Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46 Za to..

Po naszym ekscytującym zajęciu, Kastiel od razu zasnął. Chodź raz to jego zmęczyłam, a nie na odwrót. Ostrożnie, tak żeby go nie obudzić, wymknęłam się z łóżka. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wolnym krokiem weszłam do łazienki. Odkręciła ciepłą wodę i czekałam aż napełni wannę. Złapałam za włosy które sięgały już do pasa, i zaplotłam je w kok. Będę musiała odwiedzić fryzjera i je obciąć, może się pofarbuje ? Kto wie ?
Gdy wody była już wystarczająco, zsunęłam z siebie szlafrok. Oczywiście nie mogłam nie spojrzeć w lustro. Tak jak się spodziewałam, moja szyja łopatki, piersi a nawet brzuch były pokryte fioletowo-czerwonymi plamkami. Patrzałam z miłością na te znaki. Każda była w końcu, po pocałunku mojego mężczyzny.

☆☆☆

Jest godzina 18:45 i właśnie razem z Kastielem czekam na Lysandra. W końcu chłopak wyszedł z klatki schodowej w towarzystwie wysokiej dziewczyny o fioletowych włosach. Trzymali się za ręce podchodząc w naszą stronę. Kastiel objął mnie jedną ręką bo w drugiej miał papierosa którym właśnie się zaciągnął. - Ładna jest. - Odezwał się nie odrywając od niej wzroku przez co dostał o de mnie w brzuch.

- Naprawdę chcesz żebym była zazdrosna ? Już i tak mam sporą konkurencję. - Żaliłam się na co szarooki się zaśmiał i pocałował mnie w skroń przejeżdżając nosem po moich włosach.

Kas:- Pochlebia mi to że jesteś zazdrosna, ale naprawdę nie musisz. Jest tylko jedna dziewczyna ktòra mogła by zająć twoje miejsce.

- Kto ? - Zapytałam a on przejechał dłonią po moich plecach kładąc ją na pośladek. Ucałował mój policzek a zaraz przez ciało przeszedł mnie dreszcz kiedy przygryzł mi małżowinę i wyszeptał w ucho...

Kas:- Amber

- Co fujj !? - Krzyknęłam zniesmaczona a on się zaśmiał. - Kompletny z ciebie kretyn Kas.

Lys:- Cześć, dzięki że czekaliście. Rozalia i Leo zabrali się wcześniej a ja nie wiem gdzie to jest.

- Spoko, wiesz przecież że to nie problem.

Lys:- A właśnie, to Lauren moja . . . znajoma ?

- Wszystkie "znajome" trzymasz za rękę. - Uniosłam brew przenosząc wzrok na ich złączone dłonie. Na co się puścili jak poparzeni prądem.

La:- Cześć, fajne w końcu poznać przyjaciół Lysandra. Zwłaszcza że nie mówi o was zbyt wiele.

- Jestem Luna a to Kastiel mój chłopak.

Kas:- Hej - Przywitał się krótko zaciągając papierosem.

- Zajedziemy jeszcze do sklepu po alkohol. Kas poprowadzisz. - Chłopak uśmiechnął się i skinął głową na moją prośbę. Wsiedliśmy do samochodu, od razu zapiełam pasy. Wiedziałam jak Kas prowadzi i wolałam być przygotowana. Ale ku mojemu zdziwieniu było wręcz na odwrót. Chłopak prowadził spokojnie i rozważnie zupełne jak nie on. - Kas ? Wszystko w porządku ? - Zapytałam niepewnie. Na co uniósł kąciki ust przenosząc jedną rękę z kierownicy na moje udo i złapał mnie za rękę.

Kas:- Teraz jest całkiem nieźle.

- Podoba mi się to całkiem nieźle ale przyspiesz. Wleczemy się 50 . - Chłopak wymamrotał coś do siebie i przyspieszył dzięki czemu przed marketem byliśmy już w kilka minut. - Bierzemy piwo czy coś mocniejszego ?

Kas:- Skarbie naprawdę chcesz pić wódkę z gwinta ? Bo nie wydaje mi się żeby ktoś tam pomyślał o szklankach dla ciebie. - Chłopak pocałował mnie w czoło. I chwycił jedną z skrzynek z piwem. - Lys bież drugą... kurwa a oni gdzie ? - Obejrzałam się za siebie, byliśmy sami. Następnie pięć minut spędziliśmy na szukaniu owej dwójki. Chowali się na dziale środków higienicznych. On trzymał dłonie na jej talii a ona obejmowała go za szyje wymieniając pocałunki.

- Ktoś poszedł w ślinkę. - Zaśmiałam się cicho nie mogąc oderwać od nich wzroku.

Kas:- To niech ruszą dupę. Nie mam całego dnia. - Kas pewnie ruszył w ich stronę a ja starałam się go dogonić. Zawsze był w gorącej wodzie kąpany ale dziś naprawdę nie jest w nastroju. - Długo jeszcze ? Nie chce przyjechać na koniec imprezy. - Po reprymendzie od Kastiela całą czwórką poszliśmy do kasy. - Jeszcze papierosy i prezerwatywy poproszę. - Stanęłam w bez ruchu zakłopotana ale Kas szturchnął mnie lekko ramieniem na co się rozluźniłam. Zapłacił i wyszliśmy.

W wyznaczonym przez Rozalie miejscu byliśmy po pół godzinie. Wysiedliśmy a chłopcy wzięli alkohol. Miejsce było naprawdę urokliwe. Polana z jednej strony była otoczona drzewami a z drugiej rozciągało się jezioro w którego tafli odbijało się chylące ku zachodowi słońce. Na środku stała altana gdzie siedzieli już nasi znajomi. Stanęłam na chwile przyglądając się zgromadzonym osobą. Oprócz naszej klasy było też kilka osób ze szkoły. .

Roz:- No nareszcie co tak długo !

Kas:- Ile razy jeździłaś sportowym samochodem po lesie ! - Warknął wściekły tak że dziewczyny aż się cofnęła. Na szczęście szybko zrozumiał swój błąd i uspokoił się. - Przepraszam Roza, nie chciałem.

Roz:- To nic takiego.

- Kastiel co się dzieje, jesteś dziwnie nerwowy ? - przytuliłam się do jego ramienia.

Kas:- Nie powinienem był tu przyjeżdżać. To miejsce za bardzo mi się z nią kojarzy.

- Domyślam się. Ale pamiętaj że nie jesteś sam, też tu jestem. - Stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego policzek - A teraz chodź idziemy się bawić, bo zaczęli bez nas. - Pociągnęłam go za rękę i dołączyliśmy do reszty wcześniej wkładając piwo do lodówek turystycznych wypełnionych lodem. Impreza trwała w najlepsze i było tak jak planowała Roza. Śmialiśmy się, piliśmy i rozmawialiśmy o wspólnych chwilach w szkole ale też o studiach i planach na przyszłość. Świętując tak ostatni dzień szkoły i pierwszy dzień wakacji.

Roz:- A ty Alex co planujesz ? - Alexsy który był już lekko pijany wstał i stanął na ławce kładąc jedną z nóg na stół, uniósł rękę z butelką piwa nad głowę, tak jakby chciał właśnie ogłosić deklaracje.

Al:- Idę na medycynę i zostanę seksuologiem. - Wszyscy zaczęli się śmiać. Czym go chyba przybili bo usiadł na swoje miejsce spuszczając głowę.

Kas:- Najpierw spróbuj kogoś przelecieć prawiczku. Masz chujowe doświadczenie czy ty w ogóle wiesz co to piz... - zatkałam mu usta dłonią. I gwałtownie łypnęłam na niego zdenerwowanym wzrokiem.

- Dokończ myśl a przyrzekam że to trzydziestki dostaniesz celibat. - Znów usłyszałam głośne śmiechy i różne bezczelne hasła rzucane w naszą stronę ale nie zwróciłam na nie szczególnej uwagi.

Kas:- Dobra dobra, spokojnie dziewczynko. Już milczę.

Roz:- Kentin ? Jakie masz plany ? - Zapytała białowłosa zmieniając temat.

Ken:- Wracam do wojska. Kolejne lata w ławce i wykłady. Nie. To nie dla mnie.

Nat:- Chyba masz racje. To bez sensu. - Wszystkie spojrzenia wbiły się w Nataniela który nie wypił nawet połowy piwa. Nastała grobowa cisza którą przerwał dopiero głośny śmiech Kastiela.

Kas:- I mamy uwierzyć że naszemu gospodarzykowi znudziła się szkoła.

Nat:- Nie mówię że nie idę na studia tylko że to nie ma sensu. Najpewniej zmarnujemy tylko kolejne lata życia. - Nataniel wstał i odszedł od nas kierując się w stronę jeziora, Melania od razu pobiegła za nim. Mimo że też chciałam iść nie mogłam bo Kastiel mocno trzymał mnie w talii.

Rozi:- A wy zakochani ? Co macie w planach. - Tym razem zwrócili się do nas. W końcu byliśmy jedyną parą w klasie. Co teraz wydało mi się trochę dziwne. Zastanawiam się chwilę zanim odpowiedziałam.

- No cóż. Ja pewnie pójdę na prawo Kastiel na muzykologie w międzyczasie najpewniej z Lysandrem rozkręcą zespół. Założę kancelarie. Później może jakiś ślub ? ale nie będziemy się spieszyć w końcu to tylko dowód miłości na papierze. Może zdecydujemy się na dziecko. Wszystko jeszcze przed nami. - Właśnie ułożyłam mu plan na życie, a przecież doskonale wiem jak tego nie znosi.

Kas:- Mnie pasuje.

- Serio ? - Jego pozytywne nastawienie było chyba ostatnią rzeczą jakiej bym się spodziewała w tak delikatnym a jednocześnie niestabilnym temacie. No bo przecież to Kastiel.

Kas:- No. Jestem ciekawy jak będziesz wyglądać w białej sukni ?

- Troszkę sobie jeszcze na to poczekasz. Wiesz ?

Kas:- Spoko, tak jak mówiłaś, nie spieszy się nam. Mam dopiero 19 lat nie chce się jeszcze chajtać. - Złapałam go za rękę. Dobrze wiedzieć że myślimy podobnie co do pewnych kwestii.

Nasza "impreza" przebiegała spokojnie. Do czasu aż alkohol nie uderzył nam do głowy. Zebrało się tu coraz więcej osób. Z przenośnych głośników leciała głośna muzyka ludzie tańczyli, pili i rozmawiali w swoich grupach. Inni wrzucali podręczniki i zeszyty do ogniska. Siedziałam sama pod altaną obserwując innych. Kast poszedł gdzieś z innymi chłopakami. Roza i Leo zniknęli w lesie a Alex tańczył w towarzystwie dziewczyn. Jedną z nich była Lauren. Która zawieszała mu się na szyi. Nie wiem czy Lysander by był zadowolony widząc to, nawet wiedząc że Alexsy jest gejem. Zabrałam już kolejną butelkę piwa i usiadłam na mostku gdzie było troszkę ciszej, muzyka dosłowne huczała mi w uszach. Zaciągając kolana pod brodę wzięłam łyk gorzkiego napoju.

...:- Może chcesz owocowe ?

- Nie, dzięki to też jest spoko. - Odpowiedziałam nawet nie patrząc z kim właśnie rozmawiam.

...:- Co tu robisz ? Sama ?

- Rozmyślam nad swoją marną egzystencją.

...:- A mogę z Tobą ?

- Ta jasne. Proszę... - Chłopak usiadł obok mnie. Znieruchomiałam widząc przed sobą czarne kosmyki jasną cerę i czarujące lapisowe oczy. Armin. Bez chwili zawahania rzuciłam mu się w ramiona. Przez co oboje upadliśmy. Chłopak na w połowie mokre drewno a ja na jego klatkę piersiową. - Dalej jesteś na mnie zły ?! - Wykrzyczałam mu w twarz powstrzymując przy tym łzy.

Arm:- Jasne że jestem zły. Pogrywałaś sobie ze mną ! - Krzyknął równie głośno podnosząc się i mnie przy okazji. - Ale teraz jestem gotowy z Tobą o tym pogadać ?

- Armin..

Arm:- . . . dlaczego to wszystko zrobiłaś myślałam że się przyjaźnimy. ... I ja naprawdę cię kochałem Luna.

- Ja nie chciałam cię zranić. - położyłam dłoń na jego ramieniu jednak Armin zrzucił ją z niego, spuściłam wzrok na swoje buty. - Wiedziałam że mnie kochasz i chciałam ci dać szanse, myślałam że z czasem też Cię pokocham, ale było go za mało...

Arm:- Bo on wrócił, co ?

- Nie, to nie tak.

Arm:- I znów kłamiesz.

- Armin zrozum...

Arm:- Dobra nieważne. - chłopak wstał i teraz patrzał na mnie z góry. Usłyszałam jego ciche westchnięcie zanim znów się do mnie odezwał. - Mam nadzieję że wam wyjdzie, to co mówiłaś. Wy. . . pasujecie do siebie.

- Armin bo ja...

Arm:- Tak wiem przepraszasz. Serio, dotarło to do mnie za drugim razem.

- Tak to też ale.... czekaj drugim !? - Musiałam zrobić jakąś dziwną minę bo niebieskooki zaczął się krztusić ze śmiechu. - Ale ja... przebłagiwałam cię chyba ze sto razy.

Arm:- Zasłużyłaś, na to. A ja nie chciałem z Tobą gadać. Ale pewnie już nigdy się nie zobaczymy a ja nie lubię się kłócić tak też chciałam mieć cię już z głowy.

- Super. . . . Czekaj ? Jak to nigdy się nie zobaczymy ?

Arm:- Dostałem się na staż do firmy która produkuje gry komputerowe. Zawsze chciałem to robić. A mnie przyjęli bez dyplomu. Normalnie trzeba skończyć studia. To szansa i nie zmarnuje jej.

- Daleko ?

Arm:- W Liverpoolu.

- Aha. Cóż jedyne co ci mogę powiedzieć to powodzenia. Obyś znalazł to czego szukasz.

Arm:- Dzięki. A ty lepiej bardziej pilnuj tego na czym ci zależy.

- Chwila... co ? Chyba nie rozumiem. - Armin złapał mnie za podbródek i lekko obrócił moją głowę w bok. Przymrużyłam oczy nie wiedząc gdzie patrzeć. Do chwili gdy mój wzrok nie odbił się od pewnej pary. Chłopak o krwisto czerwonych włosach opierał się o jedno z drzew obok niego stała wysoka dziewczyna, trzymała dłonie na jego torsie.

Arm:- Pozwolisz jej na to. - Mówił z przekąsem upijając piwo z butelki.

- Po moim trupie. - Zerwałam się na nogi, próbując po drodze wymyślić coś co mogę powiedzieć mu w takiej sytuacji. Ale droga była za krótka tym samym miałam mniej czasu do namysłu.

?:- ...to urocze. Aż mam ochotę kontynuować w bardziej ustronnym miejscu.

Kas:- Kontynuować, co ? Już ci przecież powiedziałem że mam kogoś. - Stałam tylko kilka metrów od nich.

?:- A ja chłopaka i co z tego ? - Zachichotała a jej dłoń zjechała niżej na jego krocze. Widziałam że chciał zareagować, nie zdążył ja to zrobiłam. Złapałam kobietę za ramie odciągając ją od niego.

- Dotknij go jeszcze raz a przyrzekam że źle się to dla ciebie skończy ! - Wywarczałam przez zęby zaciskając dłonie w pięści.

?:- Laska ogarnij się. Chciałam go tylko pożyczyć i się zabawić. Ale jak nie to nie. - Kiedy była już w wystarczającej odległości podeszłam do chłopaka. Oczywiście jego arogancki uśmieszek nie schodził mu z twarzy.

- Czy naprawdę muszę przyszyć ci metkę żeby przestały się wokół ciebie kręcić. - Mówiłam wściekła poprawiając mu kołnierzyk kurtki.

Kas:- Nie moja wina że jestem boski. - Zaśmiałam się sztucznie po czym przyłożyłam mu w ramie. Zrobiłam to stosunki mocno ale chyba nie za bardzo się tym przejął.

- Kretyn.

Kas:- Też cię kocham.

- Chyba wkurwiać.

Kas:- Nie zaprzeczę. - Objął mnie ramieniem przyciągając bliżej siebie. Ale nie tylko to.

- Tak to za co jeszcze ?

Kas:- To ty mi powiedz, za co lubisz takiego "kertyna" jak ja. Trochę już ze mną wytrzymałaś.

- Chcesz wiedzieć za co cię kocham ? - On pyta tak na serio ? W odpowiedzi skinął jedynie głową.

Kas:- Chyba że to dla ciebie za trudne. - Odwrócił głowe jakby obrażony. Czyli się po prostu droczy.

- To nie jest trudne, tylko głupie. Bo mogłabym to skrócić do dwóch słów i powiedzieć ci, za wszystko ale.. - urwałam na dłuższą chwilę.

Kas:- Ale co ?

- Ale to by było.. za mało. Bo kocham cię za wiele rzeczy... Na przykład, za twój cyniczny uśmiech, którym tylko mnie obdarzasz. Za twoje czerwone mięciutkie włosy. Za to cudownie metaliczne spojrzenie. Ale była bym też strasznie płytka, gdybym skupiła się na samym wyglądzie, pomijając twoje cechy, upodobania czy idiotyczne czasami wręcz wkurwiające nawyki. Bo tak naprawdę, kocham cię za to, jak uroczo marszczy nosek kiedy się skupiasz na gitarze. Jak się o mnie troszczy i bronisz za każdym razem. Za twój gust do muzyki i filmów. A nawet za to, że kiedy cię zbywam ty uparcie zostajesz, przez co cieszę się że mogę spędzić z tobą dodatkowe chwile. Za to jak seksownie jęczysz moje imię, gdy się kochamy. Za to że pragniesz mojej uwagi. I za to że jesteś takim niegrzecznym chłopcem, który jest grzeczny tylko dla mnie. - Uśmiechnęłam się do niego rozczulona, widząc jak uważnie mnie słucha. Jego policzki były lekko zarumienione, co jeszcze bardziej mnie rozczuliło i jednocześnie rozbawiło. - Za to jak otulasz mnie ramieniem. Za pocałunki na dobranoc. Za to jaki jesteś cierpliwy kiedy mam okres. Za to że zawsze mi pomagasz. Za to jak się ze mną droczysz. I za to że.., że po prostu ze mną jesteś.... . Mogłabym wymienić jeszcze mnóstwo innych rzeczy, ale nie starczy nam na nie czasu. Dlatego Kocham ciebie za wszystko.

Kas:- . . .

- Co ? Zatkało ? Wielki buntownik się zarumienił ? - Zapytałam rozbawiona tym że dalej stał jak kołek, nie odrywając o demnie wzroku.

Kas:- Jesteś pierwszą osobą, która mówi mi coś takiego. Nie jestem przyzwyczajony. - Odpowiedział speszony, próbując uniknąć mojego wzroku.

- A może po prostu, nie dajesz sobie tego powiedzieć. Nie dopuszczasz do siebie myśli, że komuś może na tobie zależeć. Wiem że to stąd, wzięło się to nieposłuszeństwo i brak szacunku do innych. Nie dajesz się do siebie zbliżyć, bo boisz się że znów kogoś stracisz. - Z każdym moim kolejnym słowem oczy Kastiela perliły się coraz bardziej. Chyba właśnie rozbiłam tą ścianę, za którą tak długo się chował. Bez namysłu złapałam go za szyje i przyciągnęłam do siebie przytulając. Chłopak położył głowę na moim ramieniu i mocno zacisnął ramiona na talii.

Kas:- Jak ci się idiotko udało doprowadzić mnie do takiego stanu. - Zaśmiał się zażenowany. Na co przejechałam dłonią po jego miękkich włosach głaszcząc go po głowie.

- To że na co dzień jesteś chamski i arogancki, to nie znaczy że nie jesteś wrażliwy. A ja znam cię najlepiej i zdążyłam się już poznać na twoim paskudnym charakterku.

Kas:- Eh., myślałem że dłużej ci to zajmie.

- Myślałeś też że Pieta, to ta bułka w którą się kebab zawija. Po za tym już dawno odkryłam u was facetów mózg nie jest pierwszą częścią ciała, którą używacie do myślenia. Do tego macie nas.

Kas:- Weź się już nie wymądrzaj.

- Bo ci IQ maleje ?

Kas:- Nie. Bo wrzucę cię do jeziora.

- Nie odważysz się.

Kas:- Założysz się ? - Uśmiechnął się złośliwie mrużąc oczy. I już wiedziałam że nie żartuję. Odruchowo spojrzałam w stronę jeziora które za daleko nie było. A później w oczy chłopaka uśmiechając się przepraszająco, co na niego nie zadziałało. - Lepiej uciekaj. - Zaśmiał się a mnie zrzedła mina. Puściłam się go zrywając się do biegu. Mój zmysł przetrwania mówił mi jedno. "Szukaj Rozalii ona cię uratuje" Na moje nieszczęście dziewczyna jeszcze nie wróciła. Pewnie ma lepsze zajęcie z Leo. Alexsy jest nawalony. Lysander się migdali z tą swoją. Jestem w kropce.

Nat:- Ej ! Ostrożnie.

- Nat ! - Krzyknęłam głośniej niż chciałam przez co zwróciłam na nas uwagę kilku osób. - Jezu jak ja się cieszę że tu jesteś.

Nat:- Tak ?

- Tak. A teraz ratuj. - Schowałam się za plecami blondyna, który nie za wiele zrozumiał. Ale z drugiej strony ? Czy to mądre chować się za wrogiem swojego faceta ?

Nat:- Co ? Przed czym.

- Kastiel mnie szuka. Jak mi nie pomożesz to zaraz będę tam pływać. - wskazałam mu na jezioro.

Ken:- Co mu zrobiłaś ? - Zapytał Kentin który stał za mną i Natem.

- Obraziłam jego inteligencję. - Chłopcy spojrzeli po sobie a później na mnie po czym wybuchli śmiechem. - Pomożecie czy nie ?

Ken:- Chodź - Kentin złapał mnie za nadgarstek ciągnąc za sobą. Weszliśmy w las chowając się za małymi choinkami. Szatyn zdjął z siebie kurtkę i zarzucił mi ją na ramiona.

- Moro ? To ma mnie zamaskować ? Tak ?

Ken:- Co ? Nie.. Nie chce żeby drzewko cię pokuło. Masz gołe ramiona a to dziadostwo ma kolce.

Nat:- Nie żebym się przejmował.. ale nie wkurzysz go tym jeszcze bardziej. - Nataniel dał mi do myślenia. Przecież jak Kas zobaczy mnie tu z chłopcami to dopiero się wkurwi. Zwłaszcza że cała trójka za sobą nie przepada. W tej samej chwili usłyszeliśmy głośny dzwonek mojego telefonu. Siłowałam się z kieszenią próbując go wyłączyć ale kiedy w końcu mi się to udało ktoś się rozłączył.

Kas:- Nie jesteś za bystra dziewczynko. - Wyłonił się z mroku zupełnie jak jakiś psychopata. Co było jednocześnie straszne i dość podniecające. Cofnęłam się robiąc krok do tyłu przez co wpadłam w choinkę. - Haha haha ha !

- Ał, ał ałłała. - Kiedy chłopcy próbowali mi pomóc Kastiel zgiął się w pół śmiejąc się w najlepsze. - kuźwa to boli. Ałł !

Ken:- Daj rękę. - Złapałam go za przedramię ale szarpnął mną zdecydowanie za mocno przez co wpadłam na niego nie mając równowagi polecieliśmy na Nataniela a on na ziemię.

Kas:- Haha hahaa. O kurwa nie mogę. Zupełnie jak domino. - Rzucał pomiędzy salwami śmiechu. Trzymając się za brzuch. - No dobra, zabawnie było a teraz oddawać to co moje.

Nat:- To co twoje !? Ona nie jest rzeczą debilu.

Kas:- Nie. Ale jest MOJĄ dziewczyną. Jak ci się znudzi to czekam przy samochodzie. - Zwrócił i odszedł kompletnie ignorując Nataniela. Widziałam tylko jeszcze jak odpala papierosa. Co było dla mnie oczywiste że jest coś nie tak.

Nat:- Pozwalasz mu tak do siebie mówić.

- On taki już po prostu jest. Nie przejmuje się tym. A wy powinniście zakopać topór wojenny. Przecież kiedyś się kolegowaliście.

Nat:- Byliśmy przyjaciółmi. Najlepszymi. Do póki on tego nie spieszył... wolał wierzyć lasce która go okłamuje niż przyjacielowi. Ciebie też w końcu zawiedzie.

- Nat to nie tak jak myśl.... Nataniel ! - Wołałam go ale blondyn nawet się nie odwrócił.

Ken:- Podobasz mu się .

- Wiem to. I czuje się z tym podle.

Ken:- Niepotrzebnie, przejdzie mu. Kiedyś tam... .

- ...pójdę lepiej zobaczyć co z Kasem. - Oddałam zielonookiemu kurtkę. - Dzięki Kentin. - Rozłożyłam ramiona przytulając go. Oddał uścisk dopiero po chwili.

Ken:- Będę tęsknić.

- Ja też. - Puściłam go uśmiechając się ostatni raz.

Ken;- Luna ? Czy możesz dać to Leti jak ją spotkasz. - Podał mi małą szarą kopertę. W prawym górnym rogu było naklejone małe czerwone serduszko. Uroczy symbol miłość.

- Tak oczywiście. - Schowałam kopertę do kieszeni patrząc jak odchodzi w kierunku grupki znajomych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro