Rozdział 2 sezon 2 Miłosć
Kiedy się obudziłam Kastiela nie było już obok. Pewnie wcześnie poszedł do studia. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z Demonem na spacer.
Dziś mamy 14 luty. I chodź nie jestem jakąś wielką fanką tych komercyjnych świąt chciałabym żebyśmy spędzili wieczór razem. Od razu napisałam mu wiadomość.
O której dziś wracasz ?
Zrobię dla nas wyjątkową kolacje.
Napisz kiedy znajdziesz chwile ♡
Nie chce dzwonić i przeszkadzać mu w pracy. Jest za bardzo wrażliwy w swojej inwencji twórczej. Kiedy komponuje nie ma dla niego świata, jest tylko muzyka.
Kiedy wróciliśmy do mieszkania, Demon od razu położył się na swoje legowisko. Ostatnio tylko śpi, prawie nic nie je. Może powinniśmy go zabrać do weterynarza ?
Pierwsze zajęcia miałam dopiero po południu więc wzięłam się za sprzątanie mieszkania zważając na jego wielkość trochę mi to zajęło. Gdy skończyłam usiadłam przy biurku chcąc popracować nad magisterską ale nakreśliłam może dwa zdania.. od komputera oderwało mnie płukanie w drzwi. Już szykowałam się na konfrontacje z starą sąsiadką oburzoną tym że Kastiel znowu wyrzuca niedopałki papierosów do jej doniczek z kwiatami. Tylko że za drzwiami stał niebieskowłosy.
- Alexy ?
Al:- Cześć, mogę wejść, dzięki. - wymamrotał i wpadł do środka, zamknąłem za nim drzwi.
- Cieszę się że cię widzę, ale dlaczego jesteś... sobą, tylko dziś jakby dziesięć razy bardziej.
Al:- Nie wiem o co ci chodzi. Eee, jest może Kastiel, mam do niego sprawę. - nerwowo rozejrzał się po mieszkaniu.
- Nie. Wcześnie rano poszedł do pracy. A co ?
Al:- A nic, chciałem tylko pożyczyć kurtkę.
- Kurtkę ?
Al:- Tak. Ale jak go nie ma to przyjdę później. - zarzucił w stronę wyjścia, ale pospiesznie złapałam go za ramię.
- Zaczekaj mi tu - zaprowadziłam chłopaka na kanapę, usiedliśmy naprzeciwko siebie. - Zachowujesz się co najmniej dziwnie. O co chodzi, gadaj.
Al:- O nic
- Alex, znam cię od 7 lat. I nie próbuj mnie oszukiwać bo od razu widzę że łżesz. Mów o co chodzi. Ale już.
Al:- Ale się nie wściekaj.
- To co zrobiłeś jest aż tak złe ? - zapytałam a on nieśmiało się uśmiechnął kiwając głową na "nie". Zaczął nerwowo i szybko szukać czegoś w telefonie.
Al:- Noo, pamiętasz tego gościa z którym gadałaś przy barze w piątek.
- Alvina ?
Al:- Miałem nie ruszać ale nie mogłem się powstrzymać. Znalazłem jego konto w Internecie i napisałem do niego. Odpisał. - pokazał mi telefon, zaczęłam czytać wiadomość których było od groma. I były niekoniecznie grzeczne. Błagałam by nie trafić na żadne niecenzuralne zdjęcia.
- Piszesz z nim od soboty ?
Al:- No, i jak widzisz zaprosiłem go dziś na randkę. - przesunął w telefonie na sam dół konwersacji. - Zgodził się. Chciałem wyglądać chodź trochę seksy a wiadomo jaki styl mu się podoba. Stąd moje pytanie o kurtkę. Kupił bym jakąś ale są piekielnie drogie.
- Eh, Alexy dalej nie jestem przekonana czy umawianie się z Alvinem to dobry pomysł. Jest przystojny i pociągający trzeba mu to oddać ale to socjopata. Jest też bezwzględny i mało co go obchodzi, ignoruje normy społeczne, ponad to, brak mu empatii czy troski o drugiego człowieka.
Al:- Przecież sama mówiłaś ze ledwo do znasz.
- Ja tak. Ale z Kastielem znają się już parę lat. I trochę i o nim opowiedział. Nie chce żebyś się przywiązał a później cierpiał.
Al:- Nie nawiążemy trwałej relacji.
- Pewnie jest to możliwe ale bardzo trudne.
Al:- A wiesz że pomyliłaś się z powołanie. Psychologia bardziej by ci pasowała niż prawo.
- Może zrobię sobie drugi fakultet z psychologii ? No dobra Kastiel pewnie się nie obrazi jak pożyczę ci jakąś kurtkę ma ich kilka. - zaprowadziłam niebieskowłosego do garderoby. Zaczęłam przesuwać wieszaki. Pamiętam że gdzieś miał taką która założył tylko raz bo była za mała w ramionach.
Al:- Wasza garderoba to jak drugi pokój. On ma chyba więcej ubrań o de mnie.
- Większość to kostiumy sceniczne. Zakłada je tylko na koncerty.
Al:- Ale ty też masz niezły gust. - zadowolony wyciągnął jeden z moich stroików. Momentalnie się zaczerwieniłam. Bielizna była czerwona koronkowa i w większości prześwitująca. Szybko zabrałam mu wieszak odkładając rzecz na miejsce.
- Ja ci inspekcji bokserek nie robię. No i chyba nie ma nic złego w tym że chce podobać się swojemu chłopakowi.
Al:- Zawsze wam tego zazdrościłem.
- Czego ? - odwróciłam się zaskoczona patrząc na chłopaka niezrozumiałym wzrokiem.
Al:- Tej waszej miłości, namiętności. Nawet tego jak Kastiel jest o Ciebie zazdrosny. Wygląda wtedy naprawdę uroczo. Patrząc na was zawsze zdawałem sobie sprawę że nigdy nie będę tego miał. Wy kochacie się chyba od zawsze.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz. - usiadłam na dywanie obok niego, Alex siedział po turecku na pufie sako.
Al:- He ?
- Kastiel był pierwszym mężczyzną który patrząc mi w oczy wyznał mi zauroczenie. Zdrowo go wtedy opieprzyłam. - chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę - Chciałam mieć go blisko, chciałam go kochać ale nie widziałam jak. Dlatego nie było w tym romantycznego uczucia, przynajmniej z mojej strony. Byłam z nim, bo był we mnie zakochany.
Al- Byliście razem, ale nie kochałaś go ?
- Dawałam mu bliskość, ale dalej lubiłam go tylko jako przyjaciela. Oczywiście wiedział o tym.
Al:- Kompletnie nie rozumiem. Jak ci się to udawało. Przecież żeby dać mu tą bliskość musiałaś coś czuć.
- Miałam kiedyś kilka przygód. Bez zobowiązań. Z Kasem było o wiele wiele łatwiej, ufałam mu pod każdym względem, dlatego seks nie był problemem. No i lubiłam też jego towarzystwo.
Al:- Ty, miałaś kilka a przygód ? To znaczy ile ?
- Trudno powiedzieć, po jakimś czasie człowiek się gubi. - wymamrotałam a on wytrzeszczył oczy będąc w kompletnym szoku. - Pierwszy facet w którym się zakochałam, wykorzystał mnie. Byłam jego zabawką, na jedną noc. To Kastiel swoim zachowaniem, nauczył mnie kochać. Zawsze okazywał mi czułość na swój unikalny, często wręcz pojebany sposób. Ale zrozumiałam to dopiero wtedy kiedy go straciłam, a on prawie stracił życie.
Al:- Nigdy o tym nie mówiłaś.
- Nie ma się czym chwalić. Ale jak widzisz, nie zawsze było tak jak w komedii romantycznej. Nie potrafię zliczyć ile razy się pokłóciliśmy. Raz tak mnie wkurwił że poleciałam do Włoch pierwszym możliwym samolotem.
Kas przyleciał za mną tylko po to żeby mnie opieprzyć.
Al:- Mimo wszystko dalej jesteście razem.
- Ja się już wyszalałam a jemu już nie chce się szukać. Teraz tylko czekam na pierścionek. - zaśmiał się z mojego sarkazmu - Ale jestem pewna że ty też znajdziesz kogoś takiego. Może nawet poczujesz to z Alvinem. I znalazłam kurtkę dla ciebie. - podałam mu czarną skórzaną kurtkę z srebrnymi zamkami i ćwiekami na ramionach.
Al:- Cool.. Kas się nie wkurzy że dysponujesz jego rzeczami ?
- Nie spokojnie. Ta i tak jest na niego za mała. Nosił ją może dwa razy. Chodź do salonu, napijemy się kawy. - Kiedy ja bawiłam się ekspresem, chłopak rozwalił się na sofie.
Al:- Zajebiste macie to mieszkanie. Zazdroszczę ci, że nie musisz mieszkać w akademiku. - usiadłam obok odkładając filiżanki na stolik.
- Tak. Ale mieszkam z muzykiem, który kiedy się zapomni gra na gitarze elektrycznej, podłączonej do wzmacniacza o szóstej rano.
Al:- Dość kontrowersyjna pobudka. Dziś Walentynki, kupiłaś mu prezent.
- Nie
Al:- Nie ?
- Nie dajemy sobie prezentów nawet na gwiazdkę. Planuje zrobić dla nas kolacje. Później zapale świeczki i napijemy się wina.
Al:- A jak on kupi ci prezent ? - zapytał a za zaśmiałam się przypominając sobie nasze pierwsze Walentynki w liceum. - No co. Co cię tak bawi.
- Przypomniałam sobie nasze pierwsze Walentynki jako pary. Kiedy powiedział że mam sobie wybrać prezent spytałam go o budżet. Wtedy wyjął portfel i powiedział "Jakieś...3,7£" (około 20 zł)
Al:- Tak dziewczynie żałować, sknera.
- Powiedziałam mu to samo. Ale tamten wieczór spędziliśmy właśnie u niego w domu, pijąc wino za 3£. Od tamtego czasu zawsze spędzamy tak "dzień zakochanych."
Alexy został jeszcze przez co najmniej godzinę. Spędziliśmy naprawdę miłe popołudnie rozmawialiśmy przy kawie a później odprowadził mnie na uczelnie.
~☆Tymczasem u Kastiela ?☆~
Kastiel
Już od wschodu słońca siedziałem w studio zawalony pracą. Za wszelką cenę próbowałam skończyć słowa do nowego kawałka. I może by mi się to udało gdyby manager nie zwalił mi na głowę tuzina spotkań. Godzinę siedziałem na telefonie z fotografem odpowiedzialnym za zdjęcia na promosy. Słuchałem ekscytujących rozmów na temat wyboru wzmacniaczy i przesterów na koncerty. A na koniec miałem stos umów partnerskich z głównymi markami instrumentów muzycznych.
Ti:- Cześć Kastielku.
- Mówiłem żebyś mnie tak nie nazywała. - wymamrotałem spoglądając w stronę drzwi. Tina podeszła do mnie kołysząc biodrami i usiadła mi na biurku zakładając nogę na nogę - Co tym razem ? - zapytałem widząc segregator w jej rękach.
Ti:- Musisz wybrać okładkę na nową płytę. Przyniosłam ci kilka wzorów od tego gościa co ostatnio.
- Aha. Połóż tam na... - rozsunęła nogi w kontrowersyjny sposób chcąc pokazać to co pod spódniczką. - ...połóż tam gdzie siedzisz - odparłem beznamiętnym tonem wracając do czytania umowy.
Ti:- Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić. - tym razem pochyliła się naprzeciw mnie uwydatniając swój biust. Jestem facetem, jak mogę tego nie zauważać. Ale jej próby uwiedzenia mnie które na początku były nawet zabawne teraz zaczynają mnie ostro wkurwiać. Tym bardziej kiedy wie że mam dziewczynę. Gdyby nie była siostrzenicą naszego menadżera już dawno bym ją zwolnił. - Kastiel ? - Jej palce musnęły moją dłoń, szybko zabrałem rękę wracając do rzeczywistości. Za bardzo się zamyśliłem.
- Skseruj mi to - rzuciłem stos przypadkowych papierów na biurko przed nią. Sam nie do końca wiedziałem co to były za papiery.
Ti:- Żartujesz ? Tu jest z 700 kartek.
- Jesteś moją asystentką, płace ci za wykonywanie zadań nie za rozkładanie nóg na biurku ! Możesz iść.
Ti:- Oczywiście - skuliła się wystraszona wychodząc w pośpiechu. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Opadłem głową na blat biurka ziewając. Byłem zmęczony, głowa pękała mi od czytania głupich umów a dupa bolała od ciągłego siedzenia w fotelu. Podniosłem się opornie słysząc otwierająca się drzwi. Lea i Zack.
Lea:- Słyszeliśmy że masz już te wzory nowych okładek.
Zack:- Zaraz przyjdzie Gabin. Trzeba coś wybrać, bo znów nie wyrobią z nakładem do premiery. - rozwalił się na sofie przy oknie przeglądając segregator z rysunkami.
- Teraz... zróbmy to u mnie wieczorem.
Lea:- Dziś ? Przecież dziś są Walentynki, wychodzimy wieczorem na randkę do kina
- No tak tandetny konsumpcjonizm wciąż istnieje. - wymamrotałam sam do siebie.
Lea:- Nie masz żadnego prezentu dla Luny ? Daj spokój Kas, to jedyne takie święto w roku. Trochę zaangażowania się ci nie zaszkodzi. - Durne babskie gadanie. Gdybym kupił jej prezent wzięła by to za podejrzane twierdząc że próbuję ją jakoś przeprosić.
- Ta, a za rok będzie kolejne. Nie lubię tego durnego komercyjnego świata. Wychodzę z założenia że jeśli chce powiedzieć wybrance swojego serca że mi na niej cholernie zależy, nie potrzebuje na to specjalnej daty w kalendarzu żeby wyrazić wszystko czerwoną kartką czy jakimś chwastem. I mdli mnie jak o tym myślę.
Lea:- Jak ta dziewczyna wytrzymała z Tobą . . . ? Ile wy już jesteście razem ?
- Pięć lat.
Zack:- Lea nie mieszaj się w perypetie miłosne Kastiela.
- Dzięki, zaczynała mnie męczyć.
Zack:- Gdyby naprawdę mu nie zależało nie napisał by jej tyle ballad. Ten krwiożerczy smok ma tak naprawdę miękkie serduszko. - rzuciłem mu kartką z playlistą w twarz.
Zack:- No już, uspokój się, żartowałem.
Eh, czasem sam się zastanawiam jak ja z nimi wytrzymuje.
Ciekawe co teraz robi Lu. Cóż na pewno bawisz się lepiej o de mnie dziewczynko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro