Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33 Celibat

W końcu, dzień w którym oboje wracamy do domu. Kastiel od operacji został jeszcze dwa tygodnie w szpitalu. Wszyscy chcieliśmy mieć pewność, że wszystko jest już z nim w porządku. W międzyczasie, ja chodziłam do szkoły a po lekcjach, jechałam do szpitala i powtarzałam z Kastielem materiał. Chłopak miał spore zaległości, i w przeciwieństwie do mnie, nie przeszkadzało mu to że zbliżają się egzaminy. Jednocześnie, ominęła nas wycieczka do Włoch, ktòrą kilka miesięcy temu zapowiedziała dyrektorka. Było mi trochę żal że nie mogę jechać, miałam okazję zobaczyć ojca i odwiedzić grób mamy. Kas nawet namawiał mnie żebym jechała, ale nie mogłam zostawić go samego.

Kiedy ja starannie składałam ubrania pakując je w walizkę. Mój facet brzdękał sobie na gitarze. Nie wiem czy w ogóle słyszał, co do niego mówiłam. - Kas to wszystkie koszulki ?

Kas:- Aha

- Spakować coś jeszcze ?

Kas:- Tak jasne.

- Znów mnie ignorujesz ?

Kas:- Oczywiście

- Jesteś kretynem.

Kas:- Jak sobie życzysz skarbie.

- Dawaj to ! - Załapałam za gryf gitary i zabrałam mu ją. Zaskoczony zwrotem wydarzeń, oprzytomniał i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

Kas:- Ej no oddaj mi ją. - Sięgnął ręką ale odsunęłam się chowając instrument za plecami. - Lu no proszę, prawie skończyłem piosenkę.

- Świetnie, ale ja chciałabym już wrócić do domu. Więc kończmy to pakowanie bo zaraz przyjdzie lekarz.

Dr:- Dzień dobry, jak samopoczucie ?

- Świetnie, dziękuję.

Kas:- Mogło być lepiej.

Dr:- Mam już wypis dla pana Veilmonta. - Kastiel uśmiechnął się zabierając z rąk lekarza szarą kopertę z dokumentami. - I receptę. Leki należy przyjmować dwa razy dziennie po posiłku.

- Ja to wezmę. Jeszcze ją zgubi. - Przejęłam receptę od Kastiela. Ten stanął za mną kładąc dłonie po obu stronach mojej talii.

Kas:- A ty dalej wypominasz mi tą cholerną mapę. - Żalił się chowając twarz w zagłębiu mojej szyi. - Przecież to było wieku temu.

Dr:- Zalecam też pić dużo wody. - wtrącił się lekarz -  I oczywiście się nie przemęczać. Żadnej siłowni, biegów, tańca czy współżycia przez najbliższy czas. - Słyszą to ostatnie, Kastiel przestał miziać mnie nosem po szyi i uniósł delikatnie głowę z niedowierzania aż go zamurowało. Ja za to, wybuchłam śmiechem.

- Chyba jest bliski zatrzymania.

Vik:- Jakby co, to ty robisz reanimacje. - Dziewczyna weszła do sali uśmiechając się na przywitanie.

- Nigdy w życiu. - Znów się zaśmiałam. - Dostałeś właśnie szlaban na seks. - Wyszeptałam czule całując go w policzek.

Vik:- Dokończę doktorze.

Dr:- Świetnie, dziękuję Viktorio. Żegnam państwa. - Skinął do nas głową i wyszedł.

Vik:- Usiądź Kastiel, zbadam cię ostatni raz i możesz wracać do domu. - Chłopak posłusznie usiadł na łóżku. Viktoria założyła stetoskop i czekała. - Rozbierz się.

Kas:- Nie mogę, mam szlaban na seks. - Powiedziawszy to bez krępacji zaczął zdejmować bluzkę. Obserwowałam go podziwiając tę wspaniałą wysportowaną sylwetkę. Ma świetne ciało, wiem że dużo ćwiczy w domu i czasami odwiedza siłownie. Spore gładkie bicepsy, wyrzeźbiony tors i brzuch. Boże, jaki on jest zabójczo przystojny, a co najważniejsze jest moimi chłopakiem. Oczywiście Viktoria też się mu przyglądała wiem że jest lekarzem, ale przede wszystkim jest kobietą. I czuje się cholernie zazdrosna, kiedy ona tak go dotyka.

Vik:- Ok. Wychodzisz. Przez najbliższy czas  przyda mu się ktoś kto będzie pilnował żeby się nie przemęczał. I trzeba też codziennie zamieniać opatrunki...

- Rozmawiałam już o tym z Doktorem Melendezem. Wszystkim się zajmę.

Vik:- Skoro, macie już wypis i receptę. To was zostawiam. A ty staraj się nie wrócić do nas za szybko. - Pożegnała się i wyszła.

Kas:- Spadamy stąd ? - Zapytał składając na moich ustach czuły pocałunek.

- Tak. - Kas zabrał walizkę i gitarę która była już w pokrowcu. Szliśmy powoli korytarzami trzymając się za ręce. Nawet w windzie nie chciał mnie puścić. - Cieszę się że to już koniec. Dobrze będzie wrzucić do normalnego życia.

Kas:- Ja chce się w końcu wyspać na wygodnym materacu. . . . Wiesz, to było straszne.

- Materac ?

Kas:- Nie. Dni kiedy nie było cię obok. Kiedy nie mogłem cię zobaczyć. Usłyszeć twojego słodkiego głosu. Przytulić, pocałować. Godzinami gapiłem się w sufit myśląc co robisz, co czujesz, gdzie jesteś. . . Z kim teraz jesteś.

- Mi też ciebie brakowało. - Stając na palcach pocałowałam go. Teraz nie liczyło się nic innego, istniałam tylko ja i on. Słysząc że winda właśnie zatrzymała się na najniższym poziomie. Kastiel wcisnął 7 która była najwyższym piętnem. Znów jechaliśmy na górę nie przerywając naszego słodkiego zajęcia. Za trzecim razem jednak zatrzymał ją ochroniarz z twierdzeniem że się zacięła. Był na tyle miły że odprowadzi nas do drzwi. Wyszliśmy śmiejąc się, wcześniej zostawiając wypis w recepcji. Ale przed wejściem czekała na nas niespodzianka.

Kas:- Mama ? Co ty tu robisz.

MK:- Przyjechałam cię odebrać.

Kas:- Nie musiałaś mam przecież Lune.

MK:- No oczywiście. - Ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Swoją drogą nie wiedziałam że w ciąży można tak szybko chodzić.

Kas:- Pokłóciliście się ?

- Jest taka od kiedy widziała że Lysander mnie obejmował. - Spojrzał na mnie obojętnie domagając się wyjaśnień. - On chciał mnie tylko pocieszyć.

Kas:- Zajebisty moment wybrał sobie na to pocieszanie cię. Akurat kiedy ja prawie wykitowałem.

- Co ty gadasz, to twój przyjaciel. Lysander nigdy by ci tego nie zrobił. Cholera Kas, byłam na skraju załamania, bałam się o ciebie. Bałam się że cię stracę. . . tym razem na zawszę. Najadłam sie tyle stresu że aż zasłabłam i zemdlałam. - Jego spojrzenie złagodniało, ale dalaj był zły. - Lysander był jedyną osobą która mnie wtedy wspierała. - Westchnąłem głośno i spojrzałam w niebo. - Nie chcę się z Tobą kłócić. Nasza ostatnia kłótnia źle się skończyła. Zapomnijmy o tym i jedziemy do domu. Proszę.

Kas:- Dobra. Ale i tak wcześniej czy później z nim o tym pogadam.

- Proszę wracajmy. - Kolejne 5 minut minęło nam w ciszy. Niestety musieliśmy poszukać Valerii bo gdzieś poszła a nie odbierała. Nie powiem trochę się wkurzyłam tą całą sytuacją. Kiedy ją w końcu znaleźliśmy jedyne co nam powiedziała to że czeka na taksówkę bo ojciec Kastiela zabrał samochód. Bez zastanowienia stwierdziłam że chętnie ją odwiozę, bo i tak jedziemy w to samo miejsce.
Siadając za kółkiem mojego ukochanego samochodu. Zaczęłam zapinać pas. Przekręciłam kluczyk w stacyjce słuchając odgłosów silnika.

MK:- Może Kastiel poprowadzi. On zawiezie nas szybciej, jest świetnym kierowcą. - Tak zajebistym, w końcu nie każdy potrafi skasować samochód za kilkanaście tysięcy. - No już zamieńcie się.

Kas:- Mamo przestań. - nie wiem czy był bardziej zażenowany czy wkurwiony, zachowaniem matki. Ale ja słysząc jej ostatnią uwagę gwałtownie wrzuciłam wsteczny przez co trochę nas rzuciło.

- Zapnijcie pasy.

Kas:- Błagam Luna, nie szarżuj.

- Spokojnie kochanie, wiem co robię.- Odwróciłam się do tyłu. Tym razem nie byłam wściekła, byłam wkurwiona. - To jest mój samochód, i tylko ja mogę nim jeździć. A teraz proszę, pasy. - Warkłam na matkę chłopaka, zdecydowanie ostrzej niż chciałam. Wrzuciłam bieg potem kolejne non stop przyspieszając. Konsola wskazywała już 150km/h widząc zakręt weszłam w ostry drift. Byłam skupiona na drodze, zawsze jestem kiedy prowadzę. Na prostej dobijałam już do 220. Wyprzedzałam samochody i dwa razy przejechałam na czerwonym. Dzięki czemu dojechaliśmy w kilka minut. Przez całą trasę uśmiech nie schodził mi z twarzy. Kocham jeździć, a on o tym wie. Patrząc na Kasa też dostrzegłam u niego uśmiech.

Kas:- Musiałaś prawda - Dopytywał z uśmiechem na twarzy. W odpowiedzi też się do niego uśmiechnęłam.

MK:- Cóż, przynajmniej teraz wiem kogo prosić o kurs do szpitala, kiedy zacznę rodzić. - Uśmiechnęłam się do mnie miło i wysiadła. Zostawiając nas samych. Wymieniłam z chłopakiem spojrzenia i zaśmialiśmy się.

Weszłam pierwsza Kastiel przepuścił mnie w drzwiach. Od razu jednak zaatakował go Demon. Pies skoczył na chłopaka i przewrócił go liżąc po twarzy Kas próbował go odciągnąć ale słabo mu szło. Zaczęłam się głośno śmiać z tej sytuacji. Zrobiłam też kilka zdjęć telefonem. - Chyba ktoś się za Tobą stęsknił.

Kas:- No właśnie widzę. Też tęskniłem mordko. - Odpowiedział głaszcząc pas za uchem. Zabraliśmy Demona kierując się na górę, prosto do pokoju czerwonowłosego. W którym było wyjątkowo czysto. - Świetnie, wszystko wysprzątała. - W jego głosie wyczułam ironie. Kas zaczął otwierać jedną szufladę po drugiej. Intensywnie czegoś szukając.

- Co ty robisz ? - Zapytałam zaciekawiona jego zachowaniem.

Kas:- Szukam gumek. . . Nie ma. Ani jednej !

- Kupisz sobie nowe. - Wyśmiałam go siadając na biurku.

Kas:- Ale ja chciałem teraz. - Pociągnął mnie za rękę, zachwiałam się i wpadłam w jego ramiona. - Wiesz jak mi tego brakuję.

- Jesteś niewyżyty.

Kas:- Serio ? Za takiego mnie masz ? Jak mam być wyżyty skoro przez kilka miesięcy nie spojrzałem nawet na świerszczyka. Mam swoje potrzeby. - Jego dłonie zsunęły się na moje biodra, a potem niżej na pośladki. Wsadził dłonie do tylnych kieszeni moich spodni.

Złapałam go za kark całując w szczękę a później w szyje. Opadliśmy na łóżko, a ja utrzymywałam się na górze. Zgięty łokieć położyłam przy jego głowie, zaczęłam znów całować go po szyi, końcówką języka narysowałam elipsę a na koniec zrobiłam mu malinkę. Dotykając jedynie opuszkami palców zdjął mi koszulę i rozpiął biustonosz. Gładziłam jego mięśnie na brzuchu. Czuję jak je napina. Po malince przeniosłam się na jego twarz i wisiałam parę centymetrów nad ustami.

- Lekarz ci zabronił

Kas:- Pieprzyć go - wyszeptał zatapiając we mnie swoje usta. Wiem że nie powinniśmy, zważając na jego stan zdrowia, ale tak dawno się nie kochaliśmy. Nawet się nie pieściliśmy. Nie chciałam tego przerywać. Całował długo i namiętnie jednocześnie pieszcząc i ściskając moje piersi. Z moich ust wyrwał się jęk rozkoszy kiedy wziął moją lewą pierś i między kostkami palca wskazującego i środkowego ścisnął okolice sutka. Nagle drzwi się otworzyły a matka chłopaka stanęła w progu.

MK:- Jesteście głodni... - urwała i szybko się wycofała trzaskając. Zastygłam w bezruchu.

Kas:- Puka się ! - Warknął ostro chłopak i zaczął kląć pod nosem na matkę. Momentalnie zalałam się rumieńcem, a żeby to ukryć schowałam swoją twarz w zagłębi szyi chłopaka.

MK:- ..cholera ! To druga sytułacja w której nie chcę widzieć mojego syna. Zamykajcie drzwi jak chcecie się bawić.

Kas:- Miałem właśnie taki plan. Pobawimy się kicia. - wyszczerzył się, burknęłam cicho lekko niezadowolona Kas się zaśmiał i pociągnął mnie tak że kolano miałam między jego nogami i pochylałam się a on całował.

- Spryciarz.

Kas:- Ma się ten dar.

- Jasne.

Kas:- To jak, śpimy tu. Czy jedziemy do Ciebie ?

- Obojętnie, idę się umyć.

Kas:- To ja idę z tobą. - znowu wyszczerz. Napuściłam do wanny cieplutkiej wody i zrobiłam nam piankę, rozebrałam się do już końca. A mój kochany chłopak nie spuszczał mnie z oczu kiedy kolejno ściągałam spódniczkę, leginsy i bieliznę. - Jesteś piękna wiesz.

- Naprawdę ? Rzadko to od ciebie słyszę.

Kas:- Gdybym mówił ci to częściej to byś tego nie doceniała. Dobre rzeczy są lepsze gdy zdarzają się rzadko.

- No niech ci będzie. - Weszłam do wanny zanurzając się w wodzie, zaraz późnym dołączył do mnie Kastiel. Pozwoliłam mu położyć się na moich piersiach i zrelaksować się. Ostatnie tygodnie dały mu nieźle popalić. Operacje, zastrzyki i pobrania krwi po których ma nawał siniaków. A leki mocno wytruły mu organizm. Zamoczyłam gąbkę w wodzie delikatnie przemywając jego ramiona i barki. Następnie szyje kark i klatkę piersiową.

Kas:- Możesz to robić częściej.

- Mogę, a co dobrze ci.

Kas:- Nie zadawaj głupich pytań. Chyba nigdy nie byłem tak zrelaksowany.- Zaśmiałam się cicho całując go w głowę. Cieszyłam się że mu się podoba. Zakończyliśmy naszą relaksującą kąpiel gdy woda zaczęła robić się już zimna. Owinięta ręcznikiem zajrzałam do jego szafy. Wszystko było ułożone pod kant, Valeria musiała się napracować. Niestety Kastiel składa ciuchy tylko jak mu się każe to zrobić. Wzięłam z szafy czarną bluzę, była dłuższa i bez problemu sięgała mi za tyłek na klatce był srebrny napis zespołu Metallica. - To kolejna bluza której nie odzyskam ?

- Nie mam w czym spać.

Kas:- No niech ci będzie. - Uśmiechnęłam się do niego zadowolona.  - W mojej szufladzie z bielizną jest kilka twoich majtek. - jednak dobrze zostawiać ubrania u faceta.

- Chodź, zrobimy sobie kolację. - Zeszłam na dół, zapaliłam światło i skierowałam się w stronę kuchni. Nie miałam pomysłu co by przygotować na szczęście Valeria zrobiła ciasto na naleśniki. Na misy była mała samoprzylepna karteczka. - "Na wypadek gdybyście zgłodnieli" - Przeczytałam krótką notkę.

Kas:- Nie jestem głodny.

- A ja tak. I musisz wziąć leki a powinieneś je wziąć po kolacji. O 21:00.

Kas:- Dobrze moja słodka pielęgniareczko. - podszedł i objął mnie za brzuch. Kiedy ja smażyłam naleśniki. - A ubierzesz się dla mnie w taką seksowną sukienkę jak ma Viki.

- A gdzie ty się w ogóle patrzysz co ? Mam być zazdrosna ?

Kas:- Skarbie jesteś jedyną kobietą w moim życiu. Nie masz się o co martwić.

- No ja myślę. Zjedz proszę, a tu są leki. - Wycisnęłam w opakowań trzy różne tabletki. Kas połknął je niechętnie, popijając wodą którą wcisnęłam mu do ręki. Zjedliśmy wspólnie. Potem poszliśmy obejrzeć jakiś film. Ale miłą chwilę w ramionach mojego chłopaka przerwał mi dzwonek telefonu.

Kas:- Mmm.. nie odbieraj. - wymruczał i zabrał mi telefon z ręki.

- To Alexy, i to zajmie tylko chwile. Obiecuję. - niechętnie oddał mi telefon. Od razu odebrałam.

* * *
- Tak Alex ?

Al:- Luna musisz mi pomóc. Rozalia zemdlała w szkole, a teraz ma jakieś załamanie nerwowe. Z nikim nie chce rozmawiać. Cały dzień płakała.

- Dlaczego nie zadzwoniłeś wcześniej ! Wiesz że to też moja przyjaciółka.

Al:- Byłaś z Kastielem. Nikt ni chciał wam przeszkadzać.

- Nic mu nie będzie. Co z Rozą !

Al:- Nie wiem, jest w domu ale nie odbiera, nie chcę z nikim gadać nawet z Leo.

- Jutro rano do niej pójdę, teraz pewnie już śpi.

Al:- Dobrze dziękuję Luna.

- Dobranoc Alexy.

Al:- Dobranoc.

* * *

Kas:- Co jest ?

- Rozalia, chyba z nią źle. - Wtuliłam się w jego ramię chcąc czuć się jeszcze bardziej bezpieczną. - Pojadę do niej jutro, może to nic poważnego. - Ziewnęła czując już zmęczenie.

Kas:- Na pewno nic jej nie jest. - Pocałował mnie w czoło. - Nie martw się na zapas.

- Spróbuję. - Ziewnęłam i zasnęłam w silnych ramionach mojego chłopaka. Nareszcie, razem w jednym łóżku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro