Rozdział 25 Wigilia serc (+18)
Siedziałam dłuższą chwilę wpatrując się w ekran smartphone. Nudziło mi się niemiłosiernie, a zasnąć to już na pewno nie zasnę. Stanęłam na przeciw regału szukając jakiejś książki do łóżka. Ale przypadkowo uderzyłam łokciem w ramkę. Która spadając na podłogę cała się pobiła. Cholera, świetnie teraz będę miała szkło na dywanie. Zaczęłam wszystko sprzątać, pozbierałam kawałki potłuczonej ramki i wywaliłam je do śmieci. Biorąc do ręki zdjęcie które wypadło, poczułam łzy w oczach.
Zdjęcia było z naszych pierwszych wspólnych świąt.
Ten dzień bardzo dobrze zapadł mi w pamięci.
3 Miesiące wcześniej . . .
- Święta były już zapasem, wszystko pokrył biały puch. Tyko Kastiel jak co dzień humor ma zepsuty znów.
Kas:- To się nie rymuje. I też byś się wkurwiła jakby cię choinka pokuła. Bo musi być prawdziwa. - Powiedział ironicznie na co się zaśmiałam, objęłam go przytulając się do pleców składając pocałunek na jego policzku. Przez co upuścił bombkę już kolejną z rzędu. - Kurwa !
- Haha haha. Wszystkie dekoracje mi wytłuczesz.
Kas:- Czym udekorować drzewko ? Plastiki nie, papier nie, cienkie szkło ? Idealnie.
- Hahaah ha.
Kas:- Zamiast się ze mnie śmiać idź pierników pilnuj bo znów ci się spalą.
- Cholera piekarnik ! - Puściłam go i sprintem pobiegłam do kuchni. Złapałam za rękawice i wyciągnęłam z piecyka gorącą blachę przypalonych ciastek. - Kastiel mendo wykrakałeś !
Kas:- Nie moja wina że chujowy z ciebie piekarz.
- Jeszcze słowo a...
Kas:- A co ? Co mi zrobisz skarbie ? - Zaśmiał się pod nosem i łapiąc mnie w talii usadził na blacie. I już przymierzał się aby mnie pocałować ale zasłoniłam usta dłonią. - Ej !
- Chcesz buziaka. To najpierw musisz zjeść ciastko. Włożyłam mu piernika do ust i zeskoczyłam. Jego zaskoczona mina była bezcenna.
Kas:- Ej a co to za karta przetargowa. - Powiedział oburzony. - One są tak spalone że nawet Demon by ich nie zjadł.
- No już nie złość się. To nasze pierwsze święta razem. Nie chcę się z Tobą kłócić w wigilię.
Kas:- To ogólnie.. moje pierwsze święta od czterech lat. . . dobrze mi z tym że spędzę je ze swoją dziewczyną. - Poczułam jak kładzie dłonie na moją talie a później sunie nimi na moje biodra. Pewnie posunął by się dalej znacznie dalej gdyby jego telefon nie zaczął dzwonić. Puścił mnie jedną dłonią i odebrał. - Hallo? ...., a niby skąd mam to wiedzieć? .... . Rodzice pytają o której godzinie będziemy. - Wyszeptał do ucha i pocałował je kilka razy. - Po ciele przeszedł mi przyjemny dreszcz. Jego oddech i gorące usta zawsze wzmagają we mnie emocje.
- Mmmm ? - Myślałam chwile. - O 18⁰⁰ będziemy. - Odpowiedziałam. A Kas powtórzył to do słuchawki i piekielne szybko się rozłączył. Zaczynając znów mnie obmacywać. - Muszę się przebrać.
Kas:- Pomóc ci się rozebrać. - Wyszeptał ze seksowną chrypką w głosie. I wkładając dłonie pod moją koszulkę już odpinał mi stanik. Ma przyjemnie zimne dłonie ale nie mamy na to czasu.
- Kastiel, nie mamy na to czasu.
Kas:- Skąd ja to znam. Leć się przebrać. - Klepnął mnie w pośladek. Podskoczyłam zaskoczona i zaczęłam masować to miejsce bo trochę zabolało.
Zaczęłam przeszukiwać szafę, chciałam założyć coś eleganckiego ale nie za bardzo.
Wybrałam koszule w odcieniu kość słoniowej, i skórzaną spódnicę. Do tego srebrny łańcuszek i kolczyki w kształcie gwiazdek. Związałam włosy w kucyka i zaczęłam robić makijaż. Delikatny puder, rozświetlasz i jedna warstwa maskary, usta pomalowałam czerwoną szminką żeby się odznaczały do reszty. Włosy rozpuściłam i rozprostowałam prostownicą. Gotowa, jeszcze na koniec przejrzałam się w lustrze, i odrzuciłam włosy do tyłu. Zbiegłam na dół, by pokazać się mojemu chłopakowi. Który wieszał moje niejadalne ciasteczka na drzewku świątecznym.
- Ymm ? Co ty robisz ?
Kas:- Do jedzenia to one się nie nadają. To nich przynajmniej się do czegoś przydadzą. - Miał racje, i całkiem ładnie to wyglądało.
- I jak. Podoba ci się. - Zakręciłam się niczym baletnica by zaprezentować strój, a szczególnie spódnice , która swobodnie opadła kiedy przestałam się obracać.
Kas:- Bardzo. - Powiedział uśmiechając się. - Szczególnie usta. - Delikatnie mnie pocałował, ale zaraz się rozkręcił. Nie opierałam się, chciałam go, pragnęłam... objęłam chłopaka za szyje finezyjnie drażniąc go paznokciami po karku. Później przeszliśmy na łagodniejsze pocałunki. Przygryzał mi wargę ciągnąc ją za sobą, i ocieraliśmy się nosami.
- Zawiszę tak będzie ? - Przytuliłam się do jego ramienia.
Kas:- A nie chcesz ?
- No właśnie wręcz przeciwnie. - Chciałam jeszcze raz go pocałować, ale zauważyłam moją szminkę na jego ustach. Zaśmiałam się krótko widząc to.
Kas:- Co cię tak bawi ?
- Masz usta w mojej pomadce.
Kas:- Za to ty już nie. Idź to popraw bo zepsułaś siebie tapetę.
- Jesteś strasznie bezczelny. - Uciekłam po schodach do łazienki na pietrze. Po drodze usłyszałam tylko "ale takiego właśnie mnie kochasz" Poprawiłam usta i wyszliśmy z domu. Kastiel prowadził, a po drodze trzymał dłoń na moim udzie. Co było bardzo podniecające.
Zaparkował w garażu i weszliśmy do środka. Na środku salonu całowali się rodzice Kasa. Nad nimi była jemioła, to wszystko tłumaczy.
Kas:- Ja pierdole co za wstyd... - Kastiel chrząknął, chyba czuł się niezręcznie w tej sytuacji. - Oderwali się od siebie i posłali nam przepraszający uśmiech. Kastiel położył swoje ręce na moim wcięciu w talii i lekko popchnął w bok. Odskoczyłam od niego i poszłam do jego rodziców. - Dzień dobry.
MK:- Luna, jak dobrze widzieć moją ulubioną synową. - Kobieta przytuliła mnie.
- Przeszkodziliśmy ? - Wyszeptałam żeby nasi mężczyźni nic nie słyszeli bo po co.
MK:- Nie..
Kas:- Ulubioną. A ile ty ich jeszcze masz.
TK:- Kastiel nie łap matki za słowa.
MK:- Mogłabyś wyciągnąć ciasto z piekarnika. I jeszcze trzeba zagnieść ciasto na pierogi. - powiedziała z prośbą w głosie.
- Dobrze - pokiwałam głową.
TK:- My musimy coś załatwić na mieście, wracamy za godzinę. - oznajmił Lewis.
- Dobrze, coś jeszcze? - zapytałam uprzejmie.
MK:- Raczej nie. - Poszłam do przestronnej kuchni a oni nałożyli buty, kurtki i wyszli. Posprzątałam w kuchni i wyciągnęłam ciasto z piekarnika. Kiedy skończyłam Kastiela nadal nie było, chyba zaszył się w swoim pokoju. Sama nie będę odwalała całej roboty. Wyszłam z kuchni i krzyknęłam wgłąb domu.
- Kastiel! Leniu patentowany ! Chodź tutaj i mi pomóż ! - lekko wkurzona czekałam aż się pojawi. Kiedy chłopak zaszczycił mnie swoją obecnością, posłał mi spojrzenie pełne wyrzutu.
Kas:- Czego chcesz ?
- Idziesz do kuchni i mi pomagasz. - rozkazałam prawie że oficerskim tonem i zaciągnęłam go do kuchni pomimo oporu.
Kas:- Nie chcę mi się. - sprzeciwił się.
- Mnie też, ale sama się nie wyrobie. Podsunełam mu miske i stolnice. - Masz i zagniataj - palcem wskazałam mu miskę w której spojrzał na zawartość.
Kas:- Nie chcę, to dziadostwo klei gorzej niż klej - spojrzał na mnie miną małego chłopczyka.
- Przecież lakieru z paznokci ci nie pozdziera.- powiedziałam złośliwie.
Kas:- Nie maluję paznokci - zmieszał się.
- Jak nie ? Przecież wiem, że używasz mojego bezbarwnego - wepchnęłam mu ręce wgłąb miski.
Kas:- Suka...
- Zagniataj - rozkazałam. Marudził, ale zagniatał. Ja rozwałkowywałam w tym czasie ciasto i na zmianę wycinaliśmy i faszerowaliśmy surowe ciasto. Na koniec wrzuciliśmy je do gotującej się wody a po odpowiednim czasie wyciągnęliśmy je. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widnieje numer, "Tata" szczęśliwa odebrałam.
- Ciao papà, buone vacanze.
( Cześć tato, wesołych świąt.)
T:- Buon Natale, sole.
(Wesołych świąt słoneczko.)
- Sei ancora al lavoro? Ti ho chiesto di non passare l'intera giornata lì.
(Nadal jesteś w pracy ? Prosiłam cię żebyś nie spędzał tam całego dnia.)
T:- Non preoccuparti. Trascorro la vigilia di Natale con Artur e Lucy. Mi dispiace di non essere potuto venire.
(Nie martw się. Spędzam Wigilię u Artura i Lucy. Przepraszam że nie mogłem przyjechać.)
- Non è niente. . . Starò con il mio ragazzo.
(To nic. . . Będę z chłopakiem.)
T:- - Oh sì. . . con Kevin.
( A tak,. . . z Kevinem.)
- Castielem
(Kastielem)
T:- Mmmm - Poskładaliśmy sobie życzenia na wzajem, i w skrócie opowiedziałam mu moje dzisiejsze wydarzenia, ale musiałam w pewnym momencie przestać, bo widziałam Kastiela, który się obrzeża. A później nic nie zje.
- Aspetta un secondo.
(Poczekaj sekundę) - skierowałam to do telefonu.
Castiel! Mettilo giù! (Kastiel ! Odłóż to ! ) - nie przestawiłam się na angielsk. Przez co spojrzał na mnie jak na idiotkę. Jeszcze raz to powtórzyłam, tylko tak żeby zrozumiała, wyszedł z kuchni ociągając się. Porozmawiałam jeszcze z tatą i rozłączyłam się.
Kas:- Daj telefon - poprosił mnie.
- Po co ? - Zapytałam podejrzliwie.
Kas:- No daj. - Kas objął mnie ramieniem i ustawił aparat w telefonie żeby zrobić zdjęcie. - Masz na pamiątkę.
- Aghh. Mogłeś mi powiedzieć ! Poprawiła bym makijaż, i fryzurę, i strój mi nie pasuje... - Marudziłam mu nad uchem.
Kas:- Chrysteeee, ciebie się nie da zadowolić. - Puścił mnie i uciekł w stronę kuchni. Dogoniłam go i wskoczyłam mu na plecy.
- Żartuje kretynie. . . to ty dodajesz uroku wszystkim naszym zdjęciom. Po za tym myślisz że naprawdę nie da się mnie zadowolić ?
Kas:- A która godzina ? - Zeskoczyłam z jego pleców. Patrząc na zegarek na ręce.
- 18:⁴¹. A co ?
Kas:- Musimy zdążyć w 15 minut. - Odwrócił mnie i pocałował, szybko rozpinał guziki mojej koszuli nie odrywając o de mnie ust. Po chwili złapał mnie za uda i podniósł a ja od razu oplotłam nogi wokół jego bioder i złapałam go za kark. Niósł mnie na górę a kiedy przekroczył próg swojego pokoju położył nas na łóżko, wiedziałam do czego to zmierza. Czekałam na to od rana i sama myśl mnie podniecała. Zdarłam z niego koszulę. Dotykałam tego świetnie umięśnionego brzucha. Niżej i niżej. Rozpięłam pasek i spodnie. On w tym czasie odpiął mój stanik i pieścił moje piersi bawiąc się twardymi już sutkami. Wysunął rękę pod moją spódniczkę i zaraz poczułam jego palce masujące moją łechtaczkę i nie tylko... Oddychałam głośno całując i przygryzając jego usta. Kastiel powoli wyjął ze mnie swoje palce na co westchnęłam, złapał za materiał moich majtek i zsunął mi je po udach. Materiał wylądował na podłodze a mój chłopak we mnie, wszedł szybko i pewnie na co głośno jęknęłam. Zaczął poruszać biodrami a ja wygięłam się w łuk. Jego penis napierał mnie od wewnątrz, i z każdym moim cichym jękiem przyspieszał. Trwało to krócej niż zwykle, nie mieliśmy tyle czasu ale i tak było nieziemsko, szczególnie kiedy doszedł we mnie. Rozkosz jaką mi dawał i jego sperma rozpływała się we mnie. Kastiel pocałował mnie namiętnie i opadł obok zdyszany, cicho klnąc pod nosem.
- Co jest. Nie podobało ci się. - Usiadłam na nim okrakiem.
Kas:- Głupia jesteś. - Przewalił mnie na łóżko i zawisł na de mną wbijając się w moje usta. - Jesteś niesamowita, zawsze byłaś. - Wysapał z dalej urywanym oddechem.
- To dlaczego tak klniesz.
Kas:- Zapomniałem o gumce. - Wsunął twarz w zagłębie mojej szyi składając na niej pocałunki. Robił to tak finezyjnie jakby się kajał.
- Kastiel przecież nic się nie stało a nawet jeśli to i tak nie znajdę w ciążę. - Westchnąłem czując jak gryzie moją skórę.
Kas:- Bierzesz tabletki ?
- . . . . . a nie przyszło ci do głowy żeby zapytać o to na początku naszego związku !? Nie nie biorę. - Patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem któremu nie mogłam się oprzeć. Złapałam go za szczęką namiętnie całując. - Mam wkładkę.
Kas:- Jaką znowu wkładkę ?
MK:- Kastiel, Luna jesteśmy !!
Kas:- Kurwa mać !
- Później ci powiem. Ubieraj się, szybko !
* * *
Nadszedł czas na wigilijną kolację. Z Kastielem postanowiliśmy, że kupimy wspólnie prezenty dla jego rodziców. Dla mamy złoty łańcuszek a dla taty spinki do koszuli. Zjedliśmy kolację, podzieliliśmy się opłatkiem i skierowaliśmy się do salonu, gdzie stała choinka. Nie daleko paliły się drewna w kominku dzięki czemu powstała miła, rodzinna atmosfera. Levis wręczał swojej żonie prezent. A ja spojrzałam na Kasa który obejmując mnie w talii pocałował w czoło. Wspólnie stwierdziliśmy że odpuścimy sobie prezenty w tym roku. Bo żadno nie wiedziało co kupić temu drugiemu.
Od jego rodziców dostałam szalik wykonany z jedwabiu. A Kastiel bon do sklepu muzycznego. Z czego bardzo się ucieszył, chodź nie specjalnie to okazał. Siedzieliśmy do późna a kiedy jego rodzice poszli się położyć chłopak palcem wskazał na jemiołą nad nami. Jego twarz nieubłaganie zmniejsza odległość. Chyba chcę tego pocałunku. W momencie gdy zetknęły się nasze wargi po plecach poczułam przebiegający dreszcz. Bez wahania oddałam go.
Kas:- Cały wieczór na to czekałem. - Wtuliłam się w jego klatkę piersiową a on delikatnie gładził mnie po włosach. Uwielbiam mieć go przy sobie. Czuć jego dotyk, zapach, obecność.
- Kastiel
Kas:- Tak dziewczynko.
- Wiem że mieliśmy nie robić żadnych prezentów ale już dawno miałam ci to dać. - Wyjęłam z kieszeni spódniczki rzemykową bransoletkę z kostką do gitary. Na kostce znajdował się krótki grawer. "ZAWISZĘ BĘDĘ TWOJĄ DZIEWCZYNKĄ"
Kas:- A mówiłaś że nie wiesz gdzie jest. - Zapytał unosząc brew i rzucając mi spojrzenie typu " okłamałaś mnie ? "
- Noo tak jakoś wyszło . . . - Oparłam głowę o jego ramie.
Kas:- Dzięki Luna. - Pocałował mnie we włosy. - Idziemy na górę. - Kiwnęłam głową. Czerwonowłosy wziął mnie na ręce i zniósł do pokoju. Położyłam się na zmierzwionej pościeli zamykając oczy. Byłam bardzo śpiąca, tak że oczy same mi się zamykały.
- Kas - Zwróciłam się pół szeptem do chłopaka. - Rozbierzesz mnie. Nie mam siły... - Nie dał mi skończyć i zaczął całować mnie po szyi, schodził coraz niżej rozpinając guziki mojej koszuli i stanik. Później ściągnął ze mnie spódnice zostawiając tylko majtki. Nagle nie wiadomo jak, leżałam na boku, plecami do Kasa. Objął mnie ramieniem i wtulił twarz w mój kark. Miałam dreszcze kiedy czułam jego gorący oddech na karku. Ścisnęłam jego dłoń i odetchnęłam głęboko. Kastiel złożył delikatny pocałunek na moim ramieniu i jeśli było to możliwe, przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Przymknęłam oczy z przyjemności. Byłam bardzo szczęśliwa. A kiedy odpływałam, czułam ramiona Kastiela wokół siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro