Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 Szkoła

Irytujący dźwięk alarmu, wyrwał mnie ze spokojnego snu. Błądząc ręką po materacu, złapałam za telefon uderzając palcam o dotykowy ekran by w końcu go uciszyć. Zawyłam zmęczona, dlaczego nigdy nie potrafię, wyspać się jak człowiek. Przymrużyłama oczy, mocniej zakopując się w pościeli. Była 7:00 rano.

Tydzień temu, skończyły się wakacje, dziś jest piątek, a ja dalej nie potrafię przyzwyczaić się do rannych pobudek.
Wstałam opornie, otulając się puchatym szlafrokiem i jednocześnie klnąc pod nosem.

Drzwi łazienki, znajodowła się na paprzeciw mojego łóżka. Poszurałam nogami w ich strone. Przemyłam twarz chłodną wodą, wyszczotkowałam zęby i rozczesałam potargane ciemno brązowe włosy. Zrobiłam też delikatny makijaż, składający się tylko z pudru, maskary i czarnej kredki. By chodź trochę ukryć, mój zasapany wzrok. Po za tym, czerń kosmetyków, dobrze grała z moimi piwnymi oczami.
Ubrałam na siebie, jasne jeansowe szorty, różową bluzkę i czarną ramoneske. Buty też były czarne, zabudowane koturny i ćwiekowanmym paskiem.

W miarę ogarnieta, wzięłam się za pakowanie torby do szkoły. Aktualnie jestem w trzeciej klasie liceum. Więc książek, jak i nauki jest dużo. Nim się obejrzałam, telefon dał mi znać kolejnym alarmem, że jest już 7:30 i muszę wyjść z domu.

Moja przestrzeń mieszkalna, nie była duża. Na pietrze owszem znajdowała się sporych wielkości sypialna, ale łazienka nie powalała. Na parterze, był salon który oddzielała ściana z kuchnią. Niewielki pokoju który służył mi za składzik i przedpokój przy drzwiach wejściowych.

Wyszłam, zakluczając za sobą drzwi. Na podjeździe stał mój samochód, wsiadłam do czarnego Nissana; który był prezetem od rodziców, i ruszyłam w stronę piekarni by kupić coś na śniadanie. Po krótkich zakupach, obrałam trase do liceum.

Gdy wjeżdżam na parking szkoły, dostrzegłam kilka ciekawych spojrzeń. Naprawdę, ludzie nie mają się gdzie kręcić tylko akurat tu ?
Zaczęłam lekko gazować, żeby zeszli z drogi i dali w końcu zaparkować. Postawiłam moje autko obok czerwonej Corvette przyjaciela. Który właśnie gadał z jakąś brunetką, i na moje oko, nie była to przyjemna rozmowa.

Wysiadłam z samochodu, zabierając ze sobą papierową torbę z logo piekarni. Usiadłam na jego maskę i obserwowałam dokładnie sytuacje, mającą miejsce kilka metrów przede mną. Miałam nadzieję na jakieś przedstawienie, ale chyba się spóźniłam. Dziewczyna odrzuciła włosy z ramienia, tupnęła nogą i odeszła. Chłopak wsadził ręce do kieszeni swojej skurzanej kurtki, i odwrócił się nonszalancko. Kiedy rozglądał się po dziesięciu natknął się na moje spojrzenie, uśmiechnęłam się do niego i pomachałam. Odwzajemnił uśmiech i zaczął kierować się w moją stronę. Pomimo wielkich i ciężkich glanów przed kolano, ruszał się całkiem szybko.

Kas:- Cześć piękna. - zaczepnie puścił mi oczko. Zaśmiałam się pod nosem, kręcąc delikatnie głową na boki.

- No hej Veilmont. Kto to był ? - Zapytałam zaciekawiona, spoglądając na odchodzącą dziewczynę.

Kas:- Amanda. Nie chodzi do Amorisa.

- To laska, którą ostatnio żeś obracał ? - Uśmiechnęłam się impertynencko, wiedząc że mam racje. Kas. A raczej Kastiel Veilmont, był typowym odzwierciedleniem Bad Boya. Wiecznie zadufany w sobie, aroganckim bufonem, który nikogo do siebie nie dopuszczał, i przed nikim się nie otwierał. Imprezowiczem z uzależnieniem od fajek i zadziornym uśmiechem, którym podrywał każdą wartą tego kobietę. Tylko by móc się zabawić. Co tylko na mnie, nigdy nie zadziałało. I tylko mnie, nie odrażał jego sposób bycia. Wiec tak też, zaczeła się nasza przyjaźń.

Kas:- Może... ? - przewrócił szarymi oczami. - Miała fajną dupę. I była wolna. Nie moja wina że wyobrażała sobie coś wiecej.

- Kiedyś to się na Tobie zemści Kastiel. - stwierdziłam kiedy czerwonowłosy usiadł na masce samochodu obok mnie. Położyłam głowę na jego ramieniu, a Kastiel objął mnie w talii. Od razu poczułam jego mocne perfumy, które tak uwielbiam, korzenne nuty z cybetem i wanilią. Bardzo do niego pasują.

Kas:- A ty ? Co robisz dziś wieczorem. - wzruszyłam ramionami. Był piątek, a ja nie miałam żadnych planów na weekend.

- Pewnie siedzę w domu, nic nie planowałam. A co ? Masz jakąś propozycje ?

Kas:- A może poszłabyś ze mną do klubu ? Odstresujemy się trochę. Ile można zakuwać. - żachnął się. Czym kolejny raz wywołał u mnie śmiech.

- Sama nie wiem. Znów gdzieś poleziesz, a ja będę musiała siedzieć i pilnować reszty, żeby się nie pogubili i wrócili z domu, w jednym kawałku.

Kas:- Dobra, ostatnio się nie popisałem. Ale tym razem będziemy tylko my. I nigdzie nie poleze, będę cię pilnował.

- Czyli proponujesz mi wyjście na drinka ?

Kas:- Bardziej chodziło mi o randkę dziewczynko. - Często nazwał mnie "dziewczynką" dlaczego i skąd mu się to wzięło ? Nigdy się nie dowiedziałam. Ale było całkiem urocze.

-Przecież wiesz, że ja nie chodzę na randki Kastiel. I nie wierzę w miłość. Jesteś na to idealnym przykładem.

Kas:- Tylko idioci biorą ze mnie przykład. I możesz zrobić dla mnie wyjątek. Dla twojego najlepszego kumpla ?

- Możemy iść. Ale to nie będzie randka. Nie chce byś pomyślał sobie za wiele.

Kas:- Niech ci będzie. Nieoficjalna randka. Najpierw postawę ci drinak, a kiedy się upijesz, zaproszę cię do tańca a na koniec zabawimy się w łóżku. - przyjaclsko szuurchnełam go ramieniem w okolicy żeber.

- Jesteś idiotą myśląc że wskoczę ci do łóżka.

Kas:- Skarbie. - Złapał mnie za podbródek, i delikatnie uniósł moją głowę, w swoją stronę. Mój wzrok skrzyżował się z jego. Uśmiechnął się cwanie, aż oczy mu zabłyszczały. Ich kolor zawsze mi się podobał. Rzadko spotyka się tęczówki w odcieniu zachmurzonego nieba. - Sama mnie do niego zaprosisz. - zaśmiał się w szczególny dla siebie sposób. Na co tylko tylko prychłam pod nosem.

- Tak, tylko na to czekam. Właściwie po co czekać, od razu chodźmy do samochodu. Na tyle jest sporo miejsca. - wsunęłam palce pod jego szarą koszulkę, drocząc się z nim. Od razu wyczułam jak twardy ma brzuch. Ale nie było się czym dziwić. Kastiel czesto chodził na siłownię, dlatego był też dobrze umięśnionym.

Kas:- Czytasz mi w myślach dziewczynko. - Nachylił się do pocałunku na co dostał w potylice.

- Jesteś cholernie natarczywy rudzielcu. Mówił Ci to ktoś ?

Kas:- Tak. Ty. - pomasował tył głowy i zaczesał włosy w tył, jednak mało to dało, bo czerwone kosmyki, wciąż opadały mu na twarz. Sięgnęłam za plecy po torbę z kupionymi kanapkami.

Kas:- No nareszcie, umieram z głodu. - szybko odsunęłam rękę z kanapką, by nie mógł jej zabrać. Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wyrzutów. A ja łypnęłam na niego w odwecie.

- Nie zapomniałeś o czym ? Farba do włosów wyrzarła ci już mózg ?

Kas:- No już, już. Nie nerwicuj mi się tak. - zeskoczył z maski samochodu, podchodzę do swojego Corvette. Otworzył drzwi od strony kierowcy, wyciągając samochodu, dwa papierowe kubki z lokalnej kawiarni. Podawszy mi jeden wrócił na miejsce. A ja oddałam mu kanapkę.

- Śniadanie z Tobą. To czysta przyjemność. - upiłam jeszcze ciepłej kawy. Gorzkawy napój od razu obudził moje kubki smakowe.

Kas:- Wygladasz jakbyś dostała bryłkę złota.

- Jestem Włoszką, kocham kawe. Poza tym, spójrz na siebie, nawet twój pies ma więcej samokontroli, kiedy widzi bekon.

Kas:- Demona w to nie mieszaj. - wygryz się w kanapkę, jak gdyby od tygodnia nic nie jadł.

Pogadaliśmy jeszcze chwile, zjedliśmy śniadanie a krótko po tym, dzwonek kazał nam iść na lekcje, weszliśmy do budynku szkoły i do sali lekcyjnej. Pierwsza na planie, była geografia usiadłam w ławce z Rozalią która była moją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna o długich białych włosach, i cerze przypominającej śnieg. Wstała z krzesła by mnie przytulić.

- Cześć Roza. - objęłam ją przyglądając się jej ubiorowi. Chodź z charakteru była spontanicznya i otwartą osobą, lubiącą adrenalinę, dobrą zabawę i wszelkie rozrywki. Tak jej ubrania, wyglądały niczym cospleje z epoki wiktoriańskiej przerobione na nowoczesne standardy. Jendak ten styl niesamowicie jej pasował.

Roz:- Słuchaj, nie chciałabyś iść ze mną i Alexym na zakupy w ten weekend ? W galerii otwierają nowy sklep. A ja już kompletnie nie mam w co się ubrać. - przewróciłam oczami słysząc jej rozżalony głos. Jak zwykle wyolbrzymiała.

- Cóż, czemu nie. Już dawno nie byłam w centrum handlowym, chętnie się przejdę. - Może nawet uda mi się coś kupić ?

Roz:- Aaaaa ! To świetnie ! Już nie mogę się doczekać !

- Wiem. - Zaczęła się lekcja, do klasy wszedł nauczyciel i zaczął swój wykład. W ten sposób minęło wszystkie siedem lekcji. Po zajęciach, poszłam do pokoju gospodarzy, aby zanieść Natanielowi usprawiedliwienie Kastiela, bo jak on to powiedział, " nie chce mi się użerać tym wazeliniarze". Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam tam blond włosego chłopaka, który spał na biurku wśród papierów. Podeszłam do niego powoli, i usiadłam na blacie biurka. Nie chciałam go budzić krzyczą mu do uch czy szarpiąc za ubranie. Zamiast tego delikatnie podrapałam go po karku. - Natanielku, wstawajemy czas do szkoły. - Wyszeptałam mu do ucha. Zagryzając wargę by stłumić śmiech.

Nat:- Mmhmm... jeszcze 5 minut mamo. - Mruczał z zamkniętymi oczami nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Blondyn otworzy swoje złote oczy, podskakując na krześle, kiedy mnie zobaczył cały się zarumienił.

Nat:- Lu...Luna ? Co ty tutaj robisz ?

- Luna ? To już nie "mama" - Słowo mamą pokazałam mu w cudzysłowiu. Szczerząc się przy tym złośliwie.

Nat:- To zostaje między nami. - zażądał z poważnym głosem.

- Spokojnie nikomu nie powiem. - Mówiąc to potargałam go po jego miękkich blond włosach, a później sprawdziłam papiery na których spał blondyn gdy przeczytałam ich tytuł zatkało mnie.

Ciąg dalszy nastąpi...

Podobało się zostaw ⭐ lub napisz 💭.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro