Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40 Narkotyk

Mocno złapał mnie za nadgarstki i rzucił mną o ścianę. Głośno syknęłam z bólu uderzając o zimne płytki.

- Co ty... agh... co to miało być ! - Zbliżył się ponownie ale tym razem próbowałam się bronić i kopnęłam go w brzuch. Złapał się za to miejsce a ja w tym czasie próbowałam uciec, niestety szpilki nie są najlepszymi butami do biegów i szybko mnie złapał.

...:- Ty pierdolona suko. - Poczułam mocne pieczenie na policzku a moja głowa była skierowana w bok. - Pójdziesz grzecznie czy mam ci zrobić krzywdę. - Widziałam jak rozkłada nóż który następnie przystawił mi do szyi.

- Czego ty ode mnie chcesz. Nawet się nie znamy ! - wykrzyczałam mając nadzieję że ktoś mnie usłyszy.

...:- Oh, panienka mi wybaczy moje maniery. Jestem Shon czego od Ciebie chce... dowiesz się za chwile. A teraz się rusz. - Pchnął mnie każąc iść. Nawet nie miałam jak uciec a jeśli spróbuje krzyczeć, to pewnie zrobi mi krzywdę. Nawet nie wiem jak i kiedy, ale znalazłam się małym pokoju, tylko jedna żarówka dawała chodź trochę światła. Przez co mogłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Ale nawet na to nie miałam czasu. Shon rzucił mnie na starą sofę przykrytą jakimś kocem, od razu przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia a zaraz za nim strachu kiedy chłopak zawisł nade mną, mocno łapiąc za moje nadgarstki, uniósł je mi nad głowę.

- Co.. co ty robisz ! ZEJDŹ ZE MNIE !

SH:- Zamknij się. Bądź grzeczna to nie będzie za bardzo boleć.

- Chyba nie myślisz że... - Kolejny raz dostałam w policzek tym razem zrobił to znacznie mocniej, starałam się nie dać po sobie nic poznać ale łzy w oczach mi w tym nie pomagały. - ...nie dotykaj mnie ! - szarpałam się a kiedy udało mi się uwolnić rękę, wymierzyłam mu prawego sierpowego w nos.

SH:- Kurwa ! - zaklnął łapiąc się jednak ręką za nos. Po czym smarknał na podłogę. Kolejny raz przeszeszło mnie obrzydzenie. - Niezły masz temperament. Ale to ci nie pomoże. Twój facet wyruchał mi narzeczoną, odwdzięczę mu się tym samym.

- No chyba sobie kpisz ! - Krzyknęłam głośno, jednocześnie czując jak knebluje mi nadgarstki trytytką. - Jesteś popierdolony puść mnie ! KASTI.. !

SH:- Zamknij się ! - Jego nóż znów niebezpieczne zbliżył się do mojego przełyku. - Jeszcze raz i poderżnę ci gardło ! . . . No a teraz bądź tak dobra i rozłóż dla mnie nóżki. - Uśmiechnął się flirciarsko. Na co miałam ochotę plunąć mu w twarz.

- Nigdy. Już wolę żebyś podciął mi krtań sukinsynie.

SH:- A chciałem po dobroć. - Rozerwał moje kabaretki i zabrał się za szorty. Ruszyłam biodrami próbując mu to utrudnić. Ale mocno wbił mi się w usta nie oddałam pocałunku mimo to poczułam się jakbym zdradziła Kasa. Łzy spływały mi po policzkach i powoli kapały na dekolt. - Nie płacz, zobaczysz jak będzie ci przyjemnie. - oderwał się od moich ust i polizał mokry policzek. Czując jego język na skórze, miałam ochotę zwymiotować

- Pożałujesz tego, zobaczysz ! - Krzyknęłam przez łzy. - Kastiel pewnie już mnie szuka.

SH:- Postawiłem obstawę przy drzwiach. Nikt nam nie przeszkodzi śliczna. - Jego dłonie wylądowały na moich piersiach, wysunął je pod moją bluzkę i stanik, ściskał je i jednocześnie całował moją szyje. - Nie rycz tak, nie jesteś dziewicą. - wysnuł - W tym samym momencie usłyszeliśmy głośny huk, a zaraz po nim drzwi zostały wykopane z zawiasów. Słabo oświetlenie nie pozwalało mi za wiele zobaczyć. Dopiero kiedy ciemna postać podbiegła do mojego oprawcy odciągając go ode mnie, mogłam zauważyć krwisto czerwone włosy.

- Kastiel ! - Chyba nigdy nie cieszyłam się tak bardzo że go widzę. Shon kopnął Kastiela w klatkę kiedy ten się zachwiał, dostał kolejny cios tym razem w głowę, jednak szybko się otrząsnął i zablokował dwa kolejne ciosy kontratakując, mój oprawca dostał mocny cios w twarz nawet będąc 2 metry od nich słyszałam chrupnięcie kości następnie kopniaka w bok, a potem następnego w brzuch, który sprowadził go do parteru. Kastiel złapał Shona za koszule i nogawkę spodni przerzucił go przez siebie, tak że ten wylądował na prowizorycznym stoliku który się rozpadł. Ostatni raz go podniósł i przyblokował przy ścianie.

Kas:- Tknij ją jeszcze raz sukinsynu, to nie skończy się na połamanych kościach ! Zabije cię, rozumiesz !  Ona jest pod moją opieką, i każdy kt się do niej chociażby zbliży, zapłaci życiem. - Ponownie uderzył czerwonookiego, tym razem w splot słoneczny chłopak padł, jego twarz była cała krwi. O Boże czy on go... - Hej wszystko w porządku ? - Usłyszałam jego łagodny głos i pełne troski oczy.

- Nie zostawiaj mnie ! -Krzyknęłam by za chwilę rzucić mu się w ramiona i znów rozpłakać. Poczułam tylko jak Kastiel przygarnął mnie bliżej siebie wtuliłam się w niego jak małe dziecko.

Kas:- Ciiii, już nie płacz. Już wszystko w porządku. Jestem tu i już cię nie zostawię - kołysał mnie w swoich ramionach.

- Kas...czy ty go.

Kas:- Nie. Jest tylko nieprzytomny. Za kilka godzin się obudzi. Pokaż. - Wziął moje dłonie w swoje, by następnie wyjąc z kieszeni kurtki zapalniczkę. - Nie ruszaj się, nie chce zrobić ci krzywdy. - Odpalił ją i zaczął przypalać opaskę uciskową, po chwili byłam już wolna.

- Dziękuję że przyszedłeś. - Ponownie się w niego wtuliłam. - Tak się bałam.

Kas:- Mówiłem ci, jesteś moją dziewczynką. A ja twoim opiekunem i obrońcą. Zawsze przyjdę, i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. - Poczułam jak składa delikatny pocałunek na moim czole. - Nie powinienem cię tu zabierać, co mi do łba strzeliło. Przecież ten chuj mógł cię zgwałcić. - Powiedział wściekły a ja cała zadrżałam. To prawda. Mógł. Następnych łez już nie dałam rady powstrzymać. Kiedy tylko Kastiel zauważył, że znowu płaczę od razu zaczął się kołysać w uspokajającym rytmie, głaszcząc moje plecy. - Przyrzekam ci że to już nigdy się nie powtórzy. Chodź spadamy stąd. Puścił mnie i zapiął ramoneskę pod samą szyje, następnie objął mnie ramieniem i wyprowadził z pomieszczenia.

- Kas ? - znów zadrżałam widząc dwóch nieprzytomnych młodych chłopaków.

Kas:- Im też nic nie będzie. Co najwyżej jednemu rękę złamałem. - Uśmiechnął się zadowolony ale widząc moją reakcje speszył się. - Nie zatrzymuj się. - Kiedy wyszliśmy z tych pieprzonych magazynów Kasti dał mi klucze i kazał prowadzić, za powód podał to że nie ma siły. Na szczęście pamiętałam drogę. Całą trasę nie odezwał się ani słowem a gdy tylko dojechaliśmy na miejsce zerwał się z siedzenia. Widziałam że mocuje się z zamkiem drzwi za którymi zaraz zniknął z trzaskiem. Weszłam zaraz za nim wcześniej zamykając samochód. Nie było jeszcze nawet 01:00 a ja już czuje się zmęczona. Zdjęłam buty oddychając z ulgą. Nareszcie. Kurtkę powiesiłam w korytarzu po czym od razu przeszłam do kuchni. Zgłodniałam po tych przeżyciach i jednocześnie mam ochotę zwymiotować, kiedy sobie o tym przypominam. Zajrzałam do lodówki w której znalazłam jeszcze dwie mrożone pizze. Nastawiłam piecyk i umyłam dłonie otwierając je z foli.

- Kas jesteś głodny ! Pizze odmrażam ! - Krzyczałam ale nie dostałam żadnego odzewu. - Kastiel głuchy jest... -urwałam wchodząc do łazienki. Zamarłam w miejscu, moje oczy szerzej się otworzyły, a oddech na chwilę się zatrzymał. - Chryste Kastiel co się stało. - Wyjąkałam widząc jego rozcięty bok z którego nie przestawała lecieć krew. - Krwawisz.

Kas:- Nic mi nie będzie. - Dopiero kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam, że jest nienaturalnie blady, na jego czole perli się pot a źrenice są niemiłosiernie rozszerzone, praktycznie nie mogłam zobaczyć jego srebrnych tęczówek. - Możesz wyjść, muszę to ogarnąć..

- Pokaż. - Złapałam za jego dłoń którą trzymał na boku pod żebrami, nie wyglądało to dobrze, rana wyglądała na głęboką - Jak to się stało. - Powtórzyłam pytanie.

Kas:- Nie zauważyłem kiedy wyciągnął nóż, i oberwałem. To powierzchowne, nie przejmuj się.

- Zadzwonię po karetkę..

Kas:- Nie ! - Jego dłoń mocno chwyciła mój nadgarstek, ściskał go tak mocno że aż bolało. - nie możesz będą pytać co się stało i pewnie wszystko zgłoszą. A psy nie mogą się o tym dowiedzieć bo Alvin mnie zabije.

- A kto to.

Kas:- Stary znajomy..

- Dobrze, ale pozwolisz mi to opatrzyć. Źle to wygląda.

Kas:- Chyba nie mam wyjścia. Zgoda. - Powoli usiadł na zamkniętą deskę sedesu. Znalazłam apteczkę i wyciągnęłam z niej wszystkie potrzebne rzeczy do oczyszczenia i opatrzenia rany. - Tylko nie zemdlej.

- Postaram się. - Zmoczyłam ręcznik zimną wodą i przykucnęłam bybyć na jednym poziomie z jego żebrami. - Zdejme ci koszulkę.

Kas:- Jeśli chcesz się ze mną przespać, musisz poczekać aż to się zagoi. - Ściągnęłam z niego T-shirt, uśmiechnął się prowokacyjnie puszczając mi oczko.

- Podziwiam to że nawet w takim stanie jesteś skłonny do żartów. - Przycisnęłam mocniej ręcznik, próbując zmyć już zaschniętą krew. Na co się skrzywił.

Kas:- Kurwa. Luna, to boli. Ostrożniej. - Warknął na mnie przez zaciśnięte zęby.

- Przepraszam ale muszę zmyć tą krew. - znów mocniej przycisnęłam, chwycił dłonią mój nadgarstek ściskając go.

Kas:- Rozumiesz co znaczy ostrożnie !

- Nie krzycz na mnie. Próbuje ci pomóc.

Kas:- To rób to delikatne.

- A myślałam że lubisz kiedy jestem brutalna.. - zadrwiłam i zagryzłam wargę rzucając mu magiczne spojrzenie. - Czyżby pan Veilmont zmienił zdanie. - Zbliżyłam się tak, by nasze usta dzieliły milimetry. - Kastiel najpierw zaskoczony zaraz zaśmiał się a następnie skrzywił łapiąc za bok.

Kas:- Niezły z ciebie przypadek dziewczynko. Nic dziwnego że się w tobie zakochałem.  - Nie odpowiedziałam, wróciłam do oczyszczania jego urazu. Widziałam jak go to boli i jak zaciska zęby. Zmoczyłam wacik w wodzie utlenionej przykładając do rozcięcia.

Kas:- Ał, ał, ał ! - Złapał moją rękę. - Ostrożnie, nie mogę tego wiecznie ignorować.

- Muszę to oczyścić. A ty musisz wytrzymać. Mogłeś uważać a nie się na niego rzucać.

Kas:- Mogłem też po ciebie nie przyjść. Efekt był by ten sam.

- Trzeba było mnie tam nie zabierać.

Kas:- Trzeba było się nie oddalać.

- Gdybyś nie przeleciał jego narzeczonej, to nie chciałby mnie zgwałcić ! - W oczach na nowo stanęły mi łzy kiedy przypomniałam sobie jego natarczywy dotyk. Otarłam oczy dłonią by nie widział że znów płaczę, złapałam za bandaż i zaczęłam owinąć mu go wokół tali.

Kas:- Skończyłaś.

- Jeszcze chwila, nie bądź taki niecierpliwy. - odparłam wymagającym tonem.

Kas:- To się pośpiesz.

- To przestań się tak wiercić, bo tylko mi utrudniasz.

Kas:- Ałł ! - Krzyknął głośno i odepchnął moją dłoń kiedy przycisnęłam gazę do rozcięcia tak by zaraz zakryć ją bandażem. - Głupia jesteś nie rozumiesz co znaczy, delikatnie ! Wystarczająco nakurwia bez twojego naciskania ! - Syczał na mnie wściekły z mordem w oczach. A mnie olśniło, że też wcześniej tego nie dostrzegłam.

- Kas co ona ci dała.... - Pytałam łagodnie, by znów go nie rozzłościć ale się nie udało.

Kas:- Znów masz urojenia !

- Nie widzę twoich tęczówek. A nadto jesteś rozdrażniony i nie możesz usiedzieć w miejscu. Nie rób ze mnie idiotki i powiedz co ona ci dała. Albo sam wziąłeś.

Kas:- Amfę. - Wymamrotał cicho ale i tak słyszałam. Nic nie powiedziałam, jedynie odwróciłam głowę. Nie mogę mu zarabiać, jest dorosły robi co chce.

- Wolałam wiedzieć. - Podniosłam bandaż i jeszcze raz wzięłam się za opatrywanie go. Tym razem starałam się nawet go nie dotknąć. - Skończone - powiedziałam.

Kas:- Dzięki

- Nie ma za co - zebrałam wszystkie zakrwawione gazy, chusteczki i watę i wyrzuciłam je do kosza stojącego w kącie łazienki. - Kiedy się odwróciłam od razu zostałam zaatakowana przez Kastiela który napierał na moje usta. Oblizał moją wargę prosząc o dostęp, ale mu go nie dałam, kiedy się zorientował przestał.

Kas:- Co ci.

- Nie mam ochoty, i jakbyś zapomniał mam okres.

Kas:- Daj spokój, jak widzisz krew mi nie przeszkadza. Poza tym jest jeszcze wcześnie. Moglibyśmy się pobawić. - Warknął mi do ucha zanim je ugryzł. Co trochę zabolało.

- Kas nie. - Odsunęłam się od niego wpadając na ścianę. Ta łazienka jest zdecydowanie za mała.

Kas:- Nie bądź uparta. Chcę ci wynagrodzić to że krzyczałem. - Oparł dłonie po obu stronach mojej głowy, by następnie rzucić się w kierunku mojej szyi, złożył na niej mokry pocałunek zanim się przyssał. - Wejdę tak głęboko że teraz ty będziesz krzyczeć..- szeptał uwodzicielsko z seksowną chrypką w głosie.

- Przestań, powiedziałam że nie mam na to ochoty. - nie krzyknęłam ale powiedziałam z powagą, mrużąc oczy. - W każdych innych okolicznościach uległa bym, ale dziś za wiele się wydarzyło żeby skończyć to pogodzeni w łóżku.

Kas:- . . .jak mi nie dasz. To pójdę na dziwki. - Uśmiechnął się głupio a ja osłupiałam, jak w ogóle mógł tak do mnie powiedzieć. Jego bezczelność przekroczyła chyba wszystkie granice.

- Idź proszę bardzo. Polecam Amber dostaniesz to czego chcesz już przy jej furtce. - Odepchnęłam go od siebie idąc do kuchni. Z tego wszystkiego nawet jeść mi się odechciało. Zaczęłam sprzątać a kiedy miałam wziąść się za zmywanie, usłyszałam trzask drzwi. Świetne, po prostu kurwa zajebiście. Mam go dość, jak bardzo go kocham, tak jednocześnie bardzo mnie wkurwia. I po jaką cholerę ja wchodziłam w ten związek. Źle mi było jako singielce !

Ogarnęłam kuchnie i poszłam do pokoju zabrałam z szafki piżamie i wróciłam do łazienki. Umyłam się szybko ukochanym żelem, by następnie wbić się pod kołdrę. Wtuliłam się w poduszkę i włączyłam serial na telefonie, ale szybko usnęłam..

Obudziłam się czując czyjąś obecność. Para rąk owinęła mi się wokół talii. Czując to od razu przypomniałam sobie dotyk Shona. - Zostaw mnie...! - Wyrwałam się szybko wstając z łóżka, ale widząc w nim Kastiela uspokoiłam się lekko by zaraz znów się wściec. Prawie świtało, a on dopiero wrócił ?

Kas:- Hej spokojnie, to tylko ja.

- Widzę przecież że nie papież. Pobawiłeś się już. Fajne było. Mam nadzieję że też warto .

Kas:- Daj spokój, przecież u żadnej nie byłem, co ci strzeliło. Chodź tutaj.

- Co ?

Kas:- Powiedziałem chodź tutaj - poklepał miejsce obok siebie.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się co powinnam zrobić. - Dalej jesteś zła o to, co powiedziałem wcześniej ? - Westchnął - Po prochach jestem podniecony, ale nie zrobił bym tego z inną niż ty. - zaciekle szukał na mojej twarzy jakiegokolwiek znaku zakłopotania złości czy rozczarowania. Jedyne co mógł zobaczyć to mój pusty wzrok. Potrząsnęłam głową ogarniając myśli.

- Ja mam tego dość. Nie jest już tak jak wcześniej. Mam dość naszych kłótni i tego że za każdym razem zapominamy o wszystkim idąc do łóżka. Jesteś moja pierwsza prawdziwą miłością, nie chce Cię stracić, kocham Cię. Ale nie wytrzymuje już tego. A jakby było tego wszystkiego mało, zacząłeś brać dragi. - Mówiłam wymagającym tonem chodząc w kółko po pokoju.

Kas:- Chodź tu i połóż się obok mnie - wymamrotał delikatnie, usiadłam na brzegu łóżka tyłem do niego.

- Nie mam ochoty. Gdzie byłeś, prawie piąta. Wyszedłeś zapalić ? - Ostatnie zdanie rzuciłam z ironią. Moja złość całkowicie wyparowała kiedy położył dłoń na mojej splatając nasze palce, ale szybko zastąpiło ją uczucie rozczarowania.

Kas:- Aleś ty uparta. - Nie wiem jak to zrobił ale leżałam pod nim przygniatał mnie swoim ciałem. - Byłem się przejść, przy okazji zaszedłem do domu. Musiałem oprzytomnieć. Przykro mi, poniosło mnie, a Blue mnie namówiła, nie myślałem racjonalnie, to wszystko. - Zawahałam się przed położeniem dłoni na jego policzku. - Postaram się więcej nie brać tego gówna. Ale po ostatnim odwyku wróciłem do nałogu.

- Byłeś na odwyku. Kiedy ?

Kas:- W szpitala, nie widziałem cię dwa miesiące - Spojrzałam na niego niezrozumiale - jesteś dla mnie jak narkotyk, - tłumaczył - nie umiem długo bez ciebie wytrzymać... tylko że jesteś gorsza niż prochy. Nie boli mnie głowa tylko serce. - Smutny spuścił głowę w dół.

- Czy ty próbujesz podejść mnie emocjonalnie żeby się odkupić ?

Kas:- A działa ?

- Niestety tak... - westchnęłam i przewróciłam się na bok zamykając oczy. - ...ale nie myśl sobie że to koniec. Masz szczęście że jestem zmęczona. - Położył się a ja przeniosłam głowę z poduszki na jego biceps. Kas objął mnie ramieniem przyciągając mnie bliżej, aż nasze boki się stykały. - poczułam jak opiera czoło o moje i całuje krótko mój nos. Mimowolnie się uśmiechnęłam zasypiając w jego ramionach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro