Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Spotkanie rodzinne

Alice
Odrazu wyskoczyłam z łóżka i owinięta tylko prześcieradłem pobiegłam za nim. Frank jest tak blisko? Czemu? Tak rzadko miałam jakikolwiek trop...
- Mali rozszyfrowała wiadomosć przekazaną 20min głównemu zarządcy. Frank 5 min temu wjechał na teran ośrodka. Ma pomóc w walce. Podobno ma jakąś broń.  - serce mi się ściskało w piersi. Oprócz odebrania mu swojej wartości muszę dowiedzieć się co to za broń i odebrać mu ją.
- Raz plan ośrodka, zmiany warty i ciągle siedźcie na ich sieci. Może się czegoś dowiemy. - zaczełam przeglądać plany wentylacyjne, kanalizacyjnę. Misja musi być bezbłędna. Tylko nawet niewiem w której częście ośrodka ona jest. Niezdołam sama tego ogarnąć...
- Zayan? -  spojrzałam na niego pytająco.
- Jasne że z tobą pójdę
- Ja też - zaskoczył ich głos Jacka.
- Nie musisz...
- Muszę - powiedział z naciskiem.
- Dobrze... zatem Zayan sprawdzi skrzydło wschodnie, Jack środkową część, a ja skrzydło zachodnie. Łączność przez krótkofalówki. Wyruszamy za godzinè. Póki jest ciemno - zarządziłam. Wszyscy troje ubraliśmy się i przygotowaliśmy broń.
Pokazałam im zdjęcie Franka i ruszyliśmy. Przed wejsciem na posesje trzeba było ją przyłożyć w specjalne miejsce gdzie się nakuwa i sprwadza krew. Bezwachania ją tam przyłożyłam.
- Co ty kurwa robisz? - warknął na mnie Jack. Jednak ucichł po chwili. Dostęp udzielony.
- Jakim cudem?
- Magia. A teraz chłopaki do dzieła.  - weszliśmy do budynku przez otwoty wentylacyjne. Wszędzie metal. Nienawidze wentylacji. Na czworakach przeszłam kawałek dalej i po chwili poczułam pieczenie. O kurwa! Srebro. Po moich dwóch stronach opadły srebrne kraty.
- To pułapka! Uciekajcie! - wrzasnełam i wyrzuciłam krótkofalówkę z klatki, ktora zaczeła się opuszczać. Zobaczyłam uśmiechniętego Franka w biało-czarnym pokoju.
- Jak miło że wpadłaś Alice
- Oddaj mi ją - warknełam.
- Hym... nie sądze. To mój piesek.
- Piesek? Przecież to twoja córka! - krzyknełam. 
- Może i jestem. Ale jest wilkołakiem. Twoje geny ją zdominowały

Przez chwile panowała cisza. Wtedy otworzyły się drzwi i do pokoju weszła 16-latka z kasztanowymi lokami i jasno niebieskimi oczami. Moja córeczka. Łzy napłyneły mi do twarzy.
- Widzisz Lily, jednak nas znalazlą - odrzekł Frank. Jak ja go nienawidze. Bezduszny człowiek. Właściciel korporacji Human Protekt.  Wtedy zauważyłam na szyi mojej córeczki obroże. Walnełam w ścienki klatki niezważając na ból.
- Co moje dziecko ma na szyi?! - ryknełam patrząc z chęcią mordu na jej ojca.
- Mój najnowszy wynalazek. Jeśli jest nieposłuszna przypala ją srebro. Idealne do tresury. - powiedział i nacisnął coś na panelu. Klatka się otworzyla. Patrząc na niego podejżliwie wyszłam. Nic się nie stało. Przesuwałam się w kierunku córki. Nagle dziewczyna krzykneła z bólu i padła na podłogę zwijajac się pod wpływem srebra.
- Frank, przestań! - doskoczyłam do mojej kruszynki.
- Więc odsuń się od niej. - odrazu zrobiłam co kazał, a Lily po chwili wstała.
- Lily, mam dla ciebie zadanie. Dźgnij Alice srebrnym sztyletem w brzuch.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro