Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45 "Tak"

Ostatni dzień szkoły, dziś odbiorę dyplom. Kawałek papieru a tyle od niego zależy.
Zakończenie roku zaplanowali na 10:00.
Wzięłam szybką kąpiel i umyłam zęby. Ubrałam już wcześniej przygotowaną granatową spódniczkę za kolano i białą koszule. Do tego granatowe szpilki 7cm. Włosy splotłam w warkocz który swobodnie opadał na ramie i zrobiłam delikatny makijaż. Schodząc po schodach na dół do kuchni mogłam usłyszeć ciche pochrapywanie. Rzuciłam okiem na kanapę na której spał rozłożony na każdą możliwą stronę Kastiel. Wyglądał naprawdę rozkosznie. Ostatnio wraca coraz później ale i tak
wypadało by go obudzić. Tylko mam to zrobić delikatnie czy po prostu wydrzeć mu się do ucha ?

- Kassi kochanie wstajemy - szeptałam głaszcząc go po głowie. Postawiła na drugą opcje, jak wstaje to nigdy nie jest w humorze więc wolałam nie ryzykować że się na mnie wścieknie.

Kas:- Daj mi jeszcze pół godziny i wstanę.

- Wiem że jesteś zmęczony ale za 40 minut mamy być w szkole. A z tego co czuje przydał by ci się prysznic.

Kas:- Hmm... zachęć mnie jakoś.

- Kawa ?

Kas:- Liczyłem na jakąś grę wstępną, ale fakt kawa jest lepsza.

- Czy właśnie dajesz mi do wiadomości że już ci nie odpowiadam. - Rzuciłam i usiadłam na boku mebla unosząc brew.

Kas:- Czasami jesteś po prostu nie do zniesienia. Ale jakość wytrzymuje.

- Dzięki, miło wiedzieć jak bardzo mnie doceniasz. Takiego faceta to ze świeczką szukać.

Kas:- Dobra chodź tu. - Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić chłopak złapał mnie za ramie i przyciągnął do siebie. Zmienił pozycje i teraz leżałam pod nim, oplótł ramionami moją talie i położył głowę na piersiach. Odetchnęłam głęboko, trochę mi ciążył ale to nic. Wsunęłam dłoń w jego włosy i przepuściłam je przez palce.

- Wiesz że masz odrosty.

Kas:- A ty wiesz że masz gąbkę w cyckach. - Położył dłoń na mojej piersi ściągając ją lekko.

- To jest push up kretynie. - Zaśmiałam się zabierając jego rękę. - Ma mi wymodelować i powiększyć biust. Przynajmniej optycznie.

Kas:- Mózg sobie powiększ.

- A ty ch... - Urwałam kiedy uniósł się i zawisł na de mną. Kastiel gwałtownie łypnął na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Wstrzymałam śmiech ale na usta i tak wdarł mi się uśmiech.

Kas:- Co powiedziałaś ?

- Nic.

Kas:- Lepiej dla ciebie żeby tak było. - Rozluźnił się i zaśmiał cicho chowając twarz w zagłębienie mojej szyi. - To... co z tą kawą. Serio padam ze zmęczenia.

O której wróciłeś ?

Kas:- A która godzina ?

- Około 9:30

Kas:- To jakieś półtora godziny temu. Później wyprowadziłem jeszcze Demona.

- Przecież ci mówiłam że przed 10 musimy być już w szkole. Idź się umyć a ja zrobię ci kawę.

Kas:- Spoko - mimo wstępnej zgody nie ruszył się ani o centymetr. Ponownie pogłaskałam go po głowie zabierając mu z twarzy resztę niesfornych kosmyków.

- Kochanie

Kas:- Tak ?

- Puścisz mnie.

Kas:- Nie.

- Ktoś mi podmienił aroganckiego buntownika na uroczą przylepkę. Jak słodko. - Po usłyszeniu ostatnich słów bez słowa podniósł się ze mnie i skierował kroki w stronę łazienki. Nie wiem dlaczego ale bardzo nie lubi kiedy mówię za jest uroczy, albo słodki. Czyżby cierpiała przy tym jego duma ? Poprawiłam grzywkę która opadła mi na oczy i wstawiłam ekspres. W międzyczasie przygotowałam szybkie śniadanie czyli tosty z pesto i mozzarellą. Kiedy kroiłam pomidory. Dostałam telefon od Alexs'ego. Odebrałam włączają kamerkę.

- Część Alex. O co chodzi ?

Al:- Gdzie wy jesteście, za chwilę zacznie się ceremonia. A brakuje tylko ciebie i Kastiela.

- Trochę się spóźnimy ale spokojnie. Czekam tylko aż...

Kas:- Nie czekajcie, my musimy jeszcze coś zrobić. - Powiedział ironicznie obejmując mnie. Odwróciłam się ale nie mogłam wyksztusić z siebie słowa. Zamiast tego wpatrywałam się w niego jak w bryłkę złota. - Zrób zdjęcie starczy na dłużej.

- Chyba będę musiała. Nigdy nie widziałam cię w garniturze.

Kas:- To tylko marynarka.

- I tak mi się podoba.

Al:- Zaraz się na niego rzucisz.

- Chrzań się Alex. - Zerwałam połączenie. I wróciłam wzrokiem do Kastiela. Szara koszula czarne jeansowe spodnie i czarna marynarka. - Jak na rebelianta wyglądasz naprawdę oficjalnie.

Kas:- Bawi cię to.

- Nie. Raczej kusi. Ale nie mamy czasu. - Skradłam mu krótki pocałunek. I włożyłam w dłoń kubek z kawą.

Kas:- My nigdy nie mamy na to czasu.

- Gdybyś nie wracał o 5 nad ranem mielibyśmy na to czas.

Kas:- Gdybyś nie nocowała tak często po za domem to też mieli byśmy czas.

- Nie oleje przyjaciółek.

Kas:- Lepiej olać swojego faceta.

- Naprawdę myślisz że cię olewam. Niespodzianka bo ty mnie też. Od miesiąca mówię ci żebyśmy gdzieś wyszli. A zamiast tego siedzimy przed telewizorem cały dzień a na wieczór wychodzisz z domu.

Kas:- Po co chcesz płacić za film jak możesz obejrzeć go sobie na Netflixie.

- Po co wchodzisz do klubów jak możesz napić się w domu ?

Kas:- Te dwie rzeczy nie mają porównania. - Uniosłam brew rzucając mu spojrzenie typu "co ty nie powiesz".

- Skoro jako mój facet nie chcesz nigdzie ze mną wyjść to nie możesz mieć do mnie wyrzutów że spędzam czas z przyjaciółkami. Czasami mam wrażenie że było pomiędzy nami lepiej jak byliśmy tylko przyjaciółmi. . . . Wychodzę, widzimy się w szkole. - Wybiegłam z domu mając dość tej wymiany zdań. Jechałam do szkoły najszybciej jak mogłam i łamiąc przy tym kilka przepisów drogowych. Zaparkowałam gwałtownie robiąc drift i wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami czym przyciągnęłam spojrzenia kilku ciekawych osób. Próbowałam wzrokiem wyszukać przyjaciół ale Rozalia rozmawiała ze swoimi rodzicami razem z Leom, Lysandrem i ich mamą. A Alexsy gdzieś zniknął.

Pchnęłam drzwi wchodząc na korytarz, ale nie patrzyłam jak idę i w coś uderzyłam. Odruchowo zrobiłam krok w tył i potknęłam się o własną nogę lądują na podłodze. Podniosłam twarz patrząc na co wpadłam a raczej na kogo. - Armin..

Ar:- Uważaj jak.. - urwał kiedy mnie zobaczył. Jego zaskoczenie szybko zmieniło się w niezadowolenie na mój widok. Dalej jest na mnie zły. Nie dziwię mu się, zachowałam się okropnie. Ale zawsze kiedy chce porozmawiać i po raz tysięczny przeprosić on mnie ignoruje.

- Przepraszam..

Arm:- Naucz się chodzić Luna. - Rzucił mi pogardliwie spojrzenie i ominął mnie podnosząc swoją konsolę.

- Armin możemy porozmawiać, proszę.

Ar:- Agh... aż tak ciężko ci zapamiętać dwa słowa. Dobra dla ciebie powtórzę po raz kolejny. ODCZEP SIĘ dotarło ?

- Nie nie dotarło i nie dotrze. Jest mi przykro że mnie tak traktujesz. I jestem na siebie wściekła za to jak cię potraktowałam.

Ar:- Mogłaś myśleć a nie bawić się w głupie gierki. - Wyszedł zostawiając mnie samą. Dalej siedząc na tej podłodze przywaliłam sobie ręką w czoło.

- Jestem idiotką

Nat:- Dlatego się bijesz ?

- Nat ! . . . Człowieku nie skradaj się tak. Chcesz żebym na zawał zeszła.

Nat:- Przepraszam. Usłyszałem krzyki i przyszedłem zobaczyć o co chodzi.... Dalej jest na ciebie zły. - Chłopak usiadł obok. W jego bursztynowych oczach widziałam ciekawość i coś czego nie umiałam nazwać. Jednak widziałam już te spojrzenie u Kastiela. Martwił się.

- Dziwisz się. Narobiłam mu złudnej nadziei że coś może z nas być. Zachowałam się jak suka.

Nat:- Chciałaś zapomnieć, zrobiłaś to po prostu w zły sposób. Pogubiłaś się, a serce nie sługa. Nawet jeśli twoje bije dla największego idioty na tym kontynencie. - Chciał zażartować ale nie mogłam nie wyczuć zawodu w jego głosie.

- Trudno się z tobą nie zgodzić.

Nat:- A twoi rodzice przyjadą.

- Nie, tata jest zbyt zajęty sprawami kancelarii. Rozumiem go i nie mam mu tego za złe. Nawet jeśli nie widzieliśmy się już kilka miesięcy.

Nat:- A twoja mama ? Jestem ciekawy czy jest taka ładna jak ty. - Czułam jak czerwienią mi się policzki. Odwróciłam lekko głowę żeby nic nie zauważył.

- Mama nie żyje. Już od kilku lat.

Nat:- Przepraszam Luna, nie wiedziałem. Głupio wyszło.

- To nic. To nie jest dla mnie temat tabu. Ludzie umierając każdego dnia, a ona była chora i przegrała tą walkę. Nie powiem że mi jej nie brakuje ale... sam wiesz... - Przerwał mi głos dyrektorki skrzeczący przez radiowęzeł. Westchnęłam zniesmaczona co nie umknęło uwadze blondyna.

Wszyscy uczniowie proszeni są o zajecie miejsc w sali gimnastycznej.

Nat:- Chyba się zaczyna.

- Tak. Za chwilę oficjalnie zostaniemy wyrzuceni z tej szkoły.

Nat:- I trzy lata życia pójdą się pieprzyć.

- Pan gospodarz przeklina. A to nowość. Nie wstawisz sobie do dziennika uwagi za złe słownictwo.

Nat:- Już nie jestem gospodarzem. Wczoraj odszedłem.

- To chodź trzeba to opić. - Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Ale bez słowa szedł obok mnie. Moje zdołowanie obróciło się w dość złą potrzebę. Zatrzymałam się przy szafce. Wstukałam kod i otworzyłam ją po czym zaczęłam spierać w tej graciarni. Ale znalazłam to czego szukałam. - Wolisz wiśnie czy mango ?

Nat:- Może być wiśnia ? - Włożyłam mu do ręki małą buteleczkę z alkoholem. A sobie wzięłam drugą odkręcając ją szybko. - Trzymasz alkohol w szafce.

- Co ty zdurniałeś. To szafka Kastiela. Dobra pijemy i idziemy bo wszyscy pewnie już na sali. - Wypiłam całość. A Nataniel tylko połowę, dość zabawnie się przy tym krzywiąc. Wrzuciłam buteleczki do szafki i pobiegliśmy na sale gimnastyczną. Od razu zauważyłam czerwoną czuprynę. Kas siedział z rodzicami a obok był Lysander że swoimi. - Czy to miejsce jest zajęte ? - Zapytałam a on uniósł wzrok z nad telefonu.

Kas:- Zależy ? Dalej się wściekasz ?

- Nie

Kas:- I git. - Pociągnął mnie za rękę tak że opadłam na jego kolana. Nasze usta dzieliły milimetry. Mielibyśmy się całować przed całą szkołą i rodzicami. Zwariował czy jak. Puściłam się go siadając obok.

- Ty koniecznie chcesz zwrócić na nas uwagę, prawda ?

Kas:- Nudno tu. Gdzie byłaś ?

- Przejść się ostatni raz po szkole. - Dyrektora weszła na scenę i jak to zwykle bywa zaczęła dziękować za kolejny "super rok nauki" Po jej godzinnym monologu i dość odważnej przemowie Nataniela który przekazał swoje dawne obowiązki jakiejś dziewczynie. Zaczęli wyczytywać uczniów po kolei. Jako że Kas był pierwszy w kolejności alfabetycznej pierwszy też odebrał dyplom ja niestety musiałam poczekać.

Kas:- Wyluzuj, w końcu go dostaniesz. - Złapał mnie za rękę. Splotłam nasze palce w kurczowym uścisku.

☆ ☆ ☆

Al:- WOLNOŚĆ ! - Krzyknął niebiesko włosy i wszyscy się zaśmialiśmy.

Roz:- Aż ciężko uwierzyć że to koniec.

Lys:- Aż ciężko uwierzyć że Kastiel zdał.

Kas:- To że nie lubię szkoły nie znaczy jeszcze że jestem debilem. Po za tym miałem zajebistą korepetytorkę.

- A ja strasznie leniwego ucznia.

Roz:- Musimy to uczcić. Dziś impreza, i nie chce słyszeć żadnych odmówienia. Świętujemy. Mamy w końcu Wakacje !

Lys:- Tylko gdzie ty chcesz zrobić tą imprezę. Rodzince ci nie pozwolą a mieszkanie moje i Leo jest za małe.

Roz:- No jest ktoś kto ma wolną lokum. - Rozalia uśmiechnęła się do mnie błagalnie. A głos utknął mi w gardle. Całe szczęście że Kastiel na to zareagował.

Kas:- Sorry Roza. Ale my mamy rano samolot. A Luna nawet nas nie spakowała.

- Właś... ej ! - Chciałam uderzyć go w ramie. Ale oczywiście był szybszy. Złapał za mój nadgarstek i obrócił mnie tyłem do siebie. Jedna z jego dłoni wylądowała na moim biodrze a drugą oplótł mi wokół szyi jednocześnie dalej trzymając moją dłoń. - Co do... Kastiel ! - Krzyczałam a reszta się śmiała. Z łatwością obezwładnił mnie w kilka sekund. Zrezygnowałam z jakichkolwiek prób uwolnienia się i poddałam się mu.

Kas:- Nie ponosi się ręki na kogoś kogo możliwość się nie zna skarbie.

Lys:- Przez trzy lata trenowałeś
judo. W żadnych okolicznościach nie miała byś szans Luna.

- Znasz judo ? Nie mówiłaś mi o tym.

Kas:- To było w gimnazjum, od dawna nie trenuje a po za tym... ... ... ej Roza. Pamiętasz gdzie chodziliśmy po szkole w gimnazjum.

Roz:- Do lasku, na polane. Nataniel rozpalał ognisko a ty i Debra... przynosiliście piwo. Wybacz. To nie chcący. - Jego dłonie zacisnęły się mocniej kiedy usłyszał imię byłej.

Al:- Nigdy o tym nie wspominaliście ?

Roz:- Mieliśmy 14 lat. Poszliśmy do liceum Nataniel został gospodarzem ja zaczęłam chodzić z Leo, Lysander się wprowadził. I Luna i Ty. Zapomnieliśmy o tym.

Kas:- Możesz tam zrobić swoją imprezę. - Mówiąc to patrzył na mnie. Wyswobodziłam rękę z jego uścisku i położyłam ją na jego ciepłym policzku. Rozalia gadała o czymś z innymi ale nie za bardzo jej słuchałam. Zatopiłam się w metalicznym spojrzeniu chłopaka. Czułam się tak jakbyśmy byli tu sami. Powoli przejechałam opuszkami palców po jego miękkich ustach i zapragnęłam go pocałować. Ale nie tutaj.

- My będziemy się już zbierać. Kas musi odespać a ja nas spakować jak sądzę.

Kas:- Ty to powiedziałaś nie ja.

- I wiesz co ci jeszcze powiem.

Kas:- Nie mogę się doczekać. - Złapałam go za ramiona i stanęłam na palcach.

- Kto pierwszy do sypialni. - Wyszeptałam uwodzicielsko całując go w ucho po czym zerwałam się do biegu. Nie wiem dlaczego ale miałam ochotę się z nim podrażnić.

Kas:- Co ? O co ci.... HEJ ! - Kiedy on się zastanawiał ja zdążyłam już dobiec do samochodu. Pospiesznie wyjechałam z szkolnego parkingu i gnałam już na prostej. Spoglądając w boczne lusterko zobaczyłam Kastiela. Przyspieszył próbując mnie wyprzedzić ale ja też przyspieszyłam i skręciłam w zjazd robiąc oczywiście drift. Odkąd wygrał samochód na ostatnich wyścigach zgrywa się coraz częściej. Oczywiście uwielbiam nasze małe rajdy jednak wolałabym żeby nie szalał za bardzo. Zaparkowałam przed domem i przez chwile męczyłam się z kluczami które zaplątały mi się w słuchawki. W chwili kiedy ja się męczyłam Kas postawił samochód. Otworzyłam drzwi i wbiegłam do środka rzucając buty w kąt, biegłam po schodkach na górę a on trzasnął drzwiami chłopak był niebezpieczne blisko.

Kas:- Wiesz że daleko nie uciekniesz !?

- Nie, to patrz ! - Wskoczyłam do sypialni chciałam zatrzasnąć drzwi ale chłopak sprytnie postawił nogę w przejściu. Siłowaliśmy się przez chwilę ale on był silniejszy i stanowczo wygrywał tę walkę więc przestałam napierać. Kastiel wpadł na mnie przez co oboje opadliśmy na łóżko wybuchając śmiechem.

Kas:- Mam cię.

- I co zamierzasz zrobić z tym faktem. - Uśmiechnęłam się do niego kokietliwie opierając dłonie na jego umięśnionym torsie.

Kas:- Rano nie mieliśmy czasu... ale teraz. Co ty na to.

- Nie wolisz się przespać. Późno wróciłeś.

Kas:- Wole się przespać z Tobą. Brakuje mi ciebie. - Przywarłam do niego ustami zaczynając długi pocałunek nasze gesty były delikatnie, nie spieszyliśmy się. Złapałam się jego karku kiedy przeturlał nas tak że teraz po prostu siedziałam na jego biodrach. Ułożyłam rękę tak że zgięty łokieć położyłam przy jego głowie, a drugą włożyłam mu pod koszulkę miał cudownie ciepłą skórę. Czułam jak napina i rozluźnia mięśnie z każdym oddechem. Dość szybko zaczęło mi się robić gorąco. Puściłam jego usta przygryzając i pociągając za sobą jego dolną wargę, wróciłam do siadu prostego, zaczęłam rozpinać guziki mojej koszuli.

- Pomożesz mi, czy po prostu będziesz się tak lampił.

Kas:- Lubię patrzeć jak się rozbierasz. To zajebiście podnieca.

- To mamy konflikt interesów bo ja stanowczo wole kiedy to ty robisz. - Złapałam za jego dłonie kładąc je sobie na piersiach. - Szarooki zaśmiał się i podniósł. Objęłam ramionami jego szyje wtulając się w niego. Tak często okazuje mi miłość, przytula, szepcze słodkie słówka, całuje, mówi że jestem tylko i wyłącznie jego. A mi za każdym razem jest tego mało. Czy to na tym właśnie polega miłość ? Na uzależnieniu do drugiego człowiek. Od tygodni mówię mu te dwa słodkie słowa jakimi są kocham cię. Myślałam że kochanie kogoś to ból i obawa że można tę osobę stracić. Ale teraz czuje że to właśnie przywiązanie do niego jest też tą miłością. - Kastiel. Obiecaj mi coś.

Kas:- Co takiego ?

- Obiecaj że nigdy mnie nie zostawisz.

Kas:- A dlaczego miałbym to zrobić. Chcę być przy tobie zawsze i wiem że ty ze mną też. Razem możemy pokonać wszystko i obiecuję ci albo nawet grożę że...że nie opuszczę cię aż do śmierci ? - wyszeptał słowa przysięgi małżeńskiej a ja wstrzymałam oddech, Kastiel który wypowiada takie słowa. Czy tego można było się w ogóle spodziewać. I jestem przekonana że uśmiechnął się przy tym złośliwie to już chyba jego nawyk.

Dlatego jedynie wyszeptałam mu cichutkie " Tak" i przycisnęłam wargi do jego miękkich ust.

Myślę że jeszcze 3 rozdziały i będziemy mieli epilog.
Troszkę mi smutno z tego powodu ale każda historia kiedyś musi się skończyć.

StarlightMoon45 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro