Rozdział 44 Konfrontacja
Nie miałam pomysłu na ten rozdział i jest on taki se. Ale dawno nic nie było to pomyślałam że wrzucę bo i tak nic nie wymyśle.
StarlightMoon45
- Naprawdę ? - Dalej nie dowierzałam, nigdy bym się po nim czegoś takiego nie spodziewała.
Kas:- A jak ci się wydaje dziewczynko. - Bez namysłu podbiegłam do niego i rzuciłam się mu na szyje Kas zakręcił nas wokół osi. A gdy się zatrzymał złączyłam nasze usta.
- Dziękuję dziękuję dziękuję ! Jesteś najlepszym facetem na świecie. Tak bardzo cię kocham ! - Dodając ostatnie zdanie znów go pocałowałam.
Roz:- Ale o co chodzi. - Pytała białowłosa. A ja podeszłam do nich dalej będąc w totalnej euforii.
- Lecimy na wakacje ! - Pokazałam im 4 bilety lotnicze. - Od jakiegoś czasu trułam Kasowi że chciałabym spędzić wakacje razem z wami, w moim rodzinnym mieście...
Kas:- I jak by nie patrzeć prze ze mnie ominęła was wycieczka. Więc chciałem się trochę zrewanżować. - Kastiel podszedł do mnie i objął mnie ramieniem kładąc dłoń na moim pośladku.
Lys:- Wiesz to fajny prezent ale...
Roz:- Nie możemy. - Dokończyła Rozalia a Lysander założył ręce na piersi. I opuścił głowe w dół.
- Dlaczego
Roz:- Widzisz, razem z Leo jedziemy na farmę do ich rodziców.
Kas:- Chyba tydzień...
Roz:- Nie rozumiesz Kastiel. - Przerwała mu białowłosa a jej wzrok opadł na mnie a zaraz później na Lysandra. Dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
Kas:- Lys, o co chodzi ?
Lys:- ...
Kas:- Chodź, idziemy zapalić. - Kastiel puścił mnie, podszedł do chłopaka i przyjacielsko klepnął go w ramie, wyszli na zewnątrz.
KASTIEL
Wyszliśmy na zewnątrz od razu wyciągnąłem z kieszeni spodni papierosy wyciągając rękę w stronę przyjaciela, ale ten stanowczo odmówił. - Weź mnie nie wkurzaj Lys. Wiem że zazwyczaj nie palisz ale po tym będzie ci lepiej wiec pal. - Trzęsącą się ręką wziął o demnie papierosy i zapalniczkę. Zaciągnął się stosunkowo za mocno przez co zaczął się ksztuśić.
Lys:- Zadowolony ? Pytał patrząc się na dymiącego papierosa.
- Coś cię stało prawda ? Chodzi o twojego tatę. Zgadłem.
Lys:- Choroba postępuje szybciej niż wcześniej, lekarze mówią że zostało mu mniej niż cztery tygodnie. Ja nie wiem co robić. Nie mogę go stracić. - Lysander zasłonił oczy dłonią, płakał. Nie myśląc za bardzo zgasiłem peta butem i przyjacielsko go przytuliłem. Wiedziałem o tym już od dawna, za każdym razem kiedy Lysander był załamany zabierałem go do pubu na piwo żeby mógł się wygadać i odstresować. Kiedy byłem w szpitalu najpierw odwiedzał ojca a później przychodził do mnie. Wiedziałem że jestem jego najbliższym przyjacielem a on był moim. Zawsze mogłem na niego liczyć i vice versa.
- Mi przecież też tak mówili, i żyje. Nie będę ci paplać regułki lekarzy że wszystko będzie dobrze bo nie wiem czy będzie. Ale będę z tobą bracie.
Lys:- Wiem. Dziękuje. - Usiedliśmy na schodkach. W tym samym momencie dołączyły do nas dziewczyny. Trochę mnie zaskoczyło że Luna przytuliła się do Lysa zamiast do mnie. Ale nic nie powiedziałem zamiast tego wyciągnąłem rękę z papierosami w stronę Rozy która przez fakt że schodki nie są zbyt duże była zmuszona usiąść przy mnie. Ta jedynie z obrzydzeniem spojrzała na fajki a później ze złością na mnie.
Lu:- Wiem jak się czujesz, wiem jak bardzo to boli Lys. - Zaczęła cicho Luna. - Moja mama też długo walczyła zanim umarła. Ale jedyne co mogłam zrobić to rozmawiać, kochać i być przy niej każdego dnia. Bo to najlepsza rzecz jaką możemy dać bliskim. Siebie. I myślę że to jest jedyna rzecz jaka twój tata chciałby mieć. - Gadaliśmy jeszcze chwile zanim się rozstaliśmy.
- Może nie mam najlepszych kontaktów z rodzicami i przez większość życia wychowywałem się sam ale nie wiem co bym zrobił na jego miejscu.
Lu:- Nie mów tak. - Luna przytuliła się do mnie objąłem jej kruche ciało i pocałowałem w czoło. - Twoi rodzice może byli nieobecni w twoim życiu ale bardzo Cię kochają. Byłeś ich radością i gdyby nie ty rozwiedli by się.
- O czym ty gadasz ? - Zdziwiłem się odsuwając ją lekko od siebie. Normalnie bym pomyślał że jest pijana i bredzi ale nic nie piła.
Lu:- Noo.. twoi rodzice byli w trakcie rozwodu kiedy twoja mama dowiedziała się że jest w ciąży. Levis na początku był zły ale później ucieszył się. Szczególnie wtedy kiedy dowiedział się że będzie mieć syna. Dzięki tobie znów się pokochali. . . Nie patrz się tak na mnie gdybyś chodź raz z nimi porozmawiał to więcej byś wiedział.
- Myślałem że opowiada ci tylko te żenujące historie z mojego dzieciństwa.
Lu:- Ta jak zamknąłeś przedszkolankę w schowku bo kazała ci zjeść warzywa była całkiem zabawna. Od pięciolatka byłaś wcielonym buntownikiem ?
- Bardzo zabawne dziewczynko. Too, masz może jakieś plany na resztę tego wieczoru ? Bo moje są związane z tobą.
Luna
A co planujesz ? - Powoli odsunął mi włosy z ranienia, jego usta wylądowały na mojej skórze a ciepły język ślizgał się po szyi. Uwielbiam kiedy to robi
Kas:- Najpierw obejrzymy sobie horror a później zabawimy się w łóżku.
- Kass - położyłam dłonie na jego ramionach chcąc odsunąć go od siebie ale nie zrobiłam tego dość przekonująco bo nawet się tym nie przejął. Jego dłonie opadły na moich udach, sunął nimi w górę aż dotarł do bioder.
Kas:- Masz racje najpierw się zabawimy. - podniósł mnie za pośladki zrobił to tak jakbym nic nie ważyła. Jego usta zetknęły się ze skórą mojego dekoltu.
- Agh ! - gwałtownie wypuściłam powietrze i nie mogłam powstrzymać westchnięcia. Automatycznie odchyliłam głowę w tył. - Kaaas.. - jęknęłam przeciągliwie kiedy położył mnie na sofie a sam zawisł nad moim ciałem. Rękami sunął przez moje uda, biodra i talie zdejmując mi bluzkę przyjemnie pieścił przy tym skórę. Podniecałam się coraz bardziej.
Kas:- Uwielbiam zapach twojej skóry. Tak delikatna... taka słodka... - Mówił w przerwach pomiędzy pocałunkami. Jednocześnie bawiąc się moimi piersiami przez koronkowy materiał stanika. Złapałam jego koszulkę na plecach i pociągnęłam materiał zdejmując mu ją przez głowę. Odrzuciłam materiał w bok przyciągając jego ciało bliżej jego tors płonął a ja pragnęłam tego dotyku. Złapałam się jego ramion i przewróciłam nas tak bym znajdowała się na nim. Niestety zapomniałam że kanapa jest mniejsza niż mi się z początku wydawało przez co wylądowaliśmy na dywanie. Dokładniej Kastiel na nim a ja upadłam na jego klatę. Zaśmialiśmy się z obrotu sytuacji.
- Nie przewidziałam tego. - Po raz kolejny zachichotałam zaczerwieniona.
Kas:- Nie wolisz iść do sypialni. - finezyjnie pogłaskał mój policzek, zgarniając kilka kosmyków włosów które opadły mi na twarz.
- Nie ważne gdzie, kiedy i jak. Ważne że z tobą. Jesteś pierwszym mężczyzną którego szczerze pokochałam i któremu całkowicie ufam. Nie mam przed tobą sekretów ani wątpliwości. I to dla mnie nie istotne czy zrobimy to tu czy na górze.
Kas:- Jesteś urocza - powiedział po czym zaczął mnie całować. - ale przerwał nam dzwonek telefonu.
- Nie odbieraj. - rzuciłam szybko pomiędzy pocałunkami. Kas ignorując to co powiedziałam wyciągnął telefon z kieszeni spodni i zerknął na ekran.
Kas:- Wybacz Lu. To ważne.
- Dobra. - podniosłam się z chłopaka i złapałam za koszulkę którą ubrałam w krótkiej drodze do kuchni. Kastiel rozmawiał chwile co jakiś czas krzycząc i rzucając przekleństwem. Obserwowałam go upijając kawy, która chciałam się pobudzić.
Po wszystkim rzucił telefon na stolik biegnąc na górę. Westchnęłam dopijając mój napój i poszłam za chłopakiem. Ale kiedy złapałam za klamkę drzwi sypialni stanął w nich Kas. - Idziesz gdzieś ? - Pytałam widząc że zmienił ciuchy.
Kas:- Tak wyszło. - Odpowiedział zły uciekając wzrokiem.
- Mogę jechać z tobą.
Kas:- To nie jest dobry pomysł, nie chce żeby znów coś ci się stało. Chyba pamiętasz jaki obrót przybrały sprawy ostatnim razem. - faktycznie, w końcu ja prawie zostałam zgwałcona a on dostał nożem. W tej samej chwili przeszyły mnie dreszcze. A jeśli tym razem znów to się stanie.
- I dlatego nie puszcze cię samego. Co będzie jak znów dostaniesz nożem. Albo jak ta pieprzona lafirynda da ci jakieś prochy.
Kas:- Nie będzie tak. - nic więcej nie mówiąc wyminął mnie w drzwiach i zbiegł na dół po schodach ,trzasnął drzwiami wychodząc. Wzięłam oczyszczający wdech opierając się o poręcz schodów. Liczyłam na ciut inne zakończenie tego dnia. Tak nagle przerwał i uciekł nie wiadomo gdzie to.... to właściwie do niego bardzo podobne. Chociaż myślałam że przynajmniej troszkę się zmienił odkąd jesteśmy razem. Ale chyba jednak nie. Wszystko jest w sumie logiczne. W końcu jest czuły tylko wtedy gdy jesteśmy sam na sam... w tej chwili usłyszałam jakże charakterystyczne dźwięk, ponownie zerknęłam na drzwi frontowe czerwonowłosy stał w nich ze swoim firmowym uśmieszkiem i splecionymi na torsie rękami. - Zmieniłem zdanie, jedziesz ze mną. - mówił nie odrywając ode mnie wzroku zmieszana zmarszczyłam brwi.
- Co knujesz ? Nikt od tak nie zmienia zdania, a już na pewno nie ty.
Kas:- Chce ci coś pokazać.
Pół godziny później siedziałam już w samochodzie bo Kast nalegał żebym się przebrała. Postanowiłam wtopić się w niego i założyłam czarną bluzkę dużym dekoltem w kształcie litery V. Asymetryczną skórzaną spódniczkę i botki z ćwiekami na 10 centymetrowym obcasie. Na koniec ubrałam czerwoną ramoneskę też oczywiście z ćwiekami i choker z sercem na krtani. Zrobiłam mocny makijaż a usta potraktowałam krwisto czerwoną szminką. Włosy zostawiłam w artystycznym nieładzie.
Pędził przez miasto a później przez uliczki których nie znałam. Lampy były coraz rzadsze a tym samym było coraz światła. Powoli ogarniała mnie lekka niepewność ale ciekawość i fascynacja zbywały ją gdzieś daleko. Czując że ostro przyspieszył położyłam dłoń na jego dłoni którą swobodnie leżała na gałce zmiany biegów. Kastiel złapał kostkami moje palce i posłał mi uśmiech. W chwilach takich drobnych gestów ciesze się że go mam. - Kastiel ?
Kas:- No
- Myślisz że to się kiedyś skończy.
Kas:- Co masz na myśli ?- Pytał nie odwracając wzroku był skupiony na drodze.
- No. . . nas. - Słysząc co przed chwilą powiedziałam zwolnił i zatrzymał się zjeżdżając na pobocze. Chyba zadałam najgorsze możliwe pytanie.
Kas:- Nienawidzę rozmów o przyszłość. Są bez sensu... . Nie wiem, może kiedyś. Nie mogę ci powiedzieć "Nie" skoro nie wiem co będzie za godzinę. A teraz przestań już zadawać głupie pytania ok.
- To przynajmniej mi powiedz gdzie jedziemy.
Kas:- Nie bądź taka niecierpliwa dziewczynko. Gdybym ci to teraz powiedział nie miała byś niespodzianki. - Wyszczerzył się złośliwie i przyspieszył. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsca był to budynek jakiejś starej fabryki, plac i droga był oświetlony przez stare latarnie uliczne. Z każdej strony stały zajebiste tuningowane samochody a wokół nich ludzie który przyglądali się silnikom maszyn.
- To była ta niespodzianka. Zabrałeś mnie na uliczne wyścigi.
Kas:- Nie mów że ci się nie podoba. Dobrze wiem jak kochasz się ścigać.
Miał racje. Zajebiście mi się tu podobało ale starałam się tego nie okazywać. Kas zaparkował i wysiadł z samochodu ja za to czekałam aż otworzy mi drzwi. Szybko obszedł auto do okoła i wypuścił mnie podając mi rękę. Złapałam ją i automatycznie przywarłam do jego klaty. Na co posłał mi uśmiech kładąc dłoń na moim pośladku.
Kas:- Słuchaj dziewczynko jakby co to mówisz że jesteś tu ze mną.
- Jak sobie życzysz. - Zaczęłam całować jego szczękę schodząc pocałunkami na szyje.
Kas:- Świetnie. A po drugie nie ścigasz się.
- Co ? Niby dlaczego ?
Kas:- Dla bezpieczeństwa. Nie chcę żebyś stała się celem jednego z tych psycholi.
- To po co mnie tu ściągnąłeś. - Rzuciłam z lekkim wyrzutem. Nie powiem napaliłam się na wyścig. Kocham szybką jazdę i kocham to niezwykłe uczucie adrenaliny i rywalizacji. W Italii też się ścigałam a przecież byłam o wiele młodsza. Nie rozumiem
Kas:- Dla animuszu, ktoś musi mnie dopingować. Po za tym chciałem się tobą pochwalić. - Ucałował mój policzek zanim posadził mnie na masce samochodu. - Jesteś zabójczo piękna ta spódniczka, hmm kusząca. - Szeptał całują mnie po szyi.
- Miło że ci się podoba. Ale zostawmy sobie te czułość na później. - skinął głową - No dobrze, a teraz mów, co nas tu sprowadza. Hajs, samochody ? dragi i broń odpada a kobiety... - Rozejrzałam się wokół dziewczyn lekkiego prowadzenia tu nie brakowało. Co było trochę obrzydliwe. - ...cóż masz mnie, więc moja nadzieja że nie myślisz o tych dziwkach. Chłopak szerzej otworzył oczy zamknęłam jego lekko otwarte usta dwoma paluszkami kładąc je na podbródek. Skradłam mu pocałunek uśmiechając się. - Kotku nie patrz tak na mnie, nie jestem taka nieświadoma jak ci się wydaje.
Kas:- Mówisz mi właśnie że już kiedyś się ścigałaś. - Lekko wzruszyłam ramionami odwracając głowę tak jakbym nie wiedziała o czym mówi. - Nie spodziewałem się tego po tobie dziewczynko. Ale to sprawia że w moich oczach jesteś jeszcze bardziej pociągająca. - Jego dłoń która spokojnie leżała na moim udzie teraz wędrowała po nim w górę aż do pachwiny gdzie zatrzymała się na cienkim koronkowym mokrym już materiale.
- Kas nie. - Powstrzymałam go.
Kas:- No już, spokojnie. Wiesz że się z tobą droczę. A tak już na poważne odpowiadając na twoje pytanie. Interesuje mnie jeden samochód. Ford Mustang. Należy do mojego kumpla. Przegrał ze mną Corvette. Postawiłem sobie wyzwanie że wygram z nim i tego.
- To wczoraj, też tu byłeś tak ?
Kas:- No tak
- I ścigałaś się MOIM samochodem. Wiesz że jeśli go przegrasz to czeka cię pewna śmierć w męczarniach.
Kas:- O to bym się nie martwił. Jestem tu królem jeszcze nikt mnie nie pokonał.
- Prucz mnie
Kas:- Dostawałaś fory.
- Zazwyczaj jepiej kłamiesz Veilmont.
Kas:- Dobra chodź, przedstawię cię komuś. - Zeskoczyłam z maski idąc za Kasem. Ale widzą jak co druga kobieta tu posyła mu zalotne spojrzenie zaczęłam się denerwować. - Tędy dziewczynko. - Weszliśmy do jakiegoś baru. Chłopak objął mnie ramieniem w pasie automatycznie wtuliłam się w jego ramie. Szedł pewnym krokiem a ludzie schodzili nam z drogi zatrzymał się dopiero przy jednym ze stolików. Siedział tam młody chłopak i dwie skąpo ubrane dziewczyny. Na drugiej kanapie była ta niebiesko włosa dilerka a na fotelu chłopka który próbował mnie ostatnio zgwałcić. Widząc go mocniej zacisnęłam dłonie i jeszcze bardziej jeżeli byłoby to w ogóle możliwe wtuliłam się Kastiela ostrożnie zrobiłem krok w tył co szybko wyczuł. - Ej spokojnie jestem tu. Nic ci nie zrobi, a nawet jeśli spróbuje to będę szybszy i na to nie pozwolę rozumiesz.
- Chyba...
Kas:- Pamiętasz, ty jesteś moją dziewczynką a ja twoim opiekunem i obrońcą. Ze mną jesteś bezpieczna. Chodź. - Powoli podszedł do stolika. - Mogę wiedzieć dlaczego spierdoliłeś mi plany na wieczór. - Warknął zły z lodem w głosie rzucając telefon na odrapany drewniany stolik. - Dlaczego nie chciałeś o tym gadać przez telefon.
?:- Mówiłem ci że to nie jest rozmowa na telefon rudzielcu. Ale może za nim przejdziemy do konkretów to przedstawisz mi tą piękność.
Kas:- To Luna moja dziewczyna. Lu to Alvin debil i stary znajomy przy okazji....
Al:- Znajomy ? Myślałem że po tylu latach zasługuję na miano przyjaciela.
Kas:- Nie pierdol i gadaj po coś mnie tu ściągnął.
Al:- David Beckham. Chce zgarnąć naszą miejscówkę...
Kas:- A co mnie to.
Al:- Nie będzie wyścigów, a przynajmniej na naszych zasadach. Nie chce tu żadnych tropów Kas. Aron wystarczy.
Kas:- Nie wspominaj o nim ! I co ja mam do tego.
Al:- Był tu. Chce się ścigać z najlepszym. Znaczy z tobą. Nie chce tu rzeźni, a wiesz że on i ci jego kumple są pojebani.
Blue:- Co ci szkodzi. To jeden wyścig.
Kas:- Mam to w dupie. Nie będę się z nikim ścigał. Chodź Lu. - Nie wszystko zrozumiałam ale wolałam się nie wtrącać. Kas stanął przy stole bilardowym i łapiąc za kij zaczął nacierać końcówkę. Nic nie mówiąc złapałam za drugi. Spojrzał na mnie z ukosa. Po czym zrobił pierwszy ruch w grze rozbijając bile ułożone w trójkąt. Zbił dwie 2 i 5 trzecia zatrzymała się przed dołkiem.
- Wytłumaczysz proszę dlaczego nie chcesz się ścigać. - Pytałam i wbiłam 11 do dołka.
Kas:- Kilka lat temu ten gość zabił mi kumpla. Aron nauczył mnie jeździć. Chciał bronić tego gówna i przypłacił to życiem. Ja nie jestem taki głupi.
- Pewnie masz racje. Nie warto. - Uderzyłam w 9 ale stanowczo za słabo. - Pamiętasz jak graliśmy po raz pierwszy.
Kas:- Jak mógłbym zapomnieć. Przez tydzień musiałem być miły dla naszego kochanego gospodarza. Debilne zakłady.
- Ja musiałam się do ciebie wprowadzić. Sprzątać i robić śniadanie do łóżka. Twoje poświęcenie to było nic w porównaniu do mnie. - Śmialiśmy się grając i rozmawiając. Ale w pewnym momencie usłyszeliśmy głośne ryki silników. Alvin wyszedł co mogłam dostrzec kątem oka. A Kas pobiegł za nim. Też ruszyłam z miejsca ale jakiś typek zagroził mi drogę. Próbowałam go wyminąć kiedy złapał mnie za ramie. - Co z tobą !
?:- Nowa zabaweczka Kastiela ? - Zapytał jakiś łysy facet a ja łypnęłam go wzrokiem.
- Spieprzaj muszę go dogonić.
?:- A czy ja ci zabraniam.
- Stoisz w przejściu łysy bucie.
?:- Nie powinnaś się tak odzywać do starszych. - Uniósł się inny trochę młodszy i z tatuażem na szyi.
- Człowieku nie mam czasu na tę wymianę zdań. Chłopak na mnie czeka. - chciałam go wyminąć ale znów zagrodził mi drogę.
?:- Poczeka chwile dłużej. A w międzyczasie możesz się przydać dziwko.
- Słucham ?!
?:- Zapłacimy. - Zaczął rozpinać spodnie. Odruchowo zrobiłam krok w tył. W tym samym momencie coś przeleciało mi przed oczyma. Facet runął na podłogę. A ten pierwszy uciekł.
Kas:- W porządku. - Odezwał się dobrze znany mi głos. Kiwnęłam głową odgarniając kosmyki włosów z twarzy i przytuliłam go. Ale Kastiel mnie odsunął. - Poczekaj chwilę. - Podszedł do faceta który leżał na ziemi i przygniótł mu szyje swoim glanem. - Spróbuj chociażby na nią spojrzeć a następnym razem zrównam ci ryj z asfaltem Zrozumiano..... Chodź tu. - Złapał mnie za rękę i wyprowadził z tej menelni. - przyciągasz wszystko co najgorsze.
- Dlatego ty tu jesteś ?
Kas:- Nie wykluczone - czule położył dłoń na moim policzku, głaszcząc go kciukiem. - Nie bądź zła ale... będę się ścigał.
- Mówiłeś..
Kas:- Tak ale trochę nie mam wyboru. Alvin będzie jechał pierwszy ja jadę po nim. - Kiedy to mówił samochody ruszyły z piskiem opon. Nie minęło kilka sekund a maszyny zniknęły nam z oczu. Czułam ja Kas się niecierpliwi, nerwowo zaciągał się papierosem. Stanęłam naprzeciw niego i zgarnęłam kosmyki które opadały mu na twarz.
- Stresujesz się.
Kas:- Nie.
Blue:- Pewien jesteś. A może coś na rozluźnienie. - Rzuciła mu woreczek z białym proszkiem.
Kas:- Nie chce tego. - Wściekły odrzucił woreczek i zgasił papierosa butem żeby zaraz zapalić kolejnego.
Blue:- A może twoja zabaweczka się skusi. - Podeszła do mnie zadowolona. - Chociaż taka grzeczna dziewczynka pewnie nie weźmie.
- Nazwij mnie jeszcze raz "zabaweczką" a przyrzekam że ci poturbuje tą śliczną buźkę. - Kastiel zaśmiał się krótko przyciągając mnie do siebie.
Kas:- Chyba nie będziesz się biła ?
- Ta laska zaczyna mnie wkurwiać.
Kas:- Odpuść. Ona nie myśli trzeźwo, wciąga tyle koki że jakby nią potrząsnąć padał by śnieg. - wyszeptał i przejechał językiem po mojej szyi, przyssał się a ja cicho westchnęłam czując jak zostawia po sobie znak. - Po za tym jest o Ciebie zazdrosna. - Uśmiechnęłam się słysząc to. W tej samej chwili usłyszeliśmy ryki silników, dwa samochody jednocześnie przekroczyły wytartą linię. - Kurwa !
- Jest remis, to znaczy że musisz wygrać.
Kas:- Taa. Na to wygląda. Spróbuje oddać w całości. - Poklepał maskę a na usta wdarł mu się ten zadziorny uśmiech.
- Pieprzyć samochód. Ty masz mi wrócić cały.
Kas:- A ty masz mi się znów nigdzie nie zapodziać.
- A może właśnie taki miałam plan. Najpierw cię zgubić a później pójść gdzieś na lewo. - Zaśmiałam się cicho opierając dłonie na biodrach.
Kas:- Najpierw sama w to uwierz, a dopiero później wciskaj mi swoje teorie.
Al:- Twoja runda, wygraj to.
Kas:- Spoko. Pilnuj żeby mi się nie zapodziała. - Złapał mnie za ramię. Przejechał dłonią po moim podbródku, a potem położył ją na moim karku. Jeżeli dalej będzie mnie tak zawstydzać, to dostanę zawrotów głowy. - Widzimy się za chwile. Coś jej się stanie ty oberwiesz. - Zagroził czarnowłosemu zanim wsiadł do samochodu.
Al:- On naprawdę coś w tobie widzi. - Zdziwiona uniosłam brew. - Nie zrozum mnie źle. Ale odkąd się znamy zawsze dawał do zrozumienia że kobieta to dla niego to rzecz do zaspokojenia potrzeby, zabawka. Ale na ciebie patrzy tak delikatnie. I ignoruje wszystkie inne, co nawet wygląda zabawnie.
- Ale ty też masz niezłe powodzenie.
Al:- Szkoda że nie w moim typie.
- A jakie są w twoim typie.
Al:- Właściwie to... jacy. - Ostatnie słowo dodał znacznie ciszej.
- A wiec tak sobie pogrywasz. - Zaśmiałam się nie mogąc wytrzymać a on się zarumienił. - Czy mam być zazdrosna o mojego chłopaka ?
Al:- Nie, rudzielec nie jest w moim typie. Wytrzymanie z nim dłużej niż kilka godzin graniczy z cudem. - Piski opon i ryki silników przerwały nam rozmowę. Przedarłam się bliżej przez tłum gapiów. Kas stał z założonymi rękami i mówił coś do jakiegoś azjaty, podali sobie dłonie zanim wsiedli do samochodów Maserati Quattroporte V robiło niezłe wrażenie. Ale w tej samej sekundzie za linią startu stanęła jakaś dziewczyna i zaczęła odliczanie.
?:- Gotowi. - gazowali - Do startu... Start ! - ruszył stawiając Nissana na dwa koła jednocześnie wywalczając sobie przewagę.
* * *
. . . Przekroczył metę, o kilka sekund szybciej. Wygrał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro