Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 sezon 3 Uciążliwe spotkania

Był środek nocy, kiedy ze spokojnego snu wybudził mnie dzwonek telefonu. Westchnęłam załamana, i z wtuloną w poduszkę twarzą, na ślepo próbowałam wymacać położenie smartfonu. Kiedy te próby stały się nieudane, a dzwonek zaczął mnie wkurzać. Podniosłam się i przekopałam poduszki. Odnajdując dzwoniące urządzenie. Widząc kto się do mnie dobija, wywróciłam oczami z niedowierzaniem ale jednakże również z uśmiechem na ustach.

- Cześć kochanie.

Kas:- Cześć dziewczynko. Spałaś ?

- No tak się złożyło. Tu jest 4 rano, w Nowym Jorku jest pewne wieczór. - ziewnęłam długo zasłaniając usta dłonią.

Kas:- Kurwa, zapomniałem o zmianie czasu. Przepraszam że cię obudziłem, śpij zadzwonię później.

- Nie. Zostań na chwilę. Przynajmniej teraz teoretycznie mam cię w łóżku. - oparłam telefon o poduszkę, i położyłam się szczelnie otulając ciało kołdrą.

Kas:- Oh. Wiec jeszcze nie znalazłaś żadnego zastępstwa ? Ale nie dziwię się, ciężko mnie zastąpić. - uśmiechnął się prowokacyjnie, przeczesując palcami czerwoną grzywkę.

- Nie przeginaj, minął dopiero miesiąc. Poczekam jeszcze ze dwa, i dopiero wtedy zacznę się rozglądać za zastępstwem. Może ten nowy, nie będzie tak często wyjeżdżał w trasę.

Kas:- Przestaniesz mi to wypominać ? - burknął wywracając oczami, a jego policzki delikatnie się zaróżowiły.

- Tego porzucenia ? Nigdy. - ciągnęłam swoją małą grę. - Nawet kiedy będziemy mieli po 80 lat, kiedy będę siwa a ty łysy od tego farbowania. Będę ci to wypominać, tłukąc cię laską po sztucznym biodrze.

Kas:- Głupek. Sama mnie namawiałaś żebym poleciał na ten festiwal, to teraz nie narzekaj. - Doskonale wiedziałam że ten występ był dla nich ważny. Pierwszy od kiedy Zack wywołał awanturę z plagiatem. I pierwszy z nowym składem. Crowstorm musiało pokazać się teraz w dobrym stylu. A charytatywny koncert, był dobrym początkiem. Na odbudowę ich wizerunku.

- Lepiej opowiedz mi o koncercie. Nowy skład porwał tłumy ? Jak się bawiliście ?

Kas:- Wyszło lepiej niż się spodziewaliśmy, ponad 30 tysięcy osób. Tęskniłem za tym. A kiedy mieliśmy schodzić na backstage. Kilka osób przy scenie, zaczęło śpiewać "Give us wings". Chwilę później, to rozniosło się po całym tłumie. Miałem dreszcze na całym ciele. Nie mogliśmy tego zignorować. Bisowaliśmy kilka razy. Nawet nie wiesz, jak ja za tym kurwa tęskniłem.

- Give us wings ? To piosenka z waszej pierwszej płyty. W każdym razie, cieszę się widząc cię znów pełnego zapału.

Kas:- Dobrze jest wrócić. Teraz idziemy na Meet&greet z VIP' ami, wiesz autografy, zdjęcia, pochwały jakim to jestem geniuszem muzycznym. Będą tam też inne zespoły, mam nadzieję, spotkać kogoś ciekawego.

- Mhym, tylko wiesz. Grzecznie mi tam. Pamiętasz co obiecałeś ?

Kas:- Nie jeść hot-dogów od ulicznych sprzedawców, chodzić z ochroniarzem żeby mnie nie zabili i co tam jeszcze było..... A no tak, trzymać się z dala od kobiet. Chodź nie wiem czy to w ogóle wykonalne.

- Dasz radę, ja w ciebie wierzę.

Kas:- Kiedy ty się stałaś taka zazdrosna.

- Statystyczne 8% mężczyzn zdradza w pierwszym roku małżeństwa.

Kas:- Pewnie dlatego, że mają dość oskarżeń i wariactwa swoich żon.

- Troszczenie się o ciebie, nazywasz wariactwem.

Kas:- Czasami troszeczkę przesadzasz. - usłyszałam w tle, jak ktoś go woła. Kas spojrzał na mnie przepraszająco, swoimi szarymi oczami, i uśmiechnął się słabo. - No tak. Muszę spadać, ale zadzwonię później.

- Jasne, wszystko rozumiem. Baw się dobrze. Kocham cię.

Kas:- Ja ciebie bardziej dziewczynko.

Posłałam mu szczery uśmiech, a kiedy się rozłączył opadłam twarzą w poduszkę. Nienawidzę kiedy wyjeżdża, nienawidzę kiedy muszę zostawać sama w tym gigantycznym, cichym i ciemnym apartamencie. W tym ogromnym łóżku, którego tylko połowa jest ciepła.

Wstałam, pozwoli kierując się do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki wypijając od razu całą jej zawartość duszkiem. Po czym wróciłam do sypialni. Siadając bokiem na łóżku, dostrzegłam na fotelu stojącym w rogu, ulubioną zieloną bluzę ukochanego. Bez zawahania zrzuciłam z siebie koszulkę nocną i ubrałam jego bluzę. Podciągnęłam materiał do ust i przymknęłam oczy.
Pachniała nim. Jego mocnymi korzennymi perfumami i co dziwne, zapachem tytoniu. Wiec znów zaczął sobie popalać, no tak, mogłam się domyśleć że długo bez fajek nie wytrzyma. Mimo wszystko, to w malutkim stopniu, rekompensuję mi jego brak. Naciągnęłam kaptur na głowę, rzucając się na łóżko i zakopując w jedwabnej pościeli. Przytuliłam się, do jednej z mniejszym poduszek i zamknęłam oczy starając, na nowo pogrążyć się we śnie.

Perspektywa Kastiela

Lea:- Ja ciebie bardziej. - powiedziała wysokim dziewczęcym głosem parodiując mnie.

- Spadaj. - szturchnąłem przyjaciółkę w ramię, śmiejąc się oddała mi dźgając łokciem moje żebra.

Lea:- Dałbyś się przynajmniej przywitać. - zmarszczyła brwi splatając ręce pod mało okazałym biustem.

- Nie. W dwie macie do siebie jakiś dziwne ciągoty. Nie będę ryzykował.

Lea:- Mężulek broni swojego terenu bardziej niż zazwyczaj. Spokojnie, gdybym chciała ci ją zabrać, już dawno bym to zrobiła. Po za tym, związek to ostatnie czego teraz potrzebuje. Wolę skupić się na fanach.

- Domyślam się. Ten frajer przestał do ciebie wydzwaniać ?

Lea:- Długo to zajęło, ale tak. W końcu odpuścił. Szkoda że moje głupie serce już nie. Czasem czuje się tak żałośnie. - spuściła głowę, obejmując się ramionami za brzuch. Było mi jej żal. W końcu ona najbardziej oberwała przez zdradę Zacka.

- Rozumiem, nawet jeśli próbujesz odpuści, zająć się czymś innym, albo kimś innym. Myśli o nim powracają i blokują ci drogę do przodu.

Lea:- Mówi ten, który ma swoje szczęśliwie zakończenie. Poślubiłeś swoją pierwszą miłość, nie każdemu życie układa się tak kolorowo jak tobie Veilmont.

- Moje życie nie było kolorowe przed Crowstormem. A Luna, niestety nie była moją pierwszą miłością. - Westchnąłem ciężko na wspomnienia swoich nastoletnich lat. - Była nią dziewczyna, dla której poświęciłem wszystko. Swoje cele, ideały, moralność, i w cholerę szmalu. A mimo wszystko. I tak zajebała mi kopa, by móc iść swoją drogą. Nie liczyły się dla niej moje uczucia, tylko korzyści płynące z nich.

Lea:- Nie znałam cię do tej strony.

- Której ? - dopytałem a złośliwy uśmieszek wkradł się jej na usta.

Lea:- Inteligentnej. Zazwyczaj jest. "Jestem Kastiel pierdolony Veilmont, wielbcie mnie !" - stanęła prosto rozkładając ręce na boki i unosząc głowę. Jakby właśnie udawała posąg Jezusa stojący w Rio de Janeiro. Przyłożyłem dłoń do czoła, masując palcami skroń. Co za nieznośna baba.

- Mam cię dość. Za każdym razem, albo mnie wkurwiasz albo, ryjesz mi łeb.

Lea:- Mów co chcesz Kastiel. Ale i tak wiem że uwielbiasz moje towarzystwo. - nie skomentowałem tego, po prostu wywróciłem oczami i z lekkim uśmiechem pod nosem, skierowałem się za perkusistką do sali, gdzie nas oczekiwali.

Tuż po wejściu, na drugą mniejszą hale, zostaliśmy zaatakowani przez grupę małolatów. Uśmiechnąłem się sztucznie, słuchając paplaniny tej upierdliwej dzieciarni. Nienawidziłem tego, jednak sława pochodzi od fanów, tylko dlatego to znoszę. Zgodziłem się na zdjęcie, a dwie dziewczyny jednocześnie objęły mnie w pasie. Fotograf zrobił zdjęcie, a potem kolejne i jeszcze jedno.
Spojrzałem w stronę Lei która chyba świetnie się bawiła, podpisując płyty jakimś smarkaczom.
Natomiast ja skupiałem się na odpowiadaniu na pytania i powtarzaniu "dziękuję" jak jakąś chorą mantrę.

- Jesteś wspaniały i jeszcze przystojniejszy z bliska. - powiedziała podekscytowana jedna z dziewczyn robiąc do mnie zalotne uśmiechy.

- Dzięki.

- Przestań, on jest zajęty. - odpowiedziała jej znajoma, a ja zacząłem się zastanawiać ile to jeszcze potrwa. Podpisałem płytę i kolejny już raz wyszczerzyłem się do zdjęcia. Jednak kiedy błysnął flesz aparatu, dłoń dziewczyny przeszła z moich pleców na tyłek. Zmarszczyłem brwi, łapiąc za jej rękę i spojrzałem szybko na blondwłosą nastolatkę. Widząc moją minę, dziewczyna skuliła się nieco i schowała swoją pewność siebie.

- Ile ty masz lat ?!

- Szesnaście - odpowiedziała nerwowo, wyrywając dłoń i chowając ją za plecami, wściekły uniosłem głowę.

- Wiec podrywaj kogoś, w swoim wieku. - warknąłem niezadowolony odchodząc od tego tłumu napalonych dzieciaków. Dawniej, nikt by się na to nie odważył. Nawet by o tym nie pomyślał. Może Lu ma racje, że stałem się bardziej beztroski.
Zaszyłem się w strefie zamkniętej biorąc po drodze butelkę wody od obsługi. Chodź teraz, to akurat napiłbym się mocnego drinka. Znając życie, dostanę pouczenie od menadżera jak tylko mnie znajdzie. W końcu ludzie zapłacili po 500$ żeby tu przyjść.

Ll:- Ty też zwiałeś ? - zaśmiał się gardłowo wysoki blondyn, ubrany w granatową skórę. Szybko go rozpoznałem, był gitarzystą w January. Czasem zdarzyło mi się słuchać ich muzyki.

- Lloyd. - zbiliśmy piątkę zostając na uboczu. - Ja i mój tyłek mamy już dość tych nastoletnich hormonów. Sam nie wiem dlaczego się na to kurwa zgodziłem.

Ll:- Lepsza napalona małolata niż czterdziestka. Dalej mnie mdli od tych śmierdzących perfum. - skrzywił się jakby przechodziły go dreszcze obrzydzenia. - Od koncert w Grecji, minęło sporo czasu, co u ciebie ? Gdzie twój zespół.

- Sporo. Najpierw ten pierdolony plagiat, później musieliśmy dostosować się na nowo w grupie. Lea dalej rozdaje zdjęcia. A Gabina, nie widziałem od występu.

Ll:- Taa, słyszałem. Ten Zack, wydawał się całkiem spoko.

- Byliśmy razem od początku Crowstorm. Wszystko się zjebało. A u was ? Dawno nie słyszałem o żadnych nowych singlach, unikacie koncertów żeby rozbudzić wyczekiwanie na nowy album ?

Ll:- U nas też wszystko się jebie. Będę w szoku jeśli rzeczywiście powstanie jakiś album. A ten festiwal, jesteśmy tu tylko po to, żeby pokazać jak to gramy charytatywne. Nie tak wyobrażałem sobie swoją karierę.

- Podbudowanie opinii publicznej. Tak czasem bywa w tym biznesie. My też chcemy pokazać, że Crowstorm jeszcze żyje, i ma się zajebiście. Wbrew temu co piszą te zjebane tabloidy. Chodź też nie miałem ochoty tu przyjeżdżać. - I przerywać mój pełen seksu miesiąc miodowy.

Ll:- Menadżer cię zmusił ? - zaśmiał się cicho z niedowierzaniem kręcąc głową.

- Nie. Prawnik. - odparłem chowając ręce w kurtce. Taka niestety była prawda. Kiedy tylko dostaliśmy zaproszenie żeby tu zagrać. Luna ostro namawiała mnie, żeby jechał, bo tego właśnie potrzebował Crowstorm. Bez wątpienia miała racje, ale niesmak że musiałem ją zostawić został.

Gab:- Kastiel ! - spojrzałem w stronę basisty z miną "czego kurwa". Czy 5 minut spokoju to za duże oczekiwania. - Wiesz że Meet and greet, to spotkanie z fanami. Ludzie o ciebie pytają. I ktoś z prasy chce z nami gadać.

- Każ im spierdalać. Gdzieś ty w ogóle był ? Szukaliśmy cię z Leą.

Gab:- Miałem swoje sprawy. - Wzruszył ramionami, chowając ręce do kieszeni i nieufnie spoglądając na towarzyszącego mi gitarzystę January.

Gab:- Idziesz ? - mentalnie przewróciłem oczami. Machnąłem ręką w stronę gitarzysty i podrebtałem do przyjaciela.

- No idę kurwa, idę.

Perspektywa Luny

Jako że zostało mi jeszcze parę dni wolnego, postanowiłam pospać dłużej. Ale ranek i tak był ciężki. Po długiej próbie wyczłapania się spod pierzyny. Wzięłam gorący prysznic na rozbudzenie. Zrobiłam makijaż, który pozwolił mi ukryć skutki niewyspania. Ubrałam się w pierwsze lepsze jeansu które leżały na wierzchu w szafie, do tego czarna koszulka i bluza z kapturem. W miarę ogarnięta, zjadłam przed telewizorem szybkie śniadanie i zabrałam Pancaka na spacer.
Niestety dalej nie oswoiłam się z faktem poprzedniego zajścia w parku, dlatego zamiast przejść się po uliczkach, zdecydowałam się wypuścić go na wolnej przestrzeni żeby się wyhasał i żeby w domu był spokojniejszy.
Ja natomiast z nudów zaszyłam się na ławce pod drzewem, przeglądając głupie filmiki w intrenecie.

Ken:- Luna ! - usłyszałam jak ktoś mnie woła. Podniosłam głowę znad telefonu, rozglądając się wokół. Wytrzeszczyłam oczy, widząc męską sylwetkę, ubraną w moro spodnie i czarny T-shirt. Powoli zbliżał się w moją stronę z małym uśmiechem na twarzy .

- Kentin ? - wstałam z ławki i krótko objęłam przyjaciela na powitanie. Kiedy mocno objął mnie ramionami, poczułam jak twardą ma klatę. Jego barki i bicepsy też były nieźle umięśnione. A odpinająca koszulka wszystko uwydatniała. Oczywiście Kastiel też jest doskonale umięśnionym facetem, i w najmniejszym stopniu nie mam na co narzekać. Ale przecież jak sobie trochę ukradkiem popatrzę, to jeszcze nie znaczy że go zdradzam. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Jeszcze nie wyjechałeś ? - dopytywałam na co on tylko przecząco pokręciła głową z czarującym uśmiechem.

Ken:- Nie. Tym razem postanowiłem zostać dłużej. A ty nie w podróży poślubnej ?

- Niestety miesiąc miodowy, trwa tylko miesiąc. Wróciliśmy dwa dni temu. Trochę szkoda, ale wiesz jak jest, trzeba wracać do pracy.

Ken:- No tak. Powrót do szarej, nudnej, rzeczywistości musiał w końcu nastąpić. Gdzie byliście ? - usiadłam na ławce, brunet usadowił się obok mnie.

- Pierwszy tydzień spędziliśmy w Tokio kolejny w Indonezji, było tam tak przepięknie. Potem Los Angeles, Kas nalegał i ostatni na Karaibach. Płakałam kiedy jechaliśmy na lotnisko. Te ciepłe morze i moje drinki w kokosie.

Ken:- Ambitne, ale nieźle zarabiacie mogliście sobie na to pozwolić. Kiedy znów ruszę w trasę, może też zajadę... a raczej popłynę na Karaiby. Jeszcze mnie tam nie było.

- Pewnie fajnie tak podróżować po świecie bez ograniczeń. A po za tym, Co u ciebie ? Czy do twojego vana wprowadziła się może jakaś piękna

Ken:- Błagam nie kończ, gadasz jak moja matka. - zażenowany schował w dłoniach twarz, odpuszczając głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem, podśmiechując sama do siebie. - Po za tym, wcale bez żadnych ograniczeń. Zawsze muszę najpierw podjąć się jakieś okolicznej pracy, żeby późnij pozwiedzać i jechać dalej. - Wyraźnie chciał zmienić temat, ale nie pozwoliłam na to.

- Nie rozumiem cię. Przystojny, miły i wysportowany chłopak jak ty, nie może znaleźć sobie dziewczyny ? To nienormalne. Kiedy ty ostatnio uprawiałeś gorący seks ? - spytałam, widząc jak strasznie zaczyna się czerwienić, wprowadzanie go w zakłopotanie całkiem mnie bawiło. Czasami jestem naprawdę okropną kobietą.

Ken:- Goń się. Nie każdy, ma szansę po długoletnim związku, wyjść za swojego pierwszego. Nie szukam przygody, a do dziewczyn jakoś nie mam szczęścia.

- Facet. Psy, Mała przestrzeń. Zawsze można odjechać. . . . Kentin czy ty ! - Szturchnął mnie barkiem w ramię wyraźnie urażony. - Dobra przepraszam. Jestem zmęczona, a jak jestem zmęczona, to mam głupi humor i głupoty przychodzą mi do głowy.

Ken:- Widzę. Jak ty sobie radzisz z tymi zapędami, kiedy Kastiel jest w trasie ?

- Damie się nie zadaje takich pytań ! - tym razem to ja uderzyłam go w ramię urażona. Ale zaraz uśmiechnęłam się podle. - Ale tak między nami. Zrobiłam sobie odlew silikonowy 1:1 jego... - brunet zatkał mi usta dłonią. Na jego twarzy było coś pomiędzy obrzydzeniem a niedowierzaniem. Spoglądał na mnie z zaskoczeniem w oczach i zmarszczonymi brawami. - Wyluzuj trochę, pożartować już nie można ?

Ken:- Idź ty się wyśpij, albo wypij kawę. Jeśli to są twoje oznaki zmęczenia, to nie pokazuj się ludziom. I mówię to z troski Luna.

- I tak miałam się zbierać. Przez ten miesiąc nieobecności, mam od chuja papierkowej roboty. - przywołałam psa podnosząc się z ławeczki. Pancake podbiegł do mnie i dał podpiąć sobie smycz. - Mam nadzieję, że przy następnym przypadkowym spotkaniu, dorobisz się dziewczyny.

Ken:- Czy wszystkie mężatki są takie natarczywe co do związków innych ?

- Bardzo możliwe. - Pożegnałam się z licealnym przyjacielem, idąc z psem w kierunku miasta. Czy naprawdę jestem aż tak natarczywa ? Ostatnio trochę dręczyłam Armina.. i Priye z Natem. Ale to chyba nic złego, liczyć że przyjaciele znajdą szczęście, jakie mam sama ? Prawda ?

Spacerując uliczkami miasta, oglądałam wystawy sklepów, czytałam przypadkowe plakaty albo kopałam kamienie, które nawinęły mi się pod trampek. Jednym słowem, nudziłam się niemiłosiernie i próbowałam jak najbardziej zagospodarować czas. Szczególnie, że w domu czekała na mnie sterta teczek z kancelarii. Korciło mnie nawet, żeby zadzwonić do Kasa, ale w Nowym Jorku jest pewne trzecia nad ranem.
Kiedy już miałam zawracać do domu, zobaczyłam Nataniela. Blondyn wychodził z kawiarni, był w towarzystwie wysokiego czarnowłosego mężczyzny, którego poznałam w szpitalu podczas gdy Nat lizał rany swojej wyjątkowej głupoty.
On też mnie zauważył, pomachał w moją stronę na co przyspieszyłam kroku.

- Cześć Nat. I dzień dobry... panu ? - próbowałam jakoś ukryć fakt że zapomniałam jego imię, ale marnie wyszło. Jednak czarnowłosy mężczyzna słowem się nie odezwał.

Nat:- Co tu robisz ? Nie powinnaś być na jakiejś wyspie, siorbiąc drinka pod palmą.

- Niedawno wróciłam. I jak sam widzisz, wyprowadzam psa. - uniosłam dłoń ze smyczą, Pancake grzecznie leżał przy mojej nodze, pewnie się zmęczył tym bieganiem. - A wy ?

Nat:- Podtrzymujemy kawowy nałóg Eryka. - wskazał kciukiem na starszego od nas mężczyznę. Zdziwiona uniosłam brew - Bez 6 kaw dziennie, nie da się z nim pracować. Strasznie marudzi.

Er:- Ja marudzę ? To ty, jak nie zjesz swojego hot-doga, w sosie miodowo-musztardowym, jesteś nie do życia. Boczysz się i puszysz jak dzieciak do końca zmiany. To jest dopiero nie do zniesienia. - powstrzymałam śmiech nadymając przez to policzki, czarnowłosy wyglądał na usatysfakcjonowanego, że mu dopiekł w mojej obecności.

- Nataniel puszący się ? Chciałabym to zobaczyć. Zazwyczaj jest albo poważny, albo zirytowany. Innych emocji u niego nie doświadczysz. - stanęłam na placach i potargałam przyjaciela po włosach. Niszcząc mu jego doskonale ułożoną fryzurę. Nat żartobliwie zmierzył mnie ostrym wzrokiem.

Nat:- Te hot-dogi, to jedyne co trzyma mnie przy życiu. Priya umie przygotować tylko Indyjskie jedzenie, ta kuchnia to same przyprawy a ja nienawidzę ostrego. Tylko jej tego nie mów, zabije mnie jeśli się dowie, że wybrzydzam.

- Rozumiem, uwielbiam sushi za to Kas go nienawidzi. Dlatego też mogę je jeść tylko w pracy.

Nat:- To co innego. - wywróciłam oczami.

- Jak nie macie na dziś żadnych planów, może wpadniecie do mnie na kolacje ? Nie krzyw się tak. Kas jest w Nowym Jorku. - uprzedziłam widząc jak blondyn marszczy brwi i otwiera usta próbując mi przerwać.

Nat:- Wiec nie zobaczę mojego ulubionego kolegi ? Nie usłyszę żadnych jego przechwałek i suchych żartów, ani nie zobaczę tego jego durnego aroganckiego uśmieszku. Świetnie, o której mamy wpaść ?

- 18:00 będzie wam pasować ?

Nat:- Pewnie tak. Zadzwonię do Priyi i dam ci znać.

Po krótkiej rozmowie, pożegnałam się z Natanielem i jego partnerem, którzy dostali wezwanie. Zostawiłam Pancaka przy drzwiach, gdzie była miska z wodą dla zwierząt i weszłam do kawiarni. Był tu dziś niezły tłok, wszystkie stoliki były już pozajmowane.
Stanęłam przed ladą, czytając menu powieszone na ścianie, głowiłam się co zamówić. I co będzie najlepiej pasować do babeczek czekoladowo-karmelowych które od razu przyciągnęły uwagę mojego żołądka.

N:- Cześć Luna. Co ci podać ? - studentka przywitała się z uśmiechem, jednak widać było jak bardzo go wymusza i udaje dobry nastrój.

- Cześć Nina. Poproszę caffé latte i moje babeczki czekoladowo-karmelowe.

Ni:- Już się robi. - wstała ekspres i metalowymi szczypcami spakowała mi ciasteczka do papierowej torby kładąc ją na ladzie. Dopiero po chwili, obserwując jej ruchy, dostrzegłam że chyba była trochę otumaniona.

- Wszystko w porządku ? Wyglądasz na wpół przytomną, masz kaca ? - blondynka zaśmiała się szczerze ale krótko.

Ni:- Nie. Szczerze mówiąc, jestem strasznie zmęczona. Studia są trudne a biorąc dodatkowe zmiany w pracy, uczę się po nocach, dlatego nie dosypiam. A czynsz za akademik sam się na opłaci. - zagryzłam policzek od środka, współczuję jej. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Moje studia opłacił ojciec a mieszkając z dobrze zarabiającym chłopakiem, nigdy nie musiałam się martwić o coś takiego jak opłaty czy praca. Mogłam skupić się tylko na nauce i wykorzystywać wolny czas na przyjemności.

- Jestem pod wrażeniem tego jak sobie radzisz. Wiem że studia potrafią wyczerpać. A co dopiero połączenie ich z pracą. - Wyciągnęłam portfel z torebki, podałam blondynce 40£. - zatrzymaj resztę.

Ni:- Dziękuję... Upiłam kawy, i od razu miałam ochotę ją wypluć, choćby i na podłogę. Była obrzydliwie cierpka, bardzo mdła, nawet nie pachniała jak kawa. Kiedy chciałam zapytać się blondynki, co takiego wlała do mojego kubka, za drzwi zaplecza wyłoniła się męska sylwetka o czarnych włosach. Nagle ohydna kawa, stała się moim najmniejszym problemem.

Hy:- Hej Nina, zrób miejsce na nowe babeczki... Luna. Witaj ty.. - kiedy moje oczy spotkały się z czarnymi Azjaty, westchnęłam ciężko odwracając się od niego. Gdybym wiedziała, że teraz tu pracuje, nie weszłabym za próg. Wciąż czuje odrazę jego ostatnim zachowaniem. I złość, za to, jak od początku próbował rozpieprzyć mi związek.

- A ty żegnaj. Dzięki za kawę Nina. - wydusiłam z siebie z impertynencją, i pospiesznie
wychodząc z kawiarni chcąc w ten sposób, uniknąć niechcianego spotkania.
Jednak kiedy starałam się odwiązać smycz psa, poczułam jak coś zaciska się na moim ramieniu. Wyrwałam się przestraszona odskakując w bok.

Hy:- Możemy porozmawiać. - powiedział ulegle spoglądając na mnie ze zgryzioną miną i melancholią w oczach.

- Goń się. Nie zamierzam z tobą gadać. - warkłam zimno. Miał smutny wyraz twarzy. Przez chwilę schylił głowę, chyba szukając słów. Wykorzystałam tą chwilę żeby odwiązać smycz od poręczy.

Hy:- Nie dasz się nawet przeprosić ? - rzucił mi w plecy, nawet tony jego głosu był osowiały.

- W dupie mam twoje przeprosiny. Zachowałeś się bezczelnie, perfidnie próbowałeś zniszczyć mi związek. Wiec teraz trzymaj się ode mnie z daleka. - poprawiając torbę spadającą z ramienia, pociągnęłam za smycz psa by ponaglić go do odwrotu. Jednak czarnowłosy nie dawał za wygraną, a moje słowa nic do niego nie dotarły. Stanął mi na drodze, blokując ciasną alejkę pomiędzy krzesłami. Wywróciłam oczami zmęczona jego niechcianym towarzystwem.

Hy:- Luna, nie rozumiesz, zakochałem się w tobie. Nie mogłem patrzeć jak on cię traktuję, jak niszczy ci życie... - nie skończył. Bez zawahania, uniosłam rękę na jego głowę wylewając na niego kubek z kawą. I tak była okropna, wiec podwójna satysfakcja, że się pozbyłam jej w taki sposób. Brązowa ciesz spłynęła po czarnych kosmykach Azjaty a on sam syknął i skulił głowę.

- Nie wiesz nic o naszej relacji ! Wiec zamknij kurwa pysk i trzymaj swoją opinię dla siebie. A jeżeli dalej będziesz mnie napastować, powiem o tym Kastielowi. I daje słowo, że źle się to dla ciebie skończy. - wyminęła go przepychając się, mój bark uderzył o jego ramię. Jednak kolejny raz, nie zdążyłam uciec. Hyun złapał mnie za nadgarstek, gwałtownym ruchem przyciągając do siebie. Wylądowałam z ręką na jego torsie, i kilka marnych centymetrów od jego twarzy. - Puszczaj mnie. - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

Hy:- Pogadajmy. Zależy mi na tobie. I w każdym momencie mogę to udowodnić. - Wyraźnie było widać, że nie zamierzał odpuścić. Musiałam mu albo przyłożyć, albo uciec do manipulacji.

- Naprawdę ? - przybrałam nieśmiałą minę uśmiechając się przy tym delikatne, wręcz czarująco mrugając kilkukrotnie oczami.

Hy:- Oczywiście że tak. Pracowałem dla Crowstorm. Wiem jaki on jest, w końcu cię zrani, a ty na to nie zasługujesz Luna. Nikt nigdy nie może cię skrzywdzić, dopilnuję tego. - powstrzymałam się od przełknięcia śliny z obrzydzenia.

- To prawda że Kastiel często bywa impertynencki, wręcz chamski w stosunku do mnie. - Inna rzecz, że i ja nie jestem mu dłużna w tym zakresie. - Ale mimo to... - opierając brodę o jego ramię, położyłam mu dłoń na karku. Mój ciepły oddech owiewał mu ucho, a palce głaskały linię włosów. Próbował objąć mnie w talii, by się wtulić. I to była moja chwila na reakcję. -...i tak będę go kochać. - wyszeptałam przyciągając Azjatę za kark, uniosłam kolano zadając mu obfity ból w najmniej przyjaznym dla mężczyzny miejscu.
Chłopaka spojrzał na mnie zły, był oszołomionym i zaciskała zęby z bólu. Jego oczy były szkliste. Czułam na sobie wzrok klientów kawiarni, jednak nikt nie odważył się zareagować.

- Nie masz prawa, układać i wpierdalać się w moje życie. Wiec tym bardziej nie pozwolę Ci, obrażać mojego faceta, bezczelny kutasie. A jeśli jeszcze raz, spróbujesz się do mnie zbliżyć. Zgłoszę cię na policję o nękanie i wystąpię o zakaz zbliżania się do nas. - Kiedy to mówiłam, chłopak zdążył się wyprostować.

Hy:- Jesteś zaślepiona i głupia i . . . Zobaczysz, że wkrótce tego pożałujesz. - po wyrazie jego twarzy, łatwo było dostrzec że jest wściekły. Ale, nie na to, jak brutalnie go potraktowałam. Tylko przez to, że w ogóle nie chciałam przyznać mu racji.

- Ty już pożałowałeś. - podnosząc z ziemi smycz zawróciłam w stronę mieszkania. Co jakiś czas odwracając się za siebie. Kiedy adrenalina opadła, poczułam się gorzej. Zakręciło mi się w głowie, a w żołądku czułam ucisk. To pewnie przez stres. Może faktycznie przegięłam, ale z drugiej strony, zasłużył by dostać po tym niewyparzonym pysku.

Naprawdę myślałam, że Hyun jest inny. Kiedy go poznałam, był miły, uprzejmy i zabawny. Ale jego zachowanie, uświadomiło mnie, że nigdy tak naprawdę go nie znałam. A Kastiel cały czas miał racje, twierdząc że nie powinnam się z nim zadawać. Jak można, tak bezczelnie wpierdalać się komuś w związek.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie jak kilka lat temu, w szkole robiła to Amber. Jednak ona była chyba bardziej dyskretna. Snuła swoje dziecinne plany na boku, a potem atakowała pewna swej wygranej.
Może powinnam ich sobie zapoznać. Pasują do siebie jak kondom do kutasa.

~☆~☆~☆~

Powoli dochodziła 18:00. Krzątała się po kuchni, śpiewając jedną z piosenek Crowstorm. Z początku trochę panikowałam, że nie zdążę wszystkiego przygotować na czas, bo zbyt późno wzięłam się za gotowanie. Na szczęście, idealnie zmieściłam się w czasie.
Z drugiej strony, byłam tak zajęta, że nie miałam czasu by zadzwonić do Kasa. On też się nie odzywał. Jednak uspokajał mnie fakt, że kiedy wyjeżdża w swoją delegację muzyczną ma dość sporo obowiązków i nie zawsze ma czas zadzwonić czy napisać.

Przebrałam się w zwykłą ale jednak dość elegancką, czarną asymetryczną sukienkę na długi rękaw. Włosy związałam w kok, a makijaż jedynie lekko poprawiłam.

Po szybkim ogarnięciu się, zajęłam się rozkładaniem talerzy z przekąskami na stół. Pancake, który siedział obok, obserwując mnie i tylko czekając aż coś fuksem dostanie ze stołu. Zerwał się z miejsca biegnąc do drzwi. Westchnęłam cicho idąc za nim. Stanął na tylnych łapach przednimi opierając się o wejście i szczękał donośne. Chwilę później po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka.

- Mordko, nie strasz nam gości. - Pogłaskałam go po głowie i odsunęłam go od drzwi, ciągnąc za obroże. Drugą ręką otworzyłam. W wejściu stała Priya, ubrana w elegancką sukienkę w odcieniu morskiej zieleni. Obok niej był Nat, blondyn również się odstawił, miał na sobie czarne jeansowe spodnie i grafitową koszulę.
Wciąż trzymając psa, pozwoliłam mu do niech podejść i też się przywitać.

Nat:- Z góry przepraszam. - powiedział ciężko mrucząc oczy. - Naprawdę próbowałem ją powstrzymać, ale przyrzekam że się nie dało. - Ledwo zaczął wyjaśniać a za jego plecami pojawił się blond łeb pełen długich puszystych loków.
W jednej chwili, cały mój humor pękł jak mydlana bańka. Rzuciłam blondynce pełne pogardy spojrzenie, ona natomiast szczerzyła się radośnie, jednak była to tylko maska zakrywająca jej podłą naturę.

Am:- Tak dawno się nie widziałyśmy. Co nie Luna ? - weszła do środka jak do siebie, popychając przy tym Priye ramieniem. Hinduska otworzyła usta próbując coś powiedzieć, jednak Nataniel w porę uspokoił swoją partnerkę, kładąc dłonie na jej tali, wyszeptał jej coś do ucha.

- Ty. Nie byłaś zapraszana.

Am:- Chyba mnie nie wygonisz. - odrzuciła loki z ramienia i oparła dłonie na biodrach. Uniosłam brew, wpatrując się w nią z impertynencją.

- Zdziwiłabyś się. Inspektorze, mogę oskarżyć ją o wtargnięcie ? - Pancake którego wciąż trzymałam za niebieską ćwiekowaną obroże, podskoczył i warknął agresywnie na modelkę. Ta odsunęła się w tył, przerażona zachowaniem mojego pupila.
Pancake był psem rasy cane corso italiano. A to bardzo terytorialne i stróżujące psy. Nie lubił, kiedy ktoś obcy, próbował wejść do jego domu, i doskonale wyczuwał złe emocje, wiec musieliśmy go pilnować za każdym razem.

Am:- Kto trzyma w domu takie bydle. - zawyła obrzydzona. A ja przez chwilę pomyślałam, że gdyby mój pupil ją zagryzł, wielkiej szkody by to światu nie wyrządziło.

- Ja - przykucnęłam - Pancake kochanie, nie gryziemy plastiku. Jeszcze ci zaszkodzi. - powiedziałam przesłodzonym głosem, drapiąc pupila za uszami i pod brodą. Słysząc z tyłu śmiech pary przyjaciół.
Kiedyś wstałam, Priya podeszła do mnie z szeroko otwartymi ramionami. Chętnie przytuliłam się do przyjaciółki. Objęła mnie mocno, trochę nawet za mocno. - Priya.. udusisz mnie. - wyjąkałam.

Pr:- Jak mogłaś się tak długo nie odezwać !
Rozumiem, że miesiąc miodowy, spędziliście w łóżku, pieprząc się jak króliki. Ale poważanie, mogłaś przynajmniej napisać, raz na jakiś czas.

- Wybacz. - powiedziała odsuwając się. - Ale praktycznie nie było kiedy. Mam za to prezenty na przeprosiny. - Po niej podeszłam do Nataniela, blondyn również mnie przytulił, zrobił to jednak delikatnie. - Napijecie się wina ? Jeśli nie mam też sok. - Próbowałam zgrywać dobrą gospodynię, jednak wciąż ukradkiem obserwowałam blondwłosą szumowinę, która przechadzała się po mieszkaniu.

Nat:- Wino. - powiedział krótko.

Pr:- Na trzeźwo z nią nie wytrzymam. - posłałam Hindusce krótki uśmiech na znak że doskonale ją rozumiem.

Am:- Pije Campiano, masz kryształowe lampki prawda ?

- Nie byłaś tu zapraszana Amber. Wiec w tej chwili, zabieraj swoją kościstą dupe z mojego domu.

Am:- Nie twojego, tylko Kastuśia. W życiu nie byłoby cię stać na taki apartament w centrum. Masz to wszystko, bo dajesz dupy sławnemu muzykowi. - Bóg mi świadkiem, że kiedyś ją zamorduję a ciało rzucę rybką w parku.

- Jedyną osobą, której daje dupy, jest mój mąż. Zarówno on, jak mi mieszkanie są moje. I mam na to papiery. Ty za to, robisz to samo co 8 lat temu, sprzedajesz się temu, który coś i oferuje, i zatruwasz życie innym.

Nat:- Dziewczyny ! - obie odwróciłyśmy się do Nataniela. - Proszę, dajcie już spokój. Amber, jestem zmęczony, miałem 12 godzinną zmianę, ale twoje zachowanie meczy mnie bardziej niż ona. Jeśli chcesz zostać, odzywaj się do Luny z szacunkiem. Albo osobiście wyprowadzę cię stąd siłą. - Jego głos był oschły i zimny, praktycznie metaliczny. Nie krzyczał ale ton z jakim mówił wywołał u mnie dreszcze.

Amber westchnęła, po jej minie było wyraźnie widać że jest niezadowolona. Kiwnęła głową ulegając wymaganiom brata. Kiedy przyjaciel spojrzał w moją stronę, również skinęłam głową z aprobatą. Jeśli już musi tu zostać, to jakoś to przeżyję. Byleby się zachowywała.
Skierowałam się do kuchni, Hinduska dotrzymała mi kroku. Zajęłam się wyciąganiem szklanek i talerzy by nakryć stół.

Pri:- Przepraszam że ściągnęliśmy ci ją na głowę. I do mieszkania. Nat naprawdę próbował ją spławić. Ale uparła się, że chce zobaczyć Kasa. Przyjechała za nami pomimo jego sprzeciwów. - Nawet po tym co ostatnio usłyszała, nie odpuściła sobie. Ta siksa jest bardziej zawzięta niż myślałam.

- Nie przejmuj się tym skarbie, wiem że ta małpa, jest niczym ropiejący wrzut na dupie. A to nie ja, muszę ją mieć za szwagierkę. Po za tym, Kastiel jest w Nowym Jorku. Grają koncert charytatywny na jakimś festiwalu. Wiec mam pewność, że jej brudna łapa go nie dotknie.

Pr:- Myślałam, że z waszej dwójki, to on jest tym zazdrosny. Zawsze jesteś stosunkowo spokojna i pobłażliwa, dla jego fanek.

- Wiesz co ? Nawet je po części rozumiem. Gdyby Tom Ellis albo Henry Cavill stanęli na mojej drodze. Z pewnością, zapomniałabym że jestem już mężatką.
Ale to nie oznacza, że zaraz nie jestem zazdrosna. Tylko co mogę zrobić, mój facet zarabia na życie sprawiając, że kobiety wykrzykują jego imię. Zostaje mi tylko mu ufać i to właśnie robię.

Pr:- Zawsze byłam pod wrażeniem waszej relacji. Od liceum minęło tyle czasu, a wy ? Dalej dwoje zauroczonych sobą nastolatków. - lekko szturchnęłam przyjaciółkę ramieniem, Priya zachichotała i nie pozostała mi dłużna. Za chwilę poczułam jak jej ramię szturcha moje. - Podczas gdy ja.. - urwała pochylając głowę, przymknęłam delikatnie oczy i zmarszczyła czoło, wyglądała na poirytowaną. - Ja nie mogę zaciągnąć Nata do łóżka. - Dodała bardzo słabo, ściszonym głosem. Uniosłam brew, chyba pierwszy raz w życiu, słyszę jak przyjaciółka na to narzeka.

- Zrobiłaś coś ? Uraziłaś go ?

Pr:- Co ? Nie. Skąd takie pytanie. - Kiedy raz ostro pokłóciłam się z Kasem, obraził się gdy nazwałam go lipnym grajkiem. Stwierdził, że dopóki go nie przeproszę, nie będzie się ze mną kochał. Wytrzymałam cztery dni. Z czego nie jestem dumna.

- Może jest zajęty ? - strzelałam

Pr:- Czym ? Czytaniem książki ? To już 34 dzień, o ile nie stał się nagle impotentem. Nie ma na to wytłumaczenia !

- Więc dlaczego mu nie powiesz czego oczekujesz ?

Pr:- Co mam niby powiedzieć. "Nataniel, chce żebyś mnie zerżnął, teraz".

- Na przykład, niektórzy faceci to lubią. - Hinduska spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs i zacisnęła usta. Chyba nie to, pragnęła usłyszeć. - Skarbie, jesteście dorośli. Kiedy ja chce, żeby facet się mną zajął, mówię mu o tym wprost. Ewentualnie strzelam focha gdy próbuje mnie zbyć. To zawsze działa. Zakochany mężczyzna, zrobi dla ciebie wszystko.

Pr:- To brzmi jakoś mało racjonalnie.

- Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.

Nat:- To co z tym winem ? - zapytał wchodząc do kuchni. Raczej nie słyszał naszej rozmowy, chodź szkoda, może wyszłoby im to na dobre. Razem z Priyą zaśmiałyśmy się cicho. Z tego co wiedziałam, Nat nie był szczególny fanem alkoholu, pił rzadko i zawsze miał umiar, wiedział kiedy przestać.

- Tamta szafka, wybierz które chcesz. - wskazałam na wysoką szafę w kącie kuchni. W międzyczasie, Priya pomogła mi nakładać makaron z krewetkami na talerze.

Nat:- Ja pierdole..... tu jest ze 50 butelek.

Pri:- Nie gadaj. - praktycznie podbiegła do swojego partnera, a w jej oczach lśniło zachwycenie. Ponownie nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu. - Masz specjalną szafę na wino, a ja się dowiaduje o tym dopiero teraz ?

- Inaczej nie wygoniłabym cię z domu. Wszystko poukładane alfabetycznie od Chardonnay do Zinfandelu. Ale polecam Primitivo z 2016. Dobrze gra z makaronem.

Nat:- Po co ci tego tyle ?

- Naukowcy z Harvardu, wyliczyli, że spożywanie dwóch kieliszków wina dziennie, przyczynia się do skuteczniejszej walki z nadwagą o zwrotne 70%. Po za tym, czerwone wino w małych ilościach poprawia krążenie krwi, hamuje proces starzenia się skory, zapewnia regeneracje tkanek mózgu...

Nat:- Jak dużo masz takich wymówek alkoholiku ?

- Co najmniej kilkanaście.

~☆~☆~☆~

Siedzieliśmy przy stole, prowadząc luźne rozmowy. Priya opowiedziała mi o ostatnich sprawach które dostała, i o tym co się działo w kancelarii, gdzie razem z brunetką pracowałam. Nat zabawiał nas zabawnymi historiami z posterunku, a ja opowiedziałam im o moim miesiącu miodowym. Pomijając oczywiście wszystkie pikanie szczegóły. Amber natomiast, siedziała cicho jak mysz pod miotłą. Grzebała widelcem w talerzu, sprawdzając go co rusz, tak jakbym próbowała ją otruć. Co prawda, raz w liceum dorzuciłam trochę orzechów do jej lunchu. A że ma na nie alergie, strasznie spuchła i wyglądała po tym jak czerwony burak. Ale i tak było warto. Podczas kiedy my rozmawialiśmy, ona przewracała oczami albo wzdychała cicho. Ignorowaliśmy to.

Pr:- Wiesz że Sky, chce przejąć twoje miejsce jako prawnik Crowstorm. Coulson powiedział że rozważy to kiedy wrócisz. - niepewnie zagryzłam wargę, Crowstorm można by powiedzieć, było klientem Vip kancelarii. I spodziewałam się, że mój szef będzie chciał przekazać role ich prawnika, komuś innemu po naszym ślubie. Tylko nie spodziewałam się, że będzie to osoba której nie znoszę.

- Podstępna suka. Tak czy inaczej, nie uda się to jej. Nawet teraz, kiedy jesteśmy małżeństwem. Mogę reprezentować Kastiela i Crowstorm. On nie będzie chciał pracować z nikim innym.

Nat:- Wiec to nie jest zabronione ?

- Nie. Ale nie jest też za bardzo tolerowane. Głównym problemem może być zaangażowanie emocjonalne, a to może negatywnie odbić się na prowadzonej sprawie. Ale potrafię oddzielić życie prywatne i zawodowe. W policji działa to bardziej zaborczo.

Nat:- Fakt, nie mogę pracować nad sprawą, w którą są zamieszane osoby które znam.

- Dlatego pomagałeś Kastielowi w sprawie plagiatu po cichu.

Nat:- Między innymi. I z paru innych powodów.

Pr:- Może dlatego, że go lubisz ? I że tylko udajecie nienawiść. A w rzeczywistości się przyjaźnicie ? - blondyn kręcąc głową, kilkukrotnie spojrzał na swoją partnerkę i na mnie. Był osaczony i bezradny.

Nat:- Nie rozumiecie. My się znamy od dzieciaka. Po prostu pomogłem kumplowi. Może kiedyś będę go potrzebował, wtedy upomnę się o dług który u mnie zaciągnął. - Parsknęłam z cicha i upiłam winna, delektując się jego goryczą.

- Mam nadzieje, że nie będę musiała długo czekać na ten dzień. - Wróciliśmy do rozmów o pierdołach. Amber dalej siedziała cicho, głownie grzebiąc coś w swoim telefonie. Co było mi jak najbardziej na rękę. Po opróżnieniu trzeciej butelki wina, naszym śmiechom nie było końca. Wspominaliśmy czasy liceum, miałam okazje również wręczyć przyjaciołom prezenty przywiezione z podroży.

Pr:- Nati, zwolnij bo się udławisz.

Nat:- Jestem głody. A to jest zajebiste, Veilmont miał racje że genialne gotujesz.

- Nie przeginaj, - upiłam mały łyk wina - to tylko Bruschetta, grzanka z oliwą i roztartym czosnkiem. Na górze masz pomidora, mocarelle i oliwki. Praktycznie jak zwykła kanapka.

Pr:- Wiec zatrzymałaś przy sobie Kastiela jedzeniem. Całkiem sprytne, ale nie próbuj tego z moim Natem. - nachyliłam się nad nim, całując chłopaka w kącik ust.

Nat:- Nie jestem taki łatwy kochanie. Żadne żarcie, minę od ciebie nie odciągnie. - objął ją ramieniem i chwycił jej podbródek. Ich usta złączyły się w czułym pocałunku. A podobno to ja i Kas, jesteśmy obsceniczni. Ale z drugiej strony, są słodcy.

Am:- Kiedyś chciałeś zamieszkać w Włoskiej restauracji. Gdybyś wziął sobie Lunę. Ja mogłabym w końcu odzyskać Kastiela. - otworzyłam usta, gotowa rzucić jej jakąś wiązankę by się bronić. Jednak szybszy odzew blondyna powstrzymał mnie.

Nat:- Przestaniesz w końcu. - warknął przez zaciśnięte zęby bezwładnie ściskając pięści na stole. Spojrzałam na Nataniela lekko zaskoczona.

Am:- O co ci chodzi Nat ?

Nat:- O twoje zbędne komentarze. Komentarze które ranią moją przyjaciółkę. I których nikt nie chce słuchać Amber.

Am:- Jako mój brat, powinieneś chcieć mojego szczęścia ! Nie tej złodziejskiej suki !

- Jeszcze słowo Amber, a nie ręczę za siebie. - Nat wstał, jego gwałtowny ruch sprawił, że za trzęsło stołem.

Nat:- Chce twojego szczęścia ! Ale zrozum kurwa, że nic nie wskórasz ! Nie z facetem który bezgranicznie kocha inną ! - Kiedy wskazał na mnie dłonią, oczy modelki momentalnie zaszkliły się, a po jej pomalowanych różem policzkach, pociekły łzy. Z reguły, kiedy zapraszasz przyjaciół na miły wieczór z winem, nie przewidujesz w w programie rodzinnej kłótni. Amber odbiegła od stołu, przewracając przy tym krzesło.

Pr:- Mimo wszystkich okoliczności, chyba przegiąłeś Nat. - Blondyn opadł na krzesło, oparł łokcie o stół i schował głowę pomiędzy nimi. Jego własna reakcja go przybiła.

Nat:- Wiem. - uniósł głowę, z jego oczu bił żal, adrenalina opadła a poczucie winy zalało jego ciało. Wyglądał na bezbronnego. - Przepraszam Luna. Zjebałem ci cały wieczór. - spojrzałam na mnie przepraszającym wzrokiem, wysilając się na delikatny uśmiech.

- Skłamie, jeśli powiem że nie. Ale nie winie cię za to. Relacje między rodzeństwem, pewnie bywają trudne. A Amber.... cóż, to po prostu Amber. Już kiedy zobaczyłam ją w drzwiach, wiedziałam że źle się to skończy.

Nat:- Jest moją siostrą i kocham ją. Ale doprowadza mnie do szału. - spojrzał na mnie badawczo, następnie na Priye i przetarł dłońmi twarz. - Miesiąc temu... - zaczął cicho - ...dostałem telefon ze szpitala. Zasłabła na jakimś castingu. Kiedy pojechałem odebrać ją ze szpitala. Lekarze powiedzieli mi, że choruje na anoreksje. - Zamrugałam kilkukrotnie ocucając się z szoku. Nie da się nie zauważyć, że blondynka jest strasznie chuda. Byłam pewna, że nie tknęła nic z talerza z obawy, że ją czymś otruje. Nie przypuszczałam jednak że powód jest aż tak poważny.

Pr:- Jest anorektyczką ? Dlaczego nie powiedziałeś ?

- Badali ją, i nie wykryli żadnej psychicznej anomalii ? - wtrąciłam się, oboje spojrzeli na mnie dość ozięble. Po Natanielu to było nawet do przewidzenia. Ale że Priya nie stanie po mojej stronie, jestem zawiedziona. Uniosłam ręce, na znak że się poddaję.

Nat:- Nie chciałam cię mieszać w mojej rodziny sprawy.

Pr:- Jestem twoją dziewczyną. Twoje problemy są moimi Nati. Już nie jesteś sam, jestem tu, i zawsze będę cię wspierać głupku. - czule położyła dłoń na jego policzkach. - Ale nie możesz ukrywać przede mną swoich problemów. Nie trawie Amber, ale jest dla ciebie ważna, wiec też chcę pomóc.

- Jesteście uroczy. Ale pójdę sprawdzić czy nic mi w domu nie rozwaliła.

Nat:- Ja pójdę, muszę z nią pogadać.

- Siadaj inspektorze. Masz kilka spraw do wyjaśnienia Priyi. A ja, muszę z nią, wyjaśnić parę spraw. - wstałam od stołu, zabierając ze sobą butelkę wina. Rozmawianie z nią, na trzeźwo, to zbyt wielki wysiłek.

Nat:- A to ci po co ? - wskazał na butelkę posłałam mu jeden z moich podłych uśmiechów.

- Obezwładnię ją, jeśli będzie się stawiać. - ponownie spojrzał na mnie spod byka. - No już, już. Żartowałam.

Wyszłam z kuchni, zostawiając parę samą. Rozmowa z tą egoistyczną lafiryndą, była mi potrzebna jak kozaki w lato. Ale chciałam dać im trochę osobności by mogli porozmawiać.

Raczej nie wyszła, niestety, nie słyszałam trzasku drzwi. Salon stanowiła otwarta przestrzeń, ale tu też jej nie było. Dopiero cichy szloch, dochodzący od balkonu zdradził mi jej położenie. Upiłam porządny łyk wina z gwintu i otarłam usta wierchem dłoni.
Dziewczyna siedziała skulona na małej sofie ogrodowej, ocierając dłońmi mokre policzki.
Stanęłam w drzwiach, opierając się o futrynę. - Postaraj się, nie zasmarkać mi mebli.

Am:- Czego chcesz ! Przez ciebie pokłóciłam się z Natem ! - krzyknęła łypiąc na mnie wściekłe, jej oczy były lekko zaczerwienione, i brudne od tuszu do rzęs. Naprawdę nie przypuszczałam, że ta egoistyczna pizda, tak bardzo przejmie się kłótnią z bratem. Lecz z drugiej strony, te rodzeństwo ma tylko siebie, może są bardziej zżyci, niż przypuszczałam.

- Sprawdzam tylko, czy nie zasmarkasz mi mebli. Może nie kosztowały fortuny, ale lubię je.

Am:- Zawsze byłaś totalnym bezguściem. Rattan i ten odcień załamanej bieli, w ogóle do siebie nie pasują. Słyszałaś o czymś takim, jak architekt wnętrz ?

- To Kastiel je wybrał, dlatego je lubię.

Am:- Widziałaś że są paskudne, a mimo to, pozwoliłaś mu je wybrać ? - w życiu bym się nie spodziewała, że będą rozmawiać z nią o umeblowaniu. Ale z drugiej strony, chyba lepsze jest to, niż słuchanie jej skowytu i obelg.

- Jeśli chcesz sprawdzić, czy facetowi na tobie zależy, zabierz go na zakupy do Ikei.
Chciałam żeby ten taras, był idealny. Kas ciągle narzekał "ile jeszcze" , "zdecyduj się w końcu" aż zmęczony, rzucił się na nią, mówiąc że on już nigdzie nie idzie. Próbowałam go z niej ściągnąć, zamiast tego on przyciągnął mnie do siebie. Leżeliśmy na tej głupiej sofie, pośrodku sklepu aż nie zasnęliśmy. A kiedy obsługa próbowała nas obudzić. Kas powiedział że bierzemy ten model, bo jest kurewsko wygodny.
Kiedy masz z czymś związane wspomnienia. Wygląd nie ma znaczenia.

Am:- Wygląd zawsze ma znaczenie. Ale ktoś taki jak ty, nigdy tego nie zrozumie.

- Ale ktoś, kto wygląda jak suchy badyl niby to rozumie ? To dlatego się głodzisz ? Uważasz że kiedy twoja skóra przylgnie w końcu do kości, zostaniesz miss świata. - zaskoczona szeroko otworzyła oczy i uniosła brwi.

Am:- Zamknij się, to nie twoja sprawa ! - wykrzyczała na co wzruszyłam ramionami.

- Oczywiście że nie moja. Tak naprawdę, to co ze sobą robisz, interesuje mnie tak bardzo, jak zeszłoroczny śnieg. Ale twoja głupota, krzywdzi Nataniela. Wiec o ile zależy ci jeszcze na bracie. Zastanów się co odpierdalasz idiotko. Bo prawda jest taka, że nie masz nikogo poza nim. Rodziców, ukochanego, nawet zwierzaka. Twoja śmierć, załamię tylko jego. Resztę świata obejdzie, bo dla niej, nie ma znaczenia że jesteś znaną modelką. - wrogość do mnie i jej pewność siebie, zgasły w jej oczach. Nie odezwała się, jedynie wpatrywała w panoramę miasta, która z tego pietra prezentowała się dość imponująco.
Chyba pierwszy raz w życiu, chciałabym słyszeć jej myśli. O ile cokolwiek bym usłyszała.

Am:- Dalej nie pojmuję, dlaczego on wybrał ciebie. Nie masz nic, co możesz mu dać. - No oczywiście, moja przenikliwa opinia obeszła ją bokiem i poszła się jebać. Ważniejszy w tej chwili jest Kastiel.

- Dałam mu przyjaźń, bezwarunkową miłość, wierność w niej i wsparcie. Wierzyłam w niego kiedy stawiał swoje pierwsze kroki na wielkich scenach. Nigdy nie kocham go za to, co materialnego, może mi dać. Jednak jestem mu wdzięczna, że dzięki temu, jak poświęca się muzyce, mamy finansowo ustatkowane życie. Ale kochałabym go, równie mocno w biedzie i zmagając się z przeciwieństwami losu. Ale taka egoistka jak Ty. Nigdy tego nie zrozumie. Wiec odwal się w końcu, od mojego męża.

Am:- Nie nazywaj go w ten sposób. Nie zasługujesz na niego, a tym bardziej na to, żeby nazywać go mężem.

- Widzisz to. - przerwałam jej, unosząc dłoń z obrączką i pierścionkiem zaręczynowym. - Pobraliśmy się, mam pierdolone prawo go tak nazywać.

Am:- To ja powinnam być u jego boku. Ja powinnam tu mieszkać i być przez niego kochana. Byłam pierwsza ! Ale nie ! Musiałaś się nagle pojawić i mi go zabrać. W czym niby jesteś lepsza ode mnie !

- A w czym nie jestem ? - nie odezwała się, jedynie zmierzyła mnie pełnym pogardy spojrzeniem. - Wystarczy że przerabiałam to w liceum. Nie muszę cię znosić w swoim własnym domu.
Jednak pojmij w końcu, że nigdy nie zdobędziesz jego serca. Gdybym była na twoim miejscu. Chciałbym żeby mój przyjaciel był szczęśliwy, nawet gdyby wykluczył mnie ze swojego życia. I przemyśl to co ci powiedziałam. Jeśli powoli się zabijasz, by zyskać sławę i bogactwo. To kiedy już będziesz je mieć, długo ci nie posłuży.

Weszłam do środka, zamykając za sobą szklane drzwi od balkonu. Jej przypadek głupoty jest już krytyczny i z pewnością nieuleczalny. Mimo wszystko, gdzieś głęboko w środku, było mi jej nawet żal.

Jednak gdy ledwo przekroczyłam próg salonu, zastygłam w miejscu, kompletnie zaskoczona widokiem który w nim zastałam. Musiałam zamknąć na chwilę oczy, żeby upewnić się, że właśnie nie mam zwidów.
Szczerze roześmiany Kastiel, witał się z radośnie skaczącym na niego Pancakem. Wolną ręką, próbował zdjąć futerał z gitarą, zawieszony na ramieniu, jednocześnie rozmawiając z Natem i Priyą.
Spojrzałam na męża z rozczulonym uśmiechem.

Kas:- Kiedy wracam do domu, chciałbym zobaczyć żonę. Nie ciebie, pierdolona pało. - Zaczepił Nata z uśmieszkiem, sugerującym że pragnie wywołać u blondyna oburzenie. Nat jednak, nie dał się tak łatwo.

Nat:- Ja również liczyłem, że cię tu dziś nie spotkam nowobogacka gwiazdeczko. Czy ty i te twoje rzępadło, nie mieliście być na jakimś koncercie, czy coś ? - pomimo swoich standardowych słownych przepychanek, chłopcy podali sobie dłonie. Kto by pomyślał, że ta cała niedorzeczna historia z plagiatem, tak do siebie zbliży tych dwóch wrogów.

Kas:- Jeden mój koncert na tym "rzępadle" a zarobię więcej niż ty przez rok. Wlepiając mandaty krawężniku. Co wy tu w ogóle robicie ?

- Nie bądź nieokrzesany Kastiel. - uśmiechnęłam się cwanie do ukochanego. - No chyba że w łóżku. - skomentowałam, dodatkowo kokietliwie puszczając mu przy tym oczko. Odpowiedział mi pewnym siebie uśmiechem i zaśmiał się krótko z niedowierzeniem kręcąc głową. - Zresztą, miałam cię pytać, dokładnie o to samo ? - podeszłam do niego powoli. Chociaż w środku, rozpierała mnie ochota, by rzucić mu się na szyje i zasypać go pocałunkami, albo i zaciągnąć do sypialni. Może nie widzieliśmy się tylko przez 4 dni. Ale i tak, zdążyłam się za nim stęsknić.

Kas:- Z tego co wiem, jeszcze tu mieszkam. - odpowiedział ze swoim durnym ale jednocześnie czarującym uśmiechem rozkładając ręce. Przytuliłam się do mojego rockmena, mocno obejmując ramionami jego szyje. Poczułam, jak on również mocno mnie ściska wokół talii, składając przy tym kilka pocałunków na szyi. Wtulając twarz w jego bark, i zaciągnęłam się by poczuć znajomy zapach cedru, pieprzu i cynamonu, te perfumy doskonale mu pasowały.

- Stęskniłam się. - Wymruczałam ze schowaną w nim twarzą, kiedy przejechał dłonią po moich włosach.

Pr:- Chyba powinniśmy wyjść ? - wyszeptałam do swojego partnera. Cichy głos przyjaciółki, przywrócił mnie do rzeczywistości. Uwolniłam się z jego kurczowego uścisku, ale nie omieszkałam objąć go w pasie.

- Chyba żartujesz, jest jeszcze wcześniej. Ponoć wam się nigdzie nie spieszy. Zostańcie jeszcze i spędźmy miły wieczór we czwórkę.

Kas:- Wiedziałem że mnie zdradzasz, ale trójkąta to daje słowo że się nie spodziewałem.

Nat:- Jak to mówią, spodziewaj się niespodziewanego. - wyszczerzył się cwanie. Niezadowolona Priya, szybko uniosła dłoń i zdzieliła go w potylicę. Blondyn nawet nie próbował zrobić uniku, jedynie spojrzała na partnerkę ze skruchą.

- Mhm, bardzo zabawne. - spojrzałam na niego wymownie, już z leksza zniesmaczona jego durnymi dopowiedzeniami. - Ale pytałam poważanie skarbie. Mieliście wrócić w poniedziałek, dziś jest sobota.

Kas:- Kiedy tylko ten cały festiwal się skończył, sprawdziłem najbliższe loty, był jeden z przesiadkami. Zabrałem rzeczy z hotelu i pojechałem na lotnisko. Z Nowego Jorku przeleciałem do Paryża, później do Berlina i do Londynu. Wiec doceń, że tłukłem się do ciebie samolotami prawie 20 pieprzonych godzin.

- Doceniam. - wystawiłam usta, czekając na pocałunek. Szarooki od razu spełnił moją prośbę. Podczas tego słodkiego gestu, pozwoliłam sobie przesunąć rękę z jego pasa na tyłek. Zadowolony mruknął cicho pogłębiając gest.

Nat:- My jesteśmy tu w ogóle potrzebni ? - zapytał Nataniel obejmując ramieniem swoją dziewczynę.

Kas:- Nie. Tak naprawdę, cholernie przeszkadzacie. - szarpnęłam lekko za czerwona kosmyki włosów męża. Zająknął się cicho, a kiedy podniósł na mnie oczy. Łypnęłam na niego groźnie w ostrzeżeniu. - Znaczy, będzie nam miło. Czy coś. - wymamrotał nieszczerze, co było bardzo wyczuwalne.

Am:- Cześć Kassi. - Wykrzyczała piskliwym dziewczęcym głosikiem, długo przeciągając ostatnią samogłoskę. Zaklęłam w myślach. A dopiero zapomniałam, że ta gnida w ogóle istnieje. Podeszła do nas cała w skowronkach. Po grobowej minie Kasa, od razu wyłapałam, że on też, nie jest zachwycony jej widokiem. A ja tym, jak zauroczona robiła do niego maślane oczy, odrzucając swoje blond loki za plecy, tak by nie zasłaniały wyraźnego V na odsłaniającego dekolt.
Jest niezłą manipulatorką, gdybym nie widziała jak jeszcze chwilę temu płakała, na pewno bym w to nie uwierzyła.

Kas:- A ona co tu robi ?! - skomentował stanowczo, nie kryjąc się ze swoją pogardą, do jej osoby. Wręcz przeciwnie, wyprostował się krzyżując ramiona na torsie, prezentując swoją pewną siebie posturę. Spiorunował modelkę agresywnym spojrzeniem.

- Wtargnęła. - wyszeptałam przez zaciśnięte zęby.

Am:- Co jest ? Nie przytulisz mnie ? - zapytałam jakby to było najoczywistszą rzeczą na świece. Kastiel jedynie prychnął lekceważącym śmiechem pod nosem.

Kas:- Nie zamierzam. - odpowiedział zimno - Czy nie wyraziłem się ostatnio, dostatecznie wyraźnie. Nie wystąpisz w teledysku Crowstorm. Nachodzenie mnie w domu, nic ci nie da i...

Am:- A ty wciąż to rozpamiętujesz. - przerwała mu i machnęła ręką z irytująco błogim wyrazem na twarzy. Tak jakby to, że ostatnio kompletnie ją zignorował i pogonił, obeszło ją bokiem.

- Chciałam po prostu odwiedzić mojego najstarszego przyjaciela. To chyba nic złego, prawda. - uśmiechnęła się uroczo w jego stronę, pokazując przy tym swoje idealnie białe zęby. Zęby, w które mimowolnie miałam ochotę wbić pięść.

Kas:- Przestań pierdolić, nie zaliczasz się nawet do osób, które mimowolnie toleruje.

Am:- Ale co ty mówisz Kassi.

Nat:- Miałaś już odpuścić Amber. - żachnął blondyn, zirytowany chyba bardziej niż sam Kastiel czy ja, tylko Priya była opanowana w tej sytuacji. Ale ona miała chyba tą cechę wrodzoną. Czego teraz zazdrościłam jej bardziej, niż o dwa rozmiary większych piersi.

W końcu państwo Carello, postanowiło wrócić do siebie. Byłam ogromnie wdzięczna Natanielowi, że tak szybko zabrał z mojego mieszkania, swoją irytującą bliźniaczkę. Która nieustannie rozbierała Kastiela spojrzeniem. Jednak mimo wszystko, nie tak zaplanowałam sobie ten wieczór. Wymieniłam z Priyą jeszcze kilka smsów. Było mi przykro, że musiałam praktycznie wyrzucić przyjaciół, chodź sama ich przecież zaprosiłam. A ją męczyło to, że pozwolili Amber tu przyjść.

~☆~☆~☆~


Kas:- Powinnaś się położyć, wyglądasz na styraną. - po tym niezbyt romantycznym komplemencie, Kas położył mi dłonie na ramionach, masując je delikatnie palcami. Przymknęłam oczy i przez chwilę się rozluźniłam, jednak tylko na chwilę. Byłam właśnie w trakcie zmywania naczyń, a kiedy odruchowo rozluźniłam uścisk. Lampka do wina, którą trzymałam w ręce, wyślizgnęła mi się i zbiła.

- Kurwa ! Co za spierdolony dzień !

Kas:- Zostaw to już. - powiedział czuło i sięgnął po ręczni papierowy by wytrzeć mi dłonie. Instynktownie, oparłam się czołem o jego bark, by schować twarz. Czułam, jak z bezsilności jak i również przemęczenia, w oczach zbierają mi się łzy.

- Nie mogę... kuchnia to istny burdel i muszę jeszcze posprzątać ze stołu...

Kas:- Jutro się to ogarnie. - przytulił mnie mocno, jego dłonie z pieszczotliwym działaniem przesuwały się powoli po moich plecach. - Na razie, chodźmy spać. - Odpuściłam i przytaknęłam mu, czując jednocześnie jak składa długi pocałunek na moich włosach.

Pogasiliśmy światła kierując się do sypialni na zasłużony odpoczynek. Kiedy tylko drzwi się za nami zamknęły, Kastiel usiadł na materacu i pociągnął mnie do siebie, w taki sposób, że wylądowałam okrakiem na jego kolanach. Zachichotałam cicho, zarzucając mu dłonie na ramiona. Cieszę się że już wrócił. Tak bardzo nie lubię zostawać sama. Pod wpływem przypływu silnych emocji, wbiłam się w usta małżonka. Kastiel ochoczo oddał moją pieszczotę, coraz namiętniej wbijając mi się w usta. Wplatałam palce w jego miękkie czerwone kosmyki, jego głaskały moją talię pod sukienką, unosząc ją powoli ku górze. Mruknęłam zadowolona w jego usta, kiedy przejechał językiem po moim podniebieniu i zadziornie przygryzł mi dolną wargę. Odsunęliśmy się od siebie, z płytkimi urywającymi się oddechami. Wykorzystał chwilę mojego rozkojarzenia, by ściągnąć mi sukienkę przez głowę. Poczułam jak znów obejmuję moją talię , swoimi silnymi ramionami. Zaczął całować mój dekolt, westchnęłam z rozkoszy, jednak zrobił to, by po chwili po prostu wtulić mi się w piersi.
Cieszę się, że udało mu się wrócić wcześniej. Tęskniłam.
A teraz kiedyś w końcu, znów mam go w tym łóżku. Nie zamierzałam tak szybko go puścić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro