Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18 sezon 3 Sztuka przepraszania

Usiadłam na łóżku trzymając prześcieradło żeby nie zsunęło mi się z piersi. Praktycznie usnęliśmy zaraz po seksie. A po przebudzeniu, Kastiel od razu zaczął się szykować do wyjścia. Rozumiem że ma swój plan, ale chyba nic wczoraj do niego nie dotarło. - Naprawdę musisz iść ? - spytałam niezadowolona, obserwując jak muzyk krząta się po sypialni szukając swoich rzeczy.

Kas:- Wiesz że tak. Już popołudnie, a znając życie Lea właściwie układa sobie w głowie jak mnie zajebać. - westchnęłam cierpiętniczo rozczarowana - Nie dramatyzuj dziewczynko. Nie idę na wojnę, spotkamy się wieczorem.

- Wiec znowu mnie porzucasz ? - zawyłam zrozpaczona - Mogłam się tego domyślić, zawsze byłeś typem faceta, który spierdalał po seksie.

Kas:- Zaś swoje. Myślałem że wszystko wyjaśniliśmy.

- Wyjaśniliśmy, ale seks na zgodę to za mało żebym ci zaraz wszystko wybaczyła. Masz w ogóle pojęcie jak się czułam przez te wszystkie dni. Niedoceniona, zapomniana, odstawiona do kąta. Nie sposób opisać, jaką sprawiłeś mi przykrość.

Kas:- Przestań dramatyzować. Nigdy cię nie porzuciłem. PRACOWAŁEM to różnica. - wyjaśniał, na co spojrzałam na niego stanowczo odpowiadając ironicznie.

- Tak, tak, oczywiście.

Kas:- W takim razie co mam zrobić ? Poważnie zrobię wszystko tylko przestań mi wypominać jak to cię okropnie porzuciłem. - uśmiechnęłam się podle.

- Najcudowniejszą rzeczą na świecie jest to, gdy silny mężczyzna pada dla ciebie na kolana. I mogą być dwa powody takiego zachowania. Klęka, bo nie mam na sobie majtek, co oczywiście jest cudowne. Ale jeśli je mam, to klęka, błagać o wybaczenie mój drogi.

Kas:- Żartujesz ?

- Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego na tym świecie niż posiadanie takiej władzy. A zatem, gdy mężczyzna zawalił sprawę i jest mi winien kajanie się, będę na niego czekać.
Masz mi udowadniać, że żałujesz, tak długo, aż wreszcie poczuje, że zapłaciłeś już za to, że zachowałeś się jak kretyn. To naprawdę bardzo proste. - Pokręcił głową i uśmiechnął się.

Kas:- A jeśli nie przyjdę błagać o wybaczenie ?

- To oznacza, że w ogóle nie byłeś wart mojego czasu. Ruszam dalej. Nadal jestem młoda, przepiękna i utalentowana. Decyduj Veilmont.

Kas:- Nie wierzę w to - uklęknął rozkładając ręce i pochylając głowę. - Przepraszam że nie miałem tyle przyzwoitości, żeby dostrzec jak źle cię traktuję. I że zachowałem się jak ostatni najgorszy dupek. Taki, z jakim nikt nie chce mieć do czynienia. Byłem kretynem.

- Zgadzam się.

Kas:- Więcej nie będę okropny. Będę się starał, żebyś mi wybaczyła, nawet jeśli miałoby to trwać całymi dniami.

- Tylko tyle jest to dla ciebie warte ? - spytałam z uniesionymi brwiami. - Dniami ?

Kas:- Dniami. Liczba mnoga. Mógłbym mówić o tysiącach, bo właśnie tyle czasu chciałbym spędzić, próbując się zrehabilitować. - Przygryzłam kącik ust i westchnęłam. Jednak w środku czułam niesamowitą satysfakcję. Szczególnie że nie dostrzegł telefonu opartego o lampkę, który dziwnym przypadkiem wszystko nagrywał.

- I nie pozwolę, byś znowu dorwał mi się do majtek, zanim sobie na to nie zasłużysz. Słyszysz.

Kas:- Czyli nie będzie seksu na zgodę ?

- Nie ma szans. A czy wspomniałam, że jest to najlepsza chwila, by czegoś żądać ? Nowego samochodu na przykład, biżuterii ? Teraz właśnie jest czas na prośby.

Kas:- Ty z pewnością nie przeginasz. - zaśmiał się.

- Kastiel.. - powiedziałam ostrzegawczo. Przestał się uśmiechać i wreszcie zaczął wyglądać śmiertelnie poważnie.

Kas:- W takim razie, co pani mojego serca sobie życzy ? Czyżbym musiał ubić potwora i przynieść ci jego łeb o nadobna ? Czy tym sposobem, uzyskam twoją łaskę i możliwości dobrania się do majtek ?

- W normalnej sytuacji, wystarczyłyby kwiaty. Ale skoro jestem narzeczoną gwiazdy rocka, która swoją drogą nieźle nabroiła. Powinnam się bardziej szanować. I poprosić o wille na klifie, taką z widokiem na ocean. I żeby w sypialni miała wielką wannę. Albo wycieczkę do Paryża, prywatnym samolotem, i zakupy w największych domach mody.

Kas:- Jestem muzykiem, nie milionerem. Mierz czyny na moje możliwości. - wstałam okrywają się pościelą i podeszłam do niego. Otrzepał kolana wstając. Zmarszczyłam czoło, uderzając pięścią w jego tors.

- Masz mi wszystko mówić, rozumiesz. I masz zawszę do mnie wracać. Inaczej nagranie jak się przede mną czołgasz, przypadkowo wyląduje w intrenecie.

Kas:- Obiecuję... nagranie ? - spytał zaskoczony a sekundę późnij wszystko do niego dotarło. - Nagrywałaś to ! Ty podła... - zagryzł zęby, tłumiąc w sobie wszystkie podłe słowa. - Będzie jak chcesz kochanie. Czy teraz, okażesz łaskę i pozwolisz mi iść do pracy ? Muszę zarobić na tą twoją willę. - zaśmiałam się.

- Nie. - zaprotestowałam - Poczekaj na mnie. Idę z tobą. Tylko się przygotuję.

Kas:- Ze mną ? Po co ?

- Bo mam taki kaprys. Nie bój się. Będę grzecznie siedzieć w biurze. I nie będę wam przeszkadzać, obiecuję.

Kas:- Oczywiście kochanie.

- Czy możesz już wrócić do bycia okropnym, żebym dalej mogła się na ciebie wściekać ? Proszę ?

Kas:- A czy doprowadzi nas to do seksu ?

- Nie.

Kas:- Wiec nie, nie będę okropny.

Zamknęłam za sobą drzwi łazienki i westchnęłam ciężko. Spojrzałam w lustro odchylając rozczochrane włosy. Na szyi tuż pod szczęką, było widać zasinienie, mocno przykryte pudrem. Zerknęłam na nadgarstek, tu też się przetarł. Miałam szczęście że Kastiel tego nie zauważył, zaraz zaczęłyby się pytania. A nie umiem go okłamywać, i jednocześnie patrzeć mu w oczy.
Umyłam twarz i zęby. Rozczesałam włosy, zrobiłam makijaż i jeszcze raz starannie zapudrowałam ślady siniaków. Za każdym razem gdy na nie patrzę, mam przed oczyma scenę z parku. Moja nadzieja w tym że gdy znikną, to paskudne uczucie zniknie razem z nimi.

~☆~☆~☆~


Lea:- Ty cholerny idioto ! Ty gnojku ! Ty nędzny grajku ! Zatłukę cię ! - siedziałam z Gabinem na skórzanym fotelu, ja na siedzeniu on na oparciu, opierając się nogami o jeden z głośników. Spoglądając od czasu do czasu na siebie. Obserwowaliśmy w ciszy jak wściekła do granic możliwości Lea, próbuje zatłuc Kastiela.
Krzyczała, wyzywała i przeklinała go, rzucając niewielkie przedmioty.
Do tej pory, oberwał pałeczkami do perkusji, jakimś notesem i szklanką. Przed szklanką akurat udało mu się uchylić, jednak kawałeczki szkła posypały się aż pod moje buty.

Kas:- Mówię że się pomyliłem ! To nie było specjalnie wariatko ! - wykrzyczał ukrywając się za stojącą w komorze nagrań perkusją. Ganiali się jak małe dzieci, prawie rozwalili przy tym konsole mikserską.

- A tak w ogóle. To o co poszło ? - spytałam Gabina unosząc brew. Odkąd tylko weszliśmy do studia, Lea krzykiem zaczęła opierniczać Kastiela. Nie zrozumiałam z tych jej oskarżeń nic po za faktem że pomylił się co do daty oddania dema nowej płyty do wytwórni.

Ga:- Bo widzisz, Kastielowi pomyliły się daty. Mieliśmy podrzucić demo z nowymi kawałkami 20 kwietnia to znaczy dziś. Ale kiedy Kureto wysłał je do wytwórni, okazało się że mieliśmy je oddać 20 maja, za miesiąc. Lea jest wściekła bo Kastiel prawie zatyrał całą ekipę żeby się wyrobić na czas.

- I to dlatego teraz chce go zabić ?

Ga:- Między innymi. Ale nie tylko ona, niszczył wszystkim plany i kazał siedzieć nadgodziny. Tak jak mówię, prawię nas tu zatyrał.

- Sam też się prawię zatyrał. - teraz to Gabin spojrzał na mnie zaciekawiony - Siedział tu po 20 godzin. Sama chciałam go wczoraj zabić. Wziął sobie za cel skomponowanie wszystkich piosenek jak najszybciej

Ga:- To dlaczego zawsze był w studiu przed innymi.

- Tak.

Ga:- Zakc zawsze pisał połowę wszystkich kawałków. A kiedy go wywaliliśmy wszystkimi musiał zająć się Kastiel. Ciężko uwierzyć że sam wszystkie napisał i to w tak krótkim czasie. Niezwykłe. Przecież moglibyśmy mu pomóc. Idiota.

- Nie zaprzeczę.

Lea:- Wątpię że ten skład przetrwa, skoro jego lider jest debilem, bez zdolności motorycznych !

Kas:- Wyobraź sobie że nie tylko ty byłaś zmęczona tym wszystkim ! Pomyliłem się, sorry, co mam jeszcze zrobić ?! Powinnaś się cieszyć, mamy miesiąc luzu zanim zacznie się nagrywanie albumu i trasa.

Lea:- Najlepiej zejść mi z oczu. Mam dość twojego wiecznie napompowanego ego ! Zawsze ty jesteś najważniejszy i nikim się nie przejmujesz !

Kas:- Luna do diabła, weź mi pomóż ! - westchnęłam ciężko, dlaczego mnie w to miesza. Znam Leę dość długo, żeby wiedzieć jaki ma temperament, i że nie warto zaczynać z nią kłótni.

- Pamiętasz co ci mówiłam rano o satysfakcji i władzy. Niczego się nie nauczyłeś ? - Kas łypnął na mnie wrogim ostrym okiem. Pewnie nie takiej pomocy oczekiwał. - Lea, bardzo cię proszę. Nie zabij go. Może skończyć w gipsie, ale niech oddycha.

Lea:- Następnym razem słuchaj co do ciebie mówią ! - wrzasła wściekle i wyszła głośnym trzaśnięciem drzwi.

Kas:- Dzięki za pomoc. Jesteście w chuj przydatni ! Wiesz jaka jest Lea, nie mogłeś mnie poprzeć !? - zwrócił się do Basisty. Gabin oparł łokieć o kolano, a podbródek na dłoni.

Ga:- Jestem po jej stronie. To były naprawdę męczące tygodnie. Nie mówię że ty też tego nie odczułeś. Luna mówiła jak bohatersko spędzałeś tu całe noce. Ale w tym wszystkim, kompletnie zapomniałeś że jesteśmy zespołem. - wstał i również skierował się do drzwi, gdy złapał za klamkę, jeszcze na chwilę odwrócił głowę dodając - Wiesz. Czasem tęsknię za czasami gdy graliśmy po barach w zamian za bony na piwo. Na razie Kastiel. Część Luna.

Kas:- Co ? Zaczekaj, gdzie idziesz ?

Ga:- Do domu. Muszę się porządnie wyspać.

Gdy opuścił pomieszczenie, Kastiel w gniewie walnął pięścią w ścianę, podskoczyłam lekko, nie spodziewałam się tego. Zacisnął zęby i zaklął wściekle przez nie. Widziałam jego mętny wzrok i to uczucie bezradności w oczach. Wstałam cicho, powoli do niego podchodząc, położyłam mu dłoń na ramieniu. Ale nawet się nie poruszył. Bez myślenia, wczołgałam się w lukę pomiędzy niego, a ścianę o którą się opierał. Był rozgoryczony, Crowstorm wiele dla niego znaczył. A słowa przyjaciół musiały go zaboleć.

Kas:- Naprawdę jestem aż takim tyranem ?

- Oczywiście że nie - zaśmiałam się cicho, kładąc dłoń na jego policzku, pogłaskałam go opuszkiem kciuka. - Jesteś ambitny i silny. Zawsze dążysz do postawionych sobie celów, i nigdy się nie poddajesz. Taki już jesteś. I kocham to jaki jesteś.

Kas:- Wiec co. Co zrobiłem źle ?

- Myślę, że tak się przejąłeś zdradą Zacka, że całkowicie zapomniałeś o przyjaciołach. Zapomniałeś o rock and roll'u, i zacząłeś iść po trupach, żeby osiągnąć sukces. Jesteś liderem, masz charyzmę za którą idą ludzie. Ale jak dalej, będziesz postępował w ten sposób. Staniesz się wymagającym prezesem korporacji. Zamiast liderem na którym można polegać.

Kas:- Chyba rozumiem co masz na myśli. Rzeczywiście ostatnio przeginałem. Muszę z nimi pogadać. - złożył długi pocałunek na moim czole, nie mogłam się nie uśmiechnąć na ten czuły gest - Zawszę potrafisz otworzyć mi oczy, i sprowadzić na Ziemię gdy tego potrzebuję. - Rzucił się w stronę wyjścia, na szczęście w porę złapałam go za ramię. Odwrócił się spoglądając na mnie pytająco.

- Dobrze ze zdałaś sobie sprawę z własnych błędów. Jednak to nie jest dobry moment. Lea jest jeszcze w nerwach, daj jej przestrzeń, by mogła się uspokoić. A Gabina sam słyszałeś. Chłopak musi się wyspać. Jak teraz do nich pójdziesz, znów wyjdzie że ty, jesteś w tym wszystkim najważniejszy.

Kas:- To co mam zrobić ?

- Zaczekać. A najlepiej zabrać mnie na śniadanie. Tak mnie poganiałeś że nie miałam czasu zjeść.

Kas:- Wtedy wyjdzie że to ty jesteś najważniejsza. - spojrzał na mnie wyzywająco chowając dłonie do kieszeni i zaśmiał się.

- Czy jest dla ciebie ktoś ważniejszy ode mnie ?

Kas:- Nie kochanie. - jego uśmiech poszerzył się. A mój natychmiast znikł.

- Przestań mi już kochankowa bo cię szczelę. Na dłuższą metę, nie da się tego słuchać. - padł przede mną na kolana, tak jak dziś rano, spuszczając głowę w dół.

Kas:- Przepraszam kochanie. - recytował, śmiejąc się pod nosem - znów cię zraniłem, kompletnie na ciebie nie... - urwał wybuchając śmiechem, rżał tak bardzo, że chyba brzuch zaczął go boleć. Padł na łokcie i dokończył - ...nie zasługuje.

- Jesteś idiotą. - podniósł głowę, miał łzy w oczach. Śmiał się do płaczu.

Kas:- Przepraszam... że... jestem.. idiotą kochanie. - wyrechotał zanosząc się śmiechem, to brzmiało jakby się dusił. Mogłam się domyślić że wcześniej czy później, bedzie się ze mnie nabijał.

- A weź się. Idę sama. - ruszyłam w stronę wyjścia, prawię przewracając się o jakieś kartony. Że też chciało mi się zakładać obcasy. Jednak stanęłam jak wryta przed drzwiami  studia. Nie mogąc, zrobić kroku. Park... jeśli wyjdę a to znów się stanie ? Jeśli ktoś jest za rogiem albo na ulicy ? Jeśli to się powtórzy ? Do diabła !
Przełknęłam ślinę robiąc trzy kroki w tył. Nie wyjdę stąd, nie nie bez Kastiela przy boku. Cholera, jestem tu uwięziona.
Nim się zorientowałam, biegłam już co sił w stronę pokoju studia. Wpadłam przez drzwi jakby ktoś mnie conajmniej przez nie popchnął. Kas siedział na podłodze, z telefonem w rękach, opierając się plecami o stolik. Przeskanował mnie wzrokiem z miną w stylu "a tobie co". Ignorując to usiadłam sztywno na fotelu.

Kas:- W porządku ? Czerwona jakąś jesteś ?

- Tak. - wyszeptałam nie patrząc na niego, splotłam palce, by powstrzymać drżenie dłonie. Jak długo, będzie mnie to jeszcze męczyć. Uniosłam głowę na chłopaka. Bawił się telefonem. - Co tak właściwie robisz ? - zapytałam cicho.

Kas:- Gram w węża. - usiadłam obok niego, podkulając kolana do piersi. Oparłam się głową o jego ramię, obserwując na ekranie telefonu, jak robak który miał przypominać węża, połyka pomarańczowe kuleczki. Przyciągnęłam się do niego, oplatając ręką jego brzuch. Czując ten mocny zapach perfum i ciepło jego ciała. Rozluźniłam spięte mięśnie. Zamknęłam oczy, próbując się nie rozbeczeć. Kastiel odłożył telefon, obejmując mnie ramieniem, przysunął się bliżej. - Coś się stało ?

- Chciałam się do ciebie przytulić. - Odpowiedziałam pół kłamstwem, pół prawdą. Trzymał mnie mocno i czule jednocześnie. Oplotłam go ramionami wokół pasa, wtulając policzek w jego klatkę piersiową. Poczułam jak delikatnie przejechał dłonią po moich włosach, przykładając usta do mojego czoła i składając na nim, długi troskliwy pocałunek. Zawsze w tak naturalny sposób, jest opiekuńczy. Zawsze czuję się przy nim bezpieczna. Jakby był moją tarczą, przed całym złem i nieszczęściem tego cholernego świata.

Kas:- I tylko tyle ? - wyszeptał mi przy uchu. Jego głos maił lekko podejrzliwy ton. Podniosłam głowę, zanurzając w nim swoje spojrzenie. Objęłam palcami jego policzki, zostawiając na ustach, krótki, czuły pocałunek.

- Tak. Tylko tyle. - również szepnęłam, głaszcząc kciukiem jego kości policzkowe. - Chyba mam jeszcze prawo, się do ciebie przytulić. - Musiałam tłumić emocje i szczególnie uważać na słowa, wiedziałam że wystarczy jedno złe zdanie, jedno zająknięcie. A zaczęłyby się pytania. Na moje szczęście, lub też właśnie nieszczęście. Kastiel jest bardzo oddany, i nienawidzi gdy dzieje mi się krzywda. Gdybym powiedziała mu o tamtym wieczorze. Wpadłby w furię, a znając jego zawziętość, nie mogłoby się to skończyć dobrze.

Kastiel oplótł ramiona wokół mojej talii, wciskając nos w zagłębienie mojej szyi. Jego ciepły oddech, był przyjemny i łaskoczący. - Uwielbiam twój zapach. - wymruczał cicho, a ja odchyliłam głowę, czując jak obejmując ustami skrawek mojej skóry.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Chłopak przerwał czułości, jednak nie puścił mnie. Oboje unieśliśmy głowy, spoglądając w stronę wyjścia. Mój wewnętrzny spokój, zalała właśnie fala gniewu. Kiedy tylko zobaczyłam znaną sylwetkę o falujących blond włosach.

Kas:- Co ty tu kurwa robisz Amber ? - warknął ostro przez zaciśnięte zęby. A chwilę później, w przejściu pojawił się jego ochroniarz.

Cole:- Przepraszam szefie. Zwiała mi, zaraz ją wyprowadzę. - Cole złapał blondynkę za ramię, jednak ta wyrwała mu się z piskliwym krzykiem.

Am:- Zabieraj ode mnie te łapy ! Wiesz kim ja jestem !?

- Wszystko w porządku Cole. My się znamy, zajmiemy się tym osobiście. - powiedziałam spokojnie, i z małym uśmiechem w stronę ochroniarza, wstając. Kastiel również wstał, spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem i grymasem na ustach.

Cole:- Rozumiem pani Veilmont. - wyszedł zamykając za sobą drzwi. Łypnęłam na nią złym okiem, manifestacyjnie przytulając się do ramienia chłopaka. Zdążyłam już wypraktykować, że takie manifestacje peszą i skutecznie chłodzą zapały kobiet, którym w głowie były amory wobec Kasa.

Am:- Pani Veilmont ? - parsknęła sztucznym śmiechem - Zdążyłaś się już przyznać Luna ?

- No. Jest całkiem miło, a nawet jeszcze za niego nie wyszłam. - odrzekła triumfalnie a widząc zmarszczkę na czole dziewczyny, uśmiechnęłam się wewnętrzne. - Wiesz że włamałaś się, na prywatny teren i do studia Crowstorm ? Co ty tu do licha robisz ? Nikt cię tu nie zapraszał.

Am:- Jak to co ? Przyszłam odwiedzić Kastusia...

Kas:- A ja nie chce cię widzieć. - wtrącił się jej w zdanie - Pracowaliśmy razem przez te kilka dni, bo WitheRock ma kontrakt z waszą agencją plastiku. Na tym koniec. Powiedziałam ci jasno i dosłownie że masz się odpierdolić.

Am:- Zakopałbyś już ten topór wojenny. Przecież w dzieciństwie się przyjaźniliśmy.

Kas:- Ja nie zakopuję toporów wojennych Amber. Ja je ostrze, żeby starczyły na dłużej. A twój brat, wie o tym najlepiej. Miałaś szansę na zgodę. Poważnie myślałem że oprzytomniałaś i dorosłaś. Zamiast tego, wolałaś mnie oszukać i dobrać się do mojego kutasa.

Dziewczyna złożyła dłonie pod biustem, i szybki szarpnięciem głowy, odrzuciła włosy z ramienia. - Dobrze się bawiliśmy, myślałam że się nią już znudziłeś. - Położyła mu dłoń na piersi, Kastiel próbował ją odepchnąć, jednak wyrwałam się pierwsza. Łapiąc Amber za kołnierz jej żakietu. Agresywnie szarpnęłam ją w swoją stronę, tak że naszej twarze dzieliły centymetry.

- Zaraz mnie się znudzi użeranie się z tobą lampucero. Jesteś dla niego nikim, zawszę byłaś i będziesz. To nie ulegnie zmianie. Wbij to sobie do łba, i odpierdol się w końcu. Wybrał mnie, zawszę będzie wybierał mnie. Bo to mnie kocha.

Am:- Już ci puściły nerwy ? Szybko ?

- Zawszę mi puszczają, kiedyś jakąś szmata się do niego przystawia.

Kas:- Wystarczy tego. - rozdzielił nas, widząc jego minę zrozumiałam że jest zły. Objęłam się ramionami. Stając za nim i obserwując postawę blondynki. - Amber do diabła mam tego dość. - żachnął oburzale. Przestań drażnić Lunę, to staje się irytujące. Wiem po co przyszłaś. Możesz skończyć już ten teatrzyk, bo nie wystąpisz w teledysku.

Am:- Co ? Dlaczego !

Kas:- Z prostego powodu. Wciąż jesteś podła, i masz w dupie wszystkich po za sobą. Nie pracuje z takimi ludźmi. A teraz wyjdź z mojego studia. Inaczej wywali cię ochrona.

Am:- Jesteś... jesteś idiotą ! Ze mną ten wasz teledysk, miałby miliony wyświetleń ! - wydarła się wściekła, odrzucając pukiel blond loków z ramienia.

Kas:- Raczej twoja kariera powoli upada, i próbujesz się wybić, na wizerunku Crowstorm. - wytrzeszczyła oczy i zaniemówiła z lekko otworzonymi ustami. Najwyraźniej Kastiel trafił w sedno. - Nie ty pierwsza tego próbujesz, już się przyzwyczaiłem. - beztrosko wzruszył ramionami, przykryłam usta dłonią, próbując nie parsknąć śmiechem. Powstrzymałam się również, żeby nie zrobić zdjęcia oburzonej minie Amber. - A jeśli już skończyłaś, to tam są drzwi. - Dziewczyna tupnęła obcasem i wyszła szybciej niż się pojawiła.

- Szybko ją przejrzałeś. - pochwaliłam go z podziwem. Byłam przekonana że te jej popisy, będą trwały dłużej. W końcu ona nigdy tak łatwo nie odpuszczała.

Kas:- Jestem do tego przyzwyczajony, bardziej niż do twoich scen zazdrości. Byłem przekonany że jeszcze chwila, a będziecie się bić.

- Moich rzeczy się nie dotyka. - wysyczałam - Powinna to sobie już dawno zakodować. I dalej jestem zła, żeś się z nią spoufalał.  Przecież doskonale wiesz jak na ciebie leci. - Wiem że przeginam, odgrywając scenę zazdrośći jak w lipnej komedii romantycznej. Jednak sama myśl, że mój chłopak i ta małpa, spędzili sobie przyjacielski wieczór przy drinku. Napawa mnie złością i odrazą.

Kas:- Wiesz że kiedyś nawet mi się podobała. - wywrócił oczami przysiadając przy stoliku. Usiadłam obok, krzyżując nogi. Najwyraźniej, podłoga była dla niego wygodniejsza niż meble.

- Ona ! Poważnie ? - zapytałam zmęczonym głosem, nerwowo przeczesując dłonią włosy, mierzwiąc wcześniej wyrównane pasma. - Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. - Kastiel spojrzał na mnie z wahaniem, wyraźnie zastanawiając się nad swoimi następnymi słowami, zanim je wypowiedział.

Kas:- Problemem nie jest jej wygląd, tylko jej charakter. I dawniej nie była taką hipokrytką.

- Zaraz będziesz miał problem z moim charakterem głąbie. - lekko, zaczepnie uderzyłam pięścią w jego ramię. Kas schylił głowę, kręcąc nią sceptycznie.

Kas:- Czepiasz się o pierdołe. Przypominam Ci, że ty miałaś słabość do Armin. Najpierw spałaś ze mną, później z nim. A jakoś ci tego nie wypominam.

- Nie. Najpierw spałam z nim. Później z tobą. - sprostowałam, i od razu pożałowałam swoich słów. Powinnam była się nie odzywać. Uśmiechnęłam się do niego słodko, kiedy próbował zamordować mnie spojrzeniem.

Kas:- Że Co ?! - odwrócił się w moją stronę, zrobił to tak szybko że coś strzyknęło mu w karku. - Co kurwa ?! - patrzył na mnie, tak jakbym właśnie oznajmiła mu, że słońce wpadło do rzeczki. Albo gorzej, jakby właśnie się dowiedział, że jego gitara jest teraz stertą drzazg. Krótkim mówiąc, wkurwił się.

- Zdziwiony ? W pierwszej klasie przespałam się z nim na imprezie. Zepsuł mi wtedy stanik. Lubiłam ten stanik.

Kas:- Był lepszy niż ja ? - dopytał, prychnęłam pod nosem, słysząc to głupie pytanie.

- Eeee.... - gdybym ja to jeszcze pamiętała.

Kas:- Zabije cię. - potwierdził z emfazą, obejmując mnie ramieniem wokół szyi i przyciągając do siebie. Złapałam się dłońmi jego przedramienia, opierając potylice o jego tors. Kiedy to rzekomo próbował mnie udusić własnymi rękami.

- Nie pamiętam tego. Byłam po kilku drinkach. Było okej, jak na zwykłe zaspokojenie potrzeby. Co mam ci niby powiedzieć ? Pamiętam tylko że zepsuł mi stanik.

Kas:- Ze mną nigdy nie chciałaś się przespać. W czym od był kurwa lepszy ode mnie ! Jestem przystojniejszy, mądrzejszy i zabawniejszy od niego. Wiesz ile trzeba lat na gitarze, żeby mieć takie zręczne palce. - nie potrafiłam powstrzymać śmiechu, słysząc jego oburzenie. Zawsze był zazdrosny o Armina. I chodź traktował go jak kumpla z czasów szkolnych. Nigdy nie zapomniał, że coś nas łączyło przez jakiś czas.

- Z tobą było inaczej Kassi. Jak któraś z tobą spała, od razu wychodziło że jest łatwa... Cholernie nisko upadłam. I lubiłam to jak próbowałeś mnie poderwać. To było. . . ujmujące, i nawet urocze. Co spowodowało że stałeś się kumplem którego, NIE WOLNO PRZELECIEĆ. Ale popatrz, koniec końców i tak wybrałam ciebie. I nigdy już nie wymienię cię na inny model.

Kas:- To twoja ostatnia spowiedź przed ślubem ? Powinienem wiedzieć coś jeszcze ? Zanim popełnię największy błąd życia ? Przeleciałaś kogoś jeszcze ? Farazowsiego ? Kentina ? Może Lysa ? A może jakąś dziewczynę ? Trójkąt ?

- Nie. Ale raz całowałam się z Natanielem. - wydusiłam przez zęby. Co prawda wtedy nie byliśmy razem, ale i tak czuję się z tym źle. Chociaż jak to powiedziałam, to poczułam się o wiele gorzej. Szczególnie że Kastiel milczał.

Kas:- . . . zajebie gnoja. - sapnął ostro. Coś czuję, że akurat to powinnam zostawić dla siebie. Jednak widząc jego minę, wpół zdziwioną a na wpół wściekłą i ruszająca się z nerwów brew. Nie mogłam, nie parsknąć śmiechem.

- Hahahaha...

Kas:- Głupie żarty.

- To nie był żart. - dodałam już ze skruchą, zakrywając dłońmi twarz.

Kas:- Zajebie pasożyta, no zajebie. Byłem przekonany że cię przed nim upilnowałem !

- Bzykałeś się z Priyą po przyjacielsku. I co ja mam na to powiedzieć ? Była i jest moją przyjaciółką, potrafisz to wytłumaczyć.

Kas:- Mieliśmy do tego nigdy nie wracać. Zresztą, jakie to ma znaczenie skoro i tak byłem zakochany w tobie.

- Zazwyczaj jak jesteś w kimś zakochany, nie patrzysz gdzie zaruchać ?

Kas:- Byłem młody, głupi i nie myślałem mózgiem. Przepraszam bardzo, że nie byłem grzecznym chłopczykiem jak Natanielek, i nie czekałem do ślubu. Jakoś nie przypuszczałem, że zostaniesz miłością mojego życia.

- Też nie myślałam że kiedykolwiek będziemy razem. Gdybym wiedziała...

Kas:- Nie ma sensu się zastanowić co by było gdyby.

- Po prostu, czasem żałuję. . . że to Ty nie byłeś moim pierwszym.

Kas:- Gdybyś nie przespała się z nikim wcześniej, nie przyjechałabyś do Anglii. A gdybym ja się nie kurwił, nie znalazłbym w tobie przyjaciółki która mnie nie oceniała. Nie stworzyłbym Crowstorm, bo nie byłoby przy mnie osoby, która kazała mi iść za marzeniem z dzieciństwa. Nie miałbym inspiracji do piosenek. Mam wymienić dalej ?

- Nie. Nie trzeba.

Kas:- Prawda jest taka, że to dzięki sobie i tych latach razem, zrozumieliśmy czym jest miłość. Nasz związek nie jest idealnym. Pewnie nigdy nie będzie, mamy pojebaną przeszłość. Ale jesteśmy przyjaciółmi który się rozumieją, i nie chcę żeby to się zmieniło. I na co mi twoje dziewictwo. Miałbym trzymać tą błonę w słoiku jako trofeum ?

- Idealny bibelot na komodę.

Kas:- Oglądałbym ją, przed pójściem spać, wspominając jak to zakrwawiłaś mi kutasa kiedy cię przebiłem.

- Ohyda.

Siedzieliśmy tak chwile, kompletnie bez słowa. Opierałam głowę o jego ramię, a on swoją o moją, trzymając mnie za rękę, głaskał kciukiem moją dłoń, zahaczając czasem palcem o pierścionek zaręczynowy. Cieszę się, że znów mogłam go założyć.
Kastiel przez chwilę siedziała nieruchomo, zapatrzona przed siebie, intensywnie o czymś myślał. Zawsze gdy jest skupiony, lekko wystawia język, albo podgryza wargę. Tak było i w tym przypadku. Odkryłam ten gest dawno temu, ale i tak to rozczulające.

- Nad czym, się tak zastanawiasz ?

Kas:- Kocham cię. Wiem to. Ale... są chwilę kiedy myślę o tobie tylko jak o przyjaciółce. To takie chwile jak ta, kiedy mogę ci powiedzieć dosłownie wszystko, kiedy śmiejemy się z głupot. Kiedy się bawimy, i nie mam na myśli łóżka, tylko monety gdy zirytowana rzucasz we mnie mąką, albo jak próbujesz przemówić mi do rozsądku. Kiedy każesz, mi się przed sobą płaszczyć na kolanach.    Czy to dziwne ?

- Nie. To słodkie. I mam tak samo. Ale jest tak jak powiedziałeś Kas. Jesteśmy przyjaciółmi który się rozumieją. Pewnie nigdy nie zdecydowałabym się z tobą związać, gdybyś nie był przyjacielem któremu bezgranicznie ufałam. I cieszę się, że mogę cię poślubić. - uśmiechając się, położyłam się na podłodze, kładąc głowę na jego kolanach. Kastiel wsunął dłoń w moje włosy - A teraz ? Jak na mnie patrzysz ? - spojrzałam z dołu w burzowe oczy. Uwielbiam te jego oczy, ich wyraz, kolor, to co mogę w nich zobaczyć.

Kas:- Z miłością.

- Ooo, obudził się w tobie romantyk. Czy powinnam to wykorzystać ? - sugestywnie oblizałam usta. Kas wsunął drugą dłoń pod moją sukienkę. Zacisnął palce na mojej pachwinie, na co mimowolnie zamruczałam zadowolona.

Kas:- Czyli jednak seks na zgodę. - wyszczerzył się cynicznie, wielce zadowolony z mojej reakcji. - westchnęłam przesadnie. Bardziej liczyła na jakiś słodki komplemet z jego ust. Nie że spróbuje dorwać mi się do majtek.

- Czy ty musisz wszystko sprowadzać do jednego ? Nie możesz być czasami romantyczny bez powodu ?

Kas:- Mogę.

- No właśn....

Kas:- Ale mi się nie chce.

- Łajza. Zasługuje czasem na jakiś słodki komplement. Taki bez ironi, nienasycony podtekstami.

Kas:- Miałabyś mnie dość, gdybym co rusz, sypał ci nudnymi komplementami.

- Też prawda. Ale mógłbyś czasem się ugiąć i zrobić mi przyjemność.

Kas:- Rano dałem ci jej aż nad to. - zdzieliłam go po głowie, nawet nie próbował, zrobić uniku. Zaśmiał się, poprawiając włosy, zaczesał je do tyłu. - Dobra, dobra, już przestaje. I tak wiedzę, że nie namówię cię na replay. Niech będzie po twojemu, Co mogę dla ciebie zrobić, kochanie ?

- Znów zaczynasz ? - zmarszczyłam brwi zirytowana. Ten cynizm zaczyna mnie już wkurzać.

Kas:- Nie. Pytam serio. Bez Gabina i Lei, za wiele nie zrobię. No i chce spędzić z Tobą czas. - powiedział już bez ironii, głaszcząc mnie po włosach.
Cóż, skoro do końca dnia, mam go na wyłączność, co dawno się nie zdążało. Wypadałoby to wykorzystać na własną korzyść.

- Dawno nie zabrałeś mnie do restauracji. Chcę coś zjeść. Chcę usiąść z tobą przy stoliku. Na którym stałaby świeczka i coś zjeść, chodźby chipsy.

Kas:- No to idziemy. - wrzasnęłam zaskoczona, kiedy wstał podnosząc mnie, dość niezgrabnie. Wsunął rękę pod zgięcie moich kolan, drugą pod ramiona. Złapałam się jego koszulki, zapobiegawczo gdyby miała upaść. - Widzisz, noszę cię na rękach, jestem w chuj romantyczny.

- Ja wolałabym iść sama ! - burknęłam zła, na co przerzucił mnie sobie przez ramię i klepnął mnie w tyłek. - Wcielenie romantyczność z ciebie Veilmont. - wymruczałam przez zaciśnięte zęby. Na co odpowiedział krótkim chichotem.
Wyniósł mnie z budynku studia, zamykając je na klucz. Odetchnęłam kiedy moje stopy dotknęły ziemi. I od razu dokładnie się obejrzałam, na nasz nieszczęście, nigdy nie brakowało kretynów którzy bezczelnie i niespodziewanie potrafili zrobić nam zdjęcie. Które publikowano później, na stronach internetowych albo w tabloidach. O ile większość tych zdjęć, z przyzwyczajenia ignorowałam. Tak też, nie dało się zlekceważyć pierwszej strony w gazecie, gdzie siedzę Kastielowi okrakiem na kolanach. Wraz z nagłówkiem, który jasno i wyraźnie mówił, że jestem prywatną prostytutką gwiazdy, a nie kobietą.

Kas:- Coś się stało ? - zapytał z wyraźną troską. Pokręciłam głową, by źle nie zrozumiał mojej reakcji. Nie chciałam żeby niepotrzebnie się martwił.

- Nie. Ale nie chce, zobaczyć jutro swojego zdjęcia na pierwszej stronie, jakiegoś brukowca. Gdzie niesiesz mnie na ramieniu, z łapą pod moją kiecką.

Kas:- To prawda że dawno się do nas nie przyjebali. Nie przejmuj się tym.. - powiedziała spokojnie przyciągając mnie do piersi. Oparł podbródek o moją głowę, głaszcząc mnie po plecach. - ..wyjebane co gadają. Nic co o tobie piszą, nie jest prawdą dziewczynko. Wiesz że robią to tylko, żeby więcej idiotów czytało ich marne wypociny.

- Oczywiście że wiem. Ale to nie znaczy, że chcę dać im do tego powód. - uniósł moją głowę za podbródek i wbił się w usta. Odruchowo odwzajemniłam czułość, opierając dłonie o jego barki.

Kas:- Lepiej ci ? - zapytał ze swoim aroganckim uśmiechem.

- A wiesz że tak. Ostatnio rzadko mnie całujesz.

Kas:- Obiecuję że się poprawię. - zadeklarował się i wziął mnie za rękę, splatając nasze palce i pociągnął mnie w stronę miasta.
Szliśmy powoli, rozmawiając i śmiejąc się. To było zwyczaje a jednocześnie takie błogie. Tak dawno, nie spędzaliśmy czasu tylko we dwoje, że teraz potrafię się cieszyć nawet z tego że trzyma mnie za rękę. Czuję się jak nastolatka, na pierwszej randce. Podczas gdy opowiadał mi o singlu który już niedługo planują wypuścić. Podeszła do nas niewielka grupa licealistów. Kastiel jednak, bez większego wdawania się w rozmowę, grzecznie poinformował swoich fanów, że nie ma teraz czasu. Przez jego manifestacyjny ton głosu, nikt nie odważył się nic powiedzieć.

- Byłeś trochę nie miły dla tych dzieciaków. - powiedziałam beznamiętnie w stronę chłopaka, kiedy otwierał mi przede mną drzwi do restauracji. Usiedliśmy przy wolnym stoliku, w głębi sali. A kelnerka od razu przyniosła nam menu.

Kas:- Jestem na randce z żoną, nie będę tracił czasu na jakieś głupie zdjęcia.

- Jeszcze nie żoną. - poprawiłam go, jednak z drugiej strony miło było to usłyszeć. Moje policzki, przeszył przyjemny dreszcz, i pewnie przybrały przez to bardziej czerwoną barwę.
Schyliłam głowę nad kartą dań, tak by tylko nie zobaczył mojego uśmiechu.

Kas:- Nie próbuj spierdalać. I tak cię znajdę.

- To groźba ?

Kas:- Tak. Nie po to wydałem fortunę na pierścionek żebyś mi teraz zwiała. Będziesz się użerać ze mną do końca swych dni. Będąc szczęśliwa, spełniona, sławna i bogata.

- To się jeszcze zobaczy. W każdym razie. Mamy jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, zanim do tego ślubu dojdzie. Dalej nie powiedziałeś, ilu będzie gości z twojej strony.

Kas:- Nie tak dużo... myślę, że jakieś 70 osób. Wiesz że mam słabe kontakty z rodziną. No i zaprosiłem kilka osób związanych ze sceną. Głównie muzyków, których sobie cenię, naszego inżyniera dźwięku. Wyłącznie osoby, które naprawdę lubię. Nie chcę, żeby to przekształciło się w jakieś towarzyskie wydarzenie.

- U mnie podobnie. Większość mojej rodziny, nie może się pojawić przez odległość.

Kas:- Twoja babcia też ?

- Kastiel ! To że moja babcia, uważa cię za wcielenie demona, nie oznacza zaraz, że wykluczę ją w listy gości.

Kas:- Ona chciała mnie egzorcyzmować. Egzorcyzmować ! Przyszła z księdzem ! Jest stuknięta. - spojrzałam na niego spod byka - Dobra. Ale ma się do mnie nie zbliżać. Nie chce mi się znów słuchać, tej mantry, że jestem błędem twojego życia.

- Postaram się o to. Ja z kolei, nie chce żeby zeszła przez ciebie na zawał, na naszym weselu. - Wyciągnęłam z torebki notes, w którym zapisywałam wszystkie rzeczy do zrobienia. Dogrzebałam się też do długopisu, zawszę noszę ze sobą więcej rzeczy, niż się w niej mieści. Przekartkowałam zeszyt, otwierając zakładkę podpisaną jako "muzyka". - Powiedziałeś mi że zajmiesz się muzyką. Jak ci idzie ?

Kas:- Wszystko już dawno załatwiłem, a co myślałaś. I zobaczysz, będzie zajebiście. - zaciekawiona uniosłam brew, opierając się łokciami o stolik, położyłam brodę na splecionych palcach. Kas wydawał się niezwykle zadowolony z siebie. - Poprosiłem kumpla z branży muzycznej. Conor zazwyczaj gra w ekskluzywnych klubach, ale czasem robi wyjątki.

- Chyba nigdy go nie poznałam ?

Kas:- Używa ksywki Refodeath, nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jakie przygotował kombinacje. Poprosiłem go tylko o jedno, żeby na otwarcie balu, była pierwsza piosenka jaką dla ciebie napisałem. - powiedział z emfazą, a ja powstrzymałam się, żeby nie rzucić mu się na szyje. To wzruszające że o tym pomyślał. Odchyliłam głowę w tył, powstrzymując łzy rozczulenia. - Jeśli ci się nie podoba, mogę zadzwonić i to zmienić...

- Nie ! . . .Będzie idealnie. Dziękuję. - moją chwilę poruszenia, przerwała kelnerka która przyszła się zapytać o zamówienie. Wybraliśmy dania z karty. Od razu przyniosła nam też napoje.
Odnotowałam też w swoim organizatorze ślubnym, że muzykę mamy już zapewnioną. Westchnęłam wewnętrzne, spoglądając na kolejny podpunkt. - Co mam wpisać w budżet ? - Już się boje.

Kas:- Mówiłem ci już, żebyś się tym nie przejmowała.

- Kas, wiesz że moja karta ma ograniczenia. Budżet jest po to...

Kas:- Luna, twój budżet obejmuje sukienkę. Całą resztą, zabraniam ci się przejmować dziewczynko. I przestań się krzywić. Bierzemy ślub, a to oznacza że to co moje, jest również i twoje.

- Zawsze byłeś przesadnie rozrzutny ? Ale nie chce się spierać z powodu pieniędzy. Mimo wszystko, postarajmy się nie wydać fortuny. Dobrze ?

Kas:- Dobrze. I tak byś nie wygrała. Co tam jeszcze jest ? - zabrał mi organizer, przysuwając go po stole w swoją stronę. Chaotycznie przewracał kartki notesu, zaczytując się w podpunkty. W tym czasie, przyniesiono talerze do naszego stolika. Od razu wzięłam się za jedzenie, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jaka byłam głodna.

- O co chodzi ? - spytałam widząc grymas na twarzy chłopaka. Odetchnął głęboko niezadowolony.

Kas:- Sama zrobiłaś tyle rzeczy. Głupio mi, że ci z niczym nie pomogłem. - wyszeptał chrapliwym, łamiącym się głosem. Jego policzki przybrały brzoskwiniową barwę. - Chciałbym to dziś nadrobić, nie wszystko, ale powinniśmy wybrać dziś obrączki. - zdumiona wpatrywałam się w niego, jak w worek złota. Zaskoczyła mnie jego nagła propozycja. Nie oczekiwałam za dużo, jednak ucieszyłam się z tej inicjatywy.
    

~☆~☆~☆~

    

Praktycznie podskakuj ze szczęścia, weszłam do ekskluzywnego sklepu jubilerskiego, Kastiel jak zawsze, przepuścił mnie przodem. Wszystko co było na wystawach, oświetlonych lampami, od razu mnie zachwyciło. Sam sklep też był urządzony w niesamowicie eleganckim stylu, a kolory bieli, beżu i ecru, tylko wzmacniały efekt elegancji.
Podeszłam do pierwszej z kolei wystawy, uśmiechnęłam się wyszczerzając ząbki. Dlaczego tu wszystko musi być takie piękne. Nie wiedziałam na czym zawiesić oko.

- Powiedz, czy zasada, to co twoje jest również i moje, dalej obowiązuje ?

Kas:- Coś ci się szczególnie podoba ? - przelotnie ucałował mnie w policzek, spojrzałam mu w oczy lekko rozmarzona.

- Wszystko.

Kas:- No tak. Mogłem się domyślić. - patrząc mi w oczy, odwzajemnił mój uśmiech. Ale spróbuj chociaż przez chwilę się skupić.

X:- Dzień dobry. Czy szukają państwo czegoś konkretnego ? - przywitał nas mężczyzna w średnim wieku, ubrany w elegancką koszulę z krawatem i garniturowe spodnie.

Kas:- Chcielibyśmy obejrzeć obrączki. Ale chyba muszę poczekać, aż minie jej ekstaza, i zobaczy wszystko co macie na wystawach. - zażartowałam a mężczyzna starał się ukryć cichy chichot.

X:- Moje gratulacje. Obrączki znajdują się w tej części sklepu. - podszedł do bocznej lady, prezentując nam witrynę pełną pierścionków. A raczej cudów współczesnej sztuki złotniczej. Lekko uchyliłam usta, spoglądając kątem oka na Kastiela. On spoglądał na mnie. Uśmiechnęliśmy się do siebie, lekko przytłoczeni.

Kas:- No więc, jest coś, na co szczególnie zwróciłaś uwagę ? - Było wiele różnych kompletów. Klasyczne, ale jednak eleganckie. Bardziej fantazyjne, z grawerem serca czy znakiem nieskończoności. I oczywiście takie, które zdobiły klejnoty. Metal też był ważny, srebro, złoto: białe, żółte, różowe, było nawet czarne.

- Wybór jest duży.

Kas:- Jak dla mnie, możesz w ogóle nie wybierać, możesz mieć obrączkę na każdym palcu.

- To bardzo kuszące, ale przy takiej rozpuście, przepadnie ich znaczenie. - Przymierzyłam kilka modeli, które najbardziej mi odpowiadały. Kastiel cały czas stał obok mnie, obejmując ręką w pasie. - Co myślisz o tych. - wskazałam mu na dość klasyczny komplet, były delikatnie z małym żłobieniem po środku.

Kas:- Są strasznie nijakie. To już wolałbym tą czarną.

- Czym się kierowałeś, wybierając pierścionek dla mnie ?

Kas:- Szczerze ? Ceną, byle czego bym ci przecież nie dał. I starałem się wybrać taki, który by ci się spodobał.

- No tak. Cały ty. Chciałabym jednak, żeby do siebie pasowały. Nie za bardzo podoba mi się pomysł, żeby każde miało inną obrączkę.

X:- W takim razie, może zainteresują was duety. Ostatnio jednak, nierzadko się zdarza, że jedno wybiera dla drugiego.

- To z pewnością brzmi romantycznie. Ale zawsze sam wybierałeś sobie pierścionki. A to nie jest, byle jaki pierścionek. Wiec wolałabym jednak, żebyś nosił swoją.

Kas:- To prawda. Wiec wybierzmy jakiś komplet. Jakie macie modele ?

X:- A więc najpierw mamy modele klasyczne, bez upiększeń i szlachetnych kamieni. Proste i ponadczasowe. Ale, skoro o wieczności mowa, mamy również coś bardziej... wyrafinowanego. Zaprojektowane tak, aby podkreślić zajmujący centralne miejsce brylant. I wreszcie, modele bardziej fantazyjne. Ale nadal wykonane z precyzją i elegancją Jak ten oto model, bardziej rockandrollowy, dla panów.

- To by do ciebie pasowało.

Kas:- Naprawdę ? Sam nie wiem. Czy to nie będzie trochę stereotypowe ?

- Ty też jesteś stereotypowy, a mimo wszystko cię kocham.

Kas:- Dobrze, niech ci będzie. Chociaż jestem przekonany, że bardziej pasowałby od ciebie ten. - Wyjął z czarnej poduszeczki, obrączkę z białego złota, która miała na środku paseczek wypełniony malutkimi diamentami.

- To prawda że jest piękny. Ale nigdy nie będzie mnie stać na to, żeby podarować ci jego męski odpowiednik. - na niewielkiej metce widniała dość spora liczba. Założyłam go obok pierścionka zaręczynowego, idealnie do siebie pasowały. Uśmiechnęłam się lekko, oglądają dłoń.

Kas:- Daj spokój. Przecież ślub się bierze tylko raz, wiec możemy zrobić sobie przyjemność. Wiec jeśli ci się podoba, weź go. A ja... wezmę ten. - Wskazał na model z białego złota, o bardziej załamanych liniach, ale na którym również znajdował się sporej wielkości brylant.

- Będziemy wspaniale dobrani.

X:- Gratuluję wyboru. Pozostaje mi jeszcze sprawdzić Państwa rozmiary, a potem zajmę się resztą. - podałam mu dłoń, owinął mój palec małym centymetrem i zapisał rozmiar. To samo zrobił u Kastiela. Wpłaciliśmy zaliczkę, przygryzłam wargę, słysząc ile wynosiła zaledwie połowa kwoty. Po odbiór mieliśmy się zgłosić za trzy tygodnie.

Opuściliśmy sklep, trzymałam go pod ramię. To wydawało się coraz bardziej namacalne. Coraz bardziej prawdziwe. I coraz bardziej przerażało.  A co jeżeli popełniamy odromny błąd ?

















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro