Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28 Obawa

Idąc spokojnym krokiem w kierunku liceum, poczułam, że Armin bierze mnie za rękę, ale nie protestowałam, w końcu to ja zainicjowałam to, że od teraz jesteśmy prawdziwą parą... Ale myśląc o tym w tej chwili sama nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Może postąpiłam zbyt pochopnie ? Wydawało mi się, że to dobra decyzja, ale teraz... Niczego nie jestem pewna.

Arm:- Nie myśl tyle bo cię mózg rozboli. - Przez cały czas Armin trzymał moją dłoń w kurczowym uścisku. Widok nas takich sprawił że czułam na sobie ciekawskie i natarczywe spojrzenia uczniów. Oglądali się i szeptali coś cicho między sobą. Odwróciłam głowę zakrywając się włosami na tyle ile to było w ogóle możliwe. - Co jest ? - Zapytał z troską.

- Wszyscy się na nas gapią. - Szepłam cicho w stronę chłopaka.

Arm:- Wydaje ci się. - Rozejrzał się po obszarze dziedzińca

- Nie, nie wydaje mi się. - Odparłam oschło i odsunęłam się od niego. Ale Armin zdecydowanie za mocno złapał mnie za rękę i nachalne wbił mi się w usta. Co mi się nie spodobało. Więc nie oddałam pocałunku.

Arm:- Widzisz, nikogo nie obchodzi co robimy. Nie panikuj Lunuś.

Zrobiłam jedyną rzecz jaką mogłam zrobić w tej sytuacji jako kobieta. Po prostu strzeliłam focha i odeszłam. Przyspieszyłam kroku a niebieskooki truchtał za mną. Kiedy przekroczyłam próg szkoły. Zamarłam w miejscu, poczułam jak wszystkie ciekawskie spojrzenia kierują się na mnie i na Armina który teraz już obejmuje mnie ramieniem. Słyszałam ciche szepty i wyzwiska kierowane w naszą stronę, stałam w miejscu kilka sekund zagubiona w rzeczywistość. Ludzie rzucali mi pogardliwe spojrzenia. Zaczęłam iść powoli przed siebie omijając ludzi na korytarzu szłam dalej, i dalej nie oglądając się. Ale to nie ustało, ogarnęła mnie niepewność i zaczęłam biec. Byle dojść do klasy, byle do klasy powtarzałam sobie. Przyspieszyłam jeszcze trochę tak że teraz po prostu biegłam omijając uczniów. Ale w końcu musiałam na kogoś wpaść i tym kimś była akurat Amber. Ona leżała na środku korytarza a ja na niej. Jezu jakie ona ma wielkie cycki.

Amb:- Aaaa ! Złaź ze mnie ty stuknięta kretynko !

- Przepraszam Amber, naprawdę nie chciałam na ciebie wpaść. - Wstałam i łapiąc ją za dłonie pomogłam się podnieść. Ja naprawdę nie rozumiem dziś swojego zachowania. Obejrzałam się, ludzie patrzyli na mnie i Amber ciekawskim wzrokiem a inni śmiali się z tej sytuacji. Cofnęłam się obejmując się ramionami.

Amb:- Dziwna jesteś.

- Tak wiem. - Nie wierzę że przyznałam jej racje. Ale nagle mnie olśniło. - Nat u siebie ?

Amb:- Nie wiem....

Nie czekając na odpowiedź ruszyłam dalej. Wpadłam do pokoju gospodarzy opierając się o drzwi. Czysto Nata nie ma. Uffff.. W końcu chwilka samotności. Wzięłam kilka oczyszczających wydechów. Ta sytuacja za bardzo wpływa mi na psychikę. Dlaczego tak zareagowali kiedy Armin objął mnie na dziedzińcu. Przecież nic się nie stało. Dlaczego tak przejęłam się tym że ludzie widząc nas w tej chwili i dlaczego zaczęli szeptać. Co się dzieje. Zanim się zorientowałam moje policzki były już mokre od łez które skapywały z mojej twarzy na bluzkę pozostawiając po sobie jedynie ciemne kropeczki.

Nat:- Lysander, wiesz przecież że długo tego nie pociągniemy... musimy komuś powiedzieć. - Kiedy usłyszałam głos Nataniela zdrętwiałam, tylko po to żeby następnie wczołgać się pod jego biurko. Pod którym było masę kurzu i okruchów po krakersach. Cholera chłopie sprzątaj tu czasem.

Lys:- Prosił mnie żeby nikomu o tym nie mówić. I tak za dużo osób o tym wie ?

Nat:- Kto jeszcze wie ?

Lys:- Rozalia i Leo.

Nat:- Kto to Leo ?

Lys:- Mój starszy brat.

Nat:- Nalegam Lys, powiedzmy jego rodzicom. Albo chociaż Lunie. Przecież sam mówiłeś że ona wariuje. - Mają mnie za wariatkę, no super.

Lys:- Nie tylko nie jej.

Nat:- To jak długo będziesz jeszcze podrabiał te usprawiedliwienia ?

Lys:- Nie wiem.

Nat:- A pomyślałeś o maturach. Przecież to już za dwa miesiące.

Lys:- Nataniel ja nie wiem. Nic nie wiem, nie mogę nawet nic więcej zrobić niż kryć to przed wszystkimi. Nie wiemy nawet czy przeżyje lekarze wyliczyli mu jeszcze trzy tygodnie życia.

Siedziałam cicho nasłuchując ich rozmowę. Byłam ciekawa o co a właściwie o kogo im chodzi. Trzy tygodnie, to strasznie mało... Ale przez ten jebany kurz zachciało mi się kichać. Na szczęście los był dla mnie łaskawy i zadzwonił dzwonek. Usłyszałam kroki i zamykające się drzwi, i w tym czasie mój nos dał mi o sobie znać.

Nat:- Kto tu jest ! - No nie mówicie mi że on nie wyszedł.

- Hej Nat, co tam u ciebie. - Wyszłam z pod biurka. Nataniel zmarszczył brwi przyglądając mi się z powagą.

Nat:- Wiesz że nie podsłuchuje się... - Przerwał, a jego wyraz twarzy się zmienił, wkradł się na nią żal i troska. - ... Luna, płakałaś ? Co się stało. - Zapytał podchodząc powoli. A mi znów zebrało się na płacz. Rzuciłam się jemu w ramiona przytulając się. Nataniel głaskał mnie po włosach, mogłam też poczuć jego usta na skroni. - Luna co się stało ? Dlaczego płakałaś ? - Ponowił pytanie.

- Boje się Nat. - Wychlipałam przez nowe łzy.

Nat:- Czego. Ktoś ci coś zrobił, ktoś cię skrzywdził. - Nataniel podał mi chusteczkę w którą mogłam się wysmarkać. - Usiądź i powiedz co się stało. Tylko proszę cię powoli.

- Przyszłam do szkoły z Arminem...my jesteśmy razem.. - Z jego ust wydarło się westchnienie zdziwienia. - Wszyscy się na mnie gapili z taką pogardą i zaciekawienie. Normalnie jakbym była obiektem wystawowym. To było okropne. Szeptali coś między sobą, ale to było o mnie, a raczej o nas. O co im chodź.

Nat:- Chyba znam tego powód. - Spojrzałam na niego oczami pełnymi łez. Blondyn dał mi do ręki gazetkę szkolną. I podał kolejną chusteczkę. - Od rana krąży po szkole. To same bzdury ale..

Spojrzałam na pierwszą stronę. Było na niej kilka zdjęć, ja z Arminem w kinie całowaliśmy się, inne było zrobione wcześniej, jak idziemy za rękę po parku. Ostatnie przedstawiało mnie i Kastiela całujących się namiętnie na korytarzu. Oczy zaszkliły mi się jeszcze bardziej. Na górze był tytuł pisany drukowanymi literami. - " ZAMIENIŁA BAD BOYA NA GEEKA, NOWA SŁODKA PARA W AMORISIE SZALEJE ! "
Lunaley Moon jedna z najlepszych uczennic szkoły spotykała się z dwoma chłopakami jednocześnie, niestety jej sekret nie trwał długo kiedy Kastiel
Veilmont dowiedział się o jej romansie zniknął ze szkoły. Jednak dla naszej łamaczki serc nie było to problemem żeby kontynuować drugi związek.... - Czytałam. - Co za jebana, egocentryczna suka ! Zajebie dziwkę ! - Syczałam wkurwiona wstając, Nataniel zareagował szybko i złapał mnie mocno wyrywałam się ale był silniejszy.

Nat:- Luna odpuść, to same brednie, zwykła imaginacja nic ci nie d..AAAAaaał ! - Wbiłam mu szpilkę w nogę, kto by pomyślał że ubranie dzisiaj takich butów będzie aż tak korzystne.

Wybiegłam na korytarz, gnałam prosto do studia gazetki szkolnej. Jak ona śmie pisać takie kłamstwa. W ciągu dwóch minut znalazłam się na drugim korytarzu. Wparowałam do biura tej kretynki. Myślałam, że drzwi wypadną z zawiasów. Oprócz mnie i Peggy w środku był Lysander z Arminem. Po ich minach wywnioskowałam, że też nie są z tego zadowoleni. Stanęłam przy białowłosym.
- Co to ma kurwa znaczyć? Wytłumaczysz mi to ? - krzyczałam wściekła. Rzuciłam jej wypociny na stół.

Peggi:- To jest moja gazetka a dzięki waszemu wesołemu trójkącie zyskała na popularności - mówiła nie wzruszona. Zacisnęłam dłonie w pięść.

- Trójkącie ? - wysyczałam wściekła, zaraz ją rozszarpię. Skoczyłam z rękoma w jej stronę. Ktoś mnie pochwycił w locie, cofnął i odstawił na ziemię.

Lys:- To nic nie zmieni.

- Masz usunąć ten artykuł - warczałam i ponownie skoczyłam na dziewczynę i po chwili siedziałam na niej. Uderzyłam ją w splot słoneczny z jej miny wyczytałam ból, nie zdążyłam zadać drugiego ciosu, ponieważ znowu ktoś mnie od niej oderwał. Teraz to był Armni rozpoznałam go po silnym uścisku. Wierzgałam rękoma na prawo i lewo a w moich oczach widać rządzę mordu. Mocniej mnie przycisnął do siebie. Uścisk ma mocny, nie zaprzeczę. - Puść mnie, muszę przemówić tej szmacie do rozsądku ! - warczałam.

Arm:- Nie, ty ją możesz zabić !

- I o to mi chodzi !

Arm:- Masz mi to sprostować Peggi - mówił Armin z dużą nutą wściekłości. - Inaczej i ja kurwa nie ręczę za siebie.

Peggi:- Dajcie spokój chłopaki. To tylko takie żarty. - No nie wierzę, ta szmata nie odczuwa żadnych skrupułów.

Lys:- Te twoje żarty, nie są śmieszne. Czy cokolwiek z tego w ogóle było prawdą.

Peggi:- Tylko kilka rzeczy. Ale skoro aż tak wam zależy. Naprostuje to.

Arm:- Świetnie. - Warknął zły i poluzował uścisk.

- Ciesz się, że oni tu byli. Tak to nie miałabyś dużo szczęścia - powiedziałam na odchodne. Wyszliśmy całą trójką. Muszę z nim porozmawiać, tylko jak zacząć.

Arm:- Przepraszam cię za to że cię powstrzymałem. Teraz żałuję że za to nie oberwała. - Armin zgniótł gazetę i rzucił nią w stronę śmietnika. - Bezczelna suka. Idziemy do klasy ?

- Tak. - Armin złapał mnie za rękę prowadząc do sali geograficznej. Lysander szedł na nami utrzymując odległość którą sobie wyznaczył. Ale nie wytrzymałam, odwróciłam się w stronę Lysandra zadając mu krótkie pytanie. - Lysander czy ty jesteś na mnie zły.

Lys:- Co ? Nie,.. dlaczego miałbym. - Odparł zmieszany. Jak nie zaskoczony.

- Unikasz mnie.

Lys:- To o wiele bardziej pokręcone niż myślisz Luna. Musimy na razie się unikać, przepraszam, ale naprawdę nie chce was skrzywdzić.

- Nie zrobisz tego, możesz nam powiedzieć.

Lys:- Nie chodziło mi o Armina. Przepraszam Luna, ale to jeszcze nie czas. - Przytulił mnie żeby zaraz odwrócić się na pięcie i odejść.

- Lysander...

Arm:- Ej będzie dobrze, nie martw się. - Armin pogłaskał mnie po policzku i złożył długi pocałunek na moim czole. Przytuliłam się do niego opierając głowę o jego tors.

- Musi być dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro