Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 50 Ostatnie Wakacje

Zdania pisane taką Trzcionką będą odpowiadać rozmowie w innym języku.. Robię tą alternatywę gdyż pisanie po Włosku a później doklejanie tego samego zdania po polsku to za duże pierdolenie się.

   

    

    

Odebrałam przychodzące połączenie. Alvin był jednym z kolegów Kasa. Poznałam go jakiś czas temu, gdy to chłopak zabrał mnie na nielegalne wyścigi, odbywające się na obrzeżach miasta. - Tak ? - zapytałam niepewnie w słuchawkę.

Alv:- Cześć stary. Słuchaj mam tu taką nieciekawą sytuacje.  Dobrze gdybyś wpadł, nie musiałbym sam się użerać, z tą bandą debili ! Poza tym, Blue truje mi dupę, że nie może się do ciebie dodzwonić. Wiem, że dalej do ciebie zarywa i normalnie to poradziłbym ci żebyś ją bzyknął, bo baba robi się kurewsko upierdliwa...

- Alvin. Tu Luna. - odezwałam się w końcu załamana. Oparłam się tyłkiem o blat, pocierając palcami mostek nosa.

Alv:- Kto kurwa ?  . . . Numery mi się pojebały ? 

- Dziewczyna Kastiela

Alv:- Ta co ostatnio ? To wy dalej jesteście razem ?

- Na to wygląda

Alv:- Aha, to w sumie spoko. Eeee,.. weź zapomnij, to co przed chwilą mówiłem. A i daj telefon rudzielcowi,.. znaczy Kasowi. Muszę z nim coś obgadać.

- Nie.

Alv:- Nie ? . . . Jak to nie. Laska, nie jestem kimś kto...

- Stul pysk Alvin. Jakbyś nie zauważył, jest czwarta rano. Twoje problemy mnie gówno obchodzą, a Kastiel właśnie czeka na mnie w łóżku.
Wiec sam rozumiesz, że nie wpadnie. A jak ta twoja "Blue" tak cię wkurwia, to sam sobie ja przeleć durniu.  - Idiota !  Wiem, że Kastiel mu ufa, ale za każdym razem boje się o niego. Zakończyłam połączenie i wyciszyłam jego telefon. W tym samym momencie zrobiło mi się koszmarnie zimno.
Zabrałam ze sobą wodę,  wracając do sypialni. Kas stał w otwarty oknie ubrany tylko w bokserki. Palił papierosa i był przy tym tak zamyślony, że nawet nie zauważył kiedy wróciłam. Powoli podeszłam w jego stronę i stanęłam obok.


Kas:- Co jest. - Chłopak objął mnie ramieniem, i delikatnie przyciągnął mnie bliżej siebie, po czym znów zaciągnął się papierosem.

- Słucham ?

Kas:- Twoja mina. Nie jest odpowiednia, do tego co właśnie się tu wydarzyło. Jesteś jakaś przybita dziewczynko.

- Wydaje ci się. - Delikatnie przyłożył swoje usta do moich ust, przekazując mi w pocałunku dym z papierosa. Odwzajemniam ten krótki ale namiętny gest, wypuszczając dym z swoich ust. - Studencki pocałunek. Mmm... Seksowne. 

Kas:- To powiesz teraz co ci tak zepsuło humor ? - zabrałam paczkę papierosów i zapalniczkę, które leżały na parapecie i odpaliłam sobie jednego, zaciągając się dość zachłannie. Opowiedziałam mu wszystko, zaczynając od telefonu a kończąc na tym jakich ma durnych znajomych. - Dobrze zrobiłaś. - Podsumował śmiejąc się i zabierając mi żarzącego się papierosa. Mi jednak nie było do śmiechu, zaskakująco szybko domyślił się jednak o co chodzi. - No już nie rób takiej miny.  Od kiedy się spotykamy, z żadną prócz ciebie nie spałem. Może jestem bezczelnym i aroganckim dupkiem. Ale nie jestem takim chujem, żeby zdradzić dziewczynę z którą chodzę. Zresztą, nawet dla mnie to obrzydliwe. 

- To nie mam się o co martwić ? - spojrzałam na niego pytająco, unosząc podejrzliwie jedną brew.

Kas:- Jeszcze raz, zadasz mi to głupie pytanie, a wyrzucę cię za okno. - łypnął mnie zdenerwowanym wzrokiem. Chciałam się odsunąć, jednak nie pozwolił mi na, to tylko przyciągnął mnie bliżej siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć ?

- Wybacz głupie pytane.  To ostatni raz.

Kas:- Mądra dziewczynka. - Pochylił się, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi. Składał na niej mokre, finezyjne pocałunki, a moje ciało przeszyły dreszcze przyjemność.  Jego język zjechał na dekolt, zostawiając po sobie mała plamkę. Wrócił wzrokiem na wysokość mojej twarzy całując na koniec mój różowy policzek, przy czym poczułam jak nieświadomie łaskota mnie włosami.

- Chyba powinniśmy się już położyć.

Kas:- Aż tak cię zmęczyłem. - Dziki uśmiech przeszył jego twarz, wyrzucając niedopałek zamknął okno i podniósł mnie za pośladki. Oplotłam udami jego pas i delikatnie objęłam go dłońmi za kark, jednocześnie opierając czoło o jego. Westchnęłam cicho, kiedy Kas położył nas na zmierzwionej wcześniej pościeli. Otarliśmy się czubkiem nosa, i znowu czułam te cholernie znajome łaskotanie jego długich włosów, na moim policzku. Pocałował z pasją, lekko przygryzając moją dolną wargę.

- Kocham cię, wiesz ?

Kas:- Wiem, dziewczynko. - położyłam głowę na jego bicepsie kiedy przykrywał nas kołdrą. Jego cudowne, umięśnione ciało, dawało uczucie przyjemnego ciepła. Przejechałam opuszkami palców po jego policzku, co wywołało czuły uśmiech na twarzy chłopaka. Porozmawialiśmy jeszcze chwile, ale sen przyszedł niespodziewanie szybko i  niestety nie trwał długo. 

Pobudka też była szybka. Do tego naprawdę nieprzyjemna. Dla Kasa w szczególności.  - Kurwa Luna wyłącz to ! - Warknął na mój budzik, chowają głowę pod poduszką.

- Już siódma Kas. Musimy wstawać.

Kas:- Hyspnadguwa - wymruczał z pod poduszki którą szybko mu zabrałam. Ten jednak całkowicie to olał, zakopując się w pościeli

- Za późno się położyliśmy. Mogłam przewidzieć, że będzie nam ciężko wstać, po ledwie trzech godzinach snu. A o 9:²⁰ mamy samolot, sama odprawa zajmie godzinne. Trzeba się ogarnąć i coś zjeść.

Kas:- Trzeba było jechać samochodem. Dobra. Zrobię jedzenie, ty idź do łazienki.

- Naprawdę ?

Kas:- No przecież wiem ile zajmują ci te wszystkie uciążliwe pierdoły. Zresztą jak nie zrobisz sobie makijażu nie będę mógł na ciebie patrzeć. - Widziałam jak kąciki jego ust, podniosły się w szelmowskim uśmiechu. Zmrużyłam oczy, rzucając w niego poduszką. Pomimo, że oberwał w twarz, dalej się szczerzył jak głupek.

- Podły kretyn. - burknałam i szybkim krokiem weszłam do łazienki.

Kastiel

Zdjąłem poduszke z twarzy, jednocześnie śmiejąc się z jej zachowania. Łóżko, ugięło się lekko kiedy wstała. Oczywiście nie ubrała się po wczorajszym seksie, dlatego znów mogłem popatrzeć na jej zgrabną sylwetkę. Piersi, talia, tyłek, nogi... . Gdybym mógł, nie wypuszczałbym jej z tego łóżka.
Właściwie, to widziałem ją już tyle razy, ale dalej mnie nakręca jak głupka, szczególnie kiedy liże śluz z jej.... Kastiel znów się nakręcasz, opanuj się chłopie.

Luna zamknęła się w łazience, czym skończyło się show. Moja kolej wstać. W końcu obiecałam jej śniadanie. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem w kuchni było wstawianie wody na kawę, to ta prosta rzecz. Niestety, na gotowaniu nie znam się wcale. Zawsze jadłem gotowe rzeczy, a teraz mam w domu chodzącą kuchnie włoską. Wiec nawet nie mam się czym popisać. Polecę po najprostszej linii oporu.

Lu:- Nie czuje dymu, wiec jeszcze nic nie spaliłeś ?

- Jak będziesz pyskować, to ci nie dam jeść pałko.

Lu:- Jak ty będziesz pyskować to nie dam ci w łóżku rudzielcu. - zagryzłem zęby powstrzymując się od jakichkolwiek reakcji.

- Robisz się coraz bardziej pyskata dziewczynko. Nie podoba mi się to. Ale dam ci szanse. Przeproś, pocałuj i zapomnę o sprawie.

Lu:- A jak nie.

- Ukarze cię. I możesz być pewna, że zaboli. - udało mi się zachować powagę, i ukryć sarkastyczny uśmiech. Luna objęła mnie dłońmi za szyje i wysunęła swój ciepły język do moich ust. Oddałem jej namiętny pocałunek, przygryzając wargę dziewczyny gdy się odsuwała.

Lu:- Nie przeproszę takiego dupka jak ty. - wyszeptała wprost w moje ucho. Na co zaśmiałem się lekceważąco. Delikatnie ale jednak stanowczo złapałem za ramię dziewczyny, po czym obróciłem ją tyłem do siebie.
Przez pierwsze kilka sekund, nie wiedziała nawet co się dzieje.  - Kas to... -  Wsunąłem dwa palce do jej ust, noe dając dokończyć, i uderzyłem w pośladek. Oczywiście nie z całej siły ale starałem się żeby zapiekło. Przez fakt, że trzymałam ją również za usta nie mogła sobie nawet pokrzyczeć, dlatego jedyne co słyszałem to jej słodkie jęki... - Immnm.. Astiel.. choli...

- No przecież ostrzegałem. - przyciągnąłem jej ciało jeszcze bliżej, obejmując jej talie jedną ręką a drugą złapałem za jej pierś. Była lekko uniesiona a sutki twarde od podniecenia.
Pocałowałem ją za uchem, a gdy lekko je ugryzłem, jej usta opuścił kolejny jęk.
Wodziłem wargami po karku, leżąc i ssąc ciepłą skórę. Na co przechodziły ją  dreszcze. Dotknąłem czubkiem języka skóry na jej szyi i przyssałem się do tego miejsca, zostawiając po sobie pamiątkę. Jednocześnie wciąż masowałem jej piersi. 
Mimo że świetnie się bawiłem, pora zakończyć te farse. Przesunąłem dłoń przez jej mostek i brzuch, wsuwając palce za gumkę jej majtek. Zapytałem po raz kolejny. - Dalej nie zamierzasz przeprosić ?

Lu:- Mmm... Ni..e. Za..pomnij. - Uwielbiam słuchać kiedy wzdycha, jest tak bezbronna, że aż urocza. A teraz prawie ma spazmy z podniecenia.

- Rozumiem. Pójdę się wykąpać a ty dziewczynko, przemyśl swoje zachowanie. - Puściłem ją, ale chyba miała nogi z waty bo nic tylko upadła na blat przed sobą, zaśmiałem się w sobie widząc ten obraz. - A i jeszcze jedno... kisiel ci pociekł. - spojrzała na mnie zaskoczona zsuwając niżej sukienkę na co wyśmiałem jej desperackie zachowanie.

Luna

Nie znoszę, kiedy to robi. Nie dość, że się ze mnie nabija to jeszcze, nie mogę się opanować i pragnę go coraz bardziej. Przez co czuje się jak jakaś nimfomanka. Ogarnęłam się szybko, usuwając skutki mojej "ekscytacji". Jesteśmy w związku już dość długo, ale chyba nic się nie zmieniło, a przynajmniej z mojej strony. Wiem jednak, że ta namiętność kiedyś osłabnie i będziemy żyli głównie rutyną. Wzięłam sobie jedną z kanapek, cóż nie jest z niego szef kuchni, ale to urocze że się stara.

~    ♡    ~

Wybiegłam przez automatyczne drzwi lotniska. Stawiając pierwsze kroki w moim kraju. Ciepły wiatr rozwiał mi włosy,  a słońce przyjemnie muskało twarz. Zamknęłam oczy, uśmiechając się, miałam wrażenie, że stoję tu zupełnie sama, lewitując w czystym szczęściu. Za długo mnie tu nie było.

Kas:- Wiem, że się cieszysz, ale nie musiałaś mnie zostawiać z tymi torbami. - odwróciłam głowę w stronę ukochanego. Kastiel stał z założonymi na piersi rękami, na ramieniu wisiała mu większa torba, zmusiłam go też do taszczenia mojej walizki. Uśmiechnęłam się do niego szeroko  a widząc grymas na jego ustach, nie mogłam się powstrzymać od pocałowania go.

- Witaj we Włoszech mój drogi
- Kast spojrzał mi w oczy sugestywnie unosząc brew.

Kas:- Za gorąco tu macie.

- Przyzwyczaisz się.

Kas:- No nie wiem. Tu jest jak w tropikach. - czerwonowłosy zdjął swoją nieśmiertelną kurtkę, pod którą miał czarną koszulkę, która zresztą idealnie opinała jego mięśnie.

- Dlatego, że jesteś stanowczo za ciepło ubrany, i jeszcze te glany. Dobrze, po drugiej stronie powinny być taksówki. - złapałam za rączkę od walizki a drugą dłoń wsunęłam w dłoń Kastiela. Chłopak od razu splótł nasze palce. - Idziemy ?

Kas:- Ty prowadzisz.

O dziwo, szybko udało nam się znaleźć transport. Usiedliśmy z tyłu, podałam starszemu panu adres, pod którym zamierzaliśmy zamieszkać na czas wakacji . Kastiel praktyczne nie odrywał wzroku od okna. Zachichotałam widząc jego zahipnotyzowaną twarz.

?:- Wakacje - zapytał kierowca z miłym uśmiechem.

- Dokładnie, cały miesiąc tylko my i to piękne miasto. Aż nie mogę się doczekać.

?:- Czyżby miesiąc miodowy

- Co ! Nie ! Nie skąd.

Kas:- Dziwnie zareagowałaś. Co on powiedział ?

- Wziął nas za młode małżeństwo.

?:- Cóż nie da się ukryć że urocza z was para

- Dziękuję

Kas:- Spore to miasto.

- To normalne, jesteśmy w stolicy. Wiesz, nie pytałam cię o to wcześniej ale... zastanawiam się czy chcesz pozwiedzać. Rzym słynie z wielu pięknych zabytków. To praktyczne stolica początków historii...

Kas:- Skoro tego chcesz. Możemy gdzieś iść.

- Kas, ja się tu wychowałam. Pytam, bo myślałam że chcesz zobaczyć Koloseum, Partnerom albo Kaplice Sykstyńską.

Kas:- Do kościoła chcesz mnie ciągnąć. Z psychiką wszystko Ok ?

- Dobra w takim razie będziemy siedzieć w domu przez cały miesiąc, oglądając durną telewizję !

Kas:- Tego nie powiedziałem. Po prostu jeśli już chcesz mnie gdzieś ciągnąć to w jakieś ciekawe miejsce !

?:- Italia to kraj pasji, kochankowie nie powinni tu walczyć, ale żyć tak, jakby nie było jutra.

Kas:- Możesz łaskawie przetłumaczyć ?

- A gdzie masz słowik który ci dałam ?! Mówi że Włochy to kraj namiętność, kochankowie nie powinni tu walczyć, lecz żyć jakby jutro miało nie nadejść.

Kas:- To nie tak że nic się nie uczyłem. Nie chce powiedzieć czego źle.

- Przecież sam chciałaś się nauczyć.

Kas:- Ale to co innego gadać z Tobą, a obcymi ludźmi. Zaraz palne jakaś głupotę.

- Zrobiłeś się strasznie nieśmiały. - zakpiłam z niego szturchając go w ramie.

Kas:- Zamknij się.

?:- Jesteśmy na miejscu

- Dziękuje, ile jesteśmy winni - zapłaciłam odpowiednią kwotę a Kas zajął się naszymi bagażami.

Kas:- Lu, co to za miejsce, gdzie jest nasz hotel ? Znów podałaś zły adres ?! - pytał zdezorientowany, nie rozumiejąc jeszcze w co go wpakowałam.

- Nieee. Bo wiesz tak sobie pomyślałam. Że moglibyśmy zatrzymać się tutaj, u mnie, dom jest duży a tata nie ma nic przeciwko, już z nim rozmawiałam. Po za tym, wynajęcie hotelu w sezonie wakacyjnym sporo kosztuje.

Kas:- Miałaś zrobić jedną rzecz, zabukować hotel. Specjalnie dałem ci pieniądze. - Kastiel popatrzył na mnie wściekły.

- Pieniądze z lewego źródła.

Kas:- Mówiłaś że ci to nie przeszkadza.

- No tak. Ale tam było kilka tysięcy.

Kas:- To coś ty z nimi zrobiła.

- Ja... no...e. - chłopak wplótł palce we włosy łapiąc się za głowę. Był wściekły, czego się spodziewałam nienawidzi kiedy coś mu się narzuca, a jeszcze bardziej kiedy stawiało się go przed faktem dokonanym. - Ja wiem, że to nie za bardzo ci leży i jest problemem, ale proszę zrób to dla mnie, tę jedną, jedyną rzecz. - zrobiłam wielkie oczy w których stały ledwo powstrzymywane łzy i łamiącym się głosem wyjąkałam.. - Proszę cię.

Kas:- Czy ty wiesz, w jakiej sytuacji mnie stawiasz ! Kurwa, przecież twój ojciec mnie nie lubi.

- No bo cię jeszcze nie poznał. - Ja w sumie to na początku też cię nienawidziłam. Zresztą, kto by lubił takiego dupka. Spojrzałam na niego z małym przestrachem. Nie chciałam, aby znów na mnie nakrzyczał, albo tym bardziej się obraził. Jednak on spojrzał na mnie z podłym uśmiechem.

Kas- Masz u mnie dług. I uwierz, że szybko go nie spłacisz. - istny szatan z niego.

- Dziękuję - uwiesiłam się na jego szyi, ale kiedy chciałam go pocałować perfidnie zakrył mi usta dłonią, i zdecydowanym gestem odsunął od siebie.

Kas:- Nie łaś się. Dalej jestem na ciebie wkurwiony. - Zachowuje się jakby go to obeszło. Jednak widzę te subtelne zmiany. Delikatnie zaróżowione policzki, dłoń, która drżała. Szczęka którą zaciskał.
Łapiąc za walizkę ruszyłam za nim. - Całkiem nieźle, i dość spokojnie, a miasto jest stosunkowo blisko.

- Bo to wszystko to tereny prywatne. Weszliśmy do środka. Otworzyłam drzwi i wepchałam się pierwsza. Zostawiając Kasa przed progiem.

- Tato jesteśmy ! - Chwila ciszy mnie zmyliła, ale zaraz usłyszeliśmy ciche kroki ze schodów. Mężczyzna w średnim wieku, ubrany w koszule i spodnie od garnituru spojrzał na nas zaskoczony ale zaraz zaśmiał się i zbiegł z reszty schodków. Podbiegłam w stronę ojca, przytulając się mocno. Poczułam że też mnie obejmuje ale zdecydowanie mocniej.

T:- Witaj w domu córeczko. - powiedział troskliwie całując mnie w czoło.

- Bardzo tęskniłam.

T:- Ja też skarbie. Nie pozwolę ci więcej wyjechać na tak długo.

- Mówisz mi to za każdym razem. Ale teraz nie przyjechałam sama. I bardzo bym chciała ci kogoś przedstawiać. - Wróciłam do Kastiela i złapałam go za ramię. - To Kastiel, mój chłopak.

Kas:- Dzień dobry panu - podali sobie dłoń w przyjaznym geście. Więc może nie będzie tak źle. Tata zilustrował go od glanów po rozczochrane czerwone włosy a następnie spojrzał na mnie sugestywnie unosząc brew. Cóż, wiedział że mam kogoś ale nigdy nie wspominałam że spotykam się z zbuntowanym punkiem.

T:- Ah tak, słyszałem już trochę o tobie.  Dziękuję za opiekę nad córką. - powiedział z powagą i wysilił się na lekki uśmiech.

Kas:- Kastiel Veilmont, dziękuję za zaproszenie.

T:- Czuj się jak u siebie w domu. Przygotowałem wam pokoje. Kastiel będzie spał w sypialni dla gości . A ty skarbie w swoim dawnym pokoju.

- To nie będzie konieczne. Możemy spać w jednym. - przytuliłam się do ramienia chłopaka i uśmiechnęła się do ojca unosząc lekko kącik ust.

T:- Rozumiem. . . . . . więc oprowadź Kastiela po domu. Zamówię nam obiad i porozmawiamy przy stole. - pocałował mnie w czoło nim chwycił za telefon odchodząc w stronę kuchni.

- Mój... znaczy nasz pokój jest na górze. Rozpakujmy się, a potem oprowadzę cię po domu, Ok.

Kas:- W każdym razie i nie mam nic do powiedzenia, prawda. - marudził idąc przodem. Weszliśmy na piętro i pokazałam mu drzwi przez które wszedł pierwszy.

- Nie zachowuj się jak dziecko Kas. - powiedziałam kiedy tylko zamknęła drzwi - To tylko na kilka tygodni. I chcę żebyś poznał mojego ojca. Przecież możliwe jest... że kiedyś będziemy rodziną.

Kas:- O ile uda mi się z tobą wytrzymać, ale fakt, istnieje taka możliwość, co nie znaczy że nie powinnaś była mi o tym powiedzieć. Jestem tu tylko dla ciebie. Wiec nie wkurwiaj mnie więcej, bo się pożegnamy.

- ....przepraszam, masz prawo być na mnie zły ale ..... pożegnamy się ? - momentami zaszkliły mi się oczy, czy on ma na myśli.. - czekaj, chcesz się... rozstać ?

Kas:- Co ? Miałem na myśli że wrócę do domu. To było bezczelnie i perfidne z twojej strony, ale nie zmienia tego co do Ciebie czuje Luna. - pogładził mój policzek i pocałował tak czule jakby chciał przypieczętować swoje słowa. - Ej ty płaczesz ?

- Nie po prostu coś wyleciało mi do oka.

Kas:- Beksa. - potargał mi włosy śmiejąc się ze mnie. - A więc to twój pokój. Spodziewałem się więcej różowego. - Kastiel z ciekawością rozglądał się po pomieszczeniu.

- Lubię prostotę. - zawsze utrzymywałam pokój w spokojnych kolorach błękitu i szarość. Meble były z jasnego drewna tak samo łóżko. - Ale już dawno powinnam wyrzucić to łóżko.

Kas:- ... ?

- Sporo mężczyzn się przez nie przewinęło. - pogładziłam materac a Kastiel spojrzał na mnie z ukosa - idąc za ciosem, dywan też powinnam wyrzucić, i biurko.

Kas:- Próbujesz być zabawna ? Przecież od początku byłaś ze mną szczera i powiedziałaś jak było. I dobrze wiesz, że ja też święty nie byłem, czego teraz nawet żałuje.

- Nie łatwo odbudować raz zerwane zaufanie, oboje wiemy jakie to trudne Kassi.

Kas:- Z tobą było jakby prościej ?

- To normalne, wtedy zaufałeś przyjaciółce nie półnagiej striptizerce.

Kas:- To była tancerka egzotyczna. Ale tu masz racje nie, jesteśmy tylko parą, jesteśmy też przyjaciółmi.

- No oczywiście i to najlepszymi ! A teraz chodź pokaże ci dom.

Kas:- Czekaj to nie zmienia faktu że powinnaś je wyrzucić.

- Zrobiłam to już w poprzednie wakacje. - złapałam go za nadgarstek, chamsko ciągnąć za sobą. - Tu jest łazienka, sypialnia gościnna, wiec jak się pokłócimy to będziesz miał gdzie spać. Ostatnie dwa pokoje to sypialnia taty i jego gabinet ale tam lepiej nie chodzić. - znów siłą poprowadziłam go za sobą tym razem na dół. - tu mamy salon, za tamtą ścianą jest kuchnia. Tam w rogu druga łazienka a tu mamy wyjście na patio. Nie trzeba biegać na około.

Kas:- Masz jacuzzi ?!

- Tak,... mama uparła się kiedyś, że chce mieć basen. A ojciec powiedział, że nie będzie przekopywać ogrodu. I ma wybić sobie to z głowy. Podobno nie dawała mu żyć. Wiec skończyło się tak, że kupił tą wannę.

Kas:- To już wiem po kim jesteś taka uparta... i kłótliwa. - objął mnie ramieniem kładąc dłoń na wcięciu talii, a złośliwy uśmieszek wkradł mu się na usta.

- Tak ? A po kim ty jesteś tak bezczelny, skoro twoi rodzice są tacy mili ?

Kas:- Nie wiem, może po dziadkach. Ale ciężko określić bo nigdy ich nie poznałem.

- Nie ? Dlaczego ?

Kas:- Rodzice mamy zginęli w wypadku gdy ona sama była dzieckiem. A ojciec od swoich się odciął, tyle mi wiadomo. - Tak rzadko mówi o rodzinie, zupełnie jakby nie miała ona dla niego znaczenia. Chciałabym żeby powiedział mi więcej, żeby bardziej się otworzył. Jednak zawsze tak szybko urywa temat.

- Nie próbowałeś się z nimi skontaktować ?

Kas:- Nie, nie zależy mi na tym. Skoro nie utrzymuje z nimi kontaktu to musi mieć powód. Relacje rodzinne są często pojebane.

- Nie da się nie zgodzić. Jednak bez nich zostajemy sami. A nikt nie lubi byś sam.

Kas:- Pójdziesz na grób matki ? - znów zmienił temat, to aż dziwnie że tak łatwo mu to przychodzi.

- Tak. Bardzo długo jej nie odwiedzałam. Fatalna ze mnie córka.

Kas:- Chcesz żebym poszedł tam z Tobą ?

- Jeśli chcesz, będzie mi miło, jej pewnie też - chłopak uśmiechnął się łagodnie i pocałował mnie w skroń. - Cieszę się ze mam w tobie takie wsparcie.

T:- Chyba wam nie przeszkadzam - wzdrygnęliśmy zaskoczeni odsuwając się lekko od siebie. Kastiel spojrzał na mężczyznę który zabijał go wzrokiem. Zabrał rękę z mojego brzucha i schował dłonie do kieszeni, jakby chciał uniknąć winy. - zapraszam do stołu.

Kas:- Teraz nawet nie będę mógł cię dotknąć. - Wyszeptał mi do ucha pochylając się.

- Właśnie zauważyłam. Pogadam z nim później. - Usiedliśmy do stołu, widziałam niechęć w oczach chłopaka, ale nie wypadało mówić teraz że zjemy na górze. Dlatego zabrałam swój talerz i usiadłam obok, kładąc mu pod stołem dłoń na udzie.

- Dziękuję tato, zamówiłeś catering, wygląda pysznie. - nie zdawałam sobie nawet sprawy że byłam głodna, ale na widok ulubionych potraw zrobił swoje.

- Zupa fenkułu z grzankami, ravioli i panna cotta na deser. Myślę, że przyzwyczaisz się do naszej kuchni Kastiel.

Kas:- Luna często gotuje w domu więc już dawno przywykłem. - miałam ochotę zatkać mu usta dłonią, zamiast tego spojrzałam na ojca który stał w osłupieniu analizując słowa Kasa, on sam też domyślił się że tego tematu lepiej nie poruszać jeśli nie chce za szybko umrzeć.

T:- A co to niby miało znaczyć...

- Chyba mam prawo zaprosić chłopaka na obiad. - odpowiedziałam tak jakby to było oczywiste. Prawdy, że dałam mu klucze i że prawie mieszkamy razem nie mógł by znieść. Przecież nie spędzamy wieczorów na grze w karty.

- No tak. A więc jak długo się już spotykacie ?- zadawając to pytanie patrzył z wrogością na Kastiela, więc to od niego oczekiwał odpowiedzi.

Kas:- Będzie już z 10 miesięcy.

T:- Krótko

Kas:- Skoro pan tak uważa. Na razie nie zapowiada się na jakieś zmiany, więc pewnie nadgonimy, prawda kochanie. - nie wiem co było zabawniejsze, sarkastyczny ton Kastiela, czy mina ojca kiedy powiedział do mnie kochanie.

- To oczywiste kotku. Nigdzie się nie wybieram. - spojrzałam mu głęboko w oczy, uśmiechając się rozczulenie.

T:- Luna skarbie, wybrałaś już dla siebie studnia ?

- Tak, idę na prawo, dokładne jak od początku planowałam. - Uśmiechnęłam się do ojca sięgając po słodki deser który już od dłuższego czasu kusił mnie wyglądem.

T:- Nie wolałabyś czegoś innego bardziej elastycznego ? To dużo nauki, a później wiele lat praktyk i starzy.

- Wiem, ale już dawno zdecydowałam co chce robić. Nawet jeśli tobie i mamie to się nie podobało. 

T:- Jesteś uparta jak matka.

- To też wiem

T:- Ty też idziesz na ten kierunek chłopcze ?

Kas:- Nie, to nie dla mnie. Wybieram się na muzykologie, i jednocześnie chce rozkręcić zespół z kumplem. 

T:- Zespół, muzyczny ? To według ciebie adekwatne zajęcie, perspektywa na przyszłość ?

- Tato ?!

Kas:- Cóż, nie lepsze niż siedzenie za biurkiem w przeklętym garniturze.

- No dobrze może już wystarczy ? Porozmawiajmy o czymś innym... - zaproponowałam opierając się dłońmi o blat i obserwując. Czekając na odpowiedź, podniosłam wzrok na Kastiela. Pierwszy raz widzę go tak mocno zmieszanego, nie wiedział co odpowiedzieć. Ojciec też siedział cicho. Krępująca cisza, nie na to liczyłam. Zaczęłam opowiadać o naszej imprezie nad jeziorem którą zrobiliśmy na koniec szkoły. Oczywiście pomijają kilka pikantnych szczegółów.  Później wypytałam tatę o prace i nowe zlecenia przez co atmosfera się rozluźniła, i mogliśmy dokończyć obiad bez ściśniętych żołądków.

~    ♡    ~

Kas:- Na Boga, myślałem że to się nigdy nie skończy. - padł na łóżko i zasłonił ramieniem twarz. Poszurałam do niego, siadając obok na miękkim materacu.

- Skoro zacząłeś wzywać stwórcę, to na pewno było bardzo źle. - Zakpiłam na co odsłonił jedno oko i zerknął na mnie groźnie. Po ciele przeszedł mnie dreszcz, ale nie wynikał on z podniecenia, tylko ze strachu. - przepraszam, tak tylko zażartowałam.

Kas:- Kpisz sobie ! Mówiłem ci że twój ojciec mnie nie lubi, ale jak zawsze musiałaś być mądrzejsza. Pewnie wolałby dla ciebie kogoś takiego jak Nataniel, sztywniaka pod krawatem. Po kiego chuja mi to było, wiedziałem jak będzie a mimo wszystko się zgodziłem.

- Mało mnie to obchodzi, co by wolał.  I obiecuj że z nim porozmawiam, on po prostu nie może znieść tego że w moim życiu jest inny mężczyzna. - położyłam dłoń na jego miękkich czerwonych włosach ale od razu gwałtownym gestem ją odsunął. Przyciągnęłam dłoń do piersi odsuwając się na kraniec łóżka. 

Kas:- Nie podoba mi się tu. - powiedział chłopak przenosząc na mnie wzrok. Po jego słowach wstałam z łóżka kierując swoje kroki do okna. Jego marudzenie zaczynało mnie już denerwować, rozumiem gdyby był tu któryś dzień z kolei, ale nie minęła jeszcze godzina. A dorosły mężczyzna zachowuje się jak dziecko.

- Więc co byś wolał ? 

Kas:- Nie wiem. 

- Wrócić do domu ?

Kas:- Nie wiem.

- Nie przyjeżdżać tu ?

Kas:- Kurwa nie wiem ! Nie pytaj mnie o takie rzeczy !

- Więc zapytam inaczej. Kochasz mnie jeszcze ?

Kas:- Tak

- W takim razie proszę, wytrzymaj chociaż kilka dni. Porozmawiam z tatą, jeśli nic się nie zmieni wynajmiemy apartament, tylko dla nas. Czy ten układ jest dla ciebie w porządku ? - zastanawiał się dłuższą chwile po czym westchnął wstając. Podszedł w moją stronę i kładąc dłonie na wcięciu mojej talii przysunął mnie do siebie. Objęłam go za szczękę i zanurzyłam się w jego cudownym metalicznym spojrzeniu, które było jakby mgliste, wahał się nad decyzją ?

Kas:- Niech będzie, tym razem zrobimy po twojemu. Ale nie licz że się zaangażuje w znajomość z twoim ojczulkiem.

- Dziękuję 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro