Rozdział 12 sezon 2 Moja miłość
Tego ranka, obudziłam się osłabiona i zasmarkana . A jakby tego było mało, głowa i policzki bolały mnie od pełnych zatok.
Wczorajsza kąpiel w morzu, była wyjątkowo głupim pomysłem. Po powrocie z plaży wzięłam gorącą prysznic, ale rozgrzanie się niestety nic to nie dało.
Słysząc przez drzwi, jak w łazience leje się woda, stwierdziłam, że Kas musiał brać prysznic. Naszykowałam sobie ciuchy i czekałam aż opuścić łazienkę. Co na szczęście długo nie trwało.
Na widok jego pół nagiego ciała, uśmiechnęłam się sama do siebie. Na biodrach, luźno leżał mu szary mokry ręcznik. A z posklejanych kosmyków włosów, wciąż kapała woda.
Nawet w kompletnym nieładzie wygląda zabójczo seksownie.
Kas:- Już nie śpisz ? - pytał zdziwiony susząc włosy ręcznikiem. Jednak przestał na chwilę by przywitać się krótkim pocałunkiem.
- Dopiero wstałam khe..khe.. khe. - zasłoniłam usta dłonią, jednocześnie próbując powstrzymać kaszel i zignorować lekki ból w klatce piersiowej.
Kas:- Dobrze się czujesz ? Jakaś blada jesteś.
- No jasne. Trochę mnie owiało, ale szybko przejkhe.. khe ekhe... - kolejny raz zasłoniłam usta, tym razem odsuwając się od niego. Nie chciałabym żeby Kas się czymś zaraził.
Kas:- Luna. Chodź tu. - rozkazał, na uśmiechnęłam się do niego sugestywnie. Tego tonu używał zazwyczaj w jednym celu. - Nie żartuje, źle wyglądasz ? - podeszłam do niego, przytulając się do nagiego ciepłego torsu. Kas odsunął mnie od siebie, delikatnie ale stanowczo i położył mi dłoń na czole. Jego ręka była przyjemnie zimna - Dziewczynko jesteś rozpalona.
- To nic takiego. - Machnełam ręką. - Przejdzie mi do południa. A teraz przepraszam ale muszę się wyszykować. Na 9:00 mam zajęcia. - wyminęłam Kastiela i zamknęłam za sobą drzwi łazienki. Wzięłam długi i rozluźniający prysznic po czym ubrałam się szybko. Kilka minut poświęciłam też na makijaż. Kiedy wychodziłam z łazienki dosłownie zderzyłam się z Kastielem. - Czemu tu stoisz jak jakiś słup ?! Prawie ci drzwiami przywaliłam !
Kas:- Pokaż się. - Przyłożył mi elektroniczny termometr do czoła a urządzenie pokazało: - Masz 38,6° nigdzie nie idziesz, chyba że do łóżka.
- Kas, nie wydurniaj się. Nic mi nie jest. Poza tym, nie powinieneś iść do studia ?
Kas:- Pracuje jak chce i kiedy chce. A dziś zostaje żeby cię pilnować. Kładź się, zaparzę ci herbatę.
- Na Boga. Kastiel, powtarzam że nic mi nie jest. Nie byłam chora od dziecka. Mówię, że szybko prze..khe khe kee.. - kaszel po raz kolejny nie dał mi dokończyć czerwonowłosy obserwował mnie zirytowany. - Wezmę coś na zbicie tej temperatury, ale muszę iść na zajęcia. - wyminęłam go idąc w stronę kuchni. Miał trochę racji powinnam się położyć ale nie mogę opuścić uczelni. - Nie będziesz próbował mnie zatrzymać ?
Kas:- Po cholerę. Najwyraźniej jesteś mądrzejsza. Poczekam aż ci się pogorszy a później cię zjebie za lekkomyślność.
- Jaki ty czarujący.
Kas:- Powinnaś już przywyknąć do mojego uroku.
- To do tego da się przywyknąć ?
Kas:- Bardzo zabawne. Mówię poważnie, zostań w łóżku. - chwycił mnie za ramiona czule na mnie patrząc. Ewidentnie się o mnie niepokoił, pomimo że nie było takiej potrzeby.
- Chyba pierwszy raz słyszę to od ciebie z troski a nie z propozycji. To słodkie, że się przejmujesz, ale naprawdę jest ze mną dobrze. - on zawsze, stara się mnie chronić. Nieważne czy to pijany gość w barze, czy bakteria.
Wypiłam saszetkę przeciwgorączkową i wyszliśmy z domu. Kas odwiózł mnie pod uczelnie, twierdząc, że nie powinnam prowadzić samochodu, a sam pojechał do studia, dodając jeszcze, że będzie miał telefon, cały czas przy sobie, i jak będzie gorzej mam dzwonić, to od razu przyjedzie. Poszłam pod budynek gdzie była moja sala. Na korytarzu stała Priya. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się i pomachała mi.
- Cześć - przywitałam się z hinduską ona odpowiedziała mi tym samym jednocześnie przyglądając mi się z ciekawością.
Pri:- Ej Luna dobrze się czujesz ? Jesteś jakaś blada ?
- Brałam wczoraj kąpiel w morzu i trochę się zakatarzyłam. Ale poza tym, czuje się świetnie. - Spojrzała na mnie zaciekawiona unosząc brew. Opowiedziałam jej wszystko, omijając kilka szczegółów które nie powinny ją interesować. - To tak w skrócie. A jak tam twój weekend ?
Pri:- Mam problem z Natem.
- Znów się do siebie nie odzywacie ? Nabroił coś ?
Pri:- Nie. Ale zaproponował mi coś. - posłałam jej złośliwy uśmieszek kilka razy unosząc brew, strzeliła mnie dłonią w ramię zaczerwieniona. - Tylko to ci w głowie ? Głupek !
- Oj sorry. Co ci powie..khe... khe..khe... powiedział - Znów przerwał mi kaszel. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej.
Pri:- Zapytał, czy nie chciałabym spróbować czegoś na poważnie. I, że zależy mu na mnie bardziej niż wcześniej. Układ "Friends with benefits" zszedł właśnie na inny tor. I ja..., jestem trochę zmieszana. To był fatalny pomysł, by z nim sypiać.
- Jeśli nie chcesz się z nim wiązać to po prostu mu to powiedz. Pewnie będzie trochę niezręcznie ale z czasem się przyzwyczaicie.
Pri:- I tu jest kłopot. Bo ja chce, ale . . . to NATANIEL.
- Czekaj.. khe..khe.. bo ja chyba się zgubiłam. Jaki ty masz z tym kłopot ?
Pri:- Mam się spotykać, z chłopakiem który siedział w siatce narkotykowej ? Ja ? Studentka prawa. Przyszła prawniczka ?
- Raczej z chłopakiem którego znasz od liceum, z którym wiele lat się przyjaźniłaś z kimś kto zrozumiał i naprawił swoją głupotę. Kimś, kto studiuje na tej samej uczelni i w osobie w której najwyraźniej się zakochałaś. - Dziewczyna oblała się purpurą. - Martwisz się o to, że robił grafik pracy dilerom ? Kobieto gdybyś zobaczyła kartotekę Kastiela to dopiero byś się zniechęciła. - wyminęłam dziewczynę wchodząc do auli. Usiadłam przy drzwiach w ostatnim rzędzie. Priya zajęła miejsce tuż obok.
Pri:- Tak z ciekawości. Co on tam ma ?
- Bójki, branie prochów, jazdę po alkoholu, wypadek ze skutkiem śmiertelnym a jakby tego było mało, zabrali mu przez to prawko na 10 lat, więc jeździ tak jakby na nie legalu. A no i udział w ulicznych wyścigach. Pominęłam drobniejsze wykroczenia.
Pri:- Przecież ten wypadek, był przez to, że jakaś idiotka wsypała mu pigułkę gwałtu do drinka.
- Tak. Ale... khe...khe..kh kke... ekhę. Wybacz, ale wtedy prowadził po alkoholu. - kaszel męczy mnie coraz bardziej. I boli mnie przez niego gardło. - Ludzie się zmieniają Priyo. Największy problem jaki widzę u Nataniela, to to że ta szmata Amber, będzie twoją szwagierką.
Pri:- Napiszę do niego.
- Mądra decyzja. - wykład się zaczął. I trwał najdłuższe dwie godziny w moim życiu. Było mi słabo, przez ciało przechodziły mnie dreszcze i to nie te przyjemne. A głowa po prostu pękała mi z bólu. Cholerny Kastiel miał racje. Trzeba było zostać w łóżku.
Pri:- Lu ty się na pewno dobrze czujesz. Marnie wyglądasz. - odpowiedziałam jej cicho, że po prostu jestem zmęczona. I położyłam głowę na zeszyt. Co nie było kłamstwem. Naprawdę chciało mi się spać. Ale jeszcze tylko kilka godzin.
~☆Tymczasem u Kastiela ?☆~
Za:- Ziemia do Kasa ? Jesteś tam ?
Ga:- Od rana jest taki nieobecny. Kastiel coś się stało ? - poczułem lekkie szarpnięcie za ramię odciągając wzrok od telefonu spojrzałem na Gabina który zdziwiony wpatrywał się we mnie.
- Hę ?
Ga:- Jesteś jakiś zdystansowany ? Ciężko dziś do ciebie dotrzeć.
- Nie wyspałem się. - A tak naprawdę, nie mogłem przestać myśleć o Lunie. Doskonale wiem, że nigdy bym jej nie przetłumaczył, tego, że powinna zostać w domu. Ale powinienem był ją zatrzymać, nawet jeśli by to oznaczało przykucie jej do łóżka kajdankami.
Ga:- To raczej nie to. Znów się pokłóciłeś z dziewczyną ?
- Dlaczego od razu zakładasz, że pokłóciłem się z Lu. Między nami, jest zajebiście jak zawsze.
Lea:- A powiedziałeś jej o tym, że latem gramy na festiwalach w Stanach Zjednoczonych i Europie ?
- Przecież mówiłem, że wszystko jej wyjaśnię. - Ale, . . zastanawiam się czy nie odpuścić sobie tej trasy.
Lea:- Co ?!
Za:- Nawet nie próbuj !
- Ty nie rozstajesz się z dziewczyną, na półtora roku ! - wrzasnąłem, ciężko mi utrzymać emocje kiedy o tym myślę. Kocham stać na scenie, tworzyć muzykę, podróżować po świecie. Ale Lu kocham ponad to wszystko. Wybranie pomiędzy jednym a drugim jest niemożliwe. Cokolwiek zrobię któraś strona ucierpi.
Za:- Mimo wszystko, to zbyt wielka szansa, żeby zrezygnować. Nasza popularność skoczyła do góry nie pozwolę ci zaprzepaścić szansy nas wszystkich dla twojej durnej miłostki.
Lea:- Zack. Przegiąłeś.
Za:- Taka prawda. Po prostu powiedziałem to co każde z nas myśli. Poza tym, jak kocha to sobie poczeka, no nie ?
- Jeszcze słowo a dostaniesz w mordę. - nie żartowałem, byłem wściekły i gotowy przywitać jego gębę z moim glanem.
Lea:- Chłopaki spokój !
Ga:- Kas, Zack źle dobrał słowa. Nie uda nam się, do niczego cię zmusić, ale potrzebujemy cię. Jesteś liderem, wokalistą i gitarzystą. Nie zagramy bez ciebie, wiesz to.
Lea:- Gabin ma racje. Potrzebujemy cię Kas.
- Na litość mnie bierzecie ?
Lea:- Litości to ja potrzebuje przy was głąby.
- Wracam do domu. I tak nie mam dziś na to głowy. Jak coś to dzwońcie. - zabrałem kurtkę i w pośpiechu opuściłem studio. Pewnie się na mnie wkurwi ale zabieram ją do domu, za bardzo się martwię o tą idiotkę żeby pracować. Gdyby ktoś, kilka lat temu powiedział mi, że będę się martwił o kobietę, wyśmiał bym go i kazał się zbadać. A teraz. Jedyne czego chce, to żeby Lu była przy mnie bezpieczna i szczęśliwa. Nie ma co, zrobiłaś ze mnie innego faceta dziewczynko.
De:- Hej ! Aż tak ci się spieszy ? - Jeszcze jej tu brakowało. Lu ma racje przyciągam kłopoty jak magnes metal. Niska brunetka ubrana w krótką sukienkę i wysokie buty podeszła do mnie kręcąc biodrami jak striptizerki.
- Zgadłaś. To też nie mam czasu się z Tobą użerać Debro.
De:- Oj kotku. Od kiedy to z ciebie taki egoista, zawsze znajdowałeś dla mnie czas. - zatrzepotała rzęsami, wypinając biust w moją stronę. Nie widziałem tego poprzednim razem, ale też nie przyglądałem się jej, zmieniła się. Jej skóra była zniszczona, co ukrywała pod wyraźnym makijażem, oczy lekko zapadnięte, zęby nie błyszczały bielą jak kiedyś, a włosy były rzadsze. Jej figura też się zmieniła. A minęło tylko 7 lat.
- Spoko. Pogadajmy, ale nie na sucho.
De:- Kawa ?
- Raczej myślałem o czymś innym. Zawsze miałaś ze sobą coś specjalnego. - mówiłem uwodzicielskim głosem uśmiechając się do niej.
De:- A ty nie masz nic specjalnego ?
- Eh. Jeśli jakiś durny paparazzi zrobi mi zdjęcie z prochami zaraz wszystko trafi do gazet plotkarskich. Wiec ? - otworzyła swoją małą torebkę którą nosiła na ramieniu. Ukradkiem wyciągając z niej woreczek z białym proszkiem. Wyrwałem jej używkę z ręki. Na woreczku była mała naklejka z emotikonem diabełka. - Tak jak myślałem, dalej ćpasz, to towar Dekstera. Zdobyłaś go rozkładając mu nogi ?
De:- Podpuściłeś mnie.
- Poszło aż za łatwo. - rzuciłem jej woreczek pod nogi - nisko upadłaś. - szybko zmierzyłem ją wzrokiem tak by to widziała - Samara Morgan wygląda lepiej od ciebie. A teraz gadaj czego chcesz.
De:- Jeszcze na to nie wpadłeś skarbie. Chce znów być twoja. - wybuchłem śmiechem próbując się nie popluć. - Miałam dużo czasu by wszystko przemyśleć, bardzo za tobą tęskniłam biliśmy idealną parą. Czy nie czas do siebie wrócić ?
- Taa, pewnie, i co jeszcze. - Mój ton wręcz ociekał sarkazmem. Jej desperacja była jak najlepszy stand up. - Jak wiesz. Jestem w związku. Szczęśliwym związku, a patrząc na to kim się stałaś. Nie wykupiłbym cię, nawet jako dziwki na jeden raz.
De:- No tak, wolałeś miłą, grzeczną dziewczynkę z dobrego domu. Pewnie czeka do ślubu żeby ci dać. - tym razem udanie zdusiłem śmiech. Luna i czekanie z seksem do ślubu. Prędzej jebnie we mnie meteoryt. - Może chociaż się zabawimy ? Jak kiedyś, szybko i słodko. Wrócą ci wspomnienia, jak było nam dobrze.
- Jesteś tak głupia i żałosna. Aż robi mi się ciebie żal. - oparłem się o swój samochód krzyżując ręce - Chcesz wiedzieć jaka jest moja miłość - oczywiście specjalnie użyłem tego słowa, Debra ze zirytowania zmarszczyła brwi. - Jest piękna, ambitna i inteligentna ale co się dziwić studiuję prawo. Uprzejma ale kiedy trzeba potrafi przygadać. A seks ? Jest fantastyczny, właściwie, pieprzymy się prawie co noc. Gdyby nie Luna, nie miałbym odwagi założyć zespołu, wspiera mnie od 7 lat i wiem, że będzie to robić przez następne sto. Gdyby nie ona nie zrobiłbym licencjatu. Z tobą szmato, to był tylko seks. Brałaś wszystko co mogłem ci dać a i tak wiecznie było ci mało. To, że mnie rzuciłaś, było najlepszą rzeczą jaką dla mnie zrobiłaś. Gdyby nie ten pieprzony "łowca talentów" zjebałbym sobie życie. Albo zaćpał się jako szesnastolatek.
De:- Kochałam cię
- Kochałaś ? Ty w ogóle wiesz co te słowo znaczy ? Zdradzałaś mnie szmato; kiedy tylko miałaś okazje. Przez ciebie odsunąłem się od przyjaciół, skłóciłaś mnie z Natem i Rozalią. Byłaś i widzę że wciąż jesteś nic nie warta. Teraz jesteś tu bo zdałaś sobie sprawę, że spieprzyłaś życie. Gdybyś trochę bardziej szanowała swoją pizdę mieszkałabyś w luksusowym apartamencie, jeździła drogim samochodem i szastała pieniędzmi z mojej złotej karty - bardziej próbowałem wzbudzić u niej zazdrość niż się chwalić poza tym, nie mam złotej karty.
De:- Wiec twoja dziewczyna jest z Tobą dla pieniędzy. Przynajmniej z tego zdajesz sobie sprawę. - po raz kolejny próbowałem się nie zaśmiać.
- Kiedy byliśmy w liceum była w humorkach. Kupiłem jej lizaka, nalegała jak głupia żeby oddać mi pieniądze - słodka idiotka - nigdy nie pozwoliła nic sobie kupić. Jest moim szczęściem i moim życiem. A ciebie nie chce już nigdy więcej widzieć pod moim studiem.
Kończąc tę rozmowę wsiadłem w samochód kierując się na akademie Anteros. Droga zajęła kilka minut, jechałem powoli bo spotkanie Debry po prostu mnie wkurwiło. Byłem pewien, że już nigdy nie zatruje mi życia a robi to nawet stojąc 10 metrów ode mnie. Przez nasze spotkanie, zacząłem przypominać sobie moment przeszłość w których byliśmy razem. Chyba w życiu nie spotkałem bardziej toksycznej baby niż ona. Z tych piekielnych myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyciągnęłam urządzenie z tylnej kieszeni spodni, sprawdzając kto się za mną stęsknił. Nie była to Lu. Obserwując wyświetlacz trochę się zdziwiłem.
***
- Cześć, Alexy co tam ?
Al:- Luna zasłabła, ma wysoką gorączkę...
- Co !
Al:- Jest w ambulatorium właśnie ją przyniosłem. Jak szybko będziesz mógł przyjechać ?
- Będę za minutę !
***
Wcisnąłem gaz i ostro przyspieszyłem. Parkując przed bramą uczelni, zwróciłam na siebie uwagę pewnie ponad połow dziedzińca.
Ale tym razem, miałem wyjebane na spojrzenie ludzi. Biegnąc w stronę ambulatorium, znalazło się parę dziewczyn które próbowały mnie zatrzymać, ale po prostu je zignorowałem. Na ratunkowym byli nasi przyjaciel i Carello.
Al:- Rzeczywiście szybko.
- Co z nią ?
Ro:- Spokojnie Kas. Po prostu zasłabła. A teraz. Dlaczego wpuściłeś ją z domu, wiedząc że jest chora ! Kretyn ! - uderzyła mnie w ramię zdenerwowana co zabolało. Nie wiedziałem że Roza ma tyle siły w tych drobnych rączkach.
- Myślisz, że jej nie zatrzymywałem ? Próbowałaś kiedy coś wytłumaczyć Lunie kiedy postawiła na swoim ?
Ro:- Tak
- I jak to się kończyło ?
Ro:- Źle...
- Wiec sama widzisz. Dzięki, że zadzwoniłeś. - zwróciłem się do niebieskowłosego.
Al:- Spoko.
Chciałem wejść do gabinetu ale Nataniel mnie zatrzymał mnie przy drzwiach. Wyrwałem rękę za której przedramię mnie złapał.
Nat:- Nie możesz tam teraz wejść.
- Spierdalaj
Nat:- Trwa badanie debilu.
- W dupie to mam - pchnąłem drzwi wchodząc do gabinetu. Lu siedział na kozetce bez koszulki a jakiś facet w kitlu i kręconych blond włosach przykładał to lekarskie urządzonko o dziwnej nazwie do jej pleców.
?:- Prosiłem, żeby nie wchodzić
- To moja dziewczyna.
?:- To żaden argument.
Zignorowałem faceta podchodząc do Luny która była blada jak ściana.
Objąłem jej twarz dłońmi patrząc w oczy które lśniły jak topazy. Jej skóra była gorąca widziałem też, że ledwo siedzi prosto. - Jak się czujesz dziewczynko ?
Lu:- Źle. Miałeś racje, trzeba było zostać w łóżku. - wychrypiała słabo, pocałowałem czubek jej głowy i pomogłem ubrać koszulkę.
?:- Luna najlepiej będzie jeśli pójdziesz do przychodni. Przepiszą ci leki. Zazwyczaj wystarczy odpoczynek i syrop na kaszel ale ty wyjątkowo ostro przechodzisz przeziębienie. To pewnie skutek tego, że od dziecka nie chorowałaś.
Lu:- Tak zrobię, dziękuję Rafaelu i przepraszam za kłopot.
?:- Nie musisz przepraszać, od tego tu jestem.
Wróciliśmy na korytarz słysząc pytania "jak się czujesz" "lepiej ci"
Lu:- Tak to zwykłe przeziębienie. Muszę tylko odpocząć i będzie mi lepiej.
- Przestaniesz ściemniać. Ledwo trzymasz się na nogach kretynko i jesteś cała rozpalona. Mówiłem żebyś siedziała w domu, to nie, musiałaś postawić na swoim i oto masz efekty. Pogorszyło ci się i wszystkich wystraszyłaś. Zadowolona z siebie głupku?
Nat:- Nie musisz od razu jej tak ubliżać.
Lu:- Nie. On ma racje. Przepraszam, że musieliście się mną martwić. Chodźmy do tego lekarza. - całą grupą wyszliśmy z ambulatorium trzymałem Lu w talii widząc jaka jest słaba przez temperaturę. - Daj mi jeszcze sekundę - uśmiechnęłam się odwracając i podeszła do Priyi wyszeptała jej coś na ucho i wróciła do mnie z jeszcze większym uśmiechem. - Ok możemy iść.
- Będzie szybciej, jak cię zaniosę. - zanim zdążyła mi odpowiedzieć złapałem ją pod kolanami i podtrzymując jej plecy wziąłem dziewczynę na ręce. Lu zaskoczona złapała się mojej kurtki opierając głowę o ramię.
Lu:- Oszalałeś, mogę iść na własnych... khe.
Khe.. khe... nogach. I ludzie będą się gapić.
- Niech się gapią i ci zazdroszczą. Teraz każda z tych lasek, chciałaby być na twoim miejscu. - Uśmiechnęła się do mnie zadowolona i mocno objęła ramionami moją szyje.
Luna
Leżałam w ramionach Kastiela, który szedł przez środek placu uczelni, trzymając mnie na rękach. Wiele osób oceniało nas wzrokiem szepcząc. Ale co się dziwić. Miejscowa gwiazda niesie jakąś dziewczynę niczym pannę młodą. On raczej zdawał się tym tak nie przejmować jak mną. Przysporzyłam mu tyle kłopotów własną głupotą. I cholernie źle się z tym czuje.
Wsiedliśmy do samochodu, Kas bez słowa odpalił auto kierując się w stronę miasta. Było cicho, żadne z nas nie powiedziało słowa, nie grała nawet muzyka.
Kas:- Co się dzieje ? - zapytał z troską w głosie obserwując mnie kątem oka, bo jednak dalej był skupiony na drodze. Spojrzałam na niego lekko zaskoczona, nie odezwałam się a cisza była niezręczna. - wyglądasz jakbyś miała się rozpłakać.
- Jesteś zły ?
Kas:- Na ciebie ? - Lekko pokiwałam głową próbując subtelnie unikać jego wzroku. - Oczywiście że nie, dlatego tak myślisz.
- Bo gdybym rano cię posłuchała zamiast być tak uparta nie byłoby tej sytuacji. Jestem utrapieniem.
Kas:- Noo faktycznie, chodzący z ciebie problem. A jak postawisz na swoim to dopiero z ciebie utrapienie. Czekałem tylko aż zadzwonisz żeby zabrać się do domu bo ledwo dychasz bakterio. Zamartwiałem się cały ranek.
- Przepraszam.
Kas:- No już, wyluzuj. - czule pogłaskała mnie po głowie jak psa - Nudziłbym się gdybyś czasem nie sprawiała problemów.
W przychodni lekarz jeszcze raz mnie zbadał i odesłał z receptą do domu. Zrobiliśmy zakupy w aptece wracając do loftu. Od razu opadłam na sofę przykrywając się grubym kocem. Pancake wskoczył do mnie i położył się obok a Demon lęgnął się w moich nogach. - Kochane psiaki. - głaskałam szczeniaka po głowie do czasu aż Kas nie przyniósł mi herbaty i leków.
Kas:- Proszę bardzo zasmarkańcu. - podał mi kubek z gorącym naparem i rozsiał się w fotelu bo niestety sofa była już cała zajęta.
- Dzięki. Chyba nawet wybaczę ci tą wczorajszą kąpiel.
Kas:- Myślisz że to od tego ?
- Woda nie była specjalnie ciepła.
Kas:- Mi tam nic nie jest.
- Najwyraźniej jesteś odporny.
Kas:- Potrzebujesz czegoś jeszcze ? Może jesteś głodna.
- Możesz zrobić mi zupę. A ja obejrzę sobie serial.
Kas:- Mam nadzieję, że mówisz o tej z torebki. Bo ja i gotowanie..
- Nie. Takiej prawdziwej. Może być rosół. - westchnął idąc w stronę kuchni. Włączyłam Netflixsa i serial który niedawno zaczęłam oglądać mianowicie "Wiedźmina" ale szybko zmożył mnie sen i padłam.
Obudził mnie dopiero huk dobiegający z kuchni. Podniosłam się szybko zaspana. Kas właśnie zbierał szkło z podłogi. - co się stało ?
Kas:- Nic takiego. Po prostu miska wypadła mi z ręki.
- Pomogę Ci posprzątać..khe..khe....Khee.
Kas:- Nie. Wracaj odpoczywać nie jestem niepełnosprawny, dam sobie radę, to tylko trochę szkła. I zrobiłem ci tą zupę.
- Naprawdę ?
Kas:- Przecież chciałaś. Specjalnie dzwoniłem do mojej matki, żeby powiedziała mi jak to zrobić.
- Nie myślałam, że naprawdę cokolwiek ugotujesz ? - zajrzałam do garnka, naprawdę nieźle mu wyszło nie czułam tam żadnych podejrzanych składników. - Nie dosypałeś tu nic ?
Kas:- Tylko trochę cyjanku do smaku. - nalał mi zupy i podał łyżkę pachniało naprawdę ładnie. A smakowało jeszcze lepiej.
- Mmm pychne.
Kas:- To jedz i nie gadaj. Wiesz... kiedy wychodziłem ze studia. Spotkałem Debre.
- A co ona tam robiła ?
Kas:- Próbowała mi wmówić, że mnie kocha, wyobrażasz sobie.
- I co ty na to ?
Kas:- Że ja ją też. - To co miałam w ustach po prostu mi z nich wpadło oplułam siebie i blat przy okazji. Byłam w szoku nie wierzę, że to powiedział. - Nie no coś ty żartowałem. Chyba nie uwierzyłaś. - podał mi ręcznik papierowy którym wytarłam blat.
- Musisz mnie męczyć nawet kiedy jestem chora.
Kas:- Głupek. Jesteś jedyna, nigdy w to nie wątp. - czuło pocałował mnie w głowę po czym potargał mi włosy - Co mogłem jej powiedzieć ? Zniszczyła mi kawałek życia. Nienawidzę jej. - Kas szczegółowo opowiedział mi o wszystkim co powiedział Debrze ciężko było mi pojąć to, jak ta dziewczyna go skrzywiła był dzieciakiem który musiał szybko dorosnąć przez nieobecność rodziców, a później jeszcze trafił na kogoś, kto cały czas wykorzystywał go do własnej satysfakcji.
- Ona ci nie odpuści Kassi
Kas:- Wiem. Nie da za wygraną póki nie dostanie tego, czego chce.
- Zamierzasz coś zrobić ?
Kas:- Tak długo jak nie robi niczego nielegalnego będę ją po prostu ignorował. Co innego mogę zrobić. I tak wyjeżdżam za jakiś czas...
- No wiem. - s
Spuściłam głowę w dół grzebiąc łyżką w rosole ciężko będzie mi się z tym pogodzić. Ale gdybym pojechała razem z nim...
Kas:- Hej, spójrz tu... - posłusznie zrobiłam to ale jedyne co mnie tam czekało to usta Kasa. Szybko wbił się we mnie, nie dając mi czasu zareagować. Odwzajemniłam gest ale zaraz szybko się odsunęłam. - Co jest ?
- Zarazisz się.
Kas:- W dupie z tym. - Pochylił się nade mną i jeszcze raz wpił mi się w usta. Tym razem całkowicie dałam się ponieś. Kastiel przesunął się do mojej szyi i zaczął ją lizać. Jąknęłam cicho, jak widać moja szyja to wrażliwe miejsce. Złapałam się jego koszulki na plecach. Chłopak nie wytrzymał, złapał mnie mocno za pośladki i podniósł sadzając na blacie kuchennym. Rękami sunął przez moje uda, biodra i w miedzy czasie zdejmując mi bluzkę przyjemnie pieścił skórę. Podniecałam się coraz bardziej. I wiadomo do czego to zmierzało. Raczej nie miałam nic przeciwko. Byłam już bez bluzki i stanika, obejmując dłońmi moją nagą talię całował i ssał piersi westchnęłam przeciągliwie wplątując dłonie w jego krwisto czerwone włosy. Odsunął się na sekundę i w pośpiechu pozbył się swojej koszulki. Objęliśmy się łącząc nasze usta kiedy nasze języki się spotkały wstąpił we mnie żar i słodki, uzależniający zapach jego perfum. Przejechałam paznokciami po jego plecach na co jęknął słodko. Zaczęłam ocierać się udem o jego krocze a kolejny słodki jęk wyrwał mu się z ust.
- Kastiel Więcej.. -wyszeptałam mu do ucha.
Kas:- Nie wytrzymam wezmę cię w kuchni. - Agresywnie rozpiął moje spodnie, usłyszałam dźwięk prucia się materiału. Spojrzałam w dół, od zamka w dół materiał był podarty.
- Lubiłam te spodnie.
Kas:- Odkupie ci je. - wyszeptał całując mnie za uchem.
Ro:- Widać, że jesteś już zdrowa. - Oszołomieni jednocześnie spojrzeliśmy się w stronę drzwi, w których stali Rozalia, Alexy i Alvin z podłymi uśmiechami na ustach.
Kas:- Co do kurwy !
- Pukać nie umiecie ! - zakryłam dłonią piersi.
Av:- Otwarte było. No już napaleńcy. Ubierać się. - opuścili kuchnię a my ubraliśmy koszulki. Kiedy emocje opadły poczułam pulsujący ból głowy i dostałam napadu kaszlu. Czym trochę zmartwiłam Kasa ale upewniłam go, że wszystko ok.
Poszłam też przebrać spodnie, założyłam spodenki od piżamy i bluzkę Kastiela z nadrukiem Metallica.
- Jak długo tam staliście ? - Zapytałam ich trochę zawstydzona. Nasi przyjaciele, dalej byli rozbawieni tą sytuacją.
Ro:- Sekundę.
Av:- Od momentu "Nie wytrzymam wezmę cię w kuchni" - zaśmiał się blondyn na co Alexy uderzył go w głowę.
Al:- Cicho bądź. - Alvin złapał za rękę niebieskowłosego i przyciągnął go agresywnie do siebie.
Av:- Jeszcze raz mnie uderzysz, a nie wytrzymam wezmę cię w kuchni.
- Debil.
Av:- Co chcesz, złoty tekst !
- Co wy tu robicie ?
Ro:- Wpadliśmy zobaczyć jak się czujesz. Ale widzę, że już po chorobie. Upiekłam ci ciasteczka. - podała mi plastikowy pojemnik pełen kolorowych ciasteczek.
- Bardzo zabawne. Nie łaska uprzedzić telefonem.
Al:- Żeby jeszcze któreś odbierało.
Kas:- Powinienem całą trójkę wyrzucić na zbity pysk ! Albo poszczuć psami. Nie możecie od tak włazić mi do mieszkania !
Av:- Wyluzuj rudzielcu. Przybywamy w pokoju. Później weźmiesz ją w kuchni.
- Alvin !
Ro:- Alvin !
Al:- Alvin !
Kas:- Mogę go zabić ?
- Nie w mieszkaniu. Zabrudzi nam wykładziny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro