Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 47 Zawsze przy tobie.


  
 
Kas:- Długo ci to zajęło, nie ma co. - Rzucił zniesmaczony nawet na mnie nie patrząc. Po prostu siedział opierając się plecami o drzwi samochodu z utkwionym wzrokiem w żarzącego się papierosa. A ja, no cóż, stałam blisko niego jak słup soli obserwując każdy ruch i nie wiedząc jak zagadać. Dlatego po prostu bez słowa usiadłam obok  i położyłam głowę na jego ramieniu.

- Dziękuje że odpuściłeś. - W końcu wyksztusiłam patrząc na jego reakcje kątem oka.

Kas:- Nie będę się kłócić z debilem. - Wyrzucił filtr papierosa, sięgając do kieszeni po nowego. Ale w porę zatrzymałam jego rękę. - Podobasz mu się.

- A on mnie nie.

Kas:- Ale..

- Kastiel nie ma ale.. .Jestem twoja. - Uśmiechnął się złośliwie unosząc kąciki ust.  - Pamiętasz ? Jestem twoją dziewczynką, a ty moim opiekunem i obrońcą. I nic ani nikt tego nie zmieni. - Uśmiechnęłam się do niego najładniej jak tylko umiałam i położyłam dłoń na jego policzku przyciągając twarz chłopaka do siebie złączając nasze usta w delikatnym pocałunku. Na początku nie chętny za chwilę przejął inicjatywę całował agresywnie szybko i niechlujnie tak jakby starał się podzielić i przekazać mi uczucie które go drażni ale sama nie wiedziałam czy to jego złość czy zazdrość.  Szybko zmienił stronę muskania ale dalej dynamicznie ocierał swój język o mój. Oddawałam każdy jego pocałunek, jednocześnie próbując się na niego nie rzucić. Kiedy nagle przerwał. - Co  ? Co się stało ?

Kas:- Chodź, chce ci coś pokazać.

- Teraz ?

Kas:- Tak - Pomógł mi wstać, złapałam go za rękę i weszliśmy w las, Kastiel włączył latarkę w telefonie by lepiej widzieć ale ja i tak musiałam potknąć się o jakiś wystający korzeń. Było by źle gdyby chłopak w porę nie zareagował i mnie nie złapał. - W porządku ? - Zapytał troskliwie odgarniając mi ręką grzywkę za ucho i obejmując czule policzek. 

- Tak. Dziękuje. 

Kas:- Wiem że jesteś straszną niezdarą ale chociaż spróbuj jednak się nie zabić przed końcem wycieczki. - No tak mogłam się spodziewać że ten stan długo nie potrwa i amator prowokacji z pewnością powróci. - Chyba że wymagam za dużo i mam cię nieść. - Próbowałam wymyślić na szybko  jakąś ripostę ale jak na złość nic mi nie przychodziło do głowy, dlatego w ogóle się nie odezwałam. Szliśmy dalej rozmawiając, a Kastiel próbował mi wkręcić teorię że ten las jest nawiedzony i że zabiła się tu para nastolatków. Tak się zaangażował w tę lipną historię  że nie zauważył gałęzi która zdzieliła go w twarz. Wyśmiałam go jednocześnie idąc dalej przed siebie.

- Co jest ? - Zapytałam kiedy nagle się zatrzymał.

Kas:- Zamknij oczy. I podaj mi drugą dłoń. - zrobiłam co prosił i zacisnęłam swoje dłonie na jego  dłoniach były zimne,  trzymał mnie tak jakby nigdy nie miał zamiaru puszczać. - Nie bój się, to niedaleko. Chodźmy. - Uspokoił mnie i zaczęliśmy iść, nie otwierałam oczu. Ufałam mu, powoli stawiałam za nim kroki słuchając tego spokojnego głosu który uprzedzał mnie na co mam uważać. - Możesz już otworzyć.

Powoli uniosłam powieki. Byliśmy na drugim krańcu jeziora, w którym woda stała jak martwa a jej tafla odbijała w sobie ciała niebieskie zupełnie jak w ogromnym lustrze co było naprawdę niesamowitym widokiem. Uszy pieścił mi delikatny śpiew cykady a ciepły wiatr muskał skórę na ramionach.


- Ale pięknie. Dlaczego tu przyszliśmy ? - Zapytałam chłopaka ale jego wzrok wpojony był w światła na drugim brzegu. - Kastiel - Wyszeptałam jego imię na co jedynie delikatnie przeplótł ramiona wokół mojej talii a dłonie położył nisko na brzuchu.

Kas:- Chciałem być z tobą sam na sam. - Wysnuł i oparł czoło o mój bark, delikatnie pogładziłam go po głowie na co westchnął cichutko i usiadł ciągnąc mnie za sobą. 

- No to twój plan wypalił. A skoro już jesteśmy sami to może powiesz mi w końcu co zaprząta ci głowę ?

Kas:- Nie wiem o co ci chodzi.

- Kassi za długo Cię znam żeby tego nie zauważyć. Coś cię niepokoi a wręcz zasmuca. Wiesz przecież że od problemów nie uciekniesz. I nie ważne jak bardzo skuteczne potrafisz ukrywać swoje emocje wystarczy mi że spojrzę w twoje oczy i wiem że coś jest nie tak.

Kas:- Jak zwykle mnie rozgryzłaś... zabawnie że idzie ci to z taką łatwością.  Ale fakt jest coś. Wiesz chodzi o zespół. 

- Coś nie tak pomiędzy tobą a Lysandrem ?

Kas:- Nie powie mi tego w twarz ale wiem że to tylko kwestia czasu kiedy wyjedzie za miasto. Nasz skład i tak jest mały, a skoro chce robić karierę na scenie potrzebny mi zespół. Tracąc wokalistę robię krok w tył zamiast iść do przodu. 

- Myślę, że nie zależy ci tak bardzo na utracie piosenkarza, ale bardziej na utracie...

Kas:- Przyjaciela... najlepszego jakiego miałem

- Ej, on jeszcze żyje, nie uśmiercaj go. - Szturcham go ramieniem ale nawet nie zareagował na mój żart. - A po za tym, nawet jeśli Lysander wyjedzie to jestem pewna że będzie dalej cię wspierał w muzyce. Przecież możesz założyć nowy zespół lub rozpocząć solową karierę. Masz wiele możliwości Kas. I wiedz że cokolwiek nie postanowisz będziemy z tobą.

Kas:- Będziemy ?

- A co myślałeś. Pewnie będą mnie wkurzać twoje fanki, paparazzi i nad godziny w studiu ale brałam to pod uwagę wkopując się do twojego życia. . . a raczej przyjmując do niego zaproszenie.

Kas:- Dzięki że  jednak je przyjęłaś.

- Dziękuje że mi je dałeś. - Musnęłam jego usta skradając mu pocałunek. Kastiel jednak przytrzymał mnie przy sobie przedłużając tę czułość. Ostrożnie ułożyłam dłoń na jego ciepłym policzku kiedy on objął mnie ramionami w których tak uwielbiam się znajdować. Jego dłonie zaczęły osuwać  się po moim ciele a usta namiętnie całować szyje dostawałam przez niego dreszczy.

Kas:- Zimno ci ?  - zapytał jakby z troską na co pokręciłam głową uśmiechając się uwodzicielsko.

- N-nie...  to po prostu... ty. 

Kas:- Ja ?  

- Tak, ty.  Zawsze ty. Mam ogromne szczęście, że mam cię tylko dla siebie. 

Kas:- To nie ma nic wspólnego ze szczęściem. Odnaleźliśmy się I nie mam zamiaru dać ci odejść.

- Naprawdę ?

Kas:- Zwłaszcza dziś wieczorem... - Pocałował mnie w szyję, zanim ugryzł płatek mojego ucha.

- Dlaczego czuję, że wieczór przybiera innego obrotu.

Kas:- Nie wiem, co masz na myśli. - Powiedział to, przesuwając pewnie dłoń po mojej szyi i łapiąc mnie za biodra. Gorąca fala pożądania przeszyła moje ciało, stwierdziłam że nie ma sensu się już powstrzymywać i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Złapałam się jego karku całowałam jego szyje, ramiona, obojczyki. Kastiel powoli podwijał mój top błądząc przy tym palcami po mojej talii. Postanowiłam nie być mu dłużną i zsunęłam kurtkę z jego umięśnionych ramion by zaraz zdjąć z niego koszulkę. - Cudownie pachniesz - wyszeptał gryząc mnie w ucho potem poczułam jak jego dłoń wsuwa sią pod moją bieliznę. Westchnęłam z rozkoszy czując jak powoli głaszczę moją łechtaczkę i wargi. Bez opamiętania wpijałam palce w jego włosy i gryzłam wargę tłumiąc jęki.

- Zrób to w końcu - wychrypiałam i mocniej ruszyłam biodrami. Chłopak zaśmiał cicho a ja mogłam w końcu poczuć w sobie jego palce. Pod którymi czuję się jak instrument a on jest wspaniałym muzykiem. Wyprostowałam się napotykając ponętne spojrzenie stalowych tęczówek.

Kas:- Przestań gryźć wargę, usta będą cię boleć - nerwowo przełknęłam ślinę kiedy mnie skarcił.

- Nie boisz się, ahh..., że będą nas, s-słyszeć... ahh.

Kas:- Nikogo tu nie ma. - uśmiechnął się pewnie. Uwielbiam kiedy patrzy mi w oczy sprawiając mi przy tym przyjemność. Cholernie mnie to podnieca. 

- ahh... tym lepiej. Mmm... - rzuciłam szybko całując jego żuchwę by zaraz wbić się w miękkie usta. Chcąc pobudzić mnie jeszcze bardziej przyłożył kciuk na mojej łechtaczce, stymulował ją delikatnie kolistymi ruchami. Sprawiając mi z każdą chwilą jeszcze większą przyjemność.
Mimowolnie spazmy przeszywały całe moje ciało, cicho jęczałam w usta chłopaka kiedy on gwałtownie przyspieszał swoje ruchy. W końcu ogarnęła mnie fala rozkoszy mocno spięłam mięśnie kiedy krzyk wyrwał mi się z ust. Jednak Kastiel stłumił go namiętnym pocałunkiem. Oderwałam się od jego ust i opadłam w jego ramiona z płytkim, przyspieszonym oddechem.

Kas:- Już, myślałem że się dłużej pobawię. - rzucił z sarkazmem na  co klepnęłam go w ramie szepcząc cicho "idiota". Ciężko było mi się ruszyć, dalej czułam skurcze rozgorączkowanych mięśni. Szczególnie że jego dłoń wciąż była pomiędzy moim udami. Delikatnymi ruchami przedłużał mi chwilę  błogości.

- Kastiel ?

Kas:- No ? - wyciągnął dłoń z moich majtek i oblizał palce co było niesamowicie podniecające. Ale przecież nie możemy się tutaj kochać.

- Wiesz że cię kocham ?

Kas:- Wiem - złączyliśmy nasze usta. Kas kurczowo trzymał rękę na moim policzku.

- Już  zawsze będę z tobą, jeszcze zdążę ci się znudzić.

Kas:- Nigdy na to nie pozwolę.  Mam zajebisty pomysł.

- Tak ? Jaki ?

Kas:- Chodźmy do wody.

- Co ? - Zapytałam kiedy on puścił mnie i wstał zdejmując resztę swoich ubrań, zostawiając tylko bokserki. - Z-zwariowałeś.

Kas:- Wydaje mi się że powinniśmy się trochę orzeźwić.

- Nie ma mowy. Woda pewnie jest lodowata, dostaniemy szoku termicznego po za tym nawet nie mam stroju.

Kas:- Nie będziesz go potrzebować. Chodź. - uśmiechnął się prowokacyjnie i pociągnął mnie ku sobie biorąc mnie na ręce. Krzyknęłam zaskoczona i objęłam jego szyje, Kastiel zaczął się kierować w stronę jeziora.

- Kas proszę nie. Nie chce być mokra..

Kas:- Już jesteś... Aał !

- .. nie kpij ze mnie.

Kas:- Bijąc mnie nie poprawiasz swojej sytuacji.

- Więc mnie postaw na ziemię. - Zamiata zrobić to o co go prosiłam chłopak postanowił się ze mną podrażnić i wszedł do wody po kolana, zacisnęłam szczelniej ręce na jego szyi. - Kastiel błagam, nie mam ciuchów na zmianę.

Kas:- Mogłaś się rozebrać. - Zastygłam widząc że stoi po pas w wodzie.

- A jeśli coś ci zaproponuje.

Kas:- Na  przykład ?

- . . . co powiesz na dwa dni tylko dla ciebie, w których damy upust twoim pragnieniom.

Kas:- A dasz się związać. - patrzył na mnie z małym uśmieszkiem.

- Wykluczone. - Zrobił kolejne kilka kroków. - Dobra wygrałaś, dam ci się związać.

Kas:- Dorzuć jeszcze masaż i śniadanie do łóżka to się zgadzam.

- Nie przeginasz czasem - zrobił kolejny krok -  . . . dobra co tylko powiesz a teraz błagam odstaw mnie na bezpieczny grunt. - odetchnęłam głęboko  kiedy w końcu stanęłam na drewniany pomost. Kastiel został jednak w wodzie, kucnęłam żeby lepiej mnie słyszał. - Nie podoba mi się to, wyjdź z tej wody, jeszcze się przeziębisz albo nie daj Boże utopisz.

Kas:- Przepłynę się kawałek i wyjdę. - odpowiedział zanim rzucił się w wodę. Usiadłam na drewniane deski obserwując każdy jego ruch. I może trochę śliniłam się patrząc na jego bicepsy. Ale nikt tego nie widział. I pewnie nawet nie ruszyła bym się z miejsca gdyby nie dzwoniący telefon Kastiela. Niechętnie się podniosłam i podnosząc jego kurtkę zaczęłam przeszukiwać kieszenie. Kiedy w końcu znalazłam telefon spojrzałam na wyświetlacz i cztery świecące się litery. "Blue" odebrałam szybko.

Bl:- Długo każesz na siebie czekać rudzielcu, nie po to zapierdalam z twoim towarem na drugi kraniec miasta żebyś teraz mnie wystawił ! ... Kastiel ?

- Jest zajęty, nie może gadać.

Bl:- ...a ty to kto, i gdzie do chuja jest ten rudy matoł.

- Luna...

Bl:- Aaa tak, laleczka rudzielca już kojarzę.

- Jak mówiłam Kas nie może odebrać, a teraz zrób mi przysługę i nie dzwoń do niego więcej ! 

Bl:- Czekaj pogadajmy.

- Jesteś stuknięta, a po za tym nie mamy o czym.

Bl:- Wiem że czujesz się zagrożona ale możesz wyluzować, już od dawna ze sobą nie sypiamy. Załatwiam mu towar, czasem się ścigamy. Tyle.

- Aha, cool. Coś jeszcze chcesz...

Kas:- Z kim gadasz, czekaj to mój telefon ? - Rozłączyłam się szybko chowając telefon za plecami.

- Moooże. - Kastiel spojrzał Na mnie nieufnie wyciągając dłoń. Wyjęłam telefon za pleców podając mu go niechętnie.

Kas:- Kto dzwonił ?

- Twoja przyjaciółka... - Chłopak spojrzał na mnie jak na wariatkę - Blue. I wspominała że ma coś dla ciebie.

Kas:- A tak, zapomniałem. Miała mi załatwić porządne papierosy, tego gówna nieda się palić.

- Dobrze by było gdybyś w ogóle tego nie robił, tylko się przez to trujesz.

Kas:- Nie wykluczone ale wiesz jak to mówią. Nie można się wyrzec palenia, gdy nie ma czego całować. - Uśmiechnął się złośliwie mrużąc oczy zupełnie tak jakby coś planował.

- No oczywiście - przewróciłam oczami jednocześnie wyobrażając sobie tą scenę. - Nie jesteś zły że grzebałam ci w telefonie ?

Kas:- A powinienem.. - wzruszyłam ramionami na jego pytanie. - ..nie ufasz mi.

- Oczywiście że nie..

Kas:- To o co mam być zły. - Zachichotał i złapał mnie za biodra przyciągając do siebie. - A teraz pocałuj mnie zamiast pogarszać swoją sytuację. - Ta chwila mogła być idealna gdyby jednak nie był cały mokry.

- Jesteś przemoczony, i zimny jak lód.

Kas:- Dlatego się do ciebie przytulam ! - Zaśmiałam się kiedy przytrzymał mnie w kurczowym uścisku i wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi.

- Kaaaaaaastiel !  - Śmiałam się kiedy łaskotał mnie kosmykami włosów po policzku i jednocześnie drżałam z przyjemności gdy mnie całował pieszcząc językiem skórę. -Może będziemy już wracać.

Kas:- Tak szybko.

- Chce jeszcze skorzystać z tego wieczoru.

Kas:- Wiesz czego chce, podoba mi się to..

- Oj Kassi kiedy ja nie o tym.

Kas:- Co i tak nie zmienia faktu że 2 dni bez ograniczeń są moje. A wiesz że jestem pamiętliwy.

- Yhym, aż za bardzo....  Kastiel ?

Kas:- No ? - odpowiedział ubierając się.

- Bo ja mam takie głupie marzenie. Ale nie śmiej się dobrze ?

Kas:- Coś ty znów wymyśliłaś ?

- Może tak utrwalimy naszą miłość. Możemy wyciąć na drzewie nasze inicjały, co ty na to ?

Kas:- Co ?  Czy ja ci wyglądam na zdespewowanego gimnazjaliste. Skończ z tymi durnymi romansidłami Lu bo.... .... ..... no dobra.

- Naprawdę

Kas:- Tylko nie patrz na mnie jakbyś miała się zaraz popłakać. - Wyciągnął z kieszeni kurtki scyzoryk. Po czym wyciął nim na korze jednego z drzew  "K+L w ♡
Co wyszło mu strasznie krzywo. - Co ja do diabła robie. Tylko dla ciebie jestem w stanie zrobić taką głupotę.


- Wiem. Jesteś uroczy.

Kas:- A ty masz pojebane pomysły.

- Aha, zobaczysz kiedyś jak tu wrócimy to bedziesz się z tego śmiać.

Kas:- Już się śmieje. A teraz chodź tu i przytul mnie, miałaś racje, ta kompiel, to był zły pomysł.

- No oczywiście że tak. - Obiełam go w pasie  kiedy wracaliśmy  w stronę polany. Chłopak chciał iść skrótem ale wtedy przypomniałam mu kiedy w pierwszej klasie podczas biegu na orientację też chciał iść skrótem. I  szukało nas poł szkoły.  Oczywiście wkurzył się kiedy wypomniałam mu tą sytułację.

Roz:- A was to gdzie wcieło. - krzykła białowłosa podchodząc do nas ze swoim chłopakiem.

Lys:- Oni po prostu lubią gubić się w lesie. - szybko dołączył też Lysander.

Kas:- A przyjebać ci ? - Lysander jedynie się zaśmiał na groźbę przyjaciela.

Lys:- Przyjeb - zakpił białowłosy na co teraz to Kas się zaśmiał. Ich przyjaźń jest naprawdę specyficzna.

Al:- Pewnie znów się bawili.

- Gdybyś w końcu sobie kogoś znalazł też mógłbyś się pobawić. - Alexy prychnął olewająco i złożył ręce na piersi.

Al:-  Jak wkońcu znajdę to bedzie przystojniejszy niź twój. Zobaczysz.

- Przykro mi przyjacielu, ale to niemożliwe.  Będziemy się już zbierać. Rano mamy wcześnie pobudkę.

Roz:- Zawsze wychodzicie oststni z imprez.

- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - Pożegnaliśmy się ze wszystkimi, idąc w stronę samochodu. Jako że to ja wypiłam mniej alkoholu miałam prowadzić, jednak nie czułam się za dobrze ani pewnie. Dlatego Kastiela przejął kierownice.

- Czy to normalne że nie jestem zmęczona ? - zapytałam kiedy weszliśmy do domu. Od razu oparłam się o ścianę zdejmując buty. - Może jednak za szybko się zwinęliśmy ?

Kas:- Przecież to ty chciałaś wracać ! - wykrzyczał wyciągając piwo z lodówki.  Zabrałam mu butelkę z ręki biorąc dużego łyka. 

- Chciałam wracać bo chce coś z Tobą omówić. - wzięłam kolejne dwa szybkie łyki gorzkiego napoju i zostawiając butelkę na stole. - Uczelnia, trzeba złożyć papiery. - Usiadłam na blat kuchennym nie odrywając wzrok od jego metalicznych tęczówek.

Kas:- Możesz zrobić to po wakacjach. Szkoła ci nie ucieknie.

- Powinnam Ci powiedzieć wcześniej. Ale ja, wysłałam też papiery na uczelnie w Rzymie. Dzięki kontaktom ojca przyjęli mnie bez większych komplikacji.

Kas:- Dlaczego nic nie powiedziałaś.

- Dostałam odpowiedź kilka godzin temu. I bałam się zacząć temat. Nie wiem jak będzie wyglądać nasz związek kiedy ja będę tam a ty tutaj. - zaskoczony cofnął się o krok wpadając na szafke blatu.

Kas:- Powiem ci. Nie będzie go. Mamy się widzieć przez pierdoloną kamerkę ! Kurwa mać, Luna. To będzie bardziej bolesne niż przyjemne, nie będę mógł się pocałować, przytulić nawet dotknąć. Nie chce żyć od kłótni do napadu zazdrości. Dopóki nie znajdziesz sobie kogoś nowego.  - poczułam jak łzy spływają po moich ciepłych policzkach. Kastiel odwrócił się do mnie tyłem i oparł dłonie o blat kuchni pochylając głowę.

- Jeszcze nie zdecydowałam co zrobię. Kocham cię, i nie chce cię stracić, ani żadnego z moich przyjaciół. Ale ta uczelnia to świetny kierunek na przyszłość i nie mogę tego od tak przekreślić.

Kas:- Zrobisz co uznasz za właściwie. A ja nie mogę ci tego zabronić. W końcu to twoje życie. Ale nie pisze się na związek na odległość.  - Odpowiedział obojętnie nawet na mnie nie patrząc. Już zapomniałam jaki potrafi być czasami nieczuły.

- Ale ty jesteś jego permanetną częścią...

Kas:- Dlatego właśnie chcesz mnie zostawić ! - przerwał mi - mogłaś kurwa powiedzieć od razu, to nie marnowałbym na ciebie tyle czasu. - zasłoniłam usta dłonią kiedy ten w przypływie wściekłości zrzucił ręką większość przedmiotów stojących na szafkach. Widziałam jak tłuczą się kubki w których jeszcze rano piliśmy kawę. Później były tylko jego głośne kroki na schodach i trzask drzwi.

- Kastiel. . .
   
  
   
  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro