Rozdził 51 Plaża
(Rozdział nie sprawdzony)
Delikatnie otworzyłam dziwi od pokoju, Kastiel dalej spokojnie sobie spał. Usnął dość późno bo dopiero po czwartej, najwyraźniej ciężko mu zaaklimatyzować się w obcym miejscu. Ostrożnie tak by nie potknąć się o dywan usiadłam na łóżku. Odkładając tackę z jedzeniem na stolik.
- Kastiel dochodzi południe, chyba pora już wstać ? - wyszeptałam lekko szturchając go w ramię. Buntownik przekręcił się zaspany na drugi.
Kas:- Jeszcze minuta i wstanę, słowo. - wymruczał zachrypniętym głosem wtulając się w poduszkę. Położyłam się obok przytulając się do jego pleców. Miał niesamowicie ciepłą skórę, i pachniał moim słodkim żelem pod prysznic. Złożyłam pocałunek na jego ramieniu wtulając twarz w zagłębienie jego szyi.
- To co chcesz dzisiaj robić ? Możemy iść przejść się po mieście,... albo pojechać na plażę. Lub... zostać w łóżku ?
Kas:- Napalona wariatka, wczorajszy prysznic ci nie wystarczył. - w odpowiedzi włożyłam rękę pod kołdrę kładąc ją na lekkie wybrzuszenie pomiędzy jego nogami. Kiedy mruknął pod nosem wyszeptałam mu wprost do ucha "jesteś pół przytomny a i tak ci staje, które z nas jest bardziej napalone". Chłopak uniósł się lekko i objął mnie zaspanym wzrokiem. - Nie moja wina że kiedy się tak tulisz chce mi się pieprzyć. Plaża brzmi nieźle, dawno nie widziałem cię w stroju kąpielowym. Tak mało zakrywa... - uniósł wzrok ku górze tak jakby sobie coś wyobrażał.
- Widziałeś mnie nagą. Wiec nie wiem czym się tak podniecasz ?
Kas:- Tobą. To dla mnie - wskazał na tackę leżąca na nocnym stoliku.
- Tak. Śniadanie do łóżka ? Tosty z bekonem, czarna kawa i... bekon. - Chłopak spojrzał na mnie sugestywnie unosząc i wziął z tacki jeden z plasterków wysmażonego mięsa. Jego miłość do bekonu jest dla mnie nie pojęta.
Kas:- Chcesz mnie tym przekupić. Luna, serio nie chowam urazy, wiedziałem że twój ojciec nie będzie paradował ze szczęścia widząc mnie tu. Też bym się wkurwił będąc na jego miejscu. Jego mała księżniczka robi nieprzyzwoite rzeczy z chłopakiem który wygląd jak uosobienie nieszczęścia. - uśmiechnął się nonszalancko.
- Nie aż tak nieprzyzwoite, po za tym te uosobienie nieszczęścia jest jednocześnie miłościom mojego życia. Więc będzie musiał się przyzwyczaić.
Kas:- Jestem miłością twojego życia ?
- Jakby nie patrzeć, nie żyje też stosunkowo długu. - Uśmiechnął się zadowolony i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Odsunęłam go delikatnie - To nie komedia romantyczna, idź najpierw umyć zęby.
Kas:- Od kiedy ci to przeszkadza ? Cóż. Przynajmniej w końcu dotarło do ciebie ile jem.
- Czyli co ? Nie zjesz tego ?
Kas:- Głupia, takie dobre mięsko ma się zmarnować ! - Zaśmiałam się z niego widząc jak pochłania wszystko z talerza.
Zajęłam się pakowaniem rzeczy na plażę. W większą torbę spakowałam ręczniki, krem i butelki z wodą oraz kilka innych przydatnych rzeczy. - Kastiel ? Będziemy musieli iść jeszcze do sklepu.
Kas:- Spoko, i tak fajki mi się kończą. - powiedział zapatrzona w telefon
- Chodzi o to że zapomniałam spakować stroju, kąpielowego. Twojego też, musimy kupić nowe. Jeśli chcesz iść na plażę. . . i było by miło gdybyś na mnie spojrzał zamiast bawić się telefonem ?
Kas:- Czekaj z Lysem pisze. . . . . Dlaczego mam złudne wrażenia że zrobiłaś to specjalnie żeby tylko zaciągnąć mnie na zakupy. - odpowiedział odkładając telefon na stolik przy łóżku.
- Nie żartuj sobie. Gdybyś nie był taki leniwy sam byś spakował swoje rzeczy. A tak za każdym razem się mną wysługujesz i jeszcze narzekasz..... I mógłbyś chociaż raz pójść ze mną na zakupy.
Kas:- Jesteś piekielnie urocza kiedy się tak na mnie wkurwiasz. - Jego głowa spoczęła na moich plecach a dłonie delikatnie oplotły talie - co mogę powiedzieć ? Przepraszam ?
- Ja też przepraszam, za zgrywanie przewrażliwionej histeryczki. Wiem jak nienawidzisz chodzić po sklepach.
Kas:- Nie jesteś taka zła.
- Słucham ?
Kas:- Miałem gorsze dziewczyny. Serio czepiały się o byle gówno. "Znów się spóźniłeś" "Przestań tyle palić" " Ułóż w końcu te włosy" - udawał wyższym głosem, zanim opadł na dywan. Zachichotałam.
- Pewnie nadrabiały w łóżku.
Kas:- Eee nie pamiętam...
- Aha.. akurat - skoczyłam w jego stronę i zaczęłam go łaskotać ale z racji że był silniejszy szybko mnie powstrzymał. Więc teraz leżałam pod nim próbując uwolnić nadgarstki z jego uścisku.
Kas:- No już, nie szarp się tak bo cię nie puszczę. - durna przewaga masy ciał, prędzej przyjdzie mi skonać niż go pokonać, przestałam się szarpać przyznając wygraną - grzeczna dziewczynka.
- Nie nabijaj się.
Kas:- To gdzie jest ta twoja plaża ?
- Około 30 minut drogi stąd.
Kas:- To niedaleko
- Samochodem, tylko że jest jeden, którym tata pojechał rano do pracy. Wiec zostaję nam taksówka albo autobus. I jeszcze musimy dostać się do centrum miasta, tam jest galeria handlowa. Myślałam też żeby zaprosić Leti i pojechać razem...
Kas:- Nie za mojego życia.
- Dlaczego
Kas:- Jeszcze żeś nie zauważyła że jakoś nie przepadamy za swoim towarzystwem ?! Chcę odpocząć a nie kłócić się i wkurwiać na tę pierdoloną wariatkę.
- To moja przyjaciółka więc opanuj trochę swoje słownictwo.
Kas:- A ty gdzie ?
- A jak ci się wydaje. Wychodzę zanim znów padnie za dużo słów i się pokłócimy. Co mamy często w zwyczaju. - z trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o nie plecami usłyszałam jeszcze jak klnie do siebie wściekły. Nie mam zamiaru znosić jego humorków. Z braku ambitnych planów, wzięłam się za sprzątanie kuchni w której zostały ślady rannego śniadania. Zajęło to więcej czasu niż zakładałam ale radio, a właściwie muzyką umilała czas. Gdy kończyłam zmywać naczynia Kastiel postanowił wyjść z pokoju, zdradziły go drewniane schody skrzypiące pod jego ciężarem. Ciekawe czy dalej jest poirytowany czy może zamierza przeprosić.
Kas:- Zrób mi kawę - powiedział beznamiętnym tonem wchodząc do kuchni i opierając się o blat tuż przy mnie. Chodź znamy się już tak długo jego bezczelność dalej mnie zadziwia.
- Sam sobie zrób. Ekspres jest na szafce a kapsułki w koszyczku obok.
Kas:- Przepraszam, ok.
- Przepraszasz z przymusu ?
Kas:- Raczej dlatego że jak cię wkurwię to zechcesz tu jednak zostać.
- Egoista
Kas:- Z twoich ust brzmi to jak komplement.
- Wypchaj się wiesz.
Kas:- Wole wypychać ciebie. - spojrzałam na niego jak na idiotę po czym ryknęłam salwą śmiechu. No debil. Po prostu debil. - Aż tak cię to rozbawiło ? - Zapytał, ale nie odpowiedziałam zakryłam rozbawioną twarz ręką ocierając łzy. - Masz beznadziejne poczucie humoru.
- A ty durne teksty na podryw. Czasami powinieneś po prostu się zamknąć. Dodało by ci to sporo uroku.
Kas:- A myślałem że wolisz we mnie wizerunek totalnego chama.
- Chamy są lepsze w łóżku. Ale z pewnością przyciągnęła mnie ta mała część która chowała się za tym murem. - lekko poklepałam go po torsie. Na co rozbawiony zmierzwił mi włosy. - skoro tu jesteś to znaczy że się zgadzasz i że mogę zaprosić Leti.
Kas:- Przecież jak powiem że nie to i tak zrobisz po swojemu.
- Fakt
Kas:- Kurwa od kiedy ja zacząłem się słuchać bab.
- Każdy facet kapcanieje tylko niektórzy potrzebują na to więcej czasu. Zadzwonię do Leti, tylko bądź dla niej miły. Proszeeee... - złożyłam dłonie jak do modlitwy, posyłając mu błagalny uśmiech.
Kas:- Postaram się, ale niczego nie obiecuje. - szybko pocałowałam go w policzek wybierając w telefonie numer przyjaciółki. - Czekaj ! Te zakupy czy to naprawdę konieczne ?
- Tak - uśmiechnęłam się przepraszająco. Ale w środku skakałam z radość, od miesięcy czekałam na wspólne wypad do centrum. Nawet jeśli Kas z pewnością zmyje mi za to głowę.
KASTIEL
- Kurwa, to centrum jest trzy razy większe niż to u nas.
Lu: - Fajnie nie ! - zirytowany warknąłem wlepiając w nią wzrok mordercy. - obiecałeś mi - powiedziała prawie z łzami w oczach na co westchnąłem.
- Bież co masz wziąć i spadajmy stąd. - weszliśmy do jednego ze sklepów który oferował stroje kąpielowe. Luna od razu rzuciła się w kierunku wieszaków, wyglądała uroczo będąc w totalnej euforii. Zostawiłem ją kierując się na dział męski, niestety nie wzięła też moich spodenek przez co zmuszony musiałem zrobić zakupy. Zazwyczaj kupuje ubrania w Internecie co oszczędza czas i łatwiej znaleźć coś dopasowane pod mój styl.
Lu:- Kassi, i jak ładny ? - pokazała mi jasno różowy komplet z falbanką skacząc przy tym jak króliczek.
- Chcesz sobie wypchać cycki tą gąbką ?
Lu:- Nie uważasz że jest uroczy.
- To ty jesteś urocza - zjechałem dłonią na jej pośladek na co odsunęła się zarumieniona rozglądając się czy nikt nas nie widział, co akurat ja miałem w dupie.
Lu:- Nie obmacuj mnie w sklepie.
- A w przymierzalni ? - pacnęła mnie w głowę, nawet nie starałem się zrobić uniku. - daj spokój, szkolny kibel nie był o wiele większy...
Le:- Luna ! - wkuwający głos który już znałem wciął mi się w zdanie. - ... oh, i ty też tu jesteś ?
- Moja radość jest odwzajemniona wariatko. - Lu zmierzyła mnie wzrokiem, no tak miałem być miły. Ale mogła by mi dać trochę czasu a nie od razu oczekuje niemożliwego.
Le:- A ty znasz Włoski ? - wzruszyłem ramionami unikając odpowiedzi. Miesiąc wkuwałem słowniki i po co ? Dla niej oczywiście. Czasami naprawdę nie zdaje sobie sprawy jak bardzo trace głowe dla tej dziewczyny.
- Leti tęskniłam - przytuliły się, nie wiem co laski mają z tym tuleniem ? Dziwne to jakieś. - musisz mi opowiedzieć o wszystkim co mnie ominęło. Napewno nie w mojej obecności.
Le:- No pewnie, ale najpierw poszukamy ci seksy bikini. I mam dla ciebie też niespodzianka.
- Jaka znów niespodzianka ? - dziewczyna zakryła Lu oczy i prowadziła ją w stronę przymierzalni. A ja jak dureń szedłem za tą dwójka.
- Ok uwaga, możesz odsłonić oczy. - odsłoniła kotarę, za którą stał jakiś chłopak, na oko w naszym wieku. - Ta-damm
- Lorenzo !
Lo:- Część Luluś, kopę lat. - gość, objął ją tuląc do siebie, kiedy Luna sama się w niego wtuliła coś we mnie pękło. Złapałem materiał na jej plecach ciągnąc mocno w swoją stronę. Kiedy w końcu poczułem ciepło i jak jej plecy stykają się z moim torsem puściłam jej sukienkę osłaniając Lu ramieniem. Facet szybko ogarnął szok i zacisnął dłonie w pięści.
Lu:- Kastiel ?
Lo:- Co jest, facet masz jakiś problem !
Lu:- Spokojne Lorenzo, to Kastiel, mój chłopak.
Lo:- Chłopak ?
Lu:- Ej Kas, troszkę mnie miażdżysz.
- Sorry... - rozluźniłem uścisk dając jej trochę odetchnąć - dlaczego dajesz się obejmować jakiemuś przychlastowi ?! - warknąłem agresywniej niż może powinienem. Ale co zrobić wkurwiłem się, nikt nie będzie obejmować mojej kobiety.
Lu:- Przepraszam, nie wytłumaczyłam, - uśmiechnęła się przepraszająco - to Lorenzo przyjaciel z czasów szkoły. - przyjrzałem się mu lepiej, miał ciemniejszy kolor skóry, i tatuaż na lewym przedramieniu. Atletyczna sylwetka i ciemne włosy wyczesane do tyłu. Facet mordował mnie wzrokiem od dłuższej chwili. I gdyby nie Lu w moich ramionach na pewno by się na mnie rzucił.
- A co mnie to, łapy precz od moich rzeczy.
Lu:- Nie wiedziałam że jest z ciebie taki zazdrośnik.
Le:- Daj spokój Kassi to był tylko przyjacielski uścisk. Nie ma o co robić scen.
- Nie pozwalaj sobie, tylko Lu może tak na mnie mówić. . . Zresztą nie robię żadnych scen. Nie jestem rozhisteryzowaną babą.
- No teraz to trochę robisz. - CO ! po której ty stoisz stronie dziewczynko !? - Kas, może przyniesiesz z Lorenzo nam coś do picia. A ja z Leti się rozejrzymy po sklepie.
- Sam ci coś wybiorę. Nie zmuszaj mnie do towarzystwa swoich dawnych znajomych.
Lu:- Ty ?!
- Masz wątpliwości co do mojego gustu
Lu:- Nie...
- To siedź cicho
LUNA
- Pamiętasz kiedy ostatnio byliśmy razem na plaży ? - zapytałam kiedy w końcu dotarliśmy na miejsce.
Kas:- W drugiej klasie. Pomagałaś mi złapać Demona. I domagałaś się lodów za tę bezinteresowną pomoc.
- Które i tak później wylądowały przez ciebie w piachu. Eh. Szkoda że nie mogliśmy wziąć go ze sobą.
Kas:- On też ma wakacje. Pewnie teraz biega za kurami na farmie Lysandra. Daj wezmę torbę.
- Dzięki, to gdzie się rozstawiamy ? Może bliżej wody ?
Kas:- Najchętniej gdzieś gdzie nie ma tylu ludzi ?
- Wedle życzenia. Leti, Lorenzo, idziemy za klify ! - zawołałam do przyjaciół i złapałam go pod ramię ciągnąc w oddaloną cześć plaży. Oczywiście zadawał pytania ale tylko uśmiechałam się do niego milcząc co musiało go nieźle irytować. Spacerowaliśmy wzdłuż brzegu a woda obmywała nam stopy. Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Plaża była z dala od miasta i ukryta za klifami - Brak ludzi, tak jak chciałeś. - usiedliśmy pod skarpą w cieniu. - Leti rozłożył swój koc blisko nas tylko że w całkowitym słońcu.
Kas:- Aha, tylko tu jest aż za pusto. To nie jest przypadkiem plaża nudystów ? - uśmiechnął się złośliwe.
- Nie głupku, ale blisko... - urwałam a uśmiech zszedł mu z ust. - To plaża surferów. Rano kiedy jest przypływ, są tu świetnie fale. Teraz mamy porę obiadową, wiec małe prawdopodobieństwo że kogoś spotkamy. - Zaczęłam rozkładać koc i poprosiłam chłopaka o zwrot torby w której miałam wszystko. Ręczniki, krem, jedzenie. - Kassi schowaj tu telefon i zegarek. - podałam mu woreczek strunowy.
Kas:- Dobry pomysł.
- No oczywiście, w końcu mój. - Przewrócił oczami śmiejąc się pod nosem. - do identycznego schowałam swój telefon, kolczyki i pierścionki. Nie mam ochoty później przegrzebywać piachu w poszukiwaniu biżuterii. Zaczęłam zdejmować sukienkę. Strój kąpielowy ubrałam już w przymierzalni sklepu. Było to czerwone bikini wiązane po bokach bioder i za plecami na sznurkach, seksowne ale nie skąpe. Kas miał na sobie zwykłe czarne kąpielówki
Kas:- Zawsze wiedziałam że mam zajebisty gust.
- Fakt, bardzo mi się podoba.
Kas:- Miałem na myśli gust do kobiet. - leniwie przejechał wzrokiem po moim ciele na co się zarumieniłam. Spotykamy się już dość długo, ale dalej potrafi sprawić by moja twarz zalała się czerwienią.
Le:- Ale na flirty cię naszło.
Lu:- W takim razie ja wykorzystałam chyba życiowy zapas szczęścia. - Przysunęłam się bliżej zaczynając pocałunek, który nie trwał dłużej niż 5 sekund. - Leti chodź na stronę, musimy pogadać.
Le:- O czym ?
Lu:- Dziewczyńskie sprawy. Nie chcielibyście o tym słuchać. - uśmiechnęłam się delikatnie i puściłam Kastielowi oczko. Odeszłyśmy trochę dalej, do brzegu miałam nadzieję że fale chodź trochę nas zagłuszą.
Le:- To o co chodzi ?
Wzięłam trzy oczyszczające oddechy żeby trochę się uspokoić. Słabo zadziałało. - Leti, wiem że nie przepadasz za Kastielem. I że zachowuje się jak totalny dupek. Ale jest też moim chłopakiem i nie podoba mi to jak go traktujesz. Szczególnie że on sam obiecał mi że będzie . . . mniej sobą niż zazwyczaj.
Lu:- Oj błagam Cię, wystarczy że powie ci kilka miłych słówek a ty już przestaniesz racjonalne myśleć.
- Chciałabym. Zamiast tego zapisuje w kalendarzu kiedy rzeczywiście powie mi komplement. Nie karze ci się z nim przyjaźnić. Ale chociaż przestań go podpuszczać. - dyskretnie spojrzałam w stronę chłopców, rozmawiali spokojnie. To dobrze, miałam małe obawy że Kas go zabije, ale na razie się na to nie zapowiada.
Le:- Może rzeczywiście troszkę przesadzam. Nie lubimy się, ale tobą się opiekuje i pewnie bardzo się kocha. Przestanę być uszczypliwa powiedzmy tak w 40%.
KASTIEL
Luna uśmiechnęła się uroczo puszczając mi oko. Odeszły kawałek w stronę wody. Kiedy były dość daleko zaśmiałem się cicho widząc grymas na twarzy Luny. Wyraźnie się wkurzyła, i tym razem nie z mojej winy.
Lo:- Jak udało ci się ją wyrwać.
- Znasz angielski ?
Lo:- Oczywiście, nie jestm debilem. Ale pytam z ciekawości. Wiesz ile facetów chciało z nią chodzić. A ta zawsze nieugięta.
- Aha - rozmowa z typem była ostatnią rzeczą jakiej teraz potrzebowałem. A szczególnie nie chciało mi się odpowiadać na jego pytania.
Lo:- Często zachowywała się jak dziwka, co imprezę spała z innym. A mimo to wszyscy ją uwielbiali.
- Wiem, kiedy tylko zaczęliśmy się spotykać wszystko mi powiedziała. Pod tym względem jesteśmy tacy sami. A ty pewnie się nie załapałeś. Zawsze najbliższy przyjaciel który nigdy nie dostał szansy co ? - drgnął rozzłoszczony zaciskając zęby czego nie dało się nie zauważyć. Widziałem w życiu wiele lasek takich jak on, zawsze z nadzieją że coś będzie. - nie wiem czy chciałeś mnie wkurwić czy dać wątpliwości. Ale jeśli będziesz czegokolwiek próbował. To wyśle cię do piachu. - uspokoiłem się widząc że dziewczyny już wracają, musiałem szybko się rozluźnić bo Lu zaraz zauważyłaby że coś jest nie tak.
Lu:- Rozmawiacie sobie ?
- Obiecałem ci że będę miły, prawda ? - Lu spojrzałam na mnie podejrzanie.
Lu:- Nie uspokoiłeś mnie
Kas:- A co miałem go utopić ?
Lu:- Cóż to by do ciebie bardziej pasowało.
Lo:- Mógłby to zrobić ?!
- Cóż, istnieje taka możliwość jeśli się wkurzy.
Kas:- Musisz ochłonąć dziewczynko. Chodź, idziemy do wody.
Lu:- Wolała bym się poopalać. Albo poczytać książkę, idź sam.
Kas:- To nie było pytanie.
Lu:- Hjaa?! - Krzyknęła kiedy złapałem ją za nogi i przerzuciłem sobie przez ramię, jak worek ziemniaków biegnąc w stronę wody, i zanurzając się w niej grubo po pas. - Kastiel to nie musi się tak kończyć. Masz jeszcze szans..... - urwała lądując w wodzie.
Kas:- Sorry, przynudzałaś.
Lu:- K-kche... khe kchee. Kurwa ! . . . Już drugi raz.... ekchee.. drugi raz. Próbowałaś mnie utopić. Jak tak ci ze mną źle, jest lepszy sposób niż morderstwo. No chyba że jesteś psychopatą.
Kas:- To raczej mało prawdopodobne żeby dwóch psychopatów się spotykało. - spojrzała na mnie zagubiona, nie rozumiejąc. - twoje wypieki są zabójcze.
Lu:- To nie moja wina że albo się krztusisz albo łamiesz zęby !
Kas:- Aha, w końcu uwielbiam świętować urodziny u dentysty. - podpłynąłem bliżej łapiąc w dłonie jej twarz. - Masz oczy jak zmora, cały kosmetyk ci się rozmazał. - objęła mnie za szyje kiedy starałem się pozbyć tuszu do rzęs z jej policzków. - poddaje się, co to za pomysł żeby malować się idąc nad wodę.
Lu:- Ja przeżyje a ty ? - wystawiła usta czekając na pocałunek. Nie zastanawiałem się, złapałem w dłonie jej szerokie biodra i jednym ruchem przyciągnąłem do swoich spełniając jej życzenie.
Kas:- Mówiłem ci to w sklepie, ale wyglądasz cholernie seksownie. - wsunąłem jedną dłoń pod górę jej stroju i złapałem ją za pierś, przez co na jej mokre policzki od razu pokryły się różem. Uwielbiam kiedy się czerwieni, wygląda wtedy jeszcze piękniej. Zainicjowałem kolejny pocałunek. Przymknęła oczy mocniej obejmując moją szyje, kiedy popieściłem językiem jej wargi i podniebienie. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy większa fala chlusnęła nas po twarzach. Otarła z oczu wodę śmiejąc się.
Lu:- Neptun jest przeciwko nam.
Kas:- Właśnie widzę. - Zaczesałem mokre włosy do tyłu. - Ale jakoś mnie to nie zniechęciło.
Lu:- Co ? - uśmiechnąłem się zalotnie ponownie zmniejszając odległość między nami. Pocałowałem ją w szyje pieszczą językiem mokrą skórę a palcami głaskałem jej biodra. Nie mogę się opanować kiedy ma na sobie tak niewiele ubrań. Spojrzała mi prosto w oczy szybko domyślając się czego teraz chce.
Lu:- NIE ! - wydarła się kalecząc moje uszy.
Kas:- Ale,.. pod wodą i tak nic nie widać.
Lu:- N I E i nawet o tym nie myśl.
Kas:- To przynajmniej pomóż mi się ogarnąć, w końcu to twoja wina. - wskazałem jej na lekkie wybrzuszenie w spodniach.
Lu:- Dobrze - przysunęła się blisko i nim się zorientowałem co planuje, oberwałem śliskim wodorostem po twarzy. - i jak pomogło ? - uśmiechnęła się triumfalnie kiedy pozbyłem się tego zielonego ohydztwa.
Kas:- Nie - lekko zirytował mnie jej dumny uśmiech dlatego podciąłem jej nogi przez co znów wylądowała pod wodą. - ale to już tak.
Lu:- Przypomnij mi, za co ja cię właściwie kocham ?
Kas:- Za budujący charakter i oryginalną osobowość.
Le:- EJ LUNA KASTIEL ! GRACIE W SIATKĘ ?! - zawołała do nas ta wariatka stojąc na brzegu z piłką. Właściwie to nawet chętnie bym zagrał. Obojętnie wzruszyłem ramionami co Lu musiała zauważyć.
Lu:- Już idziemy !
Le:- No co ty zagramy w wodzie. Ja gram z Lorenzo a ty ze swoim ukochanym. - sugestywnie poruszyła brwiami na co Luna ochlapała ją wodą. Coś czuje że ta ich rozmowa nie była wcale taka nieistotna.
Lu:- Mam lepszy pomysł, wojna płci !
Kas:- Nie chcem być chamski skarbie. Ale wiesz że nie macie szans.
Le:- Co prosze ?!
Lo:- Kastiel ma racje. Jesteśmy wysportowani i wyżsi od was. - w końcu powiedział coś z sensem. - Waszą jedyną przewagą jest to że cycki trzymają was na powierzchni. - z tego nawet mógłbym się zaśmiać ale widząc wkurwienie Lu. Taa, nie chce dostać celibatu.
Lu:- Jeszcze zobaczymy kołku !
Kas:- To... można jakoś skrócić twoje imię ? - zapytałem, Lorenzo jest jak dla mnie za długie.
Lo:- Spróbuj, bedzisz pierwszym któremu się to udało.
Kas:- Loren może być ? - zapytałem prześmiewczo na co się skrzywił.
Lo:- Oczywiście Kassi
Kas:- Tss, ten skrót jest dostępny tylko dla Luny. - podbiłem piłkę serwując jako pierwszy i zaczynając całą gre.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro