Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 52 W twoich ramionach

Kas:- Nie denerwuj się tak, mówiłem przecież że nie macie szans. Chyba że liczyłaś na to że specjalnie się podłoże. Ale wątpię. Teraz nie będziesz się do mnie odzywać ? . . . Przynajmniej powiedz czy masz coś do picia ?

- Ocean za Tobą. - mruknęłam, dalej byłam zła za to jak nas wyśmiewali po każdej przegranej.

Kas:- A tak na serio.

- Wodę w torbie, wzięłam też piwo ale jest ciepłe. - Kastiel się skrzywdził - ..zakop je w piasku przy brzegu może się schłodzi. - chwyciłam za ręcznik ocierając się z wody. Nie chce żeby zaraz cały koc był mokry. - Może przejdziemy się później po mieście, zjemy późny obiad. Co o tym myślisz.

Kas:- Jasne, czemu nie. A teraz połóż się, posmaruje cię zanim się spalisz. - wyciągnął krem z torby i zaraz poczułam na nogach jego dłonie, które stopniowo przesuwały się wyżej. Skończył po kilku minutach, pochylając się na de mną. Opierał się na zgiętym łokciu przy mojej głowę. Gładziłam jego mięśnie na brzuchu czując jak je napina.

- Mogłabym tak leżeć godzinami.

Kas:- Pamiętam jak kiedyś przytuliłem cię a ty usnęłaś w moich ramionach. Patrzyłem na ciebie i myślałem że mógłbym tak trwać godzinami. Wtedy zaczęłaś się ślinić co było obrzydliwe, a ręka na której trzymałaś głowę mi zdrętwiałą co zaczęło boleć.

- Ha ha. Cicho - pacłam go w głowa, nawet nie próbował zrobić uniku - przeleżeliśmy tak ponad godzinę w tym czasie Kas wracał kilka razy do wody żeby się schłodzić. Po tym czasie spakowaliśmy rzeczy wracając w stronę miasta. - Tu jest sporo sklepików, może kupimy pamiątki.

Kas:- Komu ?

- Jak to komu. Naszym przyjaciołom. Twoim rodzicom, jestem pewna że bardzo by się ucieszyli gdybyś przywiózł im jakiś prezent.

Kas:- Nie próbuj odgrywać roli idealnej synowej.

- A właśnie że będę, w końcu ty grasz role niewdzięcznego syna.

Kas:- Tak mnie wychowali. A raczej nie wychowali. A ja dziś już wystarczająco nałaziłem się po sklepach. Zdążysz jeszcze zrobić zakupy. Jak na razie wolałbym coś zjeść.

Le:- Też jestem głodna. Od śniadania nic nie jadłam. To na co idziemy ? - Leti uwiesiła mi się na ramieniu.

- No nie obraźcie się ale ja i Kas chcielibyśmy pobyć trochę sam na sam. Może innym razem pójdziemy całą czwórką. - Uśmiechnęłam się przepraszająco

Le:- Od kiedy sam na sam oznacza bez nas. Po za tym musimy spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. - Wyskoczyła mi na plecy mocno obejmując szyje. Zgięłam się lekko pod ciężarem jej wagi. - Bo później znów nas zostawisz i wyjedziesz z tym czerwonym grzybem.

Kas:- Co ?!

- Nazwała się muchomorem - zaśmiałam się z miny Kasa. - Leticio złaź ze mnie ! Ciężka jesteś. - wykrzyczałam łamiącym się głosem na co teraz to chłopcy się zaśmiali. - Kochanie pomożesz proszę ?

Kas:- Teraz to kochanie co ? - Kastiel spojrzał na nas rozbawiony po czym uszczypnął Leti w kark.

Le:- Ał ał ał, no już, już. Nie bij. - wyjąkała z powstrzymującymi łzami w oczach. Podeszłam do chłopaka i wtuliłam się w jego bok na co objął mnie ramieniem, głaszcząc dłonią bark.

- Dziękuję, co ty jej właściwie zrobiłeś ? - Uśmiechnął się szyderczo i złapał w palce skórę na moim karku ciągnąć za nią. - Ał ał ała.... za co ? - teraz ja pytałam z łzami w oczach. - Bolało.

Kas:- Wiem. Kiedy byłem dzieckiem, mama mi tak robiła. Ale tylko kiedy naprawdę sobie nagrabiłem.

Przytuliłam Leti na pożegnanie a z Lorenzo jedynie wymieniłam uśmiech. Wiedząc że Kas znów mógłby się wściec. Cóż nie dziwię mu się, też nie mogę znieść widoku kiedy jakaś dziewczyna z nim flirtuje. Ktoś kiedyś napisał że zazdrość napędza miłość. Dopóki nie chce zamknąć się ukochanej osoby w klatce. A ja nie mam zamiaru tego robić, nie chce zabierać mu wolność bo w końcu po prawdzie to Kastiel dobrowolnie się przy mnie uwiązał. Dlatego wiem że nie mam się czym przejmować.
Złapałam czerwonowłosego za dłoń i razem skierowaliśmy kroki w stronę miasta.

- To ma pan jakieś specjalne preferencje jeśli chodzi o obiad ?

Kas:- Pizza

- Pff... Italia słynie z znakomitych serów, owoców morza, win i deserów. A ty wybierasz pizzę ? Za grosz w tobie oryginalności kochanie. Ale twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Idziemy - pociągnęłam go za sobą chcąc przyspieszyć krok.

Kas:- To nie jest moje jedyne życzenie - Dziki uśmiech przeszył jego twarz.

- Domyślam się, a nawet wyobrażam. Ale resztę z nich spełnię wieczorem. - Zalotnie puściłam mu oczko. Zaprowadziłam go do jednej z lepszych restauracji w okolicy, chwile musieliśmy zaczekać w kolejce ale w końcu jeden z kelnerów zaprowadził nas do stolika. Pomogłam Kastielowi przy czytaniu karty. To urocze że postanowił sam z siebie uczyć się mojego języka. Ale nie każde słowo jest w stanie przyswoić od razu. Zamówiliśmy razem, dla mnie makaron z łososiem a dla Kasa oczywiście pizzę. A do tego butelkę wina. Idealna randka.
Wróciliśmy do domu po 22:00 gdyż po obiedzie zahaczyliśmy o wesołe miasteczko kto by pomyślał że nieustraszony Kastiel boi się kolejek górskich. Oraz jest na tyle romantyczny by wygrać dla mnie pluszowego jednorożca. - Nareszcie w domu, nogi mnie bolą od tego chodzenia.

Kas:- Tak to jest kiedy wszędzie się jeździ samochodem. Powinnaś częściej ćwiczyć. - weszłam do kuchni i nalałam sobie wody, od razu wypiłam całą szklankę. Kas obserwował mnie opierając się biodrem o blat szafek.

- Czy ty próbujesz mi powiedzieć że jestem gruba ? - zapytałam z cynicznym uśmiechem.

Kas:- Mówię że nie masz kondycji i szybko się męczysz. - Uśmiechnął się i namiętnie pocałował mnie usta. Za drugim pocałunkiem nie wytrzymałam i zaczekam mu je oddać. Podniósł mnie i posadził na blacie. Oplotłam go swoimi nogami w biodrach. Czułam jak błądzi dłońmi po moich placach które były odkryte przez krój sukienki.

T:- Już wróciliście - mruknął. Szybko oderwaliśmy się od siebie. Zarumieniłam się, natomiast Kastiel uśmiechnął się sarkastycznie w ogóle się tym nie przejmując. Zeszłam z blatu.

- Tak chwilę temu.

T:- Rozumiem. Luna przyjdź za chwilę do mojego gabinetu. Chciałbym chwilę z tobą porozmawiać. - odparł obojętnie i z powagą. Aha, znam ten ton, jest zły.

- Dobrze zaraz przyjdę. - gdy tata zniknął nam z oczu, Kastiel pochylił się do mnie.

Kas:- He he... idziesz na dywanik. - zaśmiał się szeptając mi do ucha.

- Oh zamknij się. - Wchodząc do gabinetu ojca czułam dziwne napięcie. Siedział przy biurku przeglądając jakieś papiery. Był chyba tak pochłonięty własnymi myślami że nawet mnie nie zauważył.

- Tato, czy wszystko dobrze ?

- Tak, zmyśliłem się, po prostu. Usiądź. - wskazał na fotel przed biurkiem w którym zaraz wygodnie się rozłożyłam. - Ja... Chryste. Od czego by tu zacząć. - spojrzałam na niego niezrozumiałym wzrokiem kiedy zaczął chodzić po pokoju. - Chciałem z tobą porozmawiać o twoim chłopaku.

- Aha ? Czym ci zawinił ?

- Po za tym że omamił mi córkę ? - uśmiechnął się żartobliwie ale uśmiech szybko zszedł z jego ust. - Posłuchaj Luna, wiem że jesteś już w takim wieku że chcesz mieć chłopaka. Ale jak już go masz to liczę na to że nie zrobisz czegoś głupiego. - Cóż mogłam się domyśleć że tacie chodzi o seks. W innym wypadku nie był by taki zestresowany. Nie myślałam że kiedykolwiek przyjdzie nam odbyć taką rozmowę.

- Wiesz tatusiu, pewnie to ostatnia rzecz o jakiej chciałbyś słyszeć ale ja. . . już sypiam z Kastielem, i nie uważam że seks jest głupotą. Kocham go. No i, zabezpieczamy się. - To tak żenujące, nawet nie mogę na niego spojrzeć, moje buty chyba nigdy nie były tak ciekawe.

- Dobrze że przynajmniej tyle. Tylko że niedługo zaczniesz dorosłe życie i studia. To nie będzie już młodzieńczą miłostką. Czy kochasz go tak bardzo że jesteś gotowa spędzić z nim resztę życia ?

- Tak, nie wyobrażam sobie życia bez niego.

- Jeśli chcesz się z nim spotykać ja nie mam nic do tego. Dla mnie liczy się tylko twoje szczęście. Do tego sam miałem kiedyś 18 lat.

- Dziękuję. Nawet nie wiesz jak cię kocham ! - Rzuciłam się tacie na szyje i wtuliłam w nią na co się roześmiał.

- Ja też cię kocham w końcu jesteś, moją córeczką. - powiedział puszczając mnie - A teraz poproś tu Kastiela, z nim też chciałabym zamienić parę słów.

- A odzyskam go później w całości.

Wróciłam do pokoju, Kas leżał na łóżku przeglądając telefon usiadłam obok, czego wydawał się nie zauważyć. Odchrząknęłam cicho ale to też zignorował. Chcąc zwrócić na siebie uwagę lekko szturchałam go w ramie. Co spowodowało że telefon wypadł mu z rąk lądując na jego twarzy.

Kas:- AAA ! Kurwa mać.. . Co ty robisz !?

- Przepraszam, chciałam zwrócić twoja uwagę.

Kas:- Następnym razem się po prostu rozbierz. - rzucił sarkastycznym tonem.

- Idiota. . . bardzo boli ?

Kas:- Zaraz przejdzie. Jak tam rozmowa z tatuśkiem ? - usiadł naprzeciwko mnie na kolanach.

- Dobrze - wymamrotałam.

Kas:- Jesteś jakaś spięta. O co chodzi. Mów. Tylko nie kłam, wierz że zauważę. - pogroził mi palcem.

- No. Wszystko szło dobrze. Pytał się czy to wszystko między nami to na poważne. Czy cię kocham. I czy. . . uważamy.

Kas:- Uważamy ??

- Zabezpieczamy się.

Kas:- Aha. To musiało być śmiesznie. - przeżyłam największe zażenowania w życiu a on uważa że to zabawne.

- Tak. - uśmiechnęłam się sztucznie - i wiesz co jest śmieszniejsze ? Teraz ciebie wzywa na dywanik. - rozbawienie na twarzy Kastiela zastąpiło przerażenie. Spojrzałam mu w oczy. Miał pusty wzrok. Jakby próbował przyjąć do wiadomości powagę swojej sytuacji.

Kas:- Muszę zapalić... - był tak zszokowany że nie był z stanie nawet zapalić papierosa. Wzięłam od niego zapalniczkę i podpaliłam papierosa którego wypalił tak szybko że sama nie zauważyłam kiedy sięgał już po kolejnego. Leciały jeden za drugim...

- Ha ha ha oj daj spokój. Nie będzie aż tak źle. Obiecał że wrócisz w całość.

Kas:- Szlag by to trafił.

- Kassi uspokój się. I nie pal tyle, w pokoju jest taka kosa że ledwo cię widzę.

KASTIEL

Luna doprowadziła mnie pod drzwi gabinetu jej ojca. Nie przyznam jej się do tego, ale boje się. Dobra Kas ogarnij dupe. Wystarczy że jak zawsze będę tą obojętną i niewzruszoną istotą o kamiennym sercu.

Lu:- Otworzyć ci drzwi ?

- Podziwiam ich wykonanie, odczep się. . . . Czy twój tata ma jakąś broń, czy coś innego co mogłoby skrócić mój żywot ?

Lu:- Jest prawnikiem, nie płatnym mordercą. Wyluzuj. - jednym ruchem otworzyła drzwi i pchnęła mnie w przód. - Powodzenia. - Uśmiechnęła się uroczo, kocham jej uśmiech, ale teraz mam ochotę ją zamordować. Bezczelna mała żmija.

- Nie mam broni. - powoli odwróciłem się do mężczyzny w średnim wieku, który najwidoczniej słyszał naszą rozmowę. Sprzątał swoje biurko, segregując papiery.

- Lu powiedziała że chce pan ze mną porozmawiać.

- Tak, faktycznie. Usiądź wygodnie - wskazał mi na jeden z dwóch foteli które stały przy biurku. - Nie ma co się stresować chłopcze, chciałem tylko porozmawiać. Napijesz się ? - Uśmiechnął się otwierając globus który przypominał jednocześnie mały stolik. Tylko że w środku był wypełniony alkoholem.

- Chętnie - przecież jestem pełnoletni. Postawił przede mną szklankę z bursztynową cieczą i lodem. Przyłożyłem szkło do ust, biorąc mały łyk. Nie wiem co to za whisky, ale była zajebista. Od razu opróżniłem szkło.

- Niezłe prawda ? Aberfeldy 16-letni. Nie wiem czy poczułeś ten lekko pikantny, gorzki smak z nutami wanilii. - Dolał mi whisky siadając naprzeciw. A ja zacząłem zadawać sobie pytanie; dlaczego w ogóle tu siedzę.

- O czym chciał pan porozmawiać ?

- Proszę mów mi Gabriel. Chciałem cię po prostu poznać. W końcu spotykasz się z moją jedyną córką. Która cię kocha, i z tego co widzę z wzajemnością.

- I nie ma pan... znaczy i nie masz nic przeciw ?

- Cóż, o ile nie zrobicie mi za wcześnie wnuka... to róbcie co tam chcecie.
Chyba też powinienem cię przeprosić, za moje wczorajsze zachowanie. Nie zachowywałem się zbyt sympatyczne.

- Rozumiem, wiem że wyglądam dość osobliwie. Żaden ojciec nie chce widzieć córki z kimś takim.

- Co ? Nie, nie o to chodziło. Ubrania to tylko ubrania nie świadczą o człowieku. I w mojej pracy niejednokrotnie się o tym przekonałem.
Uznasz pewnie że to śmieszne, ale poczułem się odstawiony na drugi plan. Szczególnie przy obiedzie, gdy moja Luna nie odrywała od ciebie wzroku. Kiedy jest się rodzicem chce się spędzać jak najwięcej czasu z dzieckiem, szczególnie kiedy przejedzie z innego kraju. Gdy dorasta, nie potrzebuje cię tak bardzo jak wcześniej. Chodź to nie działa w dwie strony. Luna jest dla mnie całym światem. Z kolei ty stałeś się jej światem. Wiec nie wiń mnie że byłem zazdrosny o moją księżniczkę. Zresztą, sam to kiedyś zrozumiesz. - Znów szybko opróżniłem szklankę. Nie wiem czy to ten alkohol czy Gabriel. Ale mam ochotę przytulić Lu. I co jeszcze dziwniejsze zadzwonić do rodziców.

LUNA

- Roza oni już tam siedzą dwie godziny. Zaczynam się martwić.

Roz:- Wyluzuj przecież go tam nie zabije.. ponawiając moje pytanie. Kupiłaś mi jakieś pamiątki ?

- Nie. Kastiel pospieszał mnie w sklepie. Ale przywiozę ci masę ubrań.

Roz:- Tak !

Al:- Ja też chcę. Dlaczego zawsze ją faworyzujesz !

- Alexy jest z tobą ?

Roz:- Tak właśnie przyszedł.

Al:- Hej Luluś ! Jak tam wakacje ? Wstaliście przynajmniej z łóżka. - Alex sugestywnie poruszył brwiami uśmiechając się bezczelnie.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi.

Al:- Czyli nie zarwaliście łóżka ?

- Kurwa Al ! To się zdążyło tylko raz ! I zapłaciliśmy ci za milczenie.

Roz:- Zarwaliście łóżko

Al:- Pamiętasz tę imprezę u Wiktora. Kilka dni po Wielkanocy ? - Białowłosa skinęła głową. - Wyobraź sobie że ta dwójka była tak na siebie napalona że połamała deski i ramę łóżka w pokoju dla gości.

Roz:- A skąd ty o tym wiesz ?

Al:- Akurat przechodziłem obok i zatrzymał mnie głośny huk i kilka przekleństw. - Alex otarł łzę z kącika oka a Rozalia śmiała się jak głupia.

- Przynajmniej mam ciekawe życie erotyczne. Może ty się nam pochwalisz swoim ?

Al:- Ja nie odwalam takich akcji !

Rozmawialiśmy tak przez ponad godzinę. Później Alex musiała wracać do siebie, a Rozalia kładła się spać. Ja sama nie byłam zmęczona, ale brakowało mi chęci dlatego po szybkim prysznicu wbiłam się pod pościel oglądając jeden z moich ulubionych seriali na  Netflixie.

- na... Luna.. ej obudź się.

- Czego chcesz ? - półprzytomna przetarłam oczy. Było tak ciemno że nic nie widziałam. Kastiel lekko mną potrząsał.

Kas:- Mamy mały problem.

- Co, o czym ty gadasz... czekaj piłeś coś ?

Kas:- Nie

- Nie ? Kas nie jestem ślepa i mam jeszcze węch.

Kas:- Dobra, upiłem się trochę. A teraz chodź, bo nie wiem co z nim zrobić. - nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kastiel chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził do gabinetu ojca. Widząc co tam zastałam nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Ta rozmowa była aż tak zła, czy aż tak dobra, że sięgnęliście po szkocką ? - Kas uśmiechnął się. Podeszłam do ojca który zasnął w fotelu z szklanką w ręku. - podaj mi ten koc z sofy - wskazałam chłopakowi na mebel w rogu i odłożyłam ową szklankę na biurko, przykrywając mężczyznę kocem. - Niech sobie śpi. Najwyżej sam wstanie i pójdzie do łóżka. A ty idź pod prysznic. Kocham Cię ale śmierdzisz.

Kas:- Chodź ze mną.

- Znowu ? - nie odpowiedział jeszcze raz chwycił mój nadgarstek i tym razem zaciągnął mnie do łazienki. Gwałtownym ruchem przygwoździł mnie do ściany całując. Od razu poczułam silny smak alkoholu. O dziwo nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Dłonie które opierałam na jego torsie, powoli przesunęłam w dół, czując jednocześnie jak napina mięśnie brzucha. Odpięłam klamrę paska, guzik i rozsunęłam rozporek, w tym czasie Kastiel zachłannie całował moją szyje, obojczyki, ramiona. Czując jego ugryzienia i język który ślizga się po mojej skórze cicho pojękiwałam wprost w jego ucho.

Kas:- Uwielbiam dźwięk twojego głosu. - Położyłam dłoń pod jego włosami na karku i nasze usta znowu się połączyły.

- Uwielbiam kiedy prowadzisz. - wsunęłam palce pod jego koszulkę i lekko ją podwijałam posyłając mu jednocześnie zaczarowane spojrzenie, widząc przy tym pożądanie które błyszczało mu w oczach. Dotykając go jedynie opuszkami palców zdjęłam z niego t-shirt. Pozwoliłam by zrobił to samo z moją koszulką, która zaraz wylądował na podłodze.

Kas:- Zapomniałem ci powiedzieć. Dostaliśmy prezent - rozbawiony wyciągnął z tylnej kieszeni spodni małe czarne pudełeczko prezerwatyw.

- Ciesz się - zarzuciłam mu ręce na szyje. - to zezwolenie, dostałeś błogosławieństwo i możesz robić ze mną co chcesz. - Pocałowałam go w usta, policzek, brodę, uszy, wtulałam się w jego szyje czując dreszcze i ciepło jego skóry. Naprawdę nie chciałam teraz myśleć o tym że tata kupuje mi gumki.
Chłopak odsunął się i zdjął spodnie wraz z bokserkami, biorąc z niego przykład zaczęłam ściągać koronkowy czarny materiał który dalej okrywał wnętrze moich ud.
Weszliśmy do kabiny, odkręciłam kurek i w jednej chwili zmoczył nas strumień ciepłej wody. Kas obejmował mnie od tyłu, odsunął włosy z mojej szyi i naraz poczułam jak wodzi wargami po moim karku. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia.
Złapałam za butelkę z żelem i odwróciłam się do niego przodem rozprowadzając płyn po jego ciele. Zaczęłam od jego silnych ramion delikatnie sunąc dłońmi do jego szyi i obojczyków aż po umięśnioną klatkę. Przejechałam palcem po jego dwóch bliznach które pozostały mu po operacjach.

Kas:- Bez nich wyglądałbym o niebo lepiej.

- Nie mów tak. Wyglądasz doskonale. Mało kto może pochwalić się sześciopakiem na brzuchu. - przejechałam otwartą dłonią po jego twardych mięśniach. - Jak dla mnie jesteś po prostu idealny. - chłopak uśmiechnął się sięgając ustami do moich i złożył na nich krótki czuły pocałunek.

Kas:- Dzięki za wsparcie - znów mnie pocałował, tym razem zdecydowanie namiętniej. Z coraz większą pasją wymienialiśmy kolejne namiętne pocałunki, nie przejmując się tym że woda z deszczownicy padała nam na twarze. - Ty też jesteś dla mnie idealna. Piękna, miła, delikatna, mądra... mam takie szczęście, a w ogóle go nie doceniam. Jestem idiotą. - oparł czoło o moje ramie ściskając mnie tak mocno że prawie bolało.

- Kas, czy coś się stało ? - nie odpowiedział, miał już kilka chwil słabość, ale ta nie przypomina żadnej z dotychczasowych. Wolną dłonią dosięgnęłam do zaworu i zakręciłam wodę. - Chodź, wyjdziemy już stąd. Dobrze ? - zluźnił uścisk i puścił mnie pierwszy wychodząc z kabiny. Odkrył tyłek ręcznikiem a drugim okrył mnie przewiązując go pod pachami.

Kas:- Idziemy do łóżka. - podniósł mnie delikatnie, jedną ręką objął moje plecy a drugą wsunął mi pod kolana. W jednej chwili poczułam się jak panna młoda.

- Musimy to posprzątać - nasze ubrania dalej walały się na podłodze.

Kas:- Jutro - przeszedł przez drzwi naszej sypialni wciąż ze mną na rękach. I delikatnie położył mnie na łóżku. Zdjął ze mnie ręcznik rzucając go niechlujnie na fotel, to samo zrobił ze swoim. Na koniec położył się obok mnie, przerywając nas kołdrą.

- Chcesz się kochać ? - zapytałam trochę niepewnie. Dalej zachowywał się jakby wpadł w trans.

Kas:- Dziś wystarczy mi, że obok Ciebie zasnę. - uśmiechnął się delikatnie i przyciągnął mnie do siebie. Jedną ręką popierał sobie głowę a drugą położył pod kołdrą na moje biodro i zamknął oczy. Wtuliłam się w niego opierając głowę o jego tors. Zasnęliśmy w swoich objęciach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro