Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 sezon 3 Camping

Kas wyciągnął mnie na zakupy do sklepu sportowego. Kupiliśmy namiot śpiwory, termosy i masę niepotrzebnego dziadostwa. Jednak on uznał że to wszystko jest potrzebne. Ale nie wtrącałam się. Po prostu grzecznie mu towarzyszyłam. Najwyraźniej odwala mu już na tyle przez tą całą sytuację Crowstormu że znalazł sobie ucieczkę od tego wszystkiego. Tylko dlaczego ja też muszę tak cierpieć !

- Wiem że camper odpada ale może domek wypoczynkowy, też może być w lesie. - pytałam z nadzieją próbując ubłagać go spojrzeniem.

Kas:- Znów zaczynasz.

- Skąd. Po prostu tak dopytuje. - zawszę był nieugięty ale teraz to konkretnie przesadza. - Jednak nie trzeba by było spać na samej ziemi - powiedziałam z przekąsem, bardziej do siebie niż do niego.

Kas:- Możesz spać na mnie - uśmiechając się szelmowsko puszczając mi oczko. Bo naprawdę będę miała na to ochotę w środku ciemnego lasu otoczona przez robactwo.

- Co ty do diabła robisz !!? - krzykłam widząc że pakuje do wózka jakieś puszki.

Kas:- Chcesz się żywić tylko piankami i krakersami ? W przeciwieństwie do ciebie ja tak nie pociągnę.

- Wiem. Zauważ że to ja gotuje. Zdaję sobie sprawę ile mięsa pochłaniasz. Ale nie będę jadła tego uprzemysłowionego żarcia. I ty też nie. - jak na złość musiałam ogarnąć w miarę normalne jedzenie. Wzięłam z lodówki kiełbaski i mięso na hamburgery. Znalazłam też kilka saszetek z daniami które wystarczy jedynie zalać wrzątkiem. Nie byłam z tego dumna ale zawsze lepsze to niż jakieś puszki. Tym bieganiem po sklepie zgubiłam Kastiela.

Normalnie gubi się w markecie dzieci. Ale nie ja, ja musiałam zgubić dorosłego faceta który ma metr osiemdziesiąt i czerwone włosy.
Znalazłam go po przejściu dwa razy całego sklepu. Na nieszczęście tam gdzie było najgłośniej. Kłócił się z jakimś facetem.

?:- Nie wierzę, jest pan piosenkarzem Crowstorm.

Kas:- . . .

?:- Nikogo nie da się oszukać przy pomocy tych okularów. Chociaż nie dziwię się że się ukrywasz. Teraz gdy cały świat już wie jak skomponowałeś swoje piosenki.

Kas:- Bo ty najlepiej to wiesz. Nie jesteś lepszy od anonimowego konta na Twitterze.

?:- Przynajmniej nie jestem złodziejem !

Lu:- Wygadamy i odważny jak widzę. Twoje życie jest aż tak puste że musisz zaczepiać przypadkowe osoby. - podeszłam do Kastiela z uniesioną głową. Facet spojrzał na mnie pogardliwie.

?:- A ty co ? Widziałaś jak komponuje !

Lu:- Codziennie widzę matole. Odpuść zanim oskarżę cię o napastowanie i ochrona cię wywali.

?:- Złodziej i pojebana typiara, nieźle się dobraliście.

Kas:- Zaraz ci przyje...

Lu:- Odpuść, to nie jest warte zachodu. - złapałam go za ramiona powstrzymując od tej szarży.

Kas:- Nie pozwolę mu cię tak obrażać.

Lu:- Nie ma sensu spierać się z debilem. Chodźmy do kasy i jedźmy na ten camping. Chyba że już nie chcesz.

Kas:- Obiecałaś. Nie próbuj się wywinąć.

- Bo mnie podszedłeś cwaniaku. - zapłaciliśmy za zakupy i spakowaliśmy wszystko do bagażnika. Oddałam Kasowi klucze by poprowadził. Jechaliśmy dobrą godzinę a ja dalej nie wiedziałam gdzie ten człowiek postanowił mnie wywieźć. Wjechaliśmy do lasu. Droga była kręta i dosyć wyboista ale w końcu nadeszła chwila w której się zatrzymał. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się dokoła.

- Środek lasu, jakieś tory kolejowe i masa śmierci ? Na jakie zadupie ty mnie wywiozłeś !

Kas:- Nie marudź. - Zarzucił na plecy swój plecak i podał mi mój. Był trochę ciężki bo obładował go do pełna. Westchnęłam cicho zakładając go.
- Musimy się trochę przejść, zabieram cię na wycieczkę po lesie.

- Jak romantycznie. Drzewa, błoto, dzika zwierzyna i robactwo. Dlaczego od razu nie weźmiemy tu ślubu. - żartowałam marudząc a on jakby się spiął, było to widać po grymasie na jego ustach. Nie wiem o co mu chodziło. Żartowałam tylko, zazwyczaj docenia moje żarty nawet jeśli są beznadziejne. - A tak konkretnie to gdzie idziemy ?

Kas:- Czy ty musisz być taka ciekawa ? Zobaczysz jak dojdziemy. - Chwycił mnie za dłoń prowadzącą w głąb lasu. Szliśmy wydeptaną ścieżką i nie było tak źle jak myślałam.

- Ok przyznaję, jest nawet miło.

Kas:- W końcu jakąś pozytywna reakcja.

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Jeszcze nic nas nie zaatakowało ?

Kas:- Wyobrażam sobie jak zwiewasz przed wiewiórką.

- Jeżeli ta wiewiórka będzie mieć wściekliznę.

Kas:- Obronie cię

- Mój wspaniały bohater

Kas:- Co poradzić. Rycerstwo ma coś we krwi, albo nie. Dziś to ty mnie uratowałaś, będę mógł się odwdzięczyć. Ten facet był nieznośny.

- Najważniejsze żebyś nie tracił zimnej krwi. Wszystko się wyjaśni, a Hyun nic nie napisał więc cieszmy się tą chwilą spokoju. - spojrzałam na telefon krzywiąc się - i nie ma tu zasięgu. Nawet nie będę mogła zadzwonić do niego po pomoc.

Kas:- Ta.. chwila, masz jego numer ?

- Sam mi go dał. Powiedział że napisze gdyby pojawił się kolejny atakujący cię oszołom.

Kas:- No tak. Bo lepiej napisać do ciebie. - warknął zirytowany kopiąc jakieś kamienie. Widziałam jak zły zaciska szczękę by powstrzymać się od dalszej wypowiedzi.

- Jaki widzisz problem ?

Kas:- Żaden - wzruszył ramionami. Wyczułam sarkazm w tonie jego głosu. Czasami mam wrażenie, że Kastiel jest codziennie przed miesiączką, albo ma menopauzę. Tak szybko potrafi zmieniać swój nastrój.

- To o co się tak wnerwiasz ?

Kas:- Nie wnerwiam się - właśnie widać. Znam go, gdy nic nie mówi i ani nie zażartuje, to znaczy, że jest urażony. Wolałam tego nie kontynuować, bo jeszcze wyjdzie na to, że cały dzień spędzimy skłóceni.

Po prawie godzinie dotarliśmy na miejsce. Była to polana z blisko położonym jeziorem. Położyłam się na miękkiej trawie zamykając oczy. Było tu nadzwyczaj spokojnie. Jedyne co udało mi się usłyszeć to liście szeleszczące na wietrze, czy odgłosy ptaków. Powietrze też pachniało inaczej niż w mieście, było bardziej czystsze i wilgotniejsze. Nagle poczułam cień na twarzy. Coś zgasiło mi słońce. Odemknęłam powieki, Kastiel stał nade mną pochylając się.

- Zasłaniasz mi słońce.

Kas:- Co ci zasłaniam ?

- Nie ty słońce, tylko to słońce na niebie. Oh.. po prostu się odsuń. - Kas zaśmiał się cicho nim położył się obok mnie. Podciągnęłam się lekko i wykorzystałam jego biceps jako poduszkę. - Naprawdę chcesz żebym nazywała cię moim słoneczkiem ? - zapytałam sarkastycznie piskliwym przesłodzonym głosem. szturchając palcem jego policzek.

Kas:- Zostań przy moim imieniu.

- Kastuś.., Kassi.., kisiel ? - zabrał rękę przez co moja głowa opadła na ziemię, trochę zabolało. Przewrócił się na bok, podpierając się na jednym ramieniu, a ja kładę głowę na trawie. Jego twarz była teraz nad moją, więc nie mam innego wyjścia, jak spojrzeć mu w oczy. Patrzył na mnie z tym zawadiackim uśmiechem i iskrą w oku jak zawszę.

Kas:- Kisiel to masz w majtkach jak cię całuje.

- Tekst na podryw stulecia. Brawo.

Kas:- Bo ty masz lepsze.

- A żebyś wiedział !

Kas:- To dalej, oczaruj mnie.

- Po tylu lat związku wyszłam już z wprawy. No i ciebie nie da się poderwać tandetnym tekstem z sieci.

Kas:- Nie ale chce to zobaczyć w twoim wykonaniu.

- Po prostu chcesz się pośmiać.

Kas:- To też. - westchnęłam cicho podnosząc się. Wypiełam biust i ruszając biodrami przeszłam obok niego jak modelka na wybiegu. Kas spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Odrzuciłam włosy kładąc dłoń na biodrze.

- Muszę przejść jeszcze raz, czy już się zakochałeś ? - parsknął śmiechem najprawdopodobniej z moich głupich słów.

Kas:- Kiedy tylko, zobaczyłem ten świetny tyłek. - przechylił głowę spuszczając wzrok na moje biodra Chyba dobrze zrobiłam ubierając dziś leginsy. - Masz coś jeszcze czy to twój popisowy tekst ?

Zastanawiałam się chwilę. - Gdybyś miał metkę był by na niej napis Made in Heaven. - puściłam mu oczko uśmiechając się flirciarsko.

Kas:- Chyba Hell, fatalne, dalej ! - Mój podryw jest chyba na niższym poziomie niż zakładałam.

- Nie dajesz mi nawet szansy, tylko od razu krytykujesz.

Kas:- Po prostu jestem szczerym jury. Nie dziwię się że nie miałaś wcześniej faceta. Kto by na to poleciał ? Ale niech ci będzie, ostatnia szansa. Jak to mówią do trzech razy sztuka.

Niby nabijałam się z niego ale to trudniejsze niż z początku zakładałam. Podeszłam do Kastiela siadając okrakiem na jego kolanach. Przecież samym żałosnym tekstem z Internetu go nie poderwę. Wyciągnęłam telefon trzymając go pomiędzy nami Kas obserwował mnie badawczym wzrokiem. - Wiesz co ? Wpisałam w GPS miłość i doprowadziło mnie prosto do ciebie. - zaśmiał się rozbawiony obejmując ramionami moją talię. Uśmiechnęłam się zwycięsko zarzucając mu ręce na szyje.

Kas:- A gdzie indziej miało by zaprowadzić ?

- Tylko w twoje ramiona - skradłam mu czuły pocałunek uśmiechając się. - To jak. Wyrwałam cię, jesteś już mój.

Kas:- Oczywiście.

- To teraz twoja kolej.

Kas:- Nie żartuj

- Ja musiałam się wygłupiać. Twoja kolej. Na pewno znasz jakieś czarujące teksty na podryw. Na coś musiałeś wyrwać tyle kobiet.

Kas:- Niech ci będzie ale tylko raz. - rozejrzał się, tak jakby w środku lasu ktoś nas podglądał. Pochylony delikatnie posłał mi uwodzicielskie spojrzenie, jego usta przeszył dziki uśmiech przy którym zagryzał wargę. - Powinnaś mieć na imię Google.

- Dlaczego ?

Kas:- Bo jest w tobie wszystko to czego szukam. - w pierwszej sekundzie próbowałam zdusić śmiech jednak nie wytrzymałam.

- E, takie 4/10

Kas:- To skąd ten śmiech ?!

Wzruszyłam ramionami dalej się śmiejąc. Odpoczęliśmy jeszcze trochę a później rozłożyliśmy namiot z czym było jeszcze więcej śmiechu bo żadne z nas nie zrozumiało instrukcji co się z czym łączy. Ponad to producent nie pokusił się o inny język niż chiński.
Zebraliśmy też trochę gałęzi na ognisko. Nie odbyło się też bez głupich zagrań Kastiela, bo idiota kuł mnie nimi w tyłek za każdym razem kiedy próbowałam się schylić.

- Weź przestań, mnie trykać tą gałęzią !

Kas:- Mogę cię tryknąć i bez niej - uśmiechnął się tylko szyderczo. Miałam ochotę, wziąć jakiś większy kij i walnąć go w ten pusty rudy łeb.

- Jesteś głupi - odwróciłam się kontynuując swoje zajęcie. Nie chce później łazić po ciemku w tych krzakach bo drewno w ognisku się skończyło. Przez dłuższą chwile było cicho ale zaraz znów postanowił mnie poirytować.

Kas:- Lu ?

- Czego chcesz.

Kas:- Zachowałem się jak dupek. Mam dla ciebie prezent na przeprosiny.

- Wsadź go se w dupe. - odwróciłam się do niego zaciekawiona co ten głąb znów odstawił. Jednak to był ogromny błąd, Kas trzymał na ręce wielkiego pająka, niecałe 20 cm od mojej twarzy. Ze strachu mnie zamurowało, bałam się nawet mrugnąć. Jednak gdy pajęczak się poruszył pisnęłam odskakują w tył, nieświadomie potknęłam się o wystający korzeń drzewa, wpadając w jakiś kłujące krzaki - Aaaaa ! Ał, ał, aałaa ! KASTIEL !

Kas:- Daj rękę - wyciągnęłam do niego dłoń. Kas przyciągnął mnie do siebie pomagając mi się podnieść. Gdy stałam już na nogach odepchnęłam go wkurzona. Wie jak nienawidzę wszelkich owadów. A mimo wszystko i tak ma zagrywki gimnazjalisty.

- To było podle ! Chciałeś żebym zeszła na zawał ! Gdzie to parszywe robactwo !

Kas:- Wyrzuciłem go. - nie wiem dlaczego ale nagle strasznie zaczęły mnie swędzieć dłonie. - To był żart, nie musisz od razu tak się wściekać.

- Wiesz jak nienawidzę pająków ! Zrobiłeś to z premedytacją ! - spojrzałam na dłonie po których cały czas się drapałam bo niemiłosiernie swędziały. Wytrzeszczyłam oczy przerażona widząc że były całe czerwone z białymi plamami - Szlag ! Jak to swędzi !

Kas:- Co ci się stało ?

- Nie, nie wiem. Nagle poczułam że potwornie swędzą mnie dłonie. Boli. - łzy stanęły mi w oczach. Widziałam też przerażenie na twarzy Kastiela.

Kas:- Te zielsko w które się wpierdoliłaś.

- Co z nim ?

Kas:- To pokrzywa. Poparzyłaś się.

- Nie żartuj. - Spojrzałam w stronę kępki krzaków. Tym razem nie żartował. - Tyle tu pieprzonych roślin, a ja musiałam wylądować właśnie w nich !

Kas:- Dobra, później pomarudzisz. Chodź trzeba to przemyć. I przestań się drapać !

Siedziałam na macie, przy ognisku, otulona kocem. Było już ciemno dlatego ogień był jedynym źródłem światła. Nad naszymi głowami lśniły gwiazdy. Z zachwytem oglądałam niebieski sklepienie. W mieście nie da się doświadczyć takiego widoku. Dlatego też nie mogłam oderwać od niego oczu.

Kas:- Po tym uśmieszku zgaduje że ci się podoba. - uśmiechnęłam się do chłopaka który wrzucił kolejne patyki do ogniska. Otrzepał dłonie siadając obok mnie.

- Po prostu, ten widok jest magiczny. Do tego nie ma ani jednej chmurki. - oparł za mną swoje ramię przyglądając się gwiazdom. A ja zaczęłam go obserwować. Oparłam się o jego ramię. Mam ochotę korzystać z tej chwili razem z nim. Poczułam jak też się o mnie oparł. Dalej patrząc na gwiazdy położyłam głowę na jego ramieniu, a on zrobił to samo, delikatnie łapiąc mnie za rękę.

Kas:- Dalej cię boli ?

- Trochę. Ale oparzenia dalej widać. - mruknęłam niezadowolona, To były białe plamki. Miałam je na wewnętrznej i zewnętrznej stronie dłoni, placach i nadgarstkach. Nie były za bardzo estetyczne. Kas dostrzegł że zawiedziona przyglądam się dłonią. Ujął je w swoje i na każdej z osobna złożył długi pocałunek. Obserwowałam go rozczulony wzrokiem zarumieniona i oczarowana tym gestem.

Kas:- Dalej boli ? - powtórzył uśmiechając się na swój unikalny sposób. Uwielbiam ten jego zadziorny uśmieszek, przypomina mi czasy liceum, kiedy to Kas zaczął mnie podrywać. Samo to wywołało uśmiech u mnie.

- Nie. Ale usta mnie bolą. Poparzyłam je piankami 10 minut temu.

Kas:- Spryciara - nic więcej nie dodając zbliżył się do mnie rozbawiony, przechylając głowę w bok. Przymknąłem oczy też przechylając głowę. Finezyjne pocałował moje usta. Oddałam ten gest z większą namiętnością. Nasze języki pieściły się wzajemnie, czułam jak endorfina buzuje mi w całym ciele. Trwaliśmy tak dobre pięć minut zanim zaczęło nam brakować tchu. Oderwaliśmy się od siebie tworzą strużkę śliny. Kas był czerwony od rumieńca ja pewnie też. Ale nie miało to znaczenia. - Jesteś niesamowita. - Mówiąc to pocałował mnie w dolną wargę która lekko przygryzł. - Piankę ? - pytał z uśmieszkiem.

- Głupie pytanie. - podał mi patyk z opiekaną pianką. Wcisnęłam ją między dwa krakersy i kostkę czekolady. Wgryzając się w smakołyk. - Dla samych tych słodyczy było warto tu przyjechać.

Kas:- Mhym. Mam nadzieję że pójdą ci w tyłek. - powiedział bez krztyny sarkazmu.

- Czekaj. Co jest nie tak z moim tyłkiem ?

Kas:- Nic. Ale nie narzekałbym gdyby był większy.

- Chcesz żebym miała dupe jak Kardashianki ? Dlatego kupujesz mi słodycze ? - Roześmiał się

Kas:- Nie no co ty. Kupuje ci słodycze, bo je lubisz. I są tańsze niż biżuteria.

- Bardzo zabawne. - wyciągnął w moją stronę kolejną opiekaną piankę. Spojrzałam na niego z urazą, ale i tak ją zabrałam. - Nie komentuj.

Kas:- Ok. Kiedy dostajesz słodycze, emanujesz szczęściem jakbyś była radioaktywna. Lubię ten widok. - wyciągnął telefon z kieszeni i zrobił mi zdjęcie - widzisz. - Przyjrzałam się zdjęciu. Moja buzia była usmarowana czekoladą, piankami i okruszkami krakersów. Wyglądałam okropnie, dlatego od razu usunęłam zdjęcie. Jednak po usunięciu, pojawiło się inne z jego galerii. Zaczęłam je przeglądać.

- Zapisujesz wszystkie nagie zdjęcia które ci wysyłam ?!

Kas:- Używam ich kiedy cię nie ma.

- Dobra niech będzie. - Zjechałam na sam dół galerii - Nie wierzę, masz nawet nasze zdjęcia z liceum ! Czy to nie wtedy pierwszy raz zabrałeś mnie na dach.

Kas:- Taa, pamiętam że jedliśmy twoje kanapki. Widoki też były niczego sobie.

- Mówisz o widokach z dachu czy o tym że założyłam koszulkę z dekoltem ? - zaciekawiona uniosłam brew a on zaśmiał się nie odpowiadając. Kolejne były ze spaceru z Demonem gdzie zdarłam kolano. Jak odprowadzał mnie do domu w środku nocy bo uparłam się że w szkole jest duch. Kiedy bronił mnie przed Amber, wmawiając jej że jestem jego dziewczyną. Gdy przyniósł mi hamburgera bo uczyłam się do egzaminów. Plaża i moje lody które wylądowały przez niego w piachu. Bieg na orientacje. Szkolny koncert. - Hej ! Zrobiłeś mi zdjęcie gdy łapaliśmy tego królika ?

Kas:- Ciężko było uchwycić moment ciebie w samym staniku. Jeszcze w taki sposób żebyś się nie zorientowała..

- Pfi. Masz tyle naszych zdjęć a przeszkadza ci że sama zbieram pamiątki.

Kas:- Bo trzymasz wszystko w pudłach które zastawiają garderobę. - Trafiłam też na zdjęcie gdzie był z jakimś mężczyzną z którym chyba naprawiał samochód. Nigdy go nie widziałam.

- Ej a to kto ? - pokazałam mu fotografię, jego twarz spochmurniała.

Kas:- Aron. Poznaliśmy się na wyścigach. Nauczył mnie jak się ścigać. Był mechanikiem dlatego nauczył mnie też jak naprawić samochód i innych rzeczy o motoryzacji. Przyjaźniliśmy się. Zginął w wyścigu. Do dziś mam przed oczyma moment jak razem z Alvinem wzywaliśmy karetkę. Nic nie dało się zrobić.

- Przykro mi

Kas:- Życie - wzruszył ramionami. Ale uśmiechnął się zaraz. - Był dobrym kumplem. Jego żona też była fajna. - szturchłam go łokciem a on objął mnie ramieniem przyciągając do siebie tak że mogłam się o niego oprzeć. - Przynosiła nam piwo i ciasto. Naprawdę złota kobieta. Zazdrościłem mu wtedy że ma takie szczęście. A on za każdym razem powtarzał. " Też znajdziesz swoje szczęście. Tylko wtedy nie daj mu odejść idioto, bo drugi raz nie przyjdzie, a teraz bież się do roboty ! "

- Pracowałeś u niego ?

Kas:- Dorabiałem sobie w jego warsztacie. No, zanim nie zacząłem się ścigać.

- Dużo ci płacił.

Kas:- Nie. Ale było ciasto i piwo - rozbawiona zaczęłam chichotać.

- Dlaczego nigdy nie opowiadasz mi o takich rzeczach ? Czasami mam wrażenie że wcale cię nie znam.

Kas:- Nie wiem. Chyba po prostu o tym zapomniałem. - oglądaliśmy dalej. Zdjęcia z imprez na które razem chodziliśmy. Nasze wygłupy, randki. Sporo zdjęć z naszymi pocałunkami i moich w bieliźnie które mu wysyłałam kiedy zaczęliśmy się spotykać. Co jakiś czas trafiało się zdjęcie z Lysandrem albo innymi znajomymi. Inne były ze studiów, jego pierwszych koncertów. Konkursu muzycznego gdzie Crowstorm zajął 1 miejsce na ponad 20 innych zespołów.

- Pamiętasz jak się wtedy upiliśmy.

Kas:- Pamiętam jak uprawialiśmy seks w tamtej publicznej łazience. Moja nagroda za 1 miejsce. - wystawił mi język na co wywróciłam oczami.

- Aha. Nie widziałam cię od miesiąca bo cały czas byłeś na próbie.

Kas:- Myślałem że w końcu ze mną zerwiesz. Nasza najgorsza kłótnia. - ignorował moje telefony, wiadomości. Kilka razy zostałam wystawiona, mimo że obiecał, zabrać mnie na randkę. - Wtedy zrozumiałem że musi istnieć wyraźna granica miedzy nami a zespołem. Nie zniósłbym starty ciebie.

- Nigdy mnie nie stracisz kochanie. - pocałowałam go w kącik ust - Zawsze będę tylko twoja, a ty tylko mój prawda ? - pokazałam mu zdjęcie gdzie jest otoczony przez same kobiety.

Kas:- Haha haha, tylko nie to. Mieliśmy iść na drinka. A wbiliśmy się z Zackiem na jakiś wieczór panieński. Myślały że robimy za striptizerów. Ich miny kiedy ogarnęły w końcu że jesteśmy z Crowstorm. Bezcenny widok.

- Aha, bardzo wesoło. Ale mam nadzieje że ty się tam nie rozbierałeś.

Kas:- Może, kto wie ? - uśmiechnął się tajemniczo puszczając mi oczko.

- Kastiel... ?

Kas:- Tylko koszulkę.

- No dobra tym razem puszczę to płazem.

Kas:- Jakbyś miała jakikolwiek powód do zazdrości.

- Mam wspaniałego, zajebiście seksownego, utalentowanego, faceta, jak mogłabym nie być zazdrosna ? Jak cię nie upilnuje to jakaś małpa zajmie moje miejsce.

Kas:- Głupia jesteś.

- Ostrożna

Kas:- Głupia. - mruknął mi do ucha, przejeżdżając opuszkami palców po moim karku, które odsuwały mi włosy na lewy bok. Naraz poczułam jak Kas wodzi wargami po moim karku i szyi. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Dotknął czubkiem języka skóry na mojej szyi i przyssał się do tego miejsca. Gwałtownie wypuściłam powietrze i nie mogłam też powstrzymać westchnięcia. Automatycznie odchyliłam głowę i oparłam ją na jego ramieniu.

- Nie myśl o tym, jesteśmy w lesie. - nawet nie próbowałam ukryć drżenia w głosie. Kastiel delikatnie odessał się od mojej szyi i musnął wargami miejsce, które przed chwilą ssał.

Kas:- I co z tego.

- I to że nie będę tu uprawiać seksu.

Kas:- W namiocie jeszcze tego nie robiliśmy. Nie bądź taka. - wymruczał swoim niskim uwodzicielskim głosem, całując subtelne moją szyje. Niestety szyja to mój czuły punkt, co dawało mu przewagę. - Będzie fajnie - tym razem pocałował mnie za uchem. Jego dłonie finezyjne przesuwały się po moim ciele.

- Przestań mnie kusić Lucyferze. - odsunęłam się od niego. Kastiel potrafi mnie zmusić do wszystkiego a ostatnie czego potrzebuje to infekcja intymna.

Kas:- Zapłacę ci w piankach.

- Nie każdego da się przekupić.

Kas:- W takim razie po prostu chodźmy spać. Dochodzi pierwsza. - przystałam na to bo rzeczywiście powoli dopadało mnie zmęczenie. Na szczęście noc była wyjątkowo ciepła. W namiocie była rozłożona mata. Wcisnęłam się w swój śpiwór a Kas w swój. Od dawna nie spaliśmy pod osobnym "przykryciem". Mimo wszystko szarooki przysunął się jak najbliżej mnie. Objął mnie ramieniem wtulając twarz w mój kark. Położyłam dłoń na jego przedramieniu zamykając oczy.

- Dobranoc

Kas:- Dobranoc dziewczynko..

Obudził mnie śpiew ptaków. Zupełnie jak w jakiejś bajce. Jednak zrozumiałam że to tak kolorowo nie wygląda. Chciałam spać dalej ale te cholerne ptaszyska nie chciały utkać dziobów. Zrezygnowana odpuściłam dalszy sen. Spojrzałam na mój smartband, była 6:53. Warkłam wściekle podnosząc się do siadu. I zauważyłam że nie ma tu Kastiela. Trochę się tym wystraszyłam. A raczej tym że zostawił mnie samą w lesie w przeklętym namiocie.

- Kastiel ? - wystawiłam głowę z namiotu. Słońce niedawno wstało. Trawa pokryta rosą, lśniła niczym brokat. Wszystko spowijała delikatna mgła. A powietrze było rześkie. Chyba nigdy w życiu nie widziałam tak pięknego poranka. - Kastiel gamoniu, gdzie ty polazłeś ? - Rozejrzałam się po okolicy, mgła to niestety utrudniała. Ale w końcu go wypatrzyłam. Był w jeziorze. Poszłam w jego stronę, by być jak najbliżej stanęłam na końcu drewnianego pomostu. - Totalnie ci już na rozum padło ? Ty się tu kąpiesz ?

Kas:- No co ty. Łapie ci ryby na śniadanie. - na pomoście leżały jego ubrania, rzucone na jeden stosik. Jezioro okrywała mgła. Wilgotność powietrza była wręcz namacalna. Usiadłam na deskach obserwując go z cielesną fascynacją.

- Używasz jako przynęty swojego . . ?

Kas:- Ta przynęta dzieła tylko na ciebie rybko.

- Głupek.

Kas:- Mam bokserki. Chodź, popływamy razem.

- Nie ma mowy. - woda była czysta. Z łatwością można było zobaczyć piaszczyste dno. Jednak niewątpliwie była też cholernie zimna. Jednak Kastiel wydawał się relaksować. - Chyba raczej podziękuję.

Kas:- Musisz tu wejść, jak nie dołączysz do mnie dobrowolnie to cię tu wrzucę.

- Ja nic nie muszę, jestem wolnym człowiekiem.

Kas:- Ja zaraz mogę być wolnym chłopakiem.

Za jego namową rozebrałam się do bielizny. Mało prawdopodobne że ktoś może tu nagle przyjść. Wiec aż tak się nie krępowałam. Woda była chłodna ale nie kompletnie zimna, co było plusem. Powoli podeszłam do Kastiela zasłaniając piersi dłonią. Trzęsłam się lekko jednak ten od razu przytulił mnie do siebie. Był mokry, jednak jego skóra grzała moje ciało.

Kas:- Nie aż tak źle co ? - objął mnie delikatnie w talii

- Ujdzie. - nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Z każdą sekundą było tu coraz przyjemniej. Objęłam jego szyję ramionami lekko wpijając się w usta chłopaka. Zanurzeni po ramiona w wodzie powoli przechodziliśmy do coraz namiętnych pocałunków. Zarzuciłam ukochanemu nogę na biodro, złapał mnie pod kolanem a drugą dłonią docisnął moje biodra do swoich. Gdy się odsunęliśmy Kas mlasnął kilka razy po czym się skrzywił.

Kas:- Nie myłaś zębów ?

- Cholera ! - odsunęłam się od niego jak poparzona. Byłam gotowa biec po szczoteczkę jednak Kas zatrzymał mnie śmiejąc się jak głupi. Potrzebował chwili żeby się uspokoić.

Kas:- Żartowałem. Nie przeszkadza mi to. Przecież wiesz. - ochlapałam go na co przestał się śmiać. Otarł dłonią mokrą twarz która teraz wyrażała jedną emocje. Był wściekły.

- Oj. - zdążyłam powiedzieć tylko tyle bo jak najszybciej próbowałam mu uciec. Jednak po kilku metrach skończył mi się grunt. W jednej chwili całkowicie się zanurzyłam. Najwyraźniej musiał być tu spory uskok. Bo na oko byłam z 10 metrów pod wodą. Próbowałam wypłynąć ale coś mnie powstrzymywało. Zlękniona spojrzałam w dół. Moją stopę trzymała jakaś gałąź. Szarpnęłam ale to było na nic. W panice zaczęłam się szarpać jeszcze bardziej. Nie mogłam dłużej wstrzymywać powietrza. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.

Perspektywa Kastiela


Otarłem mokrą twarz dłonią. O nie za to mi zapłacisz dziewczynko. Spojrzałem na nią z udawaną wściekłością. Luna jęknęła coś do siebie i zaczęłam się cofać próbując uciec. Dałem jej chwilę ale gdy się odwróciłem nie było jej nigdzie. - Luna ? No tak bardzo zabawne. Zobaczyć na jak długo wystarczy ci powietrza cwaniaro. - Minęło może 30 sekund, później minuta. Czas powoli się dłużył a ona nie wypływała. To cholernie mnie przeraziło. - LUNA ! KURWA ! TO JUŻ NIE JEST ZABAWNE !

Zanurkowałem pod wodą wszystko traci widoczność jednak nigdzie jej nie było. Wypłynąłem żeby złapać powietrza. Ogarnęły paniką zacząłem jej szukać. - LUNA ! - Wypłynąłem dalej ale zatrzymałem się przed sporym uskokiem. Woda była tam cholernie głęboka. Pewne tego nie zauważyła. Zanurzyłem się tam. I kiedy miałem znów wypłynąć zauważyłem ją. Jej nieruchome ciało lekko wygięło się w łuk. Miałem ochotę krzyczeć.

Podpłynąłem do niej jak najszybciej umiałem. Złapałem za jej talię próbując wyciągnął nas z pod wody. Nie dało się. Czułem że moje płuca już nie wytrzymują, kończyło mi się powietrze. Szarpnąłem ją mocno w górę. Blokada puściła, objąłem ją wyciągając nas na powierzchnię. - Luna ! Lu ! - Jej ciało było bezwładne. Nie otwierała oczu nie oddychała.

Kurwa, nie mogę wyłapać jej oddechu. Wyszedłem na brzeg z Lu na rękach. Położyłem ją na trawię i przyłożyłem ucho do jej piersi nasłuchując serca. Nie mogłem też usłyszeć jego bicia. Chciało mi się ryczeć. - Kurwa obudź się ! - Krzyknąłem ale to było na nic. Odchyliłem jej głowę unosząc podbródek, rozchyliłem jej wargi i dwoma wdechami wpuściłem powietrze do jej płuc. Tylko to teraz przyszło mi do głowy. Uciskałem jej klatkę czując jak łzy płyną mi po policzkach - Lu, kochanie, błagałam otwórz oczy ! - non stop powtarzałem tą czynność ale to było na nic. - Zabije się, jak się nie obudzisz ! SŁYSZYSZ ! Kurwa mać ! Zabije się, jeśli cię teraz stracę !

Perspektywa Luny

Kas:- Zabije się, jeśli cię teraz stracę !

Słyszałam krzyk i nagle poczułam przeszywający ból w płucach po czym wyksztusiłam wodę. Uczucie było gorsze od wymiotowania. Płuca paliły mnie od bólu. Przeczołgałam się z pleców na bok po czym z duszącym kaszlem moje płuca opuściło jeszcze więcej wody.

Kas:- Ja pierdole, nie strasz mnie tak nigdy więcej !!! - ryknął.

- Mm ? - mętnym wzrokiem spojrzałam przed siebie. Przede mną siedział Kastiel, jego oczy były załzawione a twarz wyrażała wielką ulgę. Przyłożyłam dłoń do czoła. A on rzucił się na mnie. Uwięził mnie w kurczowym uścisku i wtulił się w zagłębienie mojej szyi. Jedną dłonią podtrzymywał moje plecy drugą wplatał mi w włosy.

Kas:- Idiotka !

- Kas... - wymruczałam tuląc policzek do jego piersi. Nie jestem pewna jak długo tak siedzieliśmy. Ale z każdą chwilą czułam coraz większy chłud. - Zimno...- znów wymruczałam cicho. Nie odezwał się. Po prostu mnie podniósł idąc w stronę naszego namiotu. Szczelnie otulił mnie kocem po czym znów się przytulił. - Przepraszam za kłopot.

Kas:- Błagam. Nie rób tego nigdy wiecej. Nigdy w życiu się tak nie bałem. Naprawdę myślałem że cię straciłem.

- Jak długo byłam nieprzytomna ?

Kas:- Nie wiem. Najważniejsze że żyjesz. Nigdy więcej pierdolonego Campingu.

Mimo że Kas na początku chciał zostać do wieczora. Sam wszystko pospiesznie spakował. I zaniósł do samochodu. Myślałam jednak że wrócimy do domu. Myliłam się. Obrał trase do najbliższego szpitala. I pomimo moich sprzeciwów kazał zrobić mi wszystkie możliwe testy i badania. Wiec tak czy inaczej do domu wróciliśmy dopiero wieczorem.

Kas:- Jak się czujesz ?

- Mówię ci poraz setny. Dobrze. Nie musisz się ze mną obchodzić jak z jajkiem.

Kas:- Prawie utonełaś, nie oddychałaś. I to z mojej winy. Kurewsko się o ciebie martwię. - To też słyszałam już po raz setny tego dnia. Był zestresowany i biegał przy mnie cały dzień.

- Nie z twojej. Sama tam polazłam. Uratowałeś mi życie.

Kas:- Ja..

- Kassi. Uspokój się. - przytuliłam się do niego co od razu odwzajemnił. Mam wrażenie że gdyby nie musiał nigdy by mnie nie puścił. - Widziałeś wyniki. Wszystko jest dobrze. Byłam nieprzytomna tylko przez chwilę. Dalej jestem tym przerażona. A jak widzę cię w takmi stanie, to mi się wcale nie polepsza.

Kas:- Wybacz. Przenoszę swój stres na ciebie. - pocałował mnie w czoło, skroń, usta. - Proponuję się położyć i odpocząć.

- Idealnie. - uśmiechnęłam się do niego czuło. Prowadząc mnie za dłoń, wszedł do środka naszej sypialni. Położyliśmy się na dużym miekkim łóżku. Kas objął mnie ramieniem, a jak położyłam głowę na jego piersi. Serce mu waliło jak perkusja, dlatego przeniosłam się niżej. Z głową na brzuchu chłopaka objełam go ramionami. Kas odkrył mnie kocem. I delikatnie głaskał po plecach. Ten dzień był koszmarem. Jednak wieczór był najlepszym od dłuższego czasu. Mimo że szybko zasnęłam.



Najpierw prawie zabiłam Kastiela później na Amen Debre teraz prawie Lune.
Ciekawe kto będzie następny ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro