Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdzial 6 sezon 2 Przepraszam

~☆ Perspektywa Kastiela☆~

Lu:- Nie chce, widzieć cię dzisiaj w domu. - jej słowa mnie uderzyły, byłem tak skołowany że nawet nie sprubowałem jej zatrzymać. Potrzebowałem 10 sekund, by odnaleźć się w tej sytuacji.

- Luna zaczekaj ! - wydarłem się, ruszając biegiem za dziewczyną. Tylko że się spóźniłem, Lu wsiadła do samochodu i odjechała z piskiem opon. W tym samym momencie, okrążyło mnie kilkanaście osób, dziennikarze przekrzykiwali się przez siebie, do tego doszedł dźwięk aparatów, dostałem fleszem po oczach od czego zakręciło mi się w głowie. Cole, nasz ochroniarz pomógł mi wrócić do środka baru, co zrobiłem niechętnie. Tuż przy drzwiach czekał na mnie zespół.

Za:- Wkurzyła się ? - zapytał śmiechem, na co łypnąłem go zimnym wzrokiem.

- Nie no co ty, była przeszczęśliwa. - rzuciłem sarkastycznie idąc przed siebie. Szturchając przy okazji Zacka ramieniem.

Le:- Na pewno jej przejdzie.

- Tobie by przeszło ! - powiedziałem znacznie agresywniej niż bym chciał. Nie mieli pojęcia, jak podle się czułem raniąc ją. Jak ona się teraz czuje. Gdyby role były odwrócone, zabiłbym gnoja który próbowałby ją pocałować. Przedarłem się przez tłum ignorując ludzi który próbowali zaczepić mnie rozmową. Ale w pewnej chwili, ktoś mocno złapał mnie za ramię.

Lys:- Kastiel zaczekaj proszę. - łagodny ton głosu przyjaciela, uspokoił mnie odrobinę. Odetchnąłem głośno, rozluźniając pięści.

- Widziałeś ? - spojrzałem na przyjaciela lekko podłamany.

Lys:- Wszystko.

- Cholera, przecież ona mnie teraz nienawidzi.

Lys:- Wiesz że to nieprawda. Jest po prostu w szoku. Uspokoi się i jutro porozmawiacie na spokojnie. Znasz ją najlepiej Kastiel, kocha cię. A to nie jest rzecz, której nie mogła by ci nie wybaczyć. Chodź napijemy się drinka.

- W porządku - usiedliśmy przy stoliku w głębszej części lokalu, gdzie było trochę spokojniej. Miałem dość uśmiechania się do inwestorów i odpowiadania na pytania zaproszonych przez Kureto dziennikarzy. Violetta postawiła przede mną szklankę wypełnioną lodem z whisky. - Dzięki.

Vi:- Nie ma za co.

- Tak z kobiecego punktu widzenia. Jak bardzo może być na mnie wściekła ? - zapytałem a dziewczyna uśmiechnęła się.

Vi:- Nie na tyle żeby cię zostawić. To pewne. Na to musisz jeszcze trochę popracować.

- No faktycznie, bardzo zabawne.

Vi:- Wybacz Kastiel. Ale jestem przekonana że wszystko sobie wyjaśnicie.

- Pewnie tak

Vi:- Pamiętam jak w liceum na urodzinach Melanii, Rozalia zapytała ją co takiego w tobie widzi. Powiedziała: "Nie ważne jak podle się czasami zachowuje, potrafiłby mnie sprowokować do uśmiechu nawet gdybym wisiała na szubienicy" - Zaśmiałem się mocząc usta w trunku. Zawisnąć, to ja powinienem, za byciem takim fiutem. Nie ograniczałem się tego wieczoru, piłem drinka za drinkiem. Chcąc ulżyć sumieniu, i zapomnieć o głupocie.

- Pierdolony, teledysk.... To moja wina, zachciało mi się... jebanej sławy... Pewnie już pakuje moje rzeczy.

Lys:- Przestań, pierdoli Veilmont. A nawet jeśli.. to znajdziesz sobie inną. - wymamrotał ściszonym głosem.

- Nie chce innej... chce moją dziewczynkę. Kocham ją. Tylko ją, nie chce.. podrzędne szmaty. Tylko moją.. Lunę.

Lys:- Twoją.. płaską deskę ? - zaśmiał się, podpierając głowę ręką. A ja uderzyłem głową o blat. I nawet tego nie poczułem.

- To że ma małe cycki, też w niej kocham. Jestem idiotą... Wszystko zjebałem. Jutro mnie rzuci.

Vi:- Pierwszy raz, widzę go tak pijanego. Nie wiedziałam nawet, że Kastiel ma tyle uczuć.

Lys:- A no ma. Ej skarbie. Chodźmy do łazienki...chciałbym cię.

Vi:- Ty też jak widzę, o drinka za dużo wypiłeś.

- Przynajmniej ty Lys.. masz jeszcze kogo pieprzyć.

Vi:- Zadzwonię po taxi. Weźmy go do hotelu. Jak Luna zobaczy go w takim stanie, z pewnością spakuje mu walizkę.


~☆ Perspektywa Luny ☆~

Obudziłam się w pustym łóżku, miejsce obok było nietknięte. Kastiel naprawdę nie wrócił do domu. Czułam się fatalnie, bolała mnie głowa, większość nocy przepłakałam a później usnęłam ze zmęczenia. Otuliłam kołdrą ramiona zanim wstałam.
Chciałam się przekonać, czy naprawdę nie wrócił. Salon był pusty, tak samo kuchnia, wolałabym żeby zignorował moje słowa i nocował w domu.
Demon przeciągnął się, leżał obok swojej miski. Spojrzałam na zegarek było 12:05.
- Cholera, przepraszam piesku już daję ci śniadanie. - Nasypałam do miski chrupek i wymieniłam wodę na świeżą. - Ogarnę się i pójdziemy na spacer.- powiedziałam klepiąc zwierzę po grzbiecie.

Ale kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze chciałam się załamać. Wczoraj w ogóle nie korzystałam z łazienki. Makijaż, włosy, oczy, ubrania. Wyglądałam jakbym miał na sobie cospley z filmu "Gnijąca panna młoda" Dopiero prysznic okazał się z zmartwychwstaniem.
Jednak nieważne ile korektora nałożę, moje oczy były opuchnięte i czerwone od płaczu.
Kiedy tylko pomyślę o tym co się stało wczorajszego wieczoru. Dalej mam ochotę płakać. Widok go z inną bolał bardziej niż jakikolwiek fizyczny ból. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi z piersi, dalej bijące dla niego serce. I rozrywał je powoli na małe kawałki. Skrzywdził mnie, ale dalej go kocham. To się nie zmieniło. Nie umiałabym mu nie wybaczyć.

Siedziałam w parku na ławce popijając kawę z Starbucksa. Cały czas spoglądając na telefon, licząc że mężczyzna napisze albo zadzwoni. Jednak, nie było co liczyć na wiadomość od niego. Próbowałam również skontaktować się z Rozalią lub Alexym, na moje nieszczęście żadne nie odpowiedziało na wiadomość.
Po pół godzinie, bo tyle zajęło mi wypicie kawy, przywołałam Demona i wróciłam z psem do mieszkania. Jednak przed budynkiem ktoś czekał. Blondyn, siedział na schodach, prowadzących do budynku. Pochylając głowę, bawił się telefonem.

- Nataniel ?

Nat:- Cześć Luna - przywitał się z uśmiechem i wstał.

Lu:- Hej. Miło cię widzieć. A, co tu robisz ?

Nat:- Próbuje odgadnąć, pod którym numerem mieszkacie. Czekałem aż ktoś będzie wychodzić żeby wejść do środka ale nie udało się.

- Rozumiem. Przychodzisz w jakimś konkretniejszym celu, czy po prostu stęskniłeś się za mną ? I jesteś tu w odwiedzinach.

Nat:- Czy to aż tak ważne ? - Cóż, nie chcę żeby zrozumiał mnie źle. Ale dziś nie mam ochoty, na towarzystwo. Nie czuję się za dobrze i wolałabym zostać sama. - Ej, wszystko dobrze ? Wyglądasz na . . . rozbitą.

- Bardziej jak droga rzeźba czy jak wazon po babci ? - Nat zaśmiał się i przejechał po mnie wzrokiem.

Nat:- Nie bądź zła, ale bardziej jak to drugie.

- Cudownie. - burknęłam z sarkazmem. Nat stanął przy drzwiach, chyba raczej nie spędzę dnia sama. Może to i lepiej, mniej durnych myśli i mniej zamartwiania się. Jeśli będę mogła z kimś pogadać. - To zapraszam, napijemy się czegoś.

Nat:- Chętnie. Dzięki. - Zaprosiłam blondyna na górę. W windzie, żadne nie odezwało się słowem. Od kluczyłam drzwi wpuszczając gościa pierwszego. Zdjęłam Demonowi smycz, a on od razu grzecznie położył się na swoim legowisku. - Niezłe lokum. To wasze czy płacicie czynsz. - pytał swobodnie przechadzając się po salonie.

- Nasze. Przy jego zarobkach mógł wpłacić od razu całą kwotę. Wolisz kawę czy herbatę ?

Nat:- Kawę. Dzięki. Za takie widoki, też bym zapłacił. Centrum miasta, to praktyczne. Tak w ogóle, gdzie ten rebeliant ?

- Nie wiem. Nie widzieliśmy się od wczorajszego wieczora. A co brakuje ci go ? Zadzwonić i powiedzieć że tęsknisz ?

Nat:- Bardzo - odparł z sarkazmem. - A tak serio to mam do niego sprawę. - rozsiadł się na sofie zdejmując kurtkę.

- Gdybyś uprzedził że wpadniesz, ogarnęłabym tu trochę. - wymruczałam, nie lubię przyjmować gości w takim nieładzie. - Przyszedłeś do Kastiela. Czy powinnam się martwić ?

Nat:- Wcale. . . Luna, nie chcę być natrętny ale jeśli chcesz się wygadać, to jestem tutaj. Widzę że maskujesz się uśmiechem. Zawszę tak robisz gdy coś cię przytłacza. Cierpisz wewnętrznie. - czy naprawdę wyglądam aż tak źle ? Nie widzieliśmy z Natanielem, kilka miesięcy, a on tak łatwo mnie rozszyfrował.

- Bredzisz. Nic mi nie jest. - postawiłam przed chłopakiem filiżankę z kawą. Sobie zrobiłam herbatę, postawiłam też na stoliku kilka ciastek. Chodź nie wiem dlaczego, Nataniel nie lubi słodyczy a ja czuję że zwymiotuję jeśli zjem coś słodkiego. - Po prostu jestem zmęczona. Nie spałam za dobrze. - Nataniel jest ostatnią osobą której mam ochotę mówić o problemach w związku. On i Kastiel, może już się nie nienawidzą, jednak sympatią do siebie nie tryskają.

Rozmawialiśmy dobrą godzinę, nie pomyślałam że tak bardzo brakowało mi rozmowy i żartów z blondynem. On w ogóle się nie zmienił. Po za tym, idealnie odciągał moje myśli od kłótni z Kastielem.
Przerwał nam dzwonek mojego telefonu, złapałam za urządzenie sprawdzając kto to. Na ekranie wyświetlacza pisało "Kassi ♡"
Zagryzłam wargę wahając się między czerwoną a zieloną słuchawką. Powinnam odebrać ? Nie chce go ignorować, to by było nie fair, ale nie przetrawiłam jeszcze wydarzeń wczorajszej imprezy, a rozmowa z nim może być ciężka.

Nat:- Nie odbierzesz ? - wyrwał mnie z transu podając mi mój telefon. Wzięłam trzy oczyszczające wdechy. I przyłożyłam telefon do policzka. Ale głos utknął mi w gardle. Jednak po sekundzie, usłyszałam jego głos. Czuły, i lekko chrapliwy jak zawszę.

Kas:- Luna ?

- Część Kastiel..

Kas:- Cześć. Czy, odreagowałaś, mogę już wrócić ? Chciałbym porozmawiać ?

- Tak, tak oczywiście. Ale nie jestem przekonana czy to dobry moment, na rozmowę.

Kas:- A możesz przynajmniej otworzyć mi drzwi ?

Rozłączyłam się idąc w stronę wejścia. Otworzyłam szeroko drzwi natykając się na pole czerwieni. Kastiel stał nieruchomo trzymając w dłoniach ogromny bukiet róż. Na jego ospałej twarzy widać było rumieńce. Mimo wszystko wydawał się też przygnębiony.

Kas:- To dla ciebie. Przepraszam za wczoraj chciałem...

- Dziękuję Kastiel. - przerwałam mu przyjmując ogromny bukiet kwiatów. - ale czy możemy odłożyć tę rozmowę. - Dyskretnie wskazałam głową na mojego gościa. Nataniel przyglądał się nam z ciekawością.

Kas:- Co on, tu tu kurwa robi !

- Zaprosiłam go. - odparłam spokojnie, kładąc dłoń na jego torsie. Próbowałam go uspokoić, albo przynajmniej zagrodzić drogę. Jedyne czego mi dziś brakowało, to bójka tej dwójki w mieszkaniu. Po za tym, gdyby Nataniel uderzył Kastiela, Demon prawdopodobnie by się na niego rzucił.

Kas:- W porządku, daj znać jak nie będę wam przeszkadzać. - chciał wyjść ale w porę stanęłam między nim a drzwiami.

- Kastiel proszę.... - Wyszeptałam błagalnie, patrzyłam mu prosto w oczy, i próbowałam się nie rozpłakać. Chłopak spokojnie uniósł rękę by odgarnął mi włosy za ucho. Uśmiechnęłam się smutno, gdy ten pogłaskał mnie po policzku.

Nat:- Zaczekaj narwańcu. - Nat w końcu zabrał głos. - Przyszedłem, do ciebie.

Kas:- Na chuj ? Stęskniłeś się czy jak ?

Nat:- Sprawę mam. - wyciągnął z kurtki plastikowe pudełko i marker - Przyjaciółka, jest fanką twojego zespołu. Dasz mi dla niej autograf ?

Kas:- Dziś jest pierwszy kwietnia ? - pytał mnie, nie dowierzając w to co się przed nim dzieje. Też byłam w lekkim szoku.

Nat:- Ta w cholerę zabawne. Podpiszesz się czy nie. To nie dla mnie, tylko dla osoby która lubi twoją muzykę. Obiecałem jej że załatwię, twój podpis. - Kas wziął z rąk Nata płytę i przez chwilę pisał coś na niej.

Kas:- Przypomina mi się, kiedy kazałeś mi podpisywać te gówniane usprawiedliwienia, gospodarzyku.

Nat:- I tak tego nie robiłeś. - wzruszył ramionami, odbierając płytę. Od razu schował ją do kieszeni. - Dzięki. Chętnie bym został dłużej, żeby zobaczył jak się przed nią kajasz na kolanach, ale mam coś do zrobienia. Na razie. . . . Spike. - zakpił z cynicznym uśmiechem

Kas:- NATANIEL ! - Kas chciał mu przyłożyć ale blondyn szybko uciekł zamykając za sobą drzwi.

- Spike ? - zaśmiałam się cicho i zaciekawiona spojrzałam na rudego, nie rozumiejąc co to. - Co to znaczy ?

Kas:- Przezwisko z dzieciństwa.

- Bardzo urocze.

Kas:- W ogóle. Mieliśmy jakieś 7 lat. Graliśmy w piłkę na boisku przy parku. I w pewnym momencie wykopałem ją trochę za daleko przez co wpadła w krzaki róż. Musiałem po nią iść, ale kiedy szukałem jej w tych cholernych krzakach. Straciłem równowagę i wpadłem do nich. Spędziłem tam pół godziny nie mogąc wyjść. Nataniel pobiegł po moich rodziców. Dopiero oni mnie wyciągnęli, wycinając te chwasty. Skończyłem podrapany, i cały w kolcach.

- Nie opowiadałeś mi nigdy o tym.

Kas:- Co ? To tylko głupia historyjka z dzieciństwa. Ciągle się prosiłem o kłopoty. Nataniel był dużo gorszy.

- Przyjaźniliście się.

Kas:- W przedszkolu, byliśmy dziećmi.

- No tak - odłożyłam kwiaty na stół, ten bukiet zaczynał mi ciążyć. - Dziękuję za kwiaty, są cudne. Ale czy nie przesadziłeś z lekka ? Gdzie ja znajdę na to wazon ? - Chyba będę musiała je wstawić do garnka.

Kas:- Nie widziałem walizki pod drzwiami. Czy to znaczy, że jeszcze ze mną nie zrywasz ? - próbował ratować sytuacje żartami, zawsze to robi.

- Masz za dużo rzeczy. Walizki są z sypialni. Twoja gitara w drzazgach, musiałam się wyładować. - zażartowałam a nieśmiały uśmiech zniknął z jego twarzy zastąpiło go przerażenie. Przez chwilę, zastanawiałam się czy to przerażenie wynika z tego że rozwaliłam jego gitarę, czy jednak z tego że z nim zrywam. - Żartowałam, walizki są puste, a twoja gitara cała. - wyraźnie mu ulżyło gdy usłyszał o gitarze.

- Bardzo zabawne. - sapnął - Jeśli chodzi o teledysk to usuną go. Nie będzie promował albumu. Przepraszam że dałem się na niego namówić. Nie sądziłem że będzie to wyglądać aż tak źle.

- W porządku. Zrobiłeś to dla zespołu. To marketing, rozumiem Kastiel. Wybacz że tak ostro zareagowałam.

Kas:- Przestań ściemniać, nie jest w porządku. Pokłóciliśmy się, byłem dla ciebie podły a późnij widziałaś... Lu, zapewniam cię że to było tylko tak nagrane, do niczego nie doszło.

- Wiem.. - przejął się tym bardziej niż myślałam - ...ale mimo wszystko to zabolało. - Usiadłam na sofie zasłaniając twarz dłońmi. Nagle poczułam się słabo, łzy znów stanęły mi w oczach. Poczułam jak mebel się ugina Kastiel usiadł obok. - To była tylko aktorka, wiem że nie pocałował byś innej kobiety. Mimo wszystko to tak strasznie bolało, miałam wrażenie że pęka mi serce że cię straciłam że... właśnie rozpada się wszystko co tworzyliśmy od początku. Co mieliśmy dzielić całe życie. - nie powstrzymywałam łez, pozwoliłam im spływać po policzkach. Kastiel widząc mój stan przyciągnął mnie do siebie. Przygryzłam wargę, aby powstrzymać się od wycia. I położyłam ostrożnie głowę na jego piersi, zaciskając dłonie na koszulce. - Pewnie jakoś zniosła bym to nagranie. Nawet to że pocałowałeś tę aktorkę. Ale wkurzyłam się, głównie dlatego że cały czas to przede mną ukrywałeś, tak jakbyś w ogóle mi nie ufał. Naprawdę myślałeś że nigdy się nie dowiem ? Wolałabym po prostu wiedzieć, niż zostać tym wszystkim naraz znokałtowana.

Kas:- Nie jestem w stanie cofnąć się w czasie ale mogę zapanować nad przyszłością. Ja,.. będę wspominał ci częściej o takich sytuacjach. I ostatni raz zgodziłem się całować aktorkę dla klipu.

Przełknęłam z trudem, zanim wyszeptałam. - Przepraszam, że wyrzuciłam cię z domu. Nie powinnam była tego robić.

Kas:- Potrzebowałaś pobyć sama ?

- Chyba tak. Ale nie wiele to pomogło. Wolałabym żebyś był obok. Właściwie, gdzie spałeś ?

Kas:- W hotelu i nie spałem. Nie mogę spać kiedy nie leżysz w moich ramionach. - pocałował moje usta, nos, policzek.

- Znów podchodzisz mnie emocjonalnie żeby się odkupić. Wiesz jak tego nie nawiedzę. To jest szantaż emocjonalny. Przestań z tym w końcu !

Kas:- Bez szans. Za dobrze działa. - W tej samej chwili odezwał się mój żołądek psując atmosferę. Nic dziwnego ostatni raz jadłam wczoraj, wcześnie wieczorem.

- Od rana nie mogłam nic przełknąć. Jest 14:00 wyjdziemy na obiad ?

Kas:- Jasn... czekaj która ? Cholera ! Zapomniałem że miałem się spotkać z Lysem !

- Nie wrócili do domu ?

Kas:- Nie. Było późno i trochę za dużo wypiliśmy. Też zatrzymali się w hotelu.

- Świetnie, zadzwonię do Violetty może wyskoczymy do restauracji. Tak rzadko się widzimy. A wy ? Gdzie idziecie ?

Kas:- Do jubilera

- Jubilera ?? - chyba słuch mi szwankuje. - Masz na myśli ten sklep z biżuterią.

Kas:- A co innego. Wiesz że tradycyjnie to przyszły mąż wybiera obrączki ? Lys się zobowiązał, robię za jego świadka to stwierdził że muszę iść z nim. Głupota !

- Sam chciałeś !

Kas:- Chciałem mu zrobić zajebiste kawalerskie. Zagrać na imprezie, w końcu to ich dzień.
Nie biegać po sklepach. - Kastiel objął moją twarz dłońmi i złożył długi pocałunek na moim czole - Kocham cię - wyszeptał. Teraz do wieczora będzie taki emocjonalny.

- Nie tak jak ja ciebie, głupku.

Kas:- Pokłócił bym się.

- Zabraniam ci, wszczynać kłótnie przynajmniej do końca tygodnia. I tak jestem już nimi zmęczona.

~☆ Perspektywa Kastiela ☆~

Podjechałem pod hotel w którym się zatrzymali. Lysander czekał mnie już przy szklanych drzwiach budynku. Widząc samochód obszedł go dookoła i usiadł obok na miejscu pasażera. - Siema.

Lys:- Cześć. Jak tam sytuacja z Luną ? Spakowała cię już ?

Kas:- Na szczęście, jeszcze mam gdzie mieszkać - zażartowałem jednak mój przyjaciel był zbyt poważny na takie żarty. - zraniłem ją i czuje się z tym podle. Najgorsze jest to że ona nawet nie była wściekła.

Lys:- To źle ?

Kas:- Była załamana. Eh. Wolałbym dostać po mordzie niż widzieć ją w takim stanie. Jak mogłem się na to zgodzić, wiedziałem że ją to zrani. Mimo wszystko...

Lys:- W takim razie dlaczego się zgodziłeś ?

- Bo to był mój pomysł. Lea zabroniła Zackowi brać w tym udział, Gabin też odmówił. Padło na mnie. Przekonali mnie, żebym to zrobił. Powiedzieli, że to zadziała, jeżeli się pokażę. Nie bardzo w to wierzyłem, ale. Tylko ja miałem odmienne zdanie, więc musiałem się dostosować. - Zatrzymałem się na poboczu przed sklepem. Sam fakt że musiałem tam iść był zniechęcający. Zamknąłem samochód wchodząc za Lysandrem.
Szybko zostaliśmy przywitani przez elegancko ubraną kobietę. Z ciekawością rozejrzałem się po pomieszczeniu głównie stały tu szklane gabloty oświetlone lampami.

Lys:- Dzwoniłem wczoraj w sprawie obrączek. Chciałbym zobaczyć modele.

X:- Oczywiście- otworzyła gablotę wyciągając kilka pojemników wypełnionych obrączkami. Kiedy Lys wdał się w konwersacje z sprzedawczynią obejrzałem sobie inne gabloty. Może kupie coś dla Lu ?

Lys:- Kastiel może trochę wsparcia.

- Wspieram cię na odległość. Dobrze ci idzie.

X:- Nierzadko zdarza się że jedno wybiera dla drugiego... to bardzo romantyczne. - spojrzeliśmy po sobie z Lysandrem zanim zaczęliśmy się śmiać.

Lys:- To..

- To prawda, ty pierwszy kochanie - objąłem Lysandra ramieniem w pasie.

Lys:- Kastiel uspokój się. Jest moim świadkiem - wytłumaczył kobiecie odsuwając mnie. Najwyraźniej nie miał humoru by się ze mną wygłupiać.

X:- Oh,.w takim razie bardzo przepraszam. - Spojrzałem na szufladę pierścionków ułożonych na poduszce. Niektóre były zdobione a inne miały kamienie szlachetne. Jeszcze inne były dość fantazyjne, stylizowane z trupią czaszką albo asymetryczne. Nic dziwnego że nic nie wybrał.

- Nie macie czegoś. . . subtelniejszego ? - trudno mi sobie wyobrazić Lysa który przekopuje ogródek z brylantem na palcu. Wyjęła inne pudełka, bardziej proste, delikatne. Przyjaciel uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.
Nie wyobrażam sobie być na jego miejscu.
Po kolejnych 20 minutach podczas których Lys załatwiał swoje uwiązanie ja grałem w gierkę na telefonie.

Lys:- Nie przemęczaj się.

- Skończyłeś ?

Lys:- Tak. Co myślisz - Wyjął model z białego szczotkowanego złota z nacięciem pośrodku, prosty, ale bardzo elegancki.

- Że będzie dopasowani. A skoro już tu jesteśmy mogę kupić też coś dla Luny.

Lys:- Chcesz ją przekupić, za swoją lekkomyślność ? - i tak wiem że miał ma myśli moją głupotę. Westchnąłem nie ukrywając tego.

- Nie. Chce po prostu zrobić jej prezent. Nigdy niczego ode mnie nie dostaje. Wiem że lubi biżuterię, ale zawsze kupowała ją sobie sama.

Lys:- A w święta ?

- Daje jej siebie

Lys:- Urodziny ?

- Też, czego jej więcej potrzeba ?

Lys:- A w . . . nieważne. Żałuje że w ogóle zacząłem tę rozmowę.

Rozejrzałem się chwile wybierając jedną z błyskotek z wystawy. Bransoletka była elegancka ale delikatna. Czując że się jej spodoba. Zostawiłem przy kasie dość sporą sumę ale to nie ważne. Schowałem pudełko do kieszeni kurtki wychodząc ze sklepu za Lysandrem.

- Nie wiem jak ty ale ja bym coś zjadł. Męczące te zakupy.

Lys:- Właściwie czemu nie. Zadzwonię do Violetty. Miały z Luną iść do jakieś knajpy. Moglibyśmy dołączyć.

- Dlaczego chcesz się hajtać

Lys:- Kastiel.

- Pytam z ciekawości. Mamy 23 lata a ciebie już ciągnie do ołtarza. Zrozumienie tego jest ponad moje siły.

Lys:- Kocham ją i mamy wspólne plany. Naprawdę myślisz że wstałem pewnego dnia i zachciało mi się żenić. Długo o tym rozmawialiśmy. To podważa decyzja na całe życie. Nie planujesz się żenić, prawda ?

- Pytasz czy planuje zrobić z Luny panią Veilmont ? No. . . w sumie tak, nie w tej chwili ale zawsze myślałem że pewnego dnia będziemy małżeństwem. Tylko to nie jest sprawa na najbliższą przyszłość, raczej na za parę lat. Na razie mam w głowię zespół i kilka sezonów tras koncertowych. To teraz najważniejsze. Dobra, rusz dupe jesteśmy.
Weszliśmy do środka lokalu dziewczyny siedziały przy jednym z stolików a przed sobą miały już puste talerze, są tu dłużej niż myślałem. Dosiedliśmy się. Położyłem rękę na jej ramie przyciągając lekko w swoją stronę i pocałowałem szyje która pachniała słodką mieszanką jaśminu, pomarańczy i wanilii.

Vi:- Załatwiłeś ?

Lys:- Tak. Musimy tylko wybrać kogoś kto będzie niósł poduszkę z obrączkami. Chcesz żeby to był ktoś konkretny ?

Vi:- Raczej nie myślałam o kimś konkretnie, Luna może ty . . . mogłabyś ?

Lu:- Tak oczywiście, ale nie lepiej zaangażować w to twoją bratanice Lysander ? Thia jest słodka to by było naprawdę urocze.

Lys:- Właściwie dlaczego nie.

Vio:- Czyli zostaje nam tylko wybrać miejsce, catering do tego wino i szampan, kwiaty, dekoracje, stroje, atrakcje dla gości... nie ma szans że się wyrobimy. Kastiel. Dziękuję że Crowstorm zajmie się muzyką na rozpoczęcie balu.

- Spoko, z przyjemnością zagramy dla was prywatny koncert.

Lu:- Jeśli potrzebujesz pomocy z czymś jeszcze to ja też jestem do dyspozycji..

- Od kiedy robisz za konsultantkę ślubną ?

Lu:- Od teraz. Organizacja tego wszystkiego musi być wyczerpująca. Po za tym też chce dołożyć swoją cegiełkę w organizacji wyjątkowego dnia moich przyjaciół. - Jej podekscytowanie było urocze. Nie spodziewałem się że aż tak się w to wszystko w czuje.

Lys:- Jadłyście już ?

Lu:- Tylko jakaś przystawkę.

- Świetnie. Ja biorę steka. Padam z głodu.

Lu:- Czy stek blue jest niebieski ?

- Nie. To stopień wysmażenia. Blue to praktycznie surowe mięso. Weź midium. Albo wiesz co sam ci to zamówię. Bo pewnie będę musiał po Tobie dojadać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro