie jest tak że ci nie ufa. Kastiel kocha cię na zabój. Chodź przyznaję, gdy byliśmy w liceum, takiego zachowania bym się po nim nigdy nie spodziewała. Zawsze był zimny i zdystansowany. Ale proszę. Minęło kilka lat a on zrobił by dla ciebie największą głupotę. Po prostu, wydaje mi się że.. nie jest typem człowieka który nie lubi gdy wchodzi mu się w życie. A to co robisz pewnie go rani.
Słuchałam przyjaciółki w ciszy. Zastanawiając się nad każdym jej słowem. Jednocześnie wpatrując się w swoje zamazane odbicie w łyżeczce którą zajmowałam ręce. Niestety miała racje. Raniłam go bardziej niż mogła bym przypuszczać. Przecież zdarzały się sytuację, gdzie mężczyźni podrywali mnie czy proponowali spotkania. Wiecznie odmawiałam olewając ich. Wróciłam do wspomnień z liceum gdzie Nataniel do mnie zarywał. Kas zachowywał się dokładnie w taki sam sposób jak teraz. Dopiero kiedy zeszli się z Priyą. Odpuścił, a relacja chłopaków znaczenie się poprawiła. Dalej sobie dogryzają, ale szanują się. Nie wszystko, ale większość teraz była z mojej winy. Koniecznie muszę go przeprosić.
Vi:- Mnie na pewno by raniło. Gdyby Lysander dobrze dogadywał się z kobietą która tylko myśli o zerwaniu z niego koszuli.
- Dziękuję za otworzeni mi mózgu Vio. Jaka ja jestem durna. To oczywiste że też miałabym nerwy gdyby przyjaźnił się z Tiną, albo jakąkolwiek inną babą która na niego leci.
Vi:- Mam nadzieję że wam się ułoży.
- Muszę go przeprosić.
Vi:- Tylko proszę, bądźcie cicho podczas tego przepraszania. Lysander wcześnie wstaje. Ja też lubię się wyspać.
- No naprawdę, bardzo zabawne. A jak tam u was ?
Vi:- Będę mieć wystawę w Nowym Yorku ! - wykrzyczała szczęśliwa. Miałam wrażenie że za chwilę podskoczy na krześle.
- Gratuluję. Wiedziałam że twoje obrazy są niesamowite. Ale że podbijesz nimi Amerykę.
Vi:- Jestem szczęśliwa i zdenerwowana. Niedawno wróciłam z Paryża. Krytycy trochę podbudowali mi ego. Byli zachwyceni. A teraz Stany Zjednoczone.
- Jeśli Crowstorm dalej będziecie chciał od ciebie okładki płyt. Będzie musiał sporo zapłacić.
Vi:- Na pewno dam mu przyjacielską zniżkę.
Kas:- No mam nadzieje. - obie się wzdrygnęłyśmy. Szlag, czy on musi się tak skradać ! - Chodź z drugiej strony, za perfekcje się słono płaci.
Lys:- Dzień dobry Luna. Miło znów cię widzieć.
- Lysander. - podeszłam do przyjaciela, rozłożył ręce i uścisnął mnie. Jednak odsunęłam go od siebie - Ja też tęskniłam. Jednak. Wybacz brutalność, ale śmierdzisz potem.
Lys:- Przepraszam. Pójdę pod prysznic.
Kas:- A ja się przebiorę. - wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Jednak Kastiel był cały brudny i zakurzony.
- Wpadłeś w błoto ? Co ci się stało. - mówiłam rozbawiona. Ciężko było mi się powstrzymać od śmiechu, widząc go w takim stanie.
Kas:- Pomagałem Lysowi w pracy.
Lys:- Przestraszył się kaczki i wpadł do skrzynki z marchewką ! - krzyknął, pewnie musiał słyszeć jak ściemnia. Parsknęłam śmiechem wyobrażając sobie tą scenę. Violetta też się z niego śmiała. Kas spojrzał na nas krzywo wychodząc z kuchni.
Vi:- Skoda że tego nie widziałam.
- Też żałuję. Ale nie skończyłaś mi opowiadać. Po za faktem że zostałaś sławną artystką. Jak tam wasze pożycie małżeńskie. - sugestywnie poruszyłam brwiami na co się zaczerwieniła.
Vi:- Jest cudowne. Mamy czas na prace i dla siebie i... my, staramy się o dziecko.
~☆Perspektywa Kastiela☆~
Wyszedłem z kuchni zastawiając te rozgadane baby same. Zarzuciłem na ramię swoją torbę i wziąłem walizkę Luny. To nie była nasza pierwsza wizyta u nich wiec doskonale wiedziałem gdzie mamy pokój. Targając bagaż po schodach usłyszałem cichy głos fioletowo-włosej.
Vi:- Jest cudowne. Mamy czas na prace i dla siebie i... my, staramy się o dziecko.
Zaskoczyły mnie jej słowa. Lys nic nie wspominał. A gadamy przez telefon kilak razy w miesiącu. Chociaż, nie powinno mnie interesować na czym się skupiają w łóżku. Rzuciłem bagaże w kąt, a pokrowiec z gitarą oparłem o ścianę. Siadając na łóżku. Wyciągając z kieszeni kurtki małe, szare welurowe pudełeczko. Jestem tchórzem. Lys z łatwością podszedł do "dorosłego życia w rodzinie" a ja. Nie umiem nawet przed nią klękną i poprosić żeby spędziła ze mną życie. Otworzyłem je zgryziony od środka. Mały pierścionek z białego złota. Na którym znajdował się przezroczysty klejnot. Ta pierdoła jest kluczem do mojego lepszego życia.
Lys:- Kastiel przebrałeś... co to jest ? - szybko schowałem pudełko z powrotem do kieszeni.
- Ziemia z twoich cholernych marchewek. Zrzuciłem skórzaną kurtkę. Na pewno będę musiał ją szybko wyczyścić. Jak to błoto zaschnie zniszczy ją.
Lys:- Miałem na myśli to co schowałeś.
- Pudełko po fajkach.
Lys:- Nie palisz. Pokaż to. - zajebał mi kurtkę przeszukują kieszeń.
- Przestań. Jesteś natarczywy. - sięgnąłem po moją własność jednak odsunął się.
Lys:- Jestem ciekawy. - uśmiechnął się złośliwie. Miałem wrażenie że gnębi mnie moimi własnymi metodami.
- Daj to !
Lys:- Nie
- Daj mówię ! - zaczęliśmy się gonić zupełnie jak za dzieciaki. Naprawdę nie podejrzewałem go o taką zwinność. - Lys, do diabła. Przestań.
Lys:- Powiedz. To jest to, co mi się wydaje że jest ?
- Tak. A teraz oddawaj. Zanim dziewczyny się zlecą bo usłyszą jakieś hałasy. - Oddał mi dalej brudną kurtkę. Obserwując mnie zaciekawiony. Znałem ten wzrok. Chciał żebym się w końcu odezwał. Nie zamierzałem. Denerwowało mnie że był lepszy i nie tchórzył jak ja. Jestem ciotą nie facetem.
Lys:- Powiedz kiedy.
- Kiedy co ?
Lys:- Kiedy zamierzasz się jej oświadczyć. I dlaczego nic nie powiedziałeś. - usiadł na łóżku obok mnie szturchając mnie przyjacielem gestem w rami. - Domyślam się że teraz to Nat jest twoim najlepszym przyjacielem. Ale serio stary, mogłeś przynajmniej coś wspomnieć.
- Nat dalej mnie wkurwia. Teraz trochę mniej. Ale to dalej wkurwianie. I nie wspominałem o tym bo się waham.
Lys:- Nie jesteś pewien czy się zgodzi.
- Co ty. Wiem że się zgodzi. Jestem przystojny, uroczy, bogaty, uzdolniony, romantyczny, sławny. - nawet jeśli teraz to zła sława - Genialny w łóżku, i na każdej innej powierzchni. Która by takiego nie chciała.
Lys:- Zapomniałeś powiedzieć że jesteś też niezwykle skromy. W takim razie o co chodzi ? - wpatrywał się we mnie zaciekawiony. Próbowałem na szybko wymyślić jakąś wymówkę, jednak jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy.
- Czekam na idealny moment. - powiedziałem w końcu i położyłem dłoń na czole, masując skroń. - Czekam, ale żaden nie jest perfekcyjny.
Lys:- Ile już czekasz ? - dlaczego ten facet czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Mam jakieś charakterystyczne tiki nerwowe, czy jak ?
- Tak z 4 miesiące. - zaśmiał się złośliwie rozbawiony. Zakrywając dłońmi twarz. I właśnie dlatego nie chciałem o tym gadać. Mam ochotę walnąć głową w ścianę, to żenujące.
Lys:- I przez 4 miesiące nie było idealnej chwili.
- Gdyby była to przez 4 pierdolone miesiące nie nosił bym tego w kieszeni. Planowałem nam randki, ale to nigdy nie było to. Szlag ! A teraz ta afera z Crowstorm. To mnie dobija. No i jeszcze jeden pasożyt zaczął do niej zarywać. A ona się tym nie przejmuję. Chyba wrócę do palenia trawy żeby się uspokoić.
Lys:- Pasożyt ?
- Community menadżer Crowstorm. Zatrudniliśmy go do prowadzenia tych durnych mediów społecznościowych. Tak jakoś nikomu nie chciało się tego robić. Później okazało się że ta dwójka się zna. Ewidentnie ją podrywa, robi słodkie oczka, zaprasza do kawiarni. Lu mnie nie zdradzi, jestem tego więcej niż pewien. Ale samo to, że utrzymuje kontakt z chamem który myśli tylko o tym, jak wygląda goła. Wkurwia mnie do tego stopnia że marzę by wziąć gruby sznur i go powiesić.
Lys:- Powiedziałeś jej to ?
- Jasne że tak. A ona że jestem przewrażliwiony. Że ma w dupie jego uczucia. Że ja jestem jej facetem. I tak dalej.
Lys:- To chyba dobrze.
- Dobrze. Ale w takim razie na chuj z nim wymienia wiadomości. Zmieniające temat, ten doprowadza mnie do szału. Sam nie wspominałeś że planujesz zrobić mniejszą kopie siebie. - tym razem to ja uśmiechnąłem się złośliwie.
Lys:- Skąd ty o tym wiesz ?
- Usłyszałem przypadkiem jak Violetta wygadała się Lu.
Lys:- Tak. Staramy się o dziecko. Chcielibyśmy założyć rodzinne. - Mówił tak, jakby zdecydowanie się na to było łatwe. On planuje się rozmnażać a ja mam problem żeby dać jej pierścionek. Moja pewność siebie gaśnie jak pet. Kto by pomyślał że Lys ma więcej odwagi niż ja.
- Aż tak ciężko wejść i ją zalać ?
Lys:- Bardzo zabawne kretynie. Nie było o czym mówić, bo na razie niczego nie ma. Przez te wernisaże sztuki i nowe obrazy Violetta jest zestresowana. I wychodzi na to że jak kobieta jest zestresowana to nie ma śluzu. I jest ciszej o zapłodnienie. Jakoś tak. Nie będę udawał że się znam. Nie jestem lekarzem. - W takim razie Lu się nie stresuje. Zawsze jest mokra jak gąbka pełna wody. W pewnym momencie jak kretyn zacząłem się do siebie śmiać.
Lys:- Nie wiem co cię bawi. Jesteśmy małżeństwem już trzy lata. To normalne że chcemy mieć dziecko.
- Bawi mnie to że za kilka lat będę w identycznej sytuacji jak ty. Bawi mnie że nie mam bladego pojęcia jak podejść do oświadczyn a jak będę musiał podejść do dziecka. To już w ogóle mi odjebie - Teraz to on zaczął się śmiać. - A ciebie co bawi ?
Lys:- Że nie tylko jak boje się o ojcostwo. Chce tego, chce mieć małą uroczą córkę, która będę bał się spuścił z oka. Dokładnie jak Roza i Leo.
- Lu z pewnością będzie chciała mieć dziecko. Każda kobieta chce. Jestem przekonany że jak go jej nie dam. Sama mnie wydoi i zażąda in vitro.
Ly:- Ty nie chcesz ?
- Mam pozbawić ten świat moich zajebistych genów. Jaka to by była strata. - Znów zacząłem się śmiać. - Weź pomyśl. O czym my do kurwy nędzy gadamy. Jeszcze parę lat temu nasze jedyne tematy to, gdzie iść na piwo, muzyka, i która laska w klasie ma największy biust.
Lu:- Co wam tak tu wesoło. Narajaliście się czy co ?
- Tak. Tych ziółek z ogródka.
Lu:- Bardzo wiarygodne. Kolacja na stole. - Zeszliśmy na parter. Dziewczyny serio się postarały zastawiły cały stół.
Vi:- Mężczyźni - westchnęła fioletowo włosa – Zawsze przychodzą na gotowe. - Lys podszedł do niej, całując ją w policzek i szeptem dziękując za przygotowanie wszystkiego. Dziewczyna zarumieniła się lekko i uśmiechnęła delikatnie.
Zjedliśmy rozmawiając. Spoglądałem na Lu która opowiadała rozbawiona jaki to słaby ze mnie kucharz. Lysander też dorzucił coś od siebie. Wspominając jak kiedyś podarowałem zrobić dla Luny pizzę. A później oboje sprzątaliśmy pomidory z podłogi. Nie ukrywam że nie umiem gotować. Ale żeby zaraz się ze mnie nabijać. Nie mogąc ich słuchać co rusz dolewałem sobie wina. Dziewczyny to już w ogóle się nieźle popiły bo zachciało im się grać w planszówki.
- Dajcie spokój. Nie jesteśmy dziećmi.
Lu:- Uwielbiasz grać z Robinem w Monopoli.
- Robin ma 7 lat.
Lu:- A i tak cię ogrywa. - położyła dłoń na moim ramieniu i stając na placach. Powoli zbliżyła usta do mojego ucha. Poczułem jej gorący oddech, a po chwili miałem wrażenie, że również usta. - A nasz rozbierany poker ? - wyszeptała na co na moje usta wdarł się mimowolny uśmiech.
- Granie w pokera we 4 to dość ciekawy pomysł.
Lu:- Ach tak ? - nic nie dodając pocałowałem jej różowy policzek. Ewidentnie przesadziła z winem.
Lys:- Wyluzuj Kastiel. To gra +18
- Zaciekawiłeś mnie.
Lys:- Przestań sobie cokolwiek wyobrażać, bo zaraz sam zdejmę ci ten uśmieszek z gęby. Są karty, na każdej jest 10 pytań. Dość kontrowersyjnych. Trzeba na nie odpowiadać ale mnie możesz odpowiedzieć "Tak" i "Nie".
- No dobra niech wam będzie.
~☆Perspektywa Luny☆~
Graliśmy w karty co chwilę wybuchając śmiechem. Kastiel który się temu najbardziej sprzeciwiał, bawił się chyba najlepiej z nas wszystkich. Siedzieliśmy tak do 00:30. Lysander stwierdził że wcześnie wstaje i koniecznie musi się już kłaść. Pomogłam Violetcie posprzątać ze stołu i zmyć wszystkie naczynia. Później obie poszłyśmy do pokoi. Kastiel leżał na łóżku w samych bokserkach przeglądają telefon. Jednak kiedy tylko weszłam schował go w pośpiechu. Spojrzałam na niego unosząc brew.
- Czy przyłapałam cię właśnie na czymś zboczonym ?
Kas:- Głupa. Mam oglądać porno podczas kiedy mam seksowną kobietę. Za kogo ty mnie bierzesz. To ty czytałaś 50 twarzy Greya. Nie jarzę jak można czytać pornosa. Już lepsze były te komiksy Armina, przynajmniej były obrazki.
- Armin czyta Hentai ?
Kas:- Hen.. co ?
- Nie ważne. Idę wziąć gorący prysznic. - zabrałam ręcznik i kosmetyczkę. Pokój gościnny na szczęście miał osobną łazienkę. Weszłam do kabiny prysznicowej i od razu odkręciłam wodę. Która była zimna jak lód. Trzeba było chwilę poczekać by zaczęła lecieć ciepła. Ale po chwili mogłam się już odprężyć pod gorącym strumieniem. Wzięłam swój żel o zapachu pomarańczy i rozprowadziłam po całym ciele.
Kas:- Mogę dołączyć ? - spojrzałam za siebie. Stał na wyciągnięcie ręki ode mnie. Uśmiechając się uwodzicielsko. Zagryzłam wargę, nie jesteśmy u siebie, a to może się skończyć w jedyny sposób. Głośny.
- Nie - powiedziałam obojętnym tonem i wróciłam rozprowadzania żelu po swoim ciele.
Kas:- Zła odpowiedź dziewczynko. Pamiętaj że ja zawsze dostaje to czego chce. - Zsunął bokserki wchodząc do kabiny. Nie była ona jakoś konkretnie duża. Kas objął od tyłu moje biodra przyciągając mnie za nie do swojego ciała. Poczułam jak jego penis dotyka moich pośladków i zaczerwieniłam się. Przesunął lewą dłoń po moim ciele. Zbierając jednocześnie z niego żel. Westchnęłam cicho kiedy zahaczył o pierś delikatnie przejeżdżając po niej dłonią. W końcu złapał mnie za szyje. Odchylając moją głowę w tył, na swoje ramię. Uścisk nie był mocny ale pewny, nie puści mnie. Pocałowała mnie za uchem. - A teraz, bardzo chce ciebie. - wyszeptał głębokim ochrypłym głosem. Poczułam jego gorący oddech od którego moje ciało przeszył elektryzujący dreszcz. Ugryzł płatek mojego ucha ssąc go lekko. Następnie zjechał ustami po moim policzku i szyi, wbijając zęby w ramię, zabolało ale było też cholernie przyjemne. Kolejny był kark, z którego odsunął mokre włosy. Wodził po nim ustami a językiem naciskał na kości kręgosłupa, podniecał i odprężała mnie jednocześnie. Przyjemne ciepło i lekkie skurcze w dole mojego ciała dobijały. Skrzyżowałem lekko nogi chcąc powstrzymać uczucie podniecenia, ale nie pozwolił mi na to. Zdjął dłoń z mojego biodra. Wsuwając ją pomiędzy pachwinę, rozsuwającymi nogi siłą. Westchnęłam cicho. Nie zatrzymał się, a ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Kiedy przesunął placami po mojej łechtaczce i pomiędzy wargami, moje ciało przeszedł kolejny dreszcz.
- Kastiel.. - wyjęczałam imię ukochanego, i tylko tyle bo zapomniałam reszty słów.
Kas:- Czuje że tego chcesz. Jestem już cholernie twardy. - po tych słowach wszedł we mnie jednym szybkim pchnięciem do końca. Stłumiony krzyk wyrwał mi się z ust. Kastiel zakrywał je szczelnie dłonią. - Nie możesz krzyczeć, nie jesteśmy u siebie. Mogę zabrać rękę ? Będziesz cicho ?
- Mhmm..
Kas:- Dobrze. Grzeczna dziewczynka. - Zaczął intensywnie poruszać się we mnie. Czułam jak z każdym wejściem rozrywa mnie coraz bardziej. Zakrywałam usta dłonią a drugą zacisnęłam na ręce Kastiela która obejmował mi talię. Jest mi tak błogo. Jest ostrzejszy niż zwykle, ale to takie seksowne. Nie przestaje ani na chwilę !
- Kas.. Ach ! Ja . .. za..raz. Ach !
Kas:- Ja też. - sapał przyspieszając. Poczułam skurcz a moje ciało się napięło. Wyciągnęłam plecy w łuk oddając się dreszczom przyjemność. Kas doszedł w tym samym czasie. Mój orgazm wywołał jego. Zacinał dłonie na mojej tali przyciągając mnie do siebie. Doszedł we mnie. Zalewając mnie swoją spermą. Uwielbiam to uczucie.
- Byłeś niesamowity - rzuciłam z przyspieszonym oddechem, dysząc jak jakbym właśnie przebiegła maraton. Wprawdzie wszystko mnie boli ale nie ma się co dziwić, biorąc pod uwagę jego siłę i wytrzymałość. Na samo wspomnienie tego co zaszło czuję przypływ gorąca.
Kas:- Byłem ? Nie myśl że skończyliśmy. - zakręcił wodę ciągnąc mnie za ramię w stronę sypialni. Usiadł na łóżku i uśmiechnął się podle. Ten jego parszywy uśmieszek nigdy nie wróży nic dobrego. - Klękaj - krótko zwięźle i na temat. Zawahałam się przez chwilę. A ta chwila mu wystarczyła my siłą sprowadzić mnie na kolana. Uderzyłam kolanami o podłogę. Lubię ostry seks. Ale teraz to trochę przesadza.
- Nie przeginaj - powiedziałam ostrzegawczo.
Kas:- Bo co ?
- Bo mogę cię przez przypadek ugryźć. - uśmiechnęłam się tak jak on zanim nachyliłam głowę. Powoli przejechałam językiem wzdłuż jego penisa muskając ustami żołędzia i ssąc go lekko. Unosząc wzrok widziałam ekscytacje na twarzy chłopaka. Włożyłam go całego do ust co ze względu na wymiary i jego podniecenie, nie było łatwe. Poruszam głową góra dół ssąc go jak lizaka, bawiłam się też językiem a on wzdychał i sapał zakrywając usta dłonią. Widząc zaczerwienioną twarz ukochanego i to jak przyspieszył mu oddech. Puściłam go, przejechałam językiem po całej długości i znów wsunęłam do ust. Kastiel wplątał dłoń w moje włosy cicho pojękując. Dostał dreszczy co dało mi znak że jest bliski dojścia, postanowiłam trochę go podrażnić.
- Uwielbiam tą minę. Kiedy jesteś tak podniecony, wyglądasz niezwykle uroczo.
Kas:- Poważnie. Teraz ci się na pogadanki zebrało. - przesunęłam palcem wskazującym po całej długości. Gładząc kciukiem wędzidełko.
- Tak jakoś wyszło.
Kas:- Kurwa..
- To nie jest powód żebym mnie od razu wyzywać.
Kas:- Przestań się droczyć.... chce dojść.
- No tak.. oczywiście że chcesz. Ale jak ty to ostatnio powiedziałeś... ? Dokończ sama, zostają ci palce. Chyba nasze role się odwróciły kochanie. - posłałam mu słodki uśmieszek, na co wściekle zmarszczyła brwi.
Kas:- W porządku przepraszam ! Zachowałem się wtedy jak najgorszy złamas. Ale nie musisz brać ze mnie przykładu.
Zaśmiałam się podle. Jest teraz taki bezbronny. - Na przyszłość pamiętaj. Kobieta nigdy nie zapomina. Masz szczęście że cię kocham. - Ponownie wsunęłam do ust członka, Kastiel jęknął z rozkoszy. Wykonywałam intensywne ruchy przyspieszają pomału. Gdy zaczął pulsować zgrałam się z jego skurczami. W moich ustach rozlał się słony płyn. A jego wydały urocze westchnięcia, szarpał mnie też za włosy. Połknęłam wszystko i jeszcze przez chwilę go ssałam aż resztki spermy wylądowała w moich ustach.
- Jesteś przyjemnie słony. Jak krakersy. - powoli oblizałam wargi na co się skrzywił.
Kas:- Nie musisz mi opisywać, smaku spermy ! Chodź tu. - Złapał mnie za przedramię i pociągnął do siebie. Padłam na jego tors, prosto w jego ramiona. Kastiel przeturlał nas na łóżku. Leżał na boku, podpierając się na jednym ramieniu, a ja położyłam głowę na jego bicepsie. Jego twarz była teraz nad moją, więc nie mam innego wyjścia, jak spojrzeć mu w oczy. - Uwielbiam cię. Chodź potrafisz wkurwić jak nikt inny.
- Też cię uwielbiam. Nawet jeśli bufon z ciebie. - Zniżył się aby dosięgnąć moich ust. Jednak jak na złość zadzwonił mój telefon. Krótki dźwięk powiadomienia rozniósł się po pokoju przerywając nam.
Kas:- Cholera.
- Ignoruj - wystawiłam usta, czekając na mój upragniony pocałunek. Jednak jak na złość przyszła kolejna wiadomość. - Jest 02:00 w nocy. Kogo pojebało ? - sięgnęłam po telefon leżący na szafeczce przy łóżku. Wiedząc imię adresata spięłam się.
***
Hy:- Jesteś wolna jutro wieczorem ?
Idę ze znajomymi do klubu, było by mi miło gdybyś do mnie dołączyła.
***
Kas:- Znów on ! Słowo daje, obije ryj. I ręcznie wbije go głowy trochę rozumu. - Kas zerknął mi przez ramię. Czytając wiadomość.
- Tym razem się zgodzę. Przegina. Psuć nam tak idealną chwilę.
Kas:- ..idealną ?
- Nawet nie zaprosił nas razem tylko mnie. - Nie wiem czy to dobra chwila żeby poruszać ten temat, ale Kas miał racje, trzeba mu to przyznać. - Przepraszam, miałeś racje. Ja się myliłam. Nie powinnam pisać z facetem któremu się podobam. Nie brałam pod uwagę tego co czujesz. Tylko to, że nie robię nic złego. Wybacz Kas. Przepraszam że cię zraniłam. - ostatni raz spojrzałam na telefon krzywiąc się. Odłożyłam go na szafkę, tym razem wyciszonego.
Kas:- Wiem że ostatnio, też byłem nie do zniesienia. Po prostu... Zawsze, byłaś dla mnie wsparciem, szczególnie psychicznym. A z tym wszystkim, co ostatnio na mnie spadło... Kiedyś żeby się uspokoić, sięgałem po fajki albo prochy. Teraz wystarczysz mi ty. Byłem zły na Hyuna, nie tylko dlatego że cię podrywał. Chyba po prostu byłem wściekły, bo balem się, stracić coś od czego jestem uzależniony
- Kas, to ty nauczyłeś mnie kochać. Zapomniałeś już. Nikt po za tobą, nie troszczył się tak o mnie, byłeś czuły wspierałeś mnie i kochałeś mimo że długo nie umiałam tego odwzajemnić. A co najważniejsze, byłeś sobą. Moim przyjacielem. Dalej nim jesteś. Mam wszystko czego pragnę, wiec po co kurwa miała bym się zamienić. No i nudziła bym się z takim. On jest za miły, delikatny i wszystkim się przejmuje.
Kas:- Preferujesz aroganckich bad boyów z czerwonymi włosami.
- O ile mają jeszcze humor gimnazjalisty. - skrzywił się, na tę minę wybuchałam śmiechem.
Kas:- Nigdy nie dam ci odejść. - otulił moją talię kładąc głowę na moich piersiach. Powoli przejechałam dłonią po jego wściekle czerwonych włosach uśmiechając się.
- No to masz szczęście, albo jeszcze większego pecha. Bo nigdy się ode mnie nie uwolnisz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro