Rozdział 10 Halloween 🎃
Właśnie kończyłam ostatnie poprawki swojego stroju. Bliźniaki co rok robią imprezę z okazji Halloween jednocześnie upierając się by przyjść w kostiumie. Wzięłam głęboki oddech i odcięłam część sukienki tak by specjalne poszarpany materiał sięgał do połowy uda. We włosy wpięłam spinki do których były przyczepiono małe rożki a na szyi zapięłam skórzany choker z ćwiekami. Dopełniłam wszystko robiąc mocny makijaż, czarny cień kredka i kilka warstw maskary na usta nałożyłam czerwoną szminkę i przyczepiłam sztucznie paznokcie na klej do protez. Przycięłam je wcześniej tak by imitowały kły. Ubrałam wcześniej przygotowaną czerwoną obcisłą sukienkę i tego samego koloru wysokie szpilki. Na talii zapięłam czarny pasek i dwa łańcuchy. Obejrzałam się w lustrze i stwierdzając że może być, i tak lepiej wyglądać nie mogę. Kiedy zbiegałam po schodach o uszy obił mi się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłam je szeroko uśmiechając się do trójki dzieci w uroczych kostiumach. Był też z nimi starszy chłopak pewnie robił za opiekuna.
- Cukierek albo żart ! - Krzyknęli chórem uśmiechając się na widok miski z słodyczami.
- Świetne kostiumy, widzę biedronkę, księżniczkę i . . . em, za kogo się przebrałeś.
- Jestem wampiro-pirato -koto-ducho-kosmo-zombiołakiem!
- Aha. - Zaśmiałam się cicho obdarowując każdego cukierkami.
- Pani też ma ładny kostium.
- Naprawdę ? Dziękuję. - Uśmiechnęłam się po raz kolejny do dziewczynki.
- Tak ! Wygląda pani tak jak te kobiety z komputera braciszka. - Dziewczynka złapała nastolatka za rękę. Na co ten się zarumienił.
- Mia ! Przepraszam za nią, gada głupoty. - Ratował się nastolatek.
- Rozumiem. - zabrałam z misy lizaka i wręczyłam go chłopakowi który popatrzał na mnie niezrozumiale. - Wesołego Halloween. - Uśmiechnęłam się po raz ostatni zamykając drzwi. Dzieci to urocze stworzenia ale na dłuższą metę bardzo męczące. Kiedy wyciągałam z lodówki schłodzoną już na imprezę wódkę znów ktoś zapukał w drzwi. Zabrałam misę ze słodyczami z myślą że dziś już chyba nie wyję z domu. Ale kiedy je otworzyłam zamarłam w miejscu, mój oddech na chwile się zatrzymał a oczy szerzej otworzyły.
Kas:- Buziak albo psikus. - Szarooki stał oparty o futrynę drzwi ze swoim firmowym uśmieszkiem. Oszołomiona upuściłam miskę z cukierkami zasłaniając usta dłonią. Chłopak który zazwyczaj nie rozstaje się z swoją ramoneską teraz stał prze de mną ubrany w białą marynarkę która odsłaniała nagi tors; i tego samego koloru spodnie które podtrzymywał mu czerwony pasek z klamrą z trzema szóstkami, rzekomym znakiem diabła, do paska doczepiony był czerwony ogon z strzałką na końcu. Włosy były zaczesane w tyłu a po bokach miał spinki z różkami. Widząc go w tej wersji poczułam jak po kręgosłupie przechodzą mnie dreszcze a temperatura ciała znacząco się podnosi.
- To chyba było cukierek albo psikus ?
Kas:- Nie w mojej wersji dziewczynko. To jak będzie ? - Nachylił się lekko przechylając głowę. Przysunęłam się lekko i musnął moje usta, oddałam pocałunek przymykając oczy. - Wiesz że wyglądasz nadzwyczaj pociągająco.
- Tobie też niczego nie brakuje. Tylko... nie zimno ci ? Mamy końcówkę października a ciebie wzięło na paradowanie z gołą klatką.
Kas:- Jak mnie w końcu wpuścisz do środka to będzie mi zdecydowanie cieplej. - Miał racje, odsunęłam się dając mu przejść. A sama wróciłam do kuchni.
- A tak właściwie to co tu robisz ?
Kas:- Przyszedłem po ciebie. Idziemy razem. - Odparł tak jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
- A ja nic o tym nie wiem. Oczywiście.
Kas:- A nie chcesz ? - oparł dłonie oblat o który ja też się obierałam. Wstrzymałam oddech odwracając się twarzą do niego. Kastiel uśmiechał się w swój unikalny zadziorny sposób. - Powiedz to.
- Ale co ?
- Kastiel nie chce iść z tobą na imprezę. - Naśladował mój głos na co zachichotałam.
- Nie powiem tego
- Dlaczego
-Bo bym skłamała.
- To po co się dąsasz.
-Nie dąsam... - i nie skończyłam bo ten kretyn ucieszył mnie pocałunkiem. Oddałam gest a ten objął moją talie ramionami, poczułam znajomy ucisk na podbrzuszu i jego język na ustach proszący do dostęp, mimo że to było cholernie przyjemne powoli odsunęłam swoje usta od jego, otworzył oczy ale mnie nie puścił. - Nie za często się całujemy ? - Wypaliłam bez zastanowię ale w końcu nawet nie wiem na czym stoimy, nie jesteśmy razem, nie sypiamy ze sobą po prostu się całujemy.
Wtulił głowę w moją szyję, jego ciepły oddech grzał mnie w ucho - No właśnie za rzadko.. - mruknął mi w ucho, przeszedł mnie dreszcz. - ..chce więcej, dużo więcej. - Wtedy poczułam jak wodzi wargami po mojej szyi. Dotknął jej czubkiem języka i przyssał się do tego miejsca. Westchnęłam głośno i automatycznie odchyliłam głowę łapiąc go za włosy przyciągając bliżej. W tej samej chwili zadzwonił mój telefon. Dzięki.
- Kastiel - Odessał się od mojej szyi i podał mi telefon. Odebrałam. - Tak Roza ?
Roz:- Właśnie omija cię najlepsza impreza roku ! Gdzie ty jesteś ! - Krzyczała przez co musiałam odsunąć telefon od ucha.
- Coś mnie zatrzymało. - Tu spojrzałam wymownie na Kastiela który uśmiechnął się złośliwie pokazując swoje białe zęby.
Roz:- Co mogło cię zatrzymać w Halloween !
- W korku stoję, serio zaraz będę, do później. - Rozłączyłam się.
Kas:- Dlaczego jej o mnie nie powiedziałaś. - Mówił smutny.
- Bo każe mi się trzymać od Ciebie z daleka... diable. Dobra, chodźmy już bo naprawę nie chce tego przegapić. - Zabraliśmy alkohol i wyszliśmy, zakluczyłam za nami drzwi. - Co robisz. - Zapytałam kiedy wsiadał do mojego samochodu.
Kas:- Chce się upić, ty prowadzisz.
- Co ?! Nie możesz tak. Po za tym co z twoim samochodem. - wskazałam na maszynę obok.
Kas:- Prześpię się u ciebie i rano go zabiorę. - Westchnęłam lekko poirytowana i usiadłam za kierownicą. Przez całą drogę wykłócałam się jednak z chłopakiem o tym jego zachowanie, ten jednak ignorując to co mówię kład mi dłoń na udo przez co nie mogłam się skupić na jeździe. Na szczęście dojechaliśmy dosyć szybko, zabrałam wódkę i mocno zapukałam do drzwi, już za nich dało się usłyszeć głośne basy i krzyki ludzi. Kastiel stanął za mną obejmując mnie ramieniem. Na co zwróciłam mu uwagę ale czerwonowłosy w ogóle się tym nie przejął.
Al:- No nareszcie ! Co tak późno ! - Alex otworzył nam szeroko drzwi, co mnie zaskoczyło różowooki był bez koszulki. Na głowie miał kocie uszka z którymi wyglądał przesłodko i czarny ogon przyczepiony do paska. - Macie pasujące kostiumy. Zaraz. . . przyszliście razem. Zajebiście ! A już się bałem że nikogo sobie nie znajdziesz.
- Nie jesteśmy parą.
Al:- Co ? Czemu... on wygląda jak model z babskich gazetek. Czego ty jeszcze chcesz.
- Alex !
Al;- Widziałaś jaką ma klatę.
- Zapłaciłeś mu za to. - Zwróciłam się do czarnowłosego który ze swoim zadziornym uśmiechem zwijał się ze śmiechu. Kas pokiwał przecząco głową, zirytowana zmarszczyłam brwi. - Mogę wejść. - różowooki przesunął się, weszłam do domu bliźniaków rzucając mu szybkie i sarkastyczne dzięki. W środku był tłum ale znając Alexego to chłopak zaprosił połowę szkoły. Wszędzie były lampy UV i girlandy z małymi duszkami. Nie brakowało też sztucznej pajęczyny, pająków i wyciętych dyń. No muszę powiedzieć że chłopcy się postarali. Rozglądając się szybko wypatrzyłam przyjaciół. Podeszłam w ich stronę. - Cześć wszystkim.
Nat:- Cześć Luna.
Ken:- Hej
Roz:- No nareszcie, gdzie ty się podziewałaś, z resztą nie ważne. Masz pij. - Wsadziła mi do ręki kolorowego drinka. Ale kiedy przyłożyłam szklankę do ust poczułam ostre pieczenie.
- Ałł ! Co do.. - automatycznie złapałam się za pośladek. Na co reszta się zaśmiała.
Arm:- Czadowy kostium Luna. Dawno nie widziałem tak udanego demona.
- Dzięki Armin. Twój zombie też jest świetny. To prawdziwa krew ?
Arm:- Nie to czerwony barwnik do ciastek.
Roz:- A co powiesz o mnie ? - Roza zawszy odpuszczała sobie "straszne" kostiumy. Wolała stroje z epoki.
- Nie za dużo falbanek ma ta sukienka.
Roz:- Nie znasz się ! - Przyjrzałam się innym. Kentin grał wilkołaka i jako kolejny nie miał na sobie koszulki, Nat był naukowcem, Iris kitsune a Violetta robiła za słodkiego króliczka.
- Lysander, dlaczego się nie przebrałeś ? - Zapytałam widząc ze tylko on nie ma przebrania.
Lys:- Ludzie i tak uważają że mój strój na co dzień wygląda jak na Halloween.. - odpowiedział z uśmiechem. -.. stwierdziłem że, przebranie nie będzie konieczne. Ale Rozalia dała mi to. - Rozchylił usta przez co mogłam zobaczy jego kły, oczywiście sztuczne.
- Nieźle.
Lys:- A tak zmieniając temat. Widziałaś może Kastiela ?
- Nie, zgubiłam go po wejściu.
Roz:- Przyszliście razem.
- Tak jakby. Ej idziemy zatańczyć. - Wciągnęłam Rozalie i przy okazji Armina w tłum tańczących. Białowłosa ma do mnie żal że spędzam tak dużo czasu z buntownikiem. Twierdzi że Kastiel to socjopata który mnie zdemoralizuje. Ale chyba by mi to nie przeszkadzało . Resztę nocy spędziłam na piciu alkoholu, tańcu i rozmowach z przyjaciółmi. Byliśmy nawet na spacerze po okolicznych domach wyłudzając od sąsiadów cukierki.
Byłam już po kilku drinkach i czułam jak kręci mi się w głowie od nadmiaru alkoholu. Większość już wróciła do domów, ja też uwzględniałam to w planie, musiałam tylko znaleźć jednego czerwonawego Lucyfera który nie odbierał telefonu. Było zdecydowanie mniej ludzi niż wcześniej dlatego też mogłam chodzić nie przepychając się. Po kilku minutach które zdawały się trwać wiecznie znalazłam go otoczonego przez trzy dziewczyny które tak jak ja z trzeźwością nie miały nic wspólnego. Błądziły wzrokiem po jego w pół nagim ciele, wypychając biust i uśmiechając się flirciarsko. Chłopak zachowywał się jak zwykle. Rozmawiał, żartował i uśmiechał się w swój unikalny sposób. Stwierdziłam że zachowam się jak suka i zabiorę im tą rozkosz na te noc. Jak gdyby nic podeszłam do Kastiela i zarzuciłam mu dłonie na szyje. Widziałam jak zaskoczyło je moje zachowanie jego też zaskoczyłam.
- Chce już do domu - wyjęczałam chowając twarz w jego szyje.
Kas:- Teraz ?
- Nie jutro ! . . . Sorry laski ale on dzisiaj ląduje w moim łóżku. - Powiedziałam z wyższością w ich stronę i złapałam chłopaka za rękę wyprowadzając nas. Obejrzałam się szukając samochodu. Na szczęście była pełnia księżyca więc wszystko było super widoczne. Pełnia w Halloween czy może być większy banał ?
Kas:- Serio ląduje dziś w twoim łóżku. - Pytał obejmując mnie. Ale od razu zdjęłam jego dłonie z talii.
- Kastiel, nie obejmuj mnie.
Kas:- Co ? Czemu ?
- Bo zjadłam dwa kilo cukierków i jeszcze więcej wypiłam i jest mi nie dobrze, a ten strój za seksownie na tobie leży, żeby teraz na niego zwymiotować. - Spojrzał na mnie jak na idiotkę i zaśmiał się głośno.
Kas:- A więc jestem seksowny ?
- Czasem nawet tobie się zdarzy.
Kas:- Pociągam cię ? - W odpowiedzi złapałam go za kark i przyciągnęłam do siebie łącząc nasze usta. Powoli całowałam jego pełne usta, ale nie pogłębiłam pocałunku, odsunęłam się powoli ciągnąc za sobą jego dolną wargę.
- To zamiast znaczącej odpowiedzi, może być ? - Oblizałam wargi, nie przestają patrzeć mu w oczy.
Kas:- Wiesz że nieźle sobie grabisz tak mnie kusząc.
- Tak łatwo skusić diabła.
Kas:- W twoim wypadku to wystarczy sam wygląd.
- O i tym tekstem załatwiłeś sobie miejsce obok mnie w łóżku. A teraz chodź już mam dość Halloween na dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro