Rozdział 12 Co tylko chcesz
Kastiel
Zajebiście to rozegrałeś Kastiel, nie ma co. Teraz, to ona nie bedzie chciała cię na oczy widzieć, nie mówiąc nawet o tym, że odwzajemni to co czuje. Kurwa ! Wszystko spierdoliłem.
A obiecałem sobie, że żadna dziewczyna, nie zawróci mi w głowie. Odkąd Debra mnie rzuciła, zacząłem zachowywać się jak typowy Bad Boy. Alkohol, laski, hajs i samochody. Nic innego, miało się nie liczyć. A tu z dnia na dzień, zjawia się taka i nie myślę o niczym innym, o nikim innym.
Miałem nadzieje, że w końcu o niej zapomnę, ale nie mogę. Nie daje rady. Nawet jak rżnę jakąś laskę, mam przed oczami Lunę.
Usiadłem na maskę mojego czerwonego Corvette, a z ramoneski wyjąłem paczkę fajek, teraz już chyba tylko nałóg, pozwoli mi na chwilę spokoju.
Zaciągnąłem się długo i odchyliłem głowę, powoli wypuszczając dym.
Własne słowa, wkurwiająco szeptały mi w głowie. Zastanawiałem się, co mogłem zrobić lepiej. Odpowiedź była prosta. Wszystko.
Byłem za bardzo pewien siebie, przecież to Luna. Jest inteligentna, cholernie seksowna i ma poczucie humoru. Naprawdę, niewiele jest osób, dorównujących mi ripostą, a ona jest jedną z nich.
Przyłożyłem papierosa do ust, i znów się zaciągnąłem.
Powtórzyłem ten zabieg jeszcze kilka razy, gapiąc się w czerń nieba, na którym widoczny był tylko księżyc.
Lu:- Wiesz, że moje imię oznacza właśnie księżyc. - Zaskoczony opuściłem głowę i spojrzałem za siebie. Szerzej otworzyłem oczy widząc, jak dziewczyna powoli podchodzi w moją stronę.
- To by się nawet zgadzało, jesteś trochę jak on.
Lu:- Ah tak ? - skinąłem jej głową w odpowiedzi.
- Nawet mając swoje cienie, zawsze potrafisz jasno świecić. - uśmiechnąłem się w środku, widząc jak jej twarz jekko się rumieni. Wyglądała uroczo. - Co tu robisz, nie miałaś wracać do domu.
Lu:- Taki był plan. Ale,.. nie jest fajnie, wracać samemu do pustego mieszkania.
- Taa, coś o tym wiem. - podeszła bliżej, oparła się biodrem o samochód obok mnie. Po czym zacisnęła palce, i uderzyła swoją małą piąstką w moje ramie. - Ała, za co to niby....
Lu:- Jesteś debilem, i zakutym łbem, a jakby tego było mało... - Schyliłem się do jej miękkich, lekko czerwonych od szminki ust i pocałowałem ją, próbując ją uciszyć. Ku mojemu zdziwieniu, tym razem, oddała pocałunek.
Objeła dłońmi moją głowę i wplotła palce we włosy. Instynktownie oplotłem ramionami jej talię, przyciągając bliżej siebie.
Pieściłem jej jezyk, podniebie, usta. A gdy próbowała się odsunąć, zacisnąłem mocniej dłoń na jej talii, by jej to uniemożliwić.
- Przepraszam. Masz racje, zachowałem się jak idiota. - Uśmiechnęła się krótko, a jej czekoladowe oczy zabłyszczały. Oparła się czołem o moje ramie.
Lu:- Ty przepraszasz ? I na dodatek przyznajesz sie do błędu ? Kim jesteś ? Gdzie Kastiel ? Z kim ja się do cholery całuje ?
- Bardzo kurwa zabawne.
Lu:- Też przepraszam. Możliwe, że zareagowałam za ostro. - zapadła między nami cisza. Widziałem jak delikatnie marszczy czoło, wyglądała tak zawsze, kiedy była zamyślona.
Pewnie pomyśli, że jestem idiotą. Ale nie mogę dłużej tego tak ciągnąc. Muszę jej to powiedzieć.
- Luna, chyba za.... - urwałem, czując coś mokrego na głowie. Odsunęliśmy się od siebie. Odruchowo przetarłem mokrą twarz. Co jest kurwa.
Obok nas stała jakaś dziewczyna. Po jej krzywej minie, można było wyczytać, że nie jest w nastroju. Chwilę później zaczęła na mnie krzyczeć.
...:- CO TO MA ZNACZYĆ ! Najpierw mówisz, że jestem najcudowniejszą dziewczyną jaką spotkałeś, tańczysz ze mną, całujesz. A teraz widzę cię z tą zdzirą, jak możesz ! - Czy to był jakiś pieprzony żart.
- Pojebało cię, czy jak ! - pomino tego, że aż trząsłem się z wściekłości, ze wszystkich sił próbowałem się opanować.
...:- Złamałeś mi serce, myślałam, że coś do mnie czuje. Pieprzony dupek !
Kas:- Posłuchaj, byłaś mi potrzebna jedynie do głupiej gry. Nic, by się po między nami nie wydarzyło, jedyne co mógłbym zrobić, to przelecieć cię, pobawić się jedną noc a później zapomnieć jak o innych.
...:- Jesteś potworem ! - Rudowłosa wściekła się jeszcze bardziej. Właściwie, już szykowała się, by mi przyłożyć. Instynktownie obróciłem głowę, byłem przyzwyczajony, że dostaje w twarzy. Ale nic się nie stało. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem jak Luna trzyma dziewczynę za nadgarstek uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch ręką.
Lu:- Możesz się wydzierać, na całą ulice, oblać mnie napojem, czy wyzywać. Ale nie pozwolę, uderzyć ci mojego faceta, rozumiesz pizdo.
...:- Bronisz go, ten dupek jest pół godziny temu komentował moje cycki. Z tobą też się tylko przeliże, i zostawi.
Lu:- Być może, ale to mój problem.
...:- Jesteś walnięta !
Lu:- Spierdalaj. - Puściła dziewczynę która wróciła do baru, ale dalej stała przede mną. Zaśmiałem się pod nosem, widząc tę nietypową sytuację.
- A to nie ja, powinienem przypadkiem bronić ciebie.
Lu:- Przecież nie uderzyłbyś dziewczyny. I to ja kazałam ci ją zbajerować. Wiec tak jakby i moja w tym wina.
- A co z tym chłopakiem ? - Spytałem uśmiechając się uwodzicielsko w stronę dziewczyny, jednocześnie próbując zasięgnąć do jej pełnych ust. Luna włożya ręce pod moją kurtkę i objęła mnie, sprawiając, że byliśmy jeszcze bliżej niż wcześniej. - Cały się kleje - upomniałem ją.
Lu:- Pieprzyć to. A co do reszty. Dobrze wiesz, że nie powinniśmy być razem.
- Niby dlaczego, posujemy do siebie. Podoba ci się, kiedy cię całuje. Wiec o co chodzi.
Lu:- Odpuść Kastiel. - Znów ją pocałowałem, była delikatna i niepewna swoich ruchów. Dlatego przejąłem inicjatywę. Złapałem, za jej zgrabną szyje sprawiając, że nasze twarze były jeszcze bliżej. Wsunąłem język do jej ust, i przejechałem nim po jej podniebieniu, zachęcając by poszła dalej. Chwilę później poczułem jak sama ociera swój język o mój.
Kas:- Jedziemy do ciebie. - Wysapałem kiedy już przestaliśmy. Ale w odpowiedzi spotkałem się tylko z jej milczeniem. Przez chwile myślałem, że znów się pospieszyłem.
Lu:- Ale to ja prowadzę. - Zwinnie wyciągnęła z kieszeni mojej kurtki kluczyki do auta. Chcąc nie chcąc, musiałem jej się podporządkować wiec grzecznie usiadłem na miejscu pasażera. Oczywiście musiała jechać dłuższą drogą i prowadzić jak stuknięta wariatka. Chwilę później, byliśmy już pod jej mieszkaniem.
Kiedy otwierała drzwi, podszedłem do niej i przytuliłem od tyłu. Odgarnąłem jej długie brązowe włosy za ramię i lekko pocałowałem w kark, szyje ucho, ramie, miała przyjemnie chłodną skórę.
Lu:- Co ty robisz. - wyszeptała.
- Próbuje się do ciebie zbliżyć, nie widać. - również wyszeptałem, prosto w jej ucho. Wyczułem pod palcami jak jej ciało przeszywa kolejny dreszcz.
Weszliśmy do mieszkania, w środku nic się nie zmieniło. Te same szare ściany i ciemne meble, wszędzie posprzątane. Dobrze, że nie pojechaliśmy do mnie.
Lu:- Wiesz, że to nie ma sensu. Nie prześpię się z tobą.
Jak na złość, musiała o tym wspomnieć. Moje myśli zeszły na jeden tor, dokładnie wiedziałem czego chce, a mój mózg przeniósł tę informację do moich bokserek, w których zrobiło się ciasno. Nosz kurwa mać, nie teraz, nie może być kolejną. Muszę coś z tym zrobić.
- Mam nadzieję. Bo ja też, nie chcę się z tobą przespać. Nie dopóki, nie zostaniesz moją dziewczyną.
Lu:- Prosiłam żebyś odpuścił. - odsunęła się gwałtownie, i szybko wbiegła po schodkach na górę, bez wahania ruszyłem za nią.
Luna
Rzuciłam się na łóżko, przytuliłam małą poduszkę, i schowałam w niej twarz, podkulając dodatkowo nogi.
Ale się uparł, co mu tak na tym zależy. Dwa lata, byliśmy po prostu przyjaciółmi, a teraz odwala jakieś scenki z związkiem. Chyba wypił dziś o kilka piw za dużo.
Kas:- Wiesz, jaki jestem, nie odpuszczę. A przynajmniej, dopóki nie powiesz o ci co chodzi. - wszedł do pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Widać, że jest zbulwersowany.
- Bo nie powinniśmy być razem. To chyba oczywiste ! Ja nie wchodzę w związki, z nikim. A tobie monogamia jest obca. To by było idiotyczne !
Kas:- Taa, pewnie masz rację. Skoczę się umyć, reczniki masz w szafce ?
- Tak, tej na dole. - przeszedł przez pokój nawet na mnie nie patrząc. Kiedy zamknął się w łazience. Opadłam głową w poduszkę i zawyłam w nią zirytowana.
Jasna cholera, nie tak zaplanowałam sobie ten wieczór. Miałam się zabawić, upić, a rano narzekać na kaca i przespać pół dnia.
Przebrałam się w pidżamę, długie spodnie i koszulkę na ramiączka. Po czym wbiłam się pod pościel. Z początku, zamierzałam poczekać aż łazienka się zwolni. Jednak, moje powieki, z każdą chwilą były coraz cięższe, nieświadomie usnęłam.
Ale coś wzbudziło mnie z tego snu.
- Wychodzisz ?
Kas:- Prześpię się na kanapie, na dole.
- Daj spokój Kas. Już spaliśmy w jednym łóżku. Poza tym, jesteś jak termoror, zamierzam się do ciebie przytulić. - poklepałam miejsce obok, zachęcając go żeby usiadł.
Kas:- Nie będę trzymał łap przy sobię. - oznajmił to tak dobitnie, jakbym miała jeszcze co do tego wątpliwości. Westchnęłam ciężko w środku siebie i przygryzłam wargę.
- A gdybym powiedziała..., że możesz robić ze mną wszystko co chcesz. Ale jutro, wszystko wraca do normy i zapominamy o tym co się stało. - zaproponowałam niewzruszona.
Kas:- Wszystko ? - zabłysły mu oczy.
- W granicach przyzwoitości. - przez chwilę myślałam, że ostudziłam jego zapał.
Kas:- Dobre i tyle - mruknął, podciągając swoją czarną przylegającą koszulkę, którą zaraz rzucił na podłogę.
Rozszerzyłam oczy przyglądając się jego atletycznej sylwetce. Ciało Kastiela zawsze bardzo mi imponowało, trzeba przyznać, że ma on ma co zaprezentować. Wyszczerzył się w swoim cynicznym uśmieszku, widząc że się mu przyglądam.
Podszedł do mnie, nie zamierzałam się opierać. Usiadłam okrakiem na jego kolanach. Chwyciłam go za kark i lekko przyciągnęłam do siebie. Powoli zbliżałam swoje usta do jego, i się w nich zatopiłam, zaczęliśmy się nie pamiętnie całować.
Oddawałam każdy pocałunek, przygryzałam mu wargi i błądziłam dłońmi po tym boskim brzuchu. On również, tak jak powiedział, nie trzymał rąk przy sobie. Głaskał mnie po plecach, ściskał biodra, łapał za uda i wplatał palce we włosy.
Kiedy próbował podwinąć mi bluzkę, powstrzymałam go.
- Nie mam stanika.
Kas:- Zauważyłem - powiedział gdy go pocałowałam, uśmiechając się przy tym szelmowsko.
- Nie podniecaj się tak. - burknęłam i wylądowałam na poduszkach. Kastiel zawisł nade mną. Złapał mnie za dłoń, spletliśmy nasze palce. Jego usta całowały moją szyje, mój oddech był coraz bardziej płytki. Wyciągnęłam się na łóżku, to było takie przyjemne.
Kas:- Luna - wyszeptał mi do ucha moje imię.
- Hymm ? - Westchnęłam cicho wtulając się w niego, wsunełam dłoń w jego wilgotne włosy które pachniały moim owocowym szamponem. Był taki ciepły a mi było zimno. Czule całował moje ucho szepcząc przy tym...
Kas:- Pewnie uznasz mnie za idiotę ale... . Chyba się w tobie zakochałem.. - Wstrzymałam oddech niedowierzając jego słowom.
Ta dam ! (Fanfary)
Ruszyłam dupę i jest rozdział. Uroczy prawda, aż chce się zwymiotować skitelsami.
Wszystko pięknie, cudownie ciasteczkowo itd..
Ale jak mówi pradawne przysłowie " jak się coś polepszy to się zaraz spierdoli "
Buziaczki 😘😘😘
StarlightMoon45
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro