Rozdział 10 sezon 3 Tak wyjdę za ciebie (+18)
Opierając się plecami o samochód, zaparkowany przed kancelarią. Czekałem aż Luna skończy prace. Chodź to czekanie, dłużyło się w nieskończoność, a mnie zaczynało się nudzić. Wgapianie się w te drzwi, było równie pasjonujące co oglądanie schnącej farby. W końcu, ile można siedzieć w pracy ! W takich momentach jak ten, doceniam swoją niezależność i to że moją pracą jest też moja największa pasja.
Lu:- Kas ? Co ty robisz ? - usłyszawszy jej słodki głos, spojrzałem przed siebie. Wyglądała naprawdę seksownie. Była w czarnej eleganckiej, opinającej jej biodra sukience. Szeroki pas na tali idealne ją zwężał. A odpięte guziki odkrywały dekolt, który miałem ochotę zasypać pocałunkami.
- Czekam na miłość swojego życia. Stęskniłem się, wiesz ? - nie mogłem się powstrzymać, by nie przyciągnąć jej do siebie, i nie pocałować tych pięknych czerwonych ust. Przez fakt że miała szpilki, byliśmy jednego wzrostu. Lubię kiedy ma takie buty, raz że nie muszę się pochylać do jej ust. A dwa, jej tyłek wygląda w nich kurewsko dobrze.
Lu:- Mówisz czułe słówka, całujesz w miejscu publicznym, przyjechałeś po mnie i twierdzisz że tęsknisz ? . . . Skasowałeś mój samochód !?
- Że co ? Nie !
Lu:- Podpaliłeś mieszkanie ?
- Bredzisz - o chuj jej chodzi, przecież nic nie zrobiłem. Zawsze uchodzę za winnego, jakbym był magnesem na problemy. To nie fair.
Lu:- Zdradziłeś mnie ? - dalej pierdoli od rzeczy, co z nią dziś.
- Tak, z Leą i Gabinem. Wzięliśmy ją we dwóch. - zakpiłem, byłem pewny że zaraz rzuci jakimś idiotycznym tekstem zamiast tego usłyszałam jej uroczy śmiech. - To że jestem miły, nie oznacza od razu że coś zrobiłem. Wiesz ?
Lu:- Błąd kochanie. Zawsze kiedy coś nabroisz, albo coś planujesz, jesteś miły. Dokładnie tak, jakby Kastiel bad boy znikał.
Może mi było w tym trochę racji. Od wieczoru w Snake Room'ie. Zacząłem planować genialny plan, jak poprosić ją o rękę. Mianowicie, weekend w górach. Tylko my, z dala od wszystkich. Nikt mi już nie przeszkodzi. A jak to zrobi, to go zabije. Po za tym, klimat górskiego domku, palący się kominek i moja osoba, tak ją oczarują, że od razu się zgodzi. A od nieszczęsnego campingu, nigdzie nie byliśmy.
- Lepiej wytłumacz, dlatego chodzisz do biura, tak seksownie ubrana. Mówiłem ci, kiecki za kolano, nie za tyłek.
Lu:- Jeszcze jakieś pouczenia tato ?
- Tato ? To teraz jestem Sugar Daddy ? - zażartowałem, Luna zmarszczyła czoło, odsuwając się ode mnie z wstrętem. Muszę przystosować, z docinkami zanim całkowicie się do mnie zrazi.
Lu:- Nie mów tak. To obrzydliwe. - obeszła samochód, siadając na miejscu pasażera. Siadłem za kierownicą, ruszając w stronę miasta. - Jak tam w studiu ?
- Mamy sporo roboty - cudem namówiłem grupę na wolną sobotę. Chcieli pracować nad nowym albumem, bez Zacka jako czwartego, to trudniejsze, ale nie zamierzamy nikogo przyjmować. Zgodzili się tylko dlatego, że powiedziałem mi o moich planach, poproszenia ją o rękę. Wiec jeśli spieprzę, dostanę od nich opierdol. - Pamiętasz plan z marką odzieżową.
Lu:- Tak. Ale byliście sceptycznie nastawieni do tego pomysłu. Coś się zmieniło ?
- Zgłosiła się do nas jedna firma. Możliwe że za kilka dni. Będziemy potrzebowali prawnika, do zawarcia warunków umowy. Chciałbym żebyś ją przejrzała.
Lu:- Poważnie ! Świetnie ! Chce mieć koszulkę z napisem "Fanka Crowstorm NR 1" albo "I ♡ Kastiel" - ekscytowała się. Zaczynam mieć poważne wątpliwości, co do tych oświadczyn.
- Na szczęście nie będzie na niej naszych wizerunków. Ograniczyliśmy się do logo, nazwy i naszych imion. - ostatnie co chce widzieć, to moją twarz na koszulkach. - Dobra, wysiadaj.
Lu:- Ale. . . Dlaczego jesteśmy pod butikiem Leo ? Myślałam że jedziemy do domu ?
- Bo ubierasz się za seksownie do roboty. Wiec twój Sugar Daddy zabiera cię na zakupy. - uśmiechnąłem się złośliwie, kładąc dłoń na jej udo.
Lu:- Właśnie straciłam ochotę, na seks z tobą, na następny rok. To określenie jest obrzydliwe. I przyprawia mnie o wymioty.
- Dobra, dobra przestaje. - uniosłem ręce w geście poddania się. Tu akurat miała racje, to określenie było obrzydliwe. - Chciałem się po prostu z tobą podrażnić.
Lu:- To po co idziemy do Leo ?
- Zadajesz za dużo pytań dziewczynko. - wyszliśmy z samochodu, od razu kierując się do sklepu. Otworzyłem jej drzwi, puszczając przodem. Żaden ze mnie gentleman, chciałem po prostu popatrzeć na jej świetny tyłek. - Część - zwróciłem się krótko do znajomych. Dziewczyny jak to dziewczyny, od razu musiały się przytulić.
Ro:- Strasznie za tobą tęskniłam Luna.
Lu:- Ja też. Jak tam wakacje ? Musisz mi wszystko opowiedzieć.
Ro:- Paryż jest niesamowity. Największe muzea, teatry, domy mody. Ulice pełne są artystów, muzyków i malarzy. Wieża Eiffla, Sekwana. Normalnie mogła bym tam zamieszkać.
- Pogadacie sobie kiedy indziej. A teraz pokaż mi gdzie są ubrania na zimę. - rozdzieliłem je, jak już raz zaczną gadać, to nie skończą do wieczora. A nie widzi mi się tyle tu siedzieć.
Ro:- Zimę, sezon zimowy zaczyna się za kilka tygodni. Farba do włosów wyżarła ci mózg ? - znam ją od pieprzonej piaskownicy, ale z biegiem lat, nie staje się mniej wkurzająca.
Lu:- Roza, nie dokuczaj mu.
Leo:- Dział zimowy, masz na końcu w lewym rogu.
- Z podziękowaniem - łapiąc dziewczynę za rękę, pociągnąłem ją w stronę wskazaną przez właściciela sklepu. - Miałem powód, żeby dziś po ciebie wpaść. Ostatnio nigdzie nie wychodziliśmy. Chciałem to nadrobić.
Lu:- Dlaczego przyjechaliśmy na zakupy ? Przecież ty ich nienawidzisz. Nie zliczę ile razy, prosiłam się żebyś poszedł ze mną na shopping.
- Przeze mnie, przepadła nam wycieczka. A wiem jak bardzo nastawiłaś się na ten wyjazd do Japonii. Dlatego, zarezerwowałem nam domek w górach. Ten weekend, tylko ty i ja. -złapała mnie za szyje, a przytulając się do mnie schowała twarz w moje ramię. Objąłem ją w talii, a gdy uniosła głowę, nie mogłem się powstrzymać by znów jej nie pocałować.
Lu:- Wspaniały pomysł, nie wiem co powiedzieć. Dziękuję Kastiel.
- Nie ma za co dziewczynko. Weźmy jakieś kurtki, chyba nie chcemy tam zamarznąć.
Lu:- Zawsze mogę przytulić się do twojego kaloryfera na brzuchu. - wyszeptała swoim specjalnym głosem, który zawszę na mnie działał. Wsuwając palce pod moją koszulkę. Niechętnie, musiałem ją powstrzymać.
- Wiesz jak to na mnie działa. Naprawdę chcesz żeby Roza musiała sprzątać przymierzalnię ?
Lu:- W porządku. Zostawię to na nasz weekend.
~☆~ Luna ~☆~
Byłam niezwykle podekscytowana tym wyjazdem. Niby nic niezwykłego, ale od tak dawna nie mieliśmy weekendu dla siebie. Że postanowiłam się tym bezgranicznie cieszyć. Kas też wydawał się wyluzowany, normalnie już by narzekał na długość trasy. Albo na śnieg leżący na drodze. Tym razem był zrelaksowany i zadowolony.
- Trochę szkoda, że zostawiliśmy Pancaka.
Kas:- Gabin dobrze się nim zajmie, przecież wiesz. Ty po prostu korzystaj z wolnego - korzystają że droga przed nami była prosta, nachylił się w moją stronę składając czuły pocałunek na skroni - Ma ci się podobać ?
- A co to miało znaczyć ?
Kas:- Nic. Mówiłem ci, chce się bardziej skupić na nas, to z tobą żyje, grupa i fani będą musieli poczekać. Ty jesteś ważniejsza. - zaczynam mieć wrażenie, że ktoś podmienił mi faceta. Od ponad 12 godzin nie słyszałam żadnej głupiej, nieprzyzwoitej docinki z jego strony. A to już daje do myślenia.
- Co ty kombinujesz Veilmont ?
Kas:- To że chciałem, fajnie sprawdzić z tobą czas. Nie znaczy że od razu coś kombinuje Lu. - tłumaczył się, próbując zbyć mnie uśmiechem.
- Znam te zachowanie. Na bank coś kombinujesz. Ten twój słodki charakter, włącza się tylko wtedy, kiedy czegoś chcesz albo coś nabroiłeś.
Kas:- Zamiast bredzić, włącz jąkać muzykę. - rzucił mi swój telefon na kolana, podnosząc go zaczęłam przeglądać playlisty, ale zmieniłam zdanie. Włączając tylko jedną, niepowtarzalną melodię. A wraz z pierwszymi nutami, zaczęłam śpiewać.
- Kastiel ? . . . Mam dość stania w kolejkach do klubów, do których nigdy nie wejdę.
To jak dno dziewiątego, a ja nigdy nie wygram.
Kas:- Naprawdę musiałaś włączyć właśnie tą ! - krzyknął rozbawiony, biorąc głęboki wdech.
- To życie nie potoczyło się tak, jak chciałem.
Powiedz mi co chcesz ?
Kas:- Chcę zupełnie nowy dom, taki jak w jednym z odcinków Cribs.
I łazienkę, w której mogę grać w baseball.
I dużą wannę, wystarczająco dużą dla dziesięciu plus mnie.
- Uh, więc czego potrzebujesz?
Kas:- Potrzebuję karty kredytowej bez limitu.
I duży czarny odrzutowiec z sypialnią.
Chcę nowy autobus, pełen starych gitar.
Moja własna gwiazdę na Hollywood Boulevard.
Coś pomiędzy Cher i Jamesem Deanem jest dla mnie w porządku.
- Więc jak zamierzasz to zrobić ?
Kas:- Zamienię to życie, na fortunę i sławę.
Nawet ściąłem włosy i zmieniłem nazwisko.
Bo wszyscy, po prostu chcemy być wielkimi gwiazdami rocka.
I mieszkać w domach na wzgórzach, jeździć 15 samochodami.
I będziemy spędzać czas w najfajniejszych barach VIP, z gwiazdami filmowymi.
- Zatrudnij ośmiu ochroniarzy, którzy uwielbiają bić dupków.
Podpisz kilka autografów, żebyś mógł jeść posiłki za darmo.
Kas:- Ubiorę swój tyłek w najnowszą modę.
Zdobędę klucz do drzwi wejściowych, rezydencji Playboya.
Z tym złym uśmiechem, dadzą ci wszystko
Każdy ma dilera narkotyków na szybkim wybieraniu, cóż..
Hej, hej, chcę być gwiazdą rocka.
- Sprawię, że skończeni piosenkarze, napiszą wszystkie moje piosenki.
Synchronizuję je każdej nocy, więc się nie mylę.
Cóż, wszyscy chcemy być wielkimi gwiazdami rocka.
Hmm, hej, hej, chcę być gwiazdą rocka.
Kiedy muzyka się skończyła, oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pamiętam jak często śpiewali ją po koncertach. Popijawa po występie, była prawię że obowiązkowa. Spędzaliśmy czas, w barach ekskluzywnych hoteli. Lożach VIP sal koncertowych albo klubach. Często bawiliśmy się do rana. - Nie rozumiem. Dlaczego ta piosenka, nie pojawiła się na żadnej płycie. Jest genialna.
Kas:- Mówiłem ci już. Nagraliśmy ją, zanim Crowstorm osiągnął sukces. Myśleliśmy o tym co chcemy osiągnąć i jak żyć. To zlepek naszych marzeń. Oczywiście Lea wyrzuciła kilka moich wersów, twierdząc że są niecenzuralne. Ale zabawniej jest, kiedy tylko wybrani ją znają. Czas ruszyć dupe dziewczynko, jesteśmy.
Kiedy wyskoczyłam z cieplutkiego auta, dopadła mnie różnica temperatury, a śnieg chrupnął pod butami. Rozejrzałam się dookoła, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. Jako że wszystko tu, było budowane na wzniesieniach, wszędzie szerzyły się przepiękne widoki, a śnieżna pokrywa, tylko je jeszcze bardziej dekorowała. Zaczęłam żałować, że będziemy tu tylko marne dwa dni.
Kas:- Po twojej minie, widzę że jesteś zadowolona - wyszeptał wprost w moje ucho, stając za mną i obejmując mnie ramionami w talii, co z pewnością nie było łatwe, przez grube puchate kurtki.
- Jestem, mega mi się podoba.
Kas:- Pójdę po klucze, spróbuj się nigdzie nie zapodziać. - musnął mój policzek, idąc w stronę drewnianego domku. W który pewnie mieszkali właściciele tych kompleksów. Na szczęście nie zajęło mu to dużo czasu. Wrócił po kilku minutach, wściekł klnąc pod nosem i warcząc. Cały dobry humor, chyba z niego wyparował. Chciałam zapytać o co chodzi, ale kiedy tylko otworzyłam usta, by coś powiedzieć. Wciął mi się w wypowiedź. - Ta kobieta jest nienormalna.
- Uspokój się, co się stało ?
Kas:- Gdy poszedłem odebrać klucze, właścicielka mnie rozpoznała. Powiedziała że nie muszę za nic płacić. O ile zrobię im reklamę w mediach społecznościowy.
- Odmówiłeś, prawda ?
Kas:- Oczywiście, przecież zaprosiłem cię tutaj, żebyśmy mieli trochę spokoju. Ale ilekroć powtarzałem nie, tym bardziej podbijała stawkę, proponują jakieś upominki i inne pierdoły.
- Zapomniałam że sława ma też złe strony. Co teraz zrobimy ? - zakręcił srebrnym kluczem na palcu. Teraz to byłam zdezorientowana.
Kas:- Idziemy się rozpakować. Odpuściła gdy powiedziałem, że zrobię jej negatywną reklamę na Instagramie. Dokładnie opisując jak to mnie przywitała. Po tym od razu podała mi klucz, życząc udanego pobytu. Wolałbym odpuścić, ale znalezienie czegoś na szybko, było by trudne. - powiedział uśmiechając się zwycięsko. Jednak dalej był zirytowany. Objęłam dłońmi jego twarz, całując czule chłodne usta.
- Nie popieram takich metod, ale skoro dali nam odetchnąć. Chodźmy się rozgościć. - Samochód zostawiliśmy pod zadaszonym parkingiem, kierując się w stronę domku. Kas taszczył swoją torbę i gitarę a na dodatek moją walizkę. Ja natomiast byłam tak wielkoduszna, że zgodziłam się nieść klucze.
Prze kluczyłam zamek w ciemnych drewnianych drzwiach, wchodząc pierwsza. Od razu rzucił mi się w oczy panel ogrzewania. Włączyłam temperaturę na max, bo niestety w domku, nie było specjalnie ciepło. Kas odłożył bagaże i włączył światło. Uśmiechnęłam się, podziwiając wystrój salono-kuchni.
Kas:- Dlaczego to zawsze ja, robię za tragarz.. - nie dałam mu dokończyć. Obejmując ramionami jego szyje, przechyliłam głowę, zamykając mu usta pocałunkiem. Chyba nie uda mi się tym dziś wystarczająco nacieszyć, i będę go całować co pięć minut. Kastiel ujął dłońmi moją twarz, wplątując palce w kosmyki włosów. Spletliśmy nasze języki, całując się namiętnie i zapominając na chwilę że świat w ogóle istnieje. Gdy mój oddech, przestawał nadążać, odsunęliśmy się powoli od siebie, tworząc strużkę śliny. Kas nachylił się, i oblizał mi dolną wargę, trącając mój nos swoim.
- Dziękuję ci za ten wyjazd, nawet nie wiesz jak tego potrzebowałam.
Kas:- Istnieje pewien konkretny sposób, w który możesz podziękować. - jego gorący oddech, pieścił moje usta. Uśmiechnęłam się kusząco, zagryzając wargę. Kas udział na fotel, by po chwili pociągnąć mnie na swoje kolana. Rozpięłam kurtkę, by szybko ją zrzucić na podłogę, i znów zatracić się w wargach ukochanego. Bawił się moimi kosmykami. Jednocześnie, głaszcząc mnie drugą dłonią po plecach. Jego ciało i te drobne gesty, rozgrzewały mnie od środka. Powodując też, przyjemną wilgoć pomiędzy nogami. - Idziemy sprawdzić piętro ?
- Wolałabym sprawdzić, tutejsze restauracje.
Kas:- Zjadłaś całą czekoladę w samochodzie. Nawet kostki nie dostałem. I moje kabanosy którymi też się nie podzieliłaś.
- Głodna byłam, dalej jestem.
Kas:- Ostatnio cały czas jesteś głodna. Majątek wydam na dożywianie cię. - objął mnie dłońmi w miejscu żeber, i wstał unosząc mnie przy tym delikatnie. Ujęłam dłońmi jego szyje, śmiejąc się cicho. Trzymał mnie wysoko a jednocześnie, tak blisko siebie. Kosmyki moich włosów, wpadły między nas ale to nie przeszkodziło mi przed czułym pocałunkiem jaki złożyłam, na jego ustach. Kas uśmiechnął się zawadiacko, pokazując przy tym swoje białe zęby. - Tak.
- Co tak ? - odparłam trochę otumaniona, dalej wpatrując się w jego metaliczne oczy. I z szczerym uśmiechem.
Kas:- Tak, z pewnością przytyłaś. - wystarczyła chwila, by moje szczęście się ulotniło. Urażona puściłam się jego szyi, próbując się wyrwać. Jednak nie przypuszczałam, że straci przez to równowagę. Oboje gwizdnęliśmy na podłogę. Ja na twarde drewno, a on na mnie. Westchnęłam ciężko kiedy przygniótł mnie swoim ciężkim ciałem. - Kurwa, nic ci nie jest. - pytał podnosząc twarz, która wylądował na moim biuście.
- Nie - rzuciłam oschle, odpychając go. Pomimo bólu w plecach, podniosłam się prędko z zimnej podłogi. I zabrałam kurtkę, ubierając ją w marszu. Zapięłam się pod szyje wychodząc z domku. Chwilę później, usłyszała za sobą trzask drzwi.
Kas:- Lu ! . . .Luna ! Daj spokój, to był żart. . . No weź dziewczynko. Wygłupiałem się ! . . W dupie mam to jak wyglądasz. - wrzeszczał tak głośno, że z pewnością słyszeli go ludzie w innych domkach. Schyliłam się, nabierając trochę śniegu, i robiąc z niego kulę.
- W dupie, to ja mam ciebie, Veilmont ! - korzystając z faktu, że podszedł kilka kroków bliżej, rzuciłam w niego zlepkom śniegu. Z pewnością nie mój cel, a los zdecydował. Że czerwonowłosy dostał nią między oczy. A zaraz później, poślizgnął się na lodzie, upadając na plecy. Uśmiechając się szeroko, wybuchłam śmiechem, który w końcu zamienił się w ból brzucha i zmusił mnie do zgięcia się w pas. - Nigdy nie wierzyłam w karmę, ale z pewnością cię dopadła.
Kas:- Bardzo, kurwa, zabawne. - Był wkurwiony, a ja dalej chichotałam, z obrotu sytuacji. - Pierdolony lód. - Wyciągnął rękę w moją stronę. Na co tylko spojrzałam na niego z niechęcią. Schowałam dłonie do kieszeni, czując że zmarzły mi od tego śniegu. - Czym się tak przejmujesz ? Niedaleko jest stok narciarski. Pobiegasz kilka razy pod górę, może stracisz parę kilo.
- Za to ty, powinieneś skoczyć z poziomu swojego ego. Na poziom swojej inteligencji. Tylko się przy tym nie zabij.
Kas:- Na pewno się zabije. - zaśmiał się na co oberwał w ramię. Dureń.
- Tak, wiem.
Kas:- Przepraszam, ok. Przestaniesz się już wściekać. A przede wszystkim, mnie bić.
- Ok. Zastanowię się. Tak. - znów się zaśmiał, tym razem z moich niefortunnych odpowiedzi. I nagle mnie olśniło, przecież to Kastiel, gdyby się ze mnie nie nabijał, nie był by sobą. - Po prostu powiedz że już ci się nie podobam. - Zrobiłam wielkie oczy, w których stały ledwo powstrzymywane łzy, zaczęłam oddychać jakbym miała zaraz się popłakać i spuściłam wzrok patrząc delikatnie w bok. Lekko obróciłam barki w tył, co wyglądało jakbym chciała się odwrócić i odejść.
Kas:- Próbujesz podejść mnie emocjonalnie. Bo nie masz pomysłu jak się odgryźć.
- Kurwa ! - Jakim cudem, tak szybko udaje mu się mnie rozszyfrować. Znów zaczął się śmiać. Przysięgam że zaraz będzie wyciągał śnieg z nozdrzy.
Kas:- No już, nie obrażaj się. - podszedł bliżej, obejmując mnie ramieniem. - Osoba która ma złote serce, żelazny charakter i nerwy ze stali, dzięki którym ze mną wytrzymuje, nie może być lekka.
- Teraz to ty się podlizujesz.
Kas:- Oskarżasz mnie o szantaż emocjonalny ? Myślisz że był bym do tego zdolny ? - skrzyżowałam ramiona, z porozumiewawczym wyrazem twarzy. - Ale w przeciwieństwie do ciebie. Mnie to wychodzi. - znów się uśmiechnął, jednak tym razem, bez zbędnego cynizmu. Odwróciłam głowę, nie byłam już na niego zła. Ale przecież, nie musi tego wiedzieć od razu. - Chodź, kupię ci gorącą czekoladę. - koniec z byciem złą, kupił mnie.
- Ale z bitą śmietaną i piankami.
Kas:- Z czy zechcesz dziewczynko. - odsuwając kilka kosmyków z mojego czoła, złożył na nim delikatny ciepły pocałunek. Przymknęłam oczy, uśmiechając się na ten gest.
- Jesteś niereformowalny.
Kas:- Myślałem że denerwujący.
- To też. - Poszliśmy w stronę miasta, przez całą trasę, trzymałam go za rękę. Rozmawialiśmy o pierdołach i podziwialiśmy zimowy krajobraz. A po pół godzinie byliśmy już na miejscu. Spojrzałam na chłopaka, który schował twarz w kominie, czerwone włosy zakrywała mu czapka, więc nikt raczej nie powinien go rozpoznać.
Miasteczko nie było duże, i bez problemu znaleźliśmy restauracje. Kas otworzył mi drzwi, puszczając przodem. Usiedliśmy w kącie ciepłego lokalu zdejmując kurtki. Jeden z kelnerów przyniósł nam menu i zapalił świeczki, stojące na stoliku. Po czym zaraz się ulotnił.
- Co zamawiasz ? - pytałam chłopaka przeglądając karty menu, nie mogłam się zdecydować co chcę. A patrząc po tych obrazkach, wszystko bym zjadła. Kas z pewnością weźmie jakieś mięso.
Kas:- Comber z sarniny , też chcesz ?
- Chyba tak. Nie wiem na co się zdecydować. - Gdy kelner wrócił, zamówiliśmy nasze dania i butelkę czerwonego wina. Grzebałam widelcem w talerzu, gdy rozmawialiśmy o planach na ten dzień. Tak miło jest móc spędzać czas w restauracji i po prostu rozmawiać bez obawy, że w każdej chwili ktoś mógłby nas zauważyć.
Kiedy przyszła chwila uregulowania rachunku. Musiałam się z nim wykłócić, by pozwolił mi zapłacić. Skoro podarował mi ten wyjazd, ja mogę zaprosić go na obiad.
~ ☆ ~ ☆ ~ ☆ ~
- No chodź, będzie fajnie ! - motywowałam Kastiela który stał na szczycie stoku, z nartami na stopach, niepewnie patrząc w dół.
Kas:- Nie jestem pewien, czy jazda na nartach przy takim wietrze, to dobry pomysł. Po za tym, na stokach jest za dużo osób.
- Zabrałeś mnie w góry, a nie chcesz jeździć na nartach ? No to może snowboard, albo sanki.
Kas:- Wiesz że są tu także atrakcje ? Nie wolisz iść na łyżwy albo pojeździć psim zaprzęgiem ? Albo porobić cokolwiek innego ?
- No dobra, o co chodzi ? - jego zachowanie wydawało dziwne, i powoli mnie irytowało.
Kas:- Po za tym, że wolałbym skończyć dzień w jednym kawałku ?
- Przestań marudzić, kombinezony są wyściełane. Po za tym, uczymy się podczas upadków prawda ? Tak długo jak będziemy się podnosić. - Mruknął coś pod nosem, już po raz trzeci stając na krawędzi stoku.
Kas:- Nie nawiedzę tego.
- A nie pomyślałeś żeby wspomnieć o tym, kiedy wypożyczaliśmy narty ? Albo kiedy czekaliśmy w kolejce na wyciąg ?
Kas:- Tak się pod jarałaś że w życiu byś nie posłuchała. - może faktycznie trochę za bardzo się nakręcił, i nie zauważyłam że nie daje mu zbytniego wyboru.
- Możliwe. Ale z pewnością, mógłbyś mnie nakłonić do zrezygnowania z tego pomysłu. - uśmiechnęłam się sugestywnie, Kas ujął mój podbródek, zmuszajcie żebym spojrzała mu w oczy. - Tak czy inaczej, jesteśmy na górze, i nie masz wyboru. Musisz zjechać. Ale możemy iść na stok dla dzieci, jak się boisz.
Kas:- Nie denerwuj mnie, i jedź pierwsza. Będę zaraz za tobą.
- W porządku. - musnęłam jego usta zaskakują z krawędzi stoku. Gładko i szybko, zjechałam slalomem ze zbocza. To była świetna zabawa, wyhamowałam na dole, patrząc za siebie. Kastiel starał się wyhamować kijkami, jednak kompletnie mu się to nie udało. Stałam w miejscu jak sparaliżowana, nie mogąc drgnąć. Wpadł na mnie i oboje przewróciliśmy się na śnieg. - Żyjesz ? - zapytałam pochylając się nad ukochanym, strzepując śnieg z jego czapki i komina. Sama z pewnością wyglądałam nie lepiej.
Kas:- Jeszcze tak. - wymamrotał ściszonym głosem. Musiałam usiąść pokładając nogę pod tyłek. Bo przez zimną nawierzchnię zaczął mi zamarzać. - A co z tobą dziewczynko ?
- Śnieg wszystko załagodził. - miałam ochotę zasypać go pocałunkami. Wyglądał uroczo, będąc całkowicie roztargniony, obsypany śniegiem i z czerwonymi policzkami od mrozu. Gdyby tylko nie było tu tylu ludzi. - Dlaczego nie hamowałeś ?
Kas:- Bo nie umiem. Tak samo jak nie umiem na tym kurestwie jeździć. Chciałem ci powiedzieć, ale byłaś tak zafascynowana tą górką. Że aż głupio było ci to odebrać i psuć ci humor.
- Jesteś kochany - odchylając dłonią czerwone kosmyki, musnęłam jego policzek - Ale jak nie masz ochoty czegoś robić, po prostu powiedz. Wolę to niż widzieć cię ze złamaną nogą. - Zrzucił narty i wstał, pomagając mi się podnieść. Objęłam go ramionami w pasie, przytulając się szczelnie i wystawiłam usta czekając na pocałunek. Oczywiście nie zastanawiał się nie wiadomo jak długo, od razu spełnił moją prośbę. Spodziewałam się że ludzie będą się na nas gapić, w końcu to miejsce publicznie. Ale z drugiej strony, mam to gdzieś.
Kas:- To nie za bardzo obsceniczne ?
- Jestem na randce, z miłością mojego życia. Nie będę się hamować, tylko dlatego że komuś to może się nie spodobać. Co powiesz na mniej...sportowe zajęcie. A bardziej relaksacyjne ?
Kas:- Poznaje ten błysk w oku. Co znów wymyśliłaś ?
- Oj tam, zaraz wymyśliłam... . W restauracji, widziałam ulotkę promującą naturalne gorące źródła. Pomyślałam po prostu.. czy nie miał byś ochoty na kąpiel ze mną ?
Kas:- Przyznaję że, twoja propozycja jest bardzo kusząca. Dobrze by nam zrobiło, trochę spokoju, żeby się odprężyć. Tylko zapomniałaś, że żadne z nas, nie ma stroju kąpielowego.
- Ja nie uważam tego za problem. Zawsze możemy kupić coś na miejscu.. albo nie. - Kastiel roześmiał się głośno, mój pomysł na pewno był zabawy jednak niekoniecznie racjonalny. - W każdym razie, to nie był by pierwszy raz, kiedy wpakujemy się w coś takiego.
Kas:- To był beznadziejny argument. Ale przekonałaś mnie, a nawet więcej. - Ironiczny uśmiech rozciągnął się na jego ustach - Podoba mi się ta propozycja dziewczynko. Nawet jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że będę musiał oglądać swoje boskie biodra, na okładkach wszystkich gazet.
- Świetnie. Oddajmy sprzęt i chodźmy. - z całą pewnością był bardziej chętny na kąpiel, niż narty. Wpisałam w GPS owe miejsce. Czeka nas jakieś pół godziny drogi. Źródła są oddalone od centrum. Mimo wszystko nie chciałam rezygnować. Spacerowaliśmy zaśnieżonym szlakiem, pośrodku lasu. Jesteśmy z dala od wszystkiego, od problemów. Po tych ciężkich miesiącach, które przeżyliśmy, oboje naprawdę tego potrzebowalibyśmy. Świeże powietrze, ten spokoju, ta zabawa, brakowało mi tej część naszego związku. - To był naprawdę świetny pomysł aby tu przyjechać. Jeszcze raz dziękuję Kastiel. Będę musiała pomyśleć, jak ci się zrewanżuję.
Kas:- Wystarczy że się zgodzisz.. - wyszeptał do siebie, ledwo słyszalnie. Ale raczej nie wziął pod uwagę ciszy wokół i tego że stałam blisko niego. Uniosłam brew, rzucając mu pełne ciekawości spojrzenie.
- Na co mam się zgodzić ? - spiął się, obrócił głowę w bok, i uciekł wzrokiem. - Coś znów narobił ?
Kas:- Chciałem kupić tu działkę, i postawić nam domek wypoczynkowy. Będziesz mogła jeździć na nartach, kiedy najdzie cię ochota.
- Ee.. no.. - Powoli trzepotałam powiekami oszołomiona, zaschło mi w gardle, ale co z tego jak i tak nie wiedziałam jakich słów mam użyć, by wybić mu z głowy ten głupi pomysł.
Kas:- To pewnie znaczyło nie.
- Kas.. ja... dlaczego mnie o to pytasz ? To twoje pieniądze i.. - czuję się jakbym nie miała odwagi oddychać, nie mogę decydować o tym co kupuje. Ale to wyjątkowo głupi pomysł, nawet jak na niego.
Kas - Ostatnio, kiedy kupiłem kino domowe, dałaś mi niezły wycisk, myślałem że dostanę wałkiem po głowie. Dlatego wolałem zapytać. Po za tym, to że konto w banku jest moje. Nie oznacza że nie możesz korzystać z środków na nim.
- Jeśli naprawdę chcesz znać moje zdanie. To oświadczam, że to idiotyczny pomysł i strata pieniędzy. Cieszę się, że zostałam uprzedzona zanim ta głupota, przeszła w projekt...
Kas:- Naprawdę ?! Znaczy tak, przyznaję ci rację. To był głupi pomysł. - dziwnie, zawsze jest zawiedziony gdy deptam jego pomysły w zalążku. A teraz się cieszy. Nawet chyba mu ulżyło.
- A co do. . . tej drugiej sprawy. Nie chce, żadnych historii z pieniędzmi między nami. Boję się. Boję się, że to zniszczy naszą relacje.
Kas:- Będzie jak zechcesz. Tylko myślałem, że skoro dzielimy ze sobą życie, przestrzeń, łóżko i szczoteczkę do zębów. Możemy też...
- ZARAZ CO ! . .Używasz, mojej, szczoteczki ?
Kas:- Nie mogłem znaleźć swojej, pomyślałem że wyjątkowo, użyczysz mi swoją. - wzięłam trzy oczyszczające oddechy. Próbując się uspokoić i nie wrzasnąć. - No co, przecież jej nie pogryzłem ?
- Kastiel. Mogę dzielić z tobą życie, lodówkę, nawet łóżko. Ale ustalmy, że szczoteczką do zębów, nie będziemy się dzielić. Dobrze ?
Kas:- Czyli.. twojej maszynki do golenia, też mam nie używać ?
- Goliłeś się ? - zaciekawiona przyjrzałam się jego brodzie. Miał lekko widoczny zarost, ale z pewnością nie golił się dzisiaj. Kiedy tak, przyglądałam się jego twarzy, pochylił się do mnie.
Kas:- Powiedzmy że, chciałem się dobrze przygotować na ten weekend. - uśmiechał się, puszczając mi oczko. Odsunęłam się od niego, czując ogień na policzkach. Bo w sekundzie zrozumiałam, o co mu chodziło.
- Dobra, wystarczy. Poważnie, wystarczy tej rozmowy.
Kas:- To dobrze, bo jesteśmy na miejscu. - Rzeczywiście, kilka metrów od nas stał drewniany budynek, z niewysokim ogrodzeniem. Podeszliśmy do drzwi, Kas szarpnął za klamkę ale było zamknięte. - Nikogo tu nie ma, chyba są dzisiaj zamknięci. - Mała kartka na drzwiach rzeczywiście informowała, że to miejsce wyjątkowo było zamknięte przez cały weekend.
- Powinnam była to sprawdzić, zanim wyszliśmy. Przepraszam. - Obeszliśmy miejsce dookoła.
Kas:- Barierka nie jest zbyt wysoka. Możemy
łatwo tam wejść i tak nikogo nie ma. - Przeskoczył przez barierkę, klęknął przy basenie, i zanurzył dłoń w wodzie, aby sprawdzić temperaturę. - Jest gorąca !
- Jak sama nazwa wskazuje, to gorące, źródła Kassi. - wywrócił oczami. Bez większego trudu, przeskoczyłam przez niską barierkę, podchodząc bliżej ukochanego. - Nie widziałam tu nigdzie kamer. Może jednak, trochę się pomoczymy ? W najgorszym wypadku, przeprosimy i powiemy, że nie mogliśmy się powstrzymać.
Kas:- Nie musisz mnie namawiać. Też chce wskoczyć do tej gorącej wody. - Rozejrzałam się wokół, ściągając kurtkę a zaraz za nią buty. Kiedy podwijałam koszulkę, Kas właśnie ściągał bokserki, i wszedł do źródła. Oparty ramieniem, o kamienisty brzeg basenu, przyglądał mi się z szczerym uśmiechem. Czułam jego przeszywające spojrzenie, kiedy szybko pozbywałam się reszty swoich ubrań by nie zamarznąć. Rozpuściłam włosy z kucyka, by chociaż trochę zasłonić nimi piersi. Po czym ostrożnie wskoczyłam do źródła. Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało, na kontakt z gorącą wodą. Zanurzyłam się po barki, pochylając głowę pozwoliłam sobie na ciche westchnięcie.
- To znacznie lepsze, niż jacuzzi. - Nie wierzę że rzeczywiście to robimy. Kompletnie nam odbiło. Ale z drugiej strony, przyszliśmy aż tutaj, i żal by było nie skorzystać z takiej okazji. Trochę się pomoczymy i spadamy, nikt nawet nie zauważy. Robiliśmy już głupsze rzeczy niż włamanie.
Kas:- Chodź do mnie - kładąc dłoń na moim brzuchu, szczelnie przylgnął torsem, do moich pleców, po czym delikatnie objął mnie ramionami. - Sporo tu tej pary.- Gorąca woda, stykana z zimnym powietrzem, tworzyła wokół zbiornika gęstą chmurę. - Założę się że w ogóle nas nie widać. - Odsunął włosy z mojej szyi i naraz poczułam jak muska ustami, linię moich włosów. Mruknęłam cicho zadowolona z czułości.
- Jeszcze - to był zaledwie szept. Jednak od razu, zareagował na moją prośbę. Wodząc wargami po moim karku, obsypywał go pocałunkami. Na te czułości, przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Dotknął czubkiem języka skóry na ramieniu i przyssał się do tego miejsca. Gwałtownie otworzyłam usta, i wypuściłam powietrze. Nie mogłam, powstrzymać się też od długiego westchnięcia, jego imienia. Automatycznie odchyliłam głowę w tył, opierając ją na jego ramieniu, oddychałam głęboko.
Kas:- Jesteś przepiękna. - dostałam dreszczy na dźwięk tych słów, gdy drugą dłonią objął moją pierś, swobodnie pieszcząc ją palcami. A mokre pocałunki na szyi i ramionach, jeszcze bardziej je nasiliły. Rozkoszowałam się tą żarliwością, dając się całkowicie ponieść doznaniom, jakie wywoływał jego dotyk na moim ciele.
Bez uprzedzenia, odwrócił mnie w swoją stronę. Przez co moje mokre dłonie, od razu wylądowały na jego atletycznej piersi. Była twarda a skóra ciepła. Uniósł dwoma palcami mój podbródek. Napotykając ponętne spojrzenie, stalowych tęczówek. Przełknęłam nerwowo ślinę. Chłopak zbliżył twarz do mojej, nasze usta dzieliły milimetry. Po czym zastygł, jego oddech opadał na mój podbródek i usta. Nie wytrzymałam, zamknęłam oczy łącząc nasze wargi w delikatnym pocałunku. Oddał go i pogłębił, chwilę później już namiętnie walczyłam z jego językiem o przewagę. Sunęłam dłońmi przez jego tors aż do szyi, wplątałam dłonie w wilgotne czerwone włosy. Wtedy mnie podniósł. Wydałam z siebie pisk, zaskoczenia i przerażenia. Niepewna, oplotłam udami jego biodra. Przez co jego krocze, ocierało się o mój wzgórek. Był podniecony, i bardzo dobrze to czułam.
Kas:- Pragnę cię, teraz. - jego słowa brzmiały prawie jak rozkaz.
- A jeżeli...ktoś nas zaskoczy ? To będzie trochę.. niezręczne, nie sądzisz ? - próbowałam zachować rozsądek, ale tak naprawdę, miałam w dupie to czy ktoś tu przyjdzie czy nie. Jedyne o czym teraz myślę, to o przyjemnym uczuciu, które ogarnia całe moje ciało, kiedy mnie rozpycha i penetruję. Jednocześnie, słodko pieszcząc pocałunkami.
Kas:- Wtedy będziemy improwizować - kładąc dłoń, w wewnętrznej część mojego uda. Sunął nią powoli ku górze, aż nie dotarł do moich warg. Ochoczo rozchyliłam nogi, pragnąć by zagłębił palce pomiędzy nimi. Chociażby na chwilę. - Chyba mi nie odmówisz ?
- Nie umiem ci odmówić - uśmiechnął się, obejmując moją twarz dłońmi, gwałtowne położył usta na moich, zachęcając do namiętnego pocałunku. - Niżej - wyrwałam pomiędzy kolejnym pocałunkiem.
Przebiegał drżącymi rękami po moim ciele, po plecach, udach. Położyłam dłonie na umięśnionych plecach chłopaka, wbijając palce w mokrą skórę. Pocałowałam jego mostek, a następnie miejsce gdzie znajdowało się serce, przez chwilę miałam wrażenie, że czułam jego szybkie bicie.
Ponownie przejechał palcami, pomiędzy moimi nogami. Tym razem, wkładając je we mnie. Jęknęłam piskliwie, w jego ucho, splatając place na jego szyi. - Mocniej.. - ponownie jęknęłam, zamykając oczy. Gorąca woda źródła, wzmacniała doznanie przyjemności, palił mnie ogień pożądania.
Kas:- Uwielbiam kiedy jesteś taka niewyżyta. - Trzymając mnie ręką w talii. Dwoma palcami drugiej, stymulował mnie od środka, a kciukiem głaskał łechtaczkę, kolistymi ruchami. W takich chwilach, jeszcze bardziej doceniam fakt, że jest gitarzystą, jego palce są kurewsko zręczne. Powstrzymując się od westchnięć, całowałam i lizałam jego mokrą szyje, wgryzałam się w ramię, ssała gardło i obojczyk. Robiłam wszystko, by zatkać czym usta. Za to z jego ust, wyrywały się pomruki przyjemności. Nie wiedział tego, ale te słodkie dźwięki, pieściły moje uszy.
- Aggh.. co robisz.. - Westchnęłam niezadowolona, kiedy jego palce opuściły moje ciało. Jeszcze chwila, a osiągnęłabym szczyt spełnienia.
Kas:- Jesteś już wystarczyła mokra. - ucałował moje ramię, po czym chciwie wpił się w usta z dziką pasją. Położył mi dłoń na plecy, i oparł mnie o ścianę zbiornika. Tak bym nie uderzyła nimi o kamienistą strukturę.
Pragnęłam przed nim klęknąć, i oddać przysługę. Jednak w momencie, gdy woda sięga nam do ramion, nie jest to zbytnio możliwe. Dlatego wzięłam w dłoń jego penisa, który od początku tej gry, był twardy i gotowy by sprawić mi przyjemność. Regularnymi ruchami, stymulowałam kutasa chłopaka.
Kas:- Aż taką miałaś ochotę, się nim pobawić ? - Mruknął mi do ucha, zaczepnie je gryząc.
- Mój skarbuś nie dostał od pani wystarczająco dużo uwagi. - powiedziałam przesłodzonym głosem obserwując jak arogancki uśmiech chłopaka zmienia się w zażenowanie.
Kas:- Jak ty go nazwałaś ?
- Skarbuś..
Kas:- Nigdy więcej, nie chce tego słyszeć ! - jego głos był lodowaty, ostry. Gniew rywalizował z obrzydzeniem. Widząc to, uśmiechnąłem się złośliwie, kontrowersyjnie oblizując mokre usta. - Bawi cię to..
- Bardzo. Wkurwiony wyglądasz jeszcze bardziej sexy. - Pożądliwie musnęłam jego usta, odwracając się. Wypięłam biodra w stronę ukochanego. Opierając się ramionami, o kamienisty, zaśnieżony brzeg źródła. Nachylając się nad moim ciałem, pocałował mnie za uchem.
Kas:- Zobaczymy czy to.. Też będzie cię bawić. - wyszeptał głębokim tonem, składając kilka buziaków na mojej szyi i łopatkach. Jego dłonie objęły moje pośladki. A twardy kutas, bez oporów wszedł we mnie do końca, jedynym szybkim ruchem. Jęknęłam głęboko. Zaciskając place w pięści, zostawiłam na śniegu ślady moich palców. Poruszał się szybko, intensywnie sprawiając mi tym nieziemską przyjemność. Dreszcze pożądania, przeszły mi po kręgosłupie i policzkach. Wzdychałam, wyjąkując jego imię i pragnąc więcej. Woda ograniczała nam ruchy, mino wszystko on był fantastyczny, jak zawszę. Poruszał biodrami, całując mnie wszędzie gdzie mógł. Powoli opadałam z sił czując rosnącą przyjemności.
- Kas.. ja...za-raz...
Kas:- Ja też - ostatnie trzy razy, wszedł wolno ale mocno. Moje mięśnie zacisnęły się na nim. A głośno jęk wyrwał mi się z ust, gdy w końcu osiągnęłam upragniony orgazm. Kastiel czule objął mnie ramionami, chowając twarz w zagłębienie mojej szyi. Stłumił pomruk trzęsąc się i jednocześnie dochodził we mnie. To uczucie, nigdy mi się nie znudzi.
- Jesteś boski. - przeczesałam mokrą dłonią jego wilgotne włosy, gdy dyszał w moje ramię.
Kas:- Kocham cię Luna... ale jak jeszcze raz, nazwiesz mój penis "słodziakiem". Spuszczę ci na głowę lawinę.
- Haha ha haha - nie mogłam pohamować się od śmiechu, którym czerwonowłosy szybko się zaraził. Oboje byliśmy zmęczeni i rozgrzani. Kiedy mój ukochany gitarzysta podparł się plecami o kamienie, wtuliłam się w niego. Położyłam głowę na jego ramieniu. A on oparł czoło o moje. Przytuleni, odzyskiwaliśmy stracone oddech, schowani za gęstą mgłą z pary.
Kas:- Żałujesz że nikt tu nie przyszedł ? - nie wyczułam sarkazmu w tonie jego głosu.
- Aż tak bardzo chcesz zobaczyć nas na okładkach, wszystkich tabloidów w kraju.
Kas:- Było by zabawne.
- Skoro tak bardzo, lubisz pokazywać swoją goliznę. Trzeba było zostać, gwiazdą porno. Zamiast rocka.
Kas:- Rozważę to, kiedy znudzi mi się muzyka. Ale wtedy będziesz występować ze mną. - znam go dekadę, a dalej mnie zaskakuję. Zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Co ja mam z tym facetem.
- Naprawdę myślisz że właśnie po to studiowała prawo ?
Kas:- Zawsze siedziałaś z nosem w książkach.
- Tak jak ty w gitarze.
On jest gwiazdą, ja praktykuje prawo. Dalej jesteśmy razem, dojrzeliśmy, mamy własne mieszkanie, finansowo wszystko gra. Jest dokładnie tak jakby nasze licealne fantazje się spełniły. Czy to źle że pragnę czegoś więcej ? Cholera Luna ! Przestań zawracać sobie głowę durnotami. Po co się spieszyć, korzystaj z wakacji...
Kas:- ..na. Luna ? - lekkie szturchnięcia za ramię wyrwały mnie z letargu. Spojrzałam na chłopaka rzucając mu pełne pytań spojrzenie.
- Hę ?
Kas:- Odpłynęłaś ? Gadam do ciebie od pięciu minut.
- Trochę, przepraszam. Co mówiłeś ?
Kas:- Mówiłem że powinniśmy się zbierać. Zaraz będzie ciemno. A wieczorem robi się chłodniej.
Ubranie się po kąpieli, było jedną z najgorszych moich życiowych doświadczeń. Było zimno a ubrania lepiły nam się do mokrej skóry. Co zajęło jeszcze więcej czasu. Wynieśliśmy się stamtąd w pośpiechu; Kas pomógł mi przeskoczyć przez barierkę, gdyż dalej czułam pomiędzy nogami, skutki naszego zbliżenia. Droga powrotna, nie była już tak przyjemna, jak wcześniejszy spacer.
Wróciliśmy do domku, wcześniej jeszcze robiąc małe zakupy. Było to dosłownie kilka przekąsek na wieczór. I kilka rzeczy na jutrzejsze śniadanie.
Wyczerpana wzięłam z walizki świeże ubrania, przebierając się w łazience w ciemne spodnie i ciepły biały sweter. Wyszłam z łazienki, gotowa by dołączyć do mojego chłopaka. Którego nigdzie nie było. Jednak kiedy usłyszałam głuchy huk, zaczęłam się martwić. Wyjrzawszy przez drzwi, za których dochodziły dźwięki. Myślałam że serce mi stanie, kiedy zobaczyłam jak Kastiel macha siekierą. Rozbijając pieńki drzewa, leżące przy ścianie domku.
- Skarbie. Ile razy w życiu, rąbałeś drzewo ? - widząc w jego dłoniach to niebezpieczne narzędzie. Zaczęłam widzieć przed oczami, najgorsze scenariusze.
Kas:- Nigdy.. a co ?
- Na Boga... Kastiel, proszę odłóż to. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Kas:- Potrafię ogarnąć takie męskie zajęcie jak rąbanie drzewa. - świetnie, teraz muszę się kłócić z jego męską dumą.
- Ja nie wątpię. Ale mimo wszystko boje się, że coś sobie zrobisz. - spojrzałam na niego błagalnie. Naprawdę się martwiłam. Nie mam wątpliwości, że jest silnym facetem. Ale niech zostanie przy trzymaniu gitary. - Po za tym, drewno jest przy kominku, jak zabraknie weźmie się te mniejsze kawałki. Wiec błagam, odłóż to śmiertelne narzędzie.
Kas:- Niech ci będzie. - wbił siekierę w pieniek, wracając ze mną do domku. Odetchnęłam głęboko, zadowolona że udało mi się odciągnąć go od tego. Naprawdę nie mam ochoty, spędzać reszty weekendu, na ostrym dyżurze.
Gdy starał się rozpalić w kominku, zajęłam się winem, podczas gdy otwierałam każdą możliwą szafkę, poszukując lampek. Poczułam jak para dłoni, obejmuję moje biodra.
- Co za bieda.. nie ma tu lampek do wina.
Kas:- Nie zachowuj się jak panienka. - zdejmując jedną dłoń z mojego ciała, chwycił za butelkę czerwonego wina. Przyłożył gwint do ust, po czym wziął kilka łapczywych łyków.
- Zostanie coś dla mnie.
Kas:- Nie. Możesz mnie pocałować i posmakować. - uśmiechając się perfidne, znów przyłożył butelkę do ust. Wziął duży łyk, oblizując usta.
- Próbujesz się upić ? - jego zachowanie, jednocześnie mnie dziwiło i przerażało. Zabrałam mu butelkę z trunkiem którego została, trochę więcej niż połowa. O on zrobił minę dziecka, któremu właśnie zabrano lizaka.
Kas:- Może.. ? Chodź to ciebie miałem upić, ale nie, wolę to zrobić sam.
- Dobra, ty się już najwyraźniej upiłeś. - odłożyłam butelkę na drewniany blat, obejmując dłońmi jego twarz. - Co jest ? Coś się stało ?
Kas:- Miałem powód żeby cię tu zaprosić. Chciałem, żeby to był dla ciebie, niezapomniany wieczór. - pocałował moją dłoń, trochę powyżej nadgarstka. - A czuję, że zaraz wszystko spieprzę, jak zawszę.
- Jest niezapomniany. Bawiliśmy się cały dzień. Dlaczego miałbyś wszystko spieprzyć. - zdjął moje dłonie ze swojej twarzy. I biorąc butelkę z winem, usiadł na kanapie. Dosiadłam się blisko, znów zabierając mu ten nieszczęsny alkohol, tym razem odkładając go na stolik.
Pociągnął mnie w swoją stronę. Teraz moja głowa była na jego brzuchu. Seksownym, umięśnionym brzuchu na widok którego mam ślinotok. A reszta ciała pomiędzy jego nogami. Opierając się plecami o podłokietnik sofy objął mnie czule i mocno zarazem. Oplotłam go ramionami wokół pasa, wtulając policzek w jego brzuch. Poczułam jak delikatnie przejechał dłonią po moich włosach - Gdybym miał wspomnieć jedną rzecz, którą zrobiłam właściwie. W całym swoim życiu. Byłaby to chwila, w której oddałem ci swoje serce.
- Jeśli chcesz je z powrotem. To od razu mówię, że nie oddam. - dalej bawił się moimi kosmykami. Jednocześnie, głaszcząc mnie drugą dłonią po plecach. Jego przytulenie i te drobne gesty sprawiały, że czułam się jak w niebie.
Kas:- Jest coś. O co od dawna chce cię zapytać. - głos mu zadrżał, co się nie dzieję. Mało tego, przez jego dotyk na moim ciele wyczuwałam jego obawy. Uniosłam się delikatnie, i opierając dłonie na jego piersi, podparłam na nich głowę.
- Pytaj o co chcesz. Zawszę cię wysłucham.
Kas:- Czasami trudno jest mi znaleźć słowa, by powiedzieć jak wiele dla mnie znaczysz. To jeden z takich momentów. - Chwytając mnie za ramiona, delikatnym ale stanowczym gestem, odsunął mnie od siebie. Wstał, odruchowo zrobiłam to samo. - Lepiej usiądź dziewczynko, tak będzie bezpieczniej.
- Bezpieczniej ? Zaczynam się bać.
Kas:- Próbowałem znaleźć wyjątkową chwilę, żeby zadać ci to pytanie. Dlatego cię tutaj zaprosiłem. Nie chce dłużej czekać, pragnę być z tobą już na zawszę. I mam nadzieję że ty ze mną też.
- . . . - Serce stanęło mi na ułamek sekundy. Kiedy zupełnie niespodziewanie, wyjął z kieszeni pudełeczko, klękającą przed mną.
Kas:- Luna. Proszę cię o to, przyklękając na jedno kolano, bo przecież jestem super tradycyjnym gościem. Ale też dlaczego, że cały trzęsę się ze strachu. Bo naprawdę chce by był to najszczęśliwszy dzień naszego życia.
Wiem że często bywam wkurzający, a mój egoizm jest nie do zniesienia...jednak. Czy myślisz że mogłabyś, znosić mnie jeszcze przez jakiś czas... powiedźmy całe życie ?
Siedziałam jak sparaliżowana, zagubiona w jego pięknych, rozmarzonych oczach. I nawet nie poczułam, jak łzy wzruszenia, zaczęły spływać mi po policzkach. Zawszę myślałam, że będę przygotowana na tą chwilę, pragnęłam jej. Ale teraz wiem, że nie da się na to przygotować, brak mi słów. A przecież czekałam na to całe życie.
Kas:- Nie chcę podpowiadać, ale teraz powinnaś powiedzieć, tak.
- . . .
Kas:- Ewentualnie że to przemyślisz...
- . . .
Kas:- Kolano mi cierpnie.
- Tak - wyszeptałam cicho, ledwo słyszalnie. Uśmiechając się z szczęścia i zaskoczenia jednocześnie. A oczy, zaszkliły mi się łzami. - Tak. OCZYWIŚCIE ŻE TAK ! - Rozczulona, rzuciłam się mężczyźnie na szyje, ściskając go z całej siły. Odwzajemniając uścisk, wtulił twarz w moją szyje. - Jesteś miłością mojego życia, niczego nie pragnę tak bardzo, jak być twoją żoną. Kocham cię.
Kas:- A ja ciebie skarbie. - odsuwając się, by na niego spojrzeć, zaskoczona uniosłam brwi. W kącikach jego oczu, stały łzy.
- Płaczesz ? - nie przypominam sobie, kiedy ostatnio widziałam jak płakał.
Kas:- Nie. Coś mi wpadło do oka.
- Kastiel Veilmont płaczę ze wzruszenia. Bo zgodziłam się go poślubić. Nie mogę w to uwierzyć. - otarłam jego policzek, po którym spadała mała kropla. Jest taki słodki.
Kas:- Cholera. Sama też płaczesz. Nie żartuj ze mnie. - zachichotał nim wziął mnie w ramiona i niespodziewanie, zaczął mną radośnie obracać dookoła siebie. Śmiałam się głośno, wtulona w niego, patrząc jak wszystko wokół mnie wiruje.
- Kastiel, kręci mi się w głowie !
Kas:- To nie pierwszy raz, kiedy zakręci ci się w głowie. - Pocałował mnie, zamknęłam oczy, poddając się muśnięciom jego warg. Ochoczo rozchyliłam usta by mógł wsunąć w nie język. Z początku delikatny i czuły gest, z każdą sekundach stawał się coraz namiętniejszy i zachłanny. - Jesteś pewna. Będziesz na mnie skazana do końca życia. - uśmiechnął się cynicznie, tak jak to zazwyczaj robi.
- Całkowicie pewna. Chcę dzielić z tobą życie. - Wsunął mi pierścionek na serdeczny palec prawej dłoni. Do moich oczu napłynęły nowe łzy wzruszenia. Spojrzałam na pierścionek, był z białego złota. Jego środek zdobił większy brylant, dwa mniejsze były osadzone po jego bokach, w ornamencie serca. - piękny jest. - łapiąc palcami mój podbródek, zmusił bym na niego spojrzała. Delikatnie otarł dłonią moje łzy.
Kas:- Nigdy, go nie ściągaj.
- Obiecuję - Obejmując dłońmi moją twarz, całował każdą jej część. Policzki, nos, czoło, zatrzymał się przy ustach obserwując mnie rozczulonym, pełnym miłości wzrokiem. - Jestem, najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Kas:- Bo masz mnie od dziś do końca na wyłączność.
- Tak ? - zachichotałam rozbawiona i łapiąc go za kark, przyciągnęłam do kolejnego głębokiego pocałunku. Podczas gdy zachłannie pieściłam jego język. Kas wsunął dłonie pod mój sweter, głaskając palcami moją talię i powoli przesuwał je wyżej, ku biuście. Oderwał się od moich ust, przenosząc swoje na moją szyje. Westchnęłam cicho, oddając się przyjemności, z jaką jego usta schodziły po moim ciele. Kiedy dotarł do zapięcia stanika, powstrzymałam go
- Ale.. ale co ty robisz. Przecież nie jesteśmy jeszcze po ślubie. - Żartowałam udając przyjętą jego zapędem. Jednocześnie próbując się nie uśmiechać. Ale to akurat było nie możliwe, byłam za szczęśliwa.
Kas:- Poważnie ? Teraz masz ochotę się ze mną drażnić ? - wywrócił oczami śmiejąc się ze mnie.
- Sam mówiłeś że jesteś super tradycyjnym gościem.
Kas:- Oczywiście że jestem. Dlatego trzeba to tradycyjnie skonsumować. - Powiedział ze swoim łobuzerskim uśmiechem.
Pozwoliłam by mnie podniósł i zaniósł na piętro domku. Położyliśmy się na łóżku, wtuleni w siebie.
Kas:- Chyba nawet nie wiesz jak bardzo cię teraz pragnę - wyszeptał i pocałował moje usta muskając je językiem
- Wiec.. nasz pierwszy raz jako... narzeczeństwo ? - wykorzystam moment w którym stracił na chwilę czujność by przewrócić go na moje miejsce i usiąść mu na biodrach. Powoli, subtelnie przejechałam palcami po jego torsie, kończąc na biodrach. Czuję jak napina mięśnie. - Spróbujmy nie połamać łóżka, dobrze ? - szeptałam uwodzicielskim głosem, pochylona nad jego ustami. Jedyną jego odpowiedzią, był ten arogancki uśmiech. Który w nim tak kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro