Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Tym razem na początku będzie notka. Otóż chodzi o to, że w tym rozdziale pojawia się postać z pierwszej części tego opowiadania. Stwierdziłam, że nie będziecie gościa pamiętać, więc już mówię: Ed to koleś, który przyjaźnił się ze Stu i wpadł razem z nią na Jaya. Sama nie pamiętałam jak się nazywa, więc poczułam się w obowiązku dodania tego przypominania XD

Przyjacielskie ostrzeżenie: główna bohaterka może Was mocno wkurzyć. Za zepsuty humor nie odpowiadam.

~~~

Sama się sobie dziwię, że jestem w stanie jednym słowem nazwać kumulację wszystkich możliwych uczuć, jakie uderzyły we mnie z samego rana.

Szok.

Tak, dokładnie. Byłam w okropnym szoku.

Teraz, widząc się z nimi twarzą w twarz (no, może nie do końca - dzieliła nas szyba), po prostu się wkurzyłam.

Ich niewinne miny i to wszystko... Przytłoczyło mnie.

Już od kilkudziesięciu sekund trwaliśmy w ciszy, aż w końcu przywódca tej szalonej zgrai raczył się wytłumaczyć.

- To nie my.

Mocno przycisnęłam swój tyłek do siedzenia i pochyliłam się do przodu.

- W takim razie kto? Chyba nie wyrywano wam ostatnio włosów, co? Bo mogłabym się pokusić o teorię, że ktoś użył eliksiru wielosokowego - prychnęłam.

Mistrzyni wody odchrząknęła.

- Stu, to nie jest magiczny świat, tylko rzeczywistość. Znasz nas, my nie...

- Rzeczywistość, hm? Czasem mam zupełnie odmienne wrażenie, Nya. Żyłam sobie spokojnie, aż tu nagle się okazuje, że mam jakąś moc. Było fajnie, dopóki nie zaczęłam ocierać się o śmierć! - mówiłam coraz głośniej. - Czego wy teraz ode mnie oczekujecie? Że uratuję takim perfidnym kłamcom jak wy te leniwe dupska!? Mylicie się. Nie mam zamiaru kiwnąć choćby palcem, żeby...

- Charlotte, do jasnej cholery, zamknij ten swój krzywy pysk i daj nam dojść do słowa! - przerwał mi Cole.

Oniemiałam. Czy ten okropny duch właśnie użył mojego prawdziwego imienia? Poczułam, jak fala ciepła obejmuje moje policzki.

- Jak śmiesz...

- Stu - zaczął Kai delikatnie i przyjaźnie, jakby mówił do małego dziecka. - Możesz nam nie ufać. Możesz wierzyć, że kłamliwe z nas dranie. Ale wiedz jedno: każdy kij ma dwa końce. Ty nam nie ufasz, my nie ufamy tobie. Ty chcesz skończyć naszą przyjaźń, my nie protestujemy. - W tym momencie jego głos się załamał. - Chodzi tylko o to... Przeżyliśmy razem sporo i źle by było to teraz zakończyć, prawda? Nie skreślaj nas. Poznaj naszą wersję wydarzeń.

Głęboko odetchnęłam. Chciałabym, by wiara w drugą osobę przychodziła tak łatwo.

Schowałam twarz w dłoniach, próbując się za wszelką cenę ukryć przed okropnym światem.

Musiałam teraz zdecydować. Zaufać moim przyjaciołom z pięćdziesięcioma procentami szans na to, że bedę tego żałować, czy może uciec jak tchórz, ale być bezpieczną w stu procentach?

Uniosłam głowę i spojrzałam na swoich przyjaciół. Znam się z nimi szmat czasu i wiem, że muchy by nie skrzywdzili. Skąd więc to złe przeczucie?

Wyglądali wyjatkowo przestępczo w tych więziennych unformach.

Odwaga czy tchórzostwo?

Pomoc czy nienawiść?

Przyjaciele czy bezpieczeństwo?

Bezpieczeństwo...

Odruchowo zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie kominek z palącym się drewnem, starszą panią dziergającą sweter na drutach i roześmianą dziewczynkę, układającą jakąś wysoką buowlę z klocków.

Nie byłam pewna, czy to jakieś odległe wspomnienie, czy wyidealizowany obraz bezpieczeństwa.

Potrząsnęłam lekko głową, próbując odnaleźć w sobie resztki sił na ostatnie słowa.

- Ja... Kocham was jak nikogo innego, okej? Tak było, jest i będzie. Ale nie mogę... Nie potrafię... Przepraszam. - Czułam, jak łzy zbierają mi się w oczach. Szybko zamrugałam.

Wstałam z miejsca i uciekłam.

Jak ostatni tchórz.

Ale przynajmniej jestem bezpieczna w stu procentach.

Usiadłam na ławce tuż przed budynkiem. Oparłam łokcie o kolana i położyłam dłonie na skroniach, rozmasowując je.

Miałam najzwyczajniej w świecie tego dosyć. Przyjaźń z ninja na samym początku była skazana na niepowodzenie, biorąc pod uwagę ich sławę. Nie myślałam, że odwalą coś tak głupiego.

Uderzyło we mnie to, jak bardzo samolubna się stałam.

Próbowałam się nie rozpłakać, ale słabo mi to wychodziło, bo już po chwili czułam gorące łzy spływające po moich policzkach.

Przez chwilę miałam ochotę tam wrócić, użyć swojej mowy i ich wydostać.

W momencie, kiedy odrzuciłam ten pomysł, poczułam na swoich nogach psie łapy.

Zdezorientowana uniosłam głowę i zobaczyłam średniej wielkości kundelka, który radośnie machał ogonem i chyba próbował się wspiąć na moje kolana.

- Książę, chodź tu! - Usłyszałam dziwnie znajomy głos.

Pies posłał mi ostatnie spojrzenie i posłusznie pobiegł do swojego pana.

- Przepraszam za niego, ta psinka po prostu uwielbia innych ludzi - wytłumaczył chłopak.

Wstałam i zlustrowałam go wzrokiem. Był o głowę ode mnie wyższy, brązowe włosy opadały na jego czoło, a piwne oczy obserwowały mnie przez cały czas.

Piwne oczy...

- Ed?! - Ze zdziwienia prawie się przewróciłam, ale udało mi się utrzymać równowagę.

Musiałam przyznać, że okropnie się zmienił. Nie miał już trądziku, urósł co najmniej dziesięć centymetrów i miał nieco dłużesze włosy. Poza tym, jego rysy twarzy nie były już takie dziecięce. Gdyby nie ten jeden piwny szczegół, nie rozpoznałabym go.

Chłopak zaczął mrużyć na mnie te oczy, jakby próbował sobie coś przypomnieć.

- Przepraszam - mruknął. - Kim jesteś?

Przez chwilę poczułam się urażona, ale po chwili się zaśmiałam.

- Naprawdę mnie nie rozpoznajesz? Ani trochę? - dopytywałam z uśmiechem, ale Ed pokręcił głową na "nie". - To ja! Stutter! - rozłożyłam ramiona.

Twarz chłopaka wyglądała, jakby doznał szoku. Tak jak ja z samego rana.

- Stutter? Jąkająca się dziewczyna ze stołówki? - nie dowierzał. - Okropnie się zmieniłaś! - dodał z wyrzutem. - Nie spotkałem cię więcej po tym incydencie ze statkiem ninja. Gdzie się podziewałaś?

Wyszczerzyłam się na wspomnienia przylatujące do mojej głowy.

- Tu i tam... Nie brakowało mi przygód. Sporo się zmieniło - westchnęłam.

- Wiesz, nie widzieliśmy się dobre dwa lata, chyba wypadałby wpaść na kawę do starego kumpla, co? - zaproponował z uśmiechem.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy odmówić. W końcu mam trochę zajęć - prace domowe spadają na mnie jak deszcz, i jeszcze te problemy z ninja...

Postanowiłam, że przyda mi się rozrywka i chętnie zgodziłam się na spotkanie. Nabazgroliłam mu na ręce mój numer, a on odwdzięczył się tym samym.

Wróciłam do domu pełna obaw, ale jednocześnie cieszyłam się z nadchodzącego spotkania.

W końcu nic się nie stanie, jak raz na jakiś czas odpocznę od moich starych przyjaciół.

~~~

Ok, teraz Wam coś powiem.

Nie mam pojęcia, jakim cudem udało mi się to napisać. Zachowanie głównej bohaterki jest absurdalne nawet jak na mnie. Nie zrażajcie się, proszę. Ostatnio przeglądałam stare rozdziały i zauważyłam, jaka z niej Mary Sue D:
Wiem, że MM to było moje pierwsze opowiadanie i nie powinnam być dla siebie taka surowa, ale ONA TOTALNIE NIE MIAŁA WŁASNEGO CHARAKTERU I MUSIAŁAM COŚ Z TYM ZROBIĆ. Więc zrobiłam z niej niezdecydowaną, głupiutką dziewczynę, upartą w najgorszych sytuacjach.

Ta dziewczyna i tak wszystko spaprze, więc...

Nieważne.

Jest jeszcze jedna sprawa. Jestem pewna, że większość z Was oglądała sezon z dżinem, piratami i tak dalej, prawda?

Ta część również będzie miała ten motyw, ale troszeczkę nagnę fabułę...

No dobra, nie troszeczkę tylko bardzo. Wszystko będzie inne, nawet najdrobniejsze szczegóły. Tylko Was ostrzegnę, że wybawianiem świata zajmie się Cole, a nie Jay. Czemu? Bo tak musi być XD Wybaczcie mi. Ale Jay też będzie miał swoje pięć minut, nie martwcie się.

Na koniec przepraszam Was za błędy, całość pisałam na tablecie z włączoną autokorektą i ona mogła trochę pozmieniać, więc jeśli możecie ewentualnie zwróćcie mi uwagę na jakiś błąd.

Przepraszam za tak długie zawracanie Wam głowy, ale musiałam trochę wyjaśnić. Pozdrawiam Was cieplutko i życzę cudownej pogody na wakacje ((:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro