Rozdział 3
Mocno zacisnęłam pięści. Nie pozwolę. Nie pozwolę, by coś mu się stało.
Wybiegłam przed siebie, odpychając tych ludzi. Okropnie złych ludzi. Rozpaczliwie zasłonęłam go ciałem i zacisnęłam powieki. Poczułam, jak spływają łzy po moich policzkach.
- Stu? - wyszeptał, wyciągając rękę w moją stronę.
Było jednak za późno. Jeden strzał. Jedna kulka, która wylądowała w mojej klatce piersiowej. Brakło mi powietrza. Zaczęłam ciężko dyszeć i upadłam na kolana.
Niemrawo spojrzałam w górę i zauważyłam, że ten okrutny koleś ponownie celuje do mojego Kaia.
Szybko wstałam, a w moim ciele wylądowała kolejna kulka. Dwie. Trzy. Pięć.
Poczułam, jak ulatuje ze mnie życie. Ktoś zaczął potrząsać moim ramieniem, ale nic nie zobaczyłam, łzy zamazały mi obraz.
- Nie pozwolę ci umrzeć - wycedziłam ostatkami sił. - Nigdy.
Rozpaczliwe wołanie mojego imienia było ostatnim, co słyszałam.
~~~
Obudziłam się, zlana potem. Ten sen był taki rzeczywisty. Szybko sięgnęłam po telefon na nocnym stoliku, by zobaczyć godzinę. 6:15. Przerażona, że nie usłyszałam budzika, zaczęłam pakować książki do plecaka i się ubierać.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest sobota.
Z ciężkim westchnięciem opadłam na łóżko. Chciałam jeszcze pospać, ale obrazy z mojego koszmaru stanęły mi przed oczami i postanowiłam więcej nie ryzykować.
Zeszłam więc na dół i zrobiłam sobie kawę zbożową. Może i słaba na rozbudzenie, ale jej smak przypominał mi dzieciństwo, a potrzebowałam chwili refleksji na temat dobrych momentów w moim życiu. Zwłaszcza po tym śnie.
Ze swoim ulubionym kubkiem w dłoni, poszłam do salonu i usadowiłam się na kanapie. Włączyłam jakiś serial komediowy, próbując się rozweselić. Chociaż na chwilę.
Bardzo chciałam teraz zadzwonić do Kaia, by upewnić się, że wszystko w porządku. Powstrzymałam się jednak. Po pierwsze, jest w więzieniu i nie mogę do niego dzwonić. Po drugie... Co by sobie o mnie pomyślał po wczoraj?
Jednego byłam pewna. Nadal go kocham, chociaż najprawdopodobniej już nie jesteśmy razem.
Na następny dzień odwiedzin muszę się go o to spytać.
Przesiedziałam przed telewizorem dwie godziny i moja kawa wystygła, nim zdążyłam upić chociaż trochę.
Serial o dwóch braciach, którzy chcieli uwieść tę samą dziewczynę zaczął mnie nudzić, więc przełączyłam na wiadomości.
Natychmiast tego pożałowałam.
Prowadzący właśnie skończył mówić o chorobie, która się rozprzestrzeniała wśród krów na pobliskiej farmie i przeszedł do czegoś, co zdecydowanie bardziej mnie zaciekawiło.
Otóż według policji, z więzienia uciekli ninja.
Tak, moi ninja.
Osłupiałam. Czemu nie przestrzegają prawa? Co im strzeliło do głowy? I, co najważniejsze: kto im pomógł w ucieczce, jeśli nie ja? Dareth? Nie, on nawet makaronu ugotować nie potrafi. Mistrzowie żywiołów z wyspy Chena? Nie ma mowy, ninja nie utrzymywali z nimi kontaktu od lat! Wu albo Misako? W żadnym razie, przecież ich też pojmano. To może... Nie, już nic nie wpadło mi do głowy.
Czy ninja ukrywali przede mną jakichś przyjaciół? Niemożliwe. Nieprawda. Fałsz, fałsz, fałsz.
Czy moi przyjaciele mogliby mnie tak oszukać? Tak perfidnie oszukać?
Dotarło wtedy do mnie, że wcale nie jestem lepsza.
Nie udzieliłam im pomocy, kiedy rozpaczliwie tego potrzebowali, zwyzywałam ich i uciekłam.
A potem spotkałam Eda...
Zaraz, zaraz. Miałam do niego zadzwonić, by umówić się na spotkanie!
Pacnęłam się otwartą dłonią w czoło. Wyciągnęłam telefon, trochę poobijany po ostatnim bliskim spotkaniu z podłogą, i wybrałam numer mojego kolegi.
Niezbyt długo czekałam, wręcz natychmiast odebrał.
- Halo? Stutter? - wymamrotał zaspanym głosem.
- Cześć. Chyba cię nie obudziłam? - zapytałam.
- Nieee, po prostu dopiero co wstałem i nadal się z tym nie pogodziłem - zaśmiał się.
- Bo wiesz - zaczęłam, rysując kółka palcem na swoim udzie - ja w sprawie spotkania.
- Ach, tak! - powiedział, jakby doznał olśnienia. - Możesz wpaść dzisiaj. O której ci pasuje?
- Nie wiem, za dwie godziny?
- Jasne - zgodził się. - Wyślę ci adres SMSem. A teraz muszę kończyć. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. - Uśmiechnęłam się w próżnię i chłopak rozłączył się. Może chociaż Ed pozwoli mi się oderwać od tego wszystkiego?
~~~
Stałam przed domem jednorodzinnym, który wręcz emanował życiem. Na parapetach były kwiaty, wszędzie paliły się światła, a głośne rozmowy i śmiech dało się słyszeć już na zewnątrz. Ed na pewno ma wspaniałą rodzinę. Poczułam ukłucie zazdrości, ale szybko zniknęło na rzecz stresu i podeksctowania.
Wciągnęłam powietrze i zapukałam do drzwi. Niemalże natychmiast za progiem zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha brązowowłosego kolegę.
- Cześć - wyszczerzył się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe.
Poczułam, jak nagłe gorąco oblewa moją twarz.
- Co tak stoisz? Chodź do środka! Przedstawię cię rodzinie i przyjaciołom.
Posłusznie wykonała polecenie, splatając ze sobą dłonie za plecami i zaciskając wargi.
Ed zaprowadził mnie do salonu, gdzie siedziała cała jego rodzinka. Chyba cała.
Zobaczyłam staruszkę w podeszłym wieku - chyba jego babcia. Tuż obok siedział równie stary pan, pewnie dziadek. Była jeszcze energiczna kobieta w fartuszku, odciągała na oko trzylatka od gniazdka elektrycznego. No i dwójka dzieci - dziewczynka w różowej sukience, miała jakieś dziewięć lat oraz starszy około dwie wiosny chłopiec, który zaplatał jej warkocza.
Uznałam całą scenkę za uroczy widok. Martwiło mnie jednak to, że nie mogę dostrzec nigdzie ich ojca. Może jest w pracy?
- Hej, wszyscy! - powiedział Ed, zwracając tym samym uwagę zgromadzonych. - To jest Stutter, moja koleżanka. Stutter, to jest Violet, moja babcia oraz Thomas, mój dziadek. Mama ma na imię Alicia, a te dwa szkraby to Penny i Dennis oraz młodszy Sebastian - moje rodzeństwo. Brakuje tu jeszcze mojego taty Arthura i czternastoletniego brata, Gally'ego. Przechodzi młodzieńczy bunt i raczej nie lubi spoufalać się z rodziną, sama wiesz.
Matka brązowowłosego podeszła do mnie i chwyciła moją twarz w dłonie.
- Ach, Edziu! Znalazłeś sobie śliczną dziewczynę!
Starałam się, by moja twarz nie nabrała barwy dojrzałego pomidora.
Usłyszałam odchrząknięcie tuż obok mnie.
- Mamo, to tylko koleżanka... Nie widzieliśmy się dwa lata, więc chciałbym z nią porozmawiać na osobności. Możemy iść do mojego pokoju? - poprosił.
- Jasne! Jednak pamiętaj, że masz tylko szesnaście lat. Cokolwiek chcesz z nią robić, jesteś za młody! - pogroziła mu palcem, a potem uśmiechnęła się w moją stronę. - Proszę, możesz go sprać, jeśli będzie się do ciebie dobierać.
- Mamo! - krzyknął, czerwony już, chłopak, a ja się zaśmiałam.
- Nie ma się co pani martwić. Ed to porządny chłopak.
Po tych słowach ruszyliśmy do jego pokoju, a gdy za siebie spojrzałam, cała jego rodzinka zaczęła się głupio uśmiechać, nawet mały Sebastian.
~~~
- Więc! - wykrzyknął radośnie mój kolega, gdy tylko weszliśmy do jego azylu, który nie wyróżniał się niczym nadzwyczajnym. Ot, pokój nastoletniego chłopaka. Niebieskie ściany, plakaty z gier na nich (prawie zapomniałam o tym, że je uwielbia!), zwykłe łóżko i biurko z przyborami szkolnymi.
Usiadł na krześle obrotowym i odwrócił się w moją stronę, a ja usadowiłam się na łóżku.
- Co chcesz porobić? - Uśmiechnął się.
- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Opowiedz mi coś o swoim życiu, gdy mnie nie było.
Ed przeciągnął się i zaczął opowieść. Wywnioskowałam z niej, że wiódł nudne życie, jednak zaciekawiło mnie kilka fragmentów. Potem poprosił mnie, bym również coś opowiedziała. Westchnęłam i, nie chcąc kłamać, opowiedziałam dosłownie wszystko: od wyspy Chena po ucieczkę ninja z więzienia.
Brązowowłosy słuchał z zainteresowaniem, nawet nie śmiał mi przerywać. Gdy skończyłam, wydusił z siebie krótkie:
- Łaaaaał.
Uniosłam brwi w niemym pytaniu.
- No wiesz - zaczął - przy moim życiu te twoje wygląda jak jakaś szalona książka przygodowa z nutką romansu- poruszył sugestywnie brwiami.
- Zamknij się. - Walnęłam go poduszką w twarz, a on zwijał się ze śmiechu. - Ja naprawdę martwię się o ninja! Co powinnam zrobić? Doradź mi!
Ed spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Mnie o radę pytasz? No cóż, okej. Myślę, że powinnaś poczekać na rozwój sytuacji. Na razie niewiele możesz zdziałać, nie wiedząc, gdzie oni są.
Westchnęłam. Miał on, oczywiście, rację.
Spojrzałam tęsknie za okno i wyszeptałam:
- Wróćcie do mnie...
~~~
Hello.
It's me.
Przepraszam za to, że dwie godziny się spóźniłam z tym rozdziałem, ale bawiłam się w robienie screenshota screenshotowi i całkowicie się wciągnęłam >-<
Tym razem, na pocieszenie, macie długi rozdział!
I nie bez powodu jest tyle o Edzie - będzie odgrywał ważną rolę, więc lepiej go zapamiętajcie!
To tyle z mojej strony. Pozdrawiam Was z całego serduszka i miłego oczekiwania na następny rozdział :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro