Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16


Bach! Kolejny cios. Worek zakołysał się kiedy  znow go uderzyłam. Stracilam dwa dni przez głupią sukę którą wyciągnełam z tortur z ośrodka. Niewdzięcznica! Przyłożylam dłoń do biodra gdzie miała ślad po przypaleniu srebrem. Pamiętam każdą akcję. Każdego wyratowanego zmiennokształtnego i każdego zabitego wroga. Tą ranę zdobyłam podczas ratowania Poli. Osłoniłam ją własnym ciałem. Dlatego boli ta zdrada tak bardzo. Nigdy niepodważałam lojalności swoich ludzi.
~ Powinnaś ją ukarać! Śmiała próbować zająć twoje miejsce!
~ Wiem...ale to moja rodzina. Moi ludzie.
~Mogła cie zabić! Zasługuję na to samo!!! - warknęła lwica.  Nic nie powiedziałam. Nie mogę się z nią kłócić. Z nią i tak nie wygram. Mokra od potu poszłam do mojego przedziału wziąść prysznic. Cała się lepie. Chłodna woda pomogła mi przemyśleć wszystko. Wiedziała już co zrobić. Ubrała się szybko w szary kompinezon przewiązany batem i pobiegła do przedziału  gdzie mieścił się sztab. Był już tam Zayan, Jake, Mali i Jack z pochmurnymi minami. Mali od razu wyrwała się z ramion Jake i przytuliła mnie mocno.
- Tak się cieszę że nic ci nie jest. Bardzo się martwiliśmy. - wyrzuciła z siebie. Odwzajemniłam gest. Mali zawsze była kochana i pełna życia. Uśmiechnełam się delikatnie i popatrzyłam po moich bliskich. Wskoczę za nimi nawet w ogień.
- Możecie zawołać Polę? - powiedzialam łagodnie.
- Oczywiście - mruknął nachmurzony Zayan i pobiegł po nią. Dziewczyny podeszły do swoich mate i czekały. Wilkołak brutalnie wepchnął kobiete do pokoju tak że upadła na podłogę.
- Zayan! Ostrożnie! Co ty robisz?!- krzyknęłam  pomagając jej wstać.
- Czyś ty zwariowała?! Chciała cię skrzywdzić!!! Ta suka powinna wąchać już kwiatki od spodu!! - wydarł się wściekły a oczy błyszczały na czerwono. Spojrzenie Alice stwardniało.
- Zamilcz - warknęłam używając głosu alfy. Wszyscy skamienieli patrząc zdumieni na tę sytuację. Jack poruszył się niespokojnie o chciał podejść do ukochanej ale zmienił zdanie pod moim ostrym spojrzeniem.
- Walczymy przeciwko ludziom a nie między sobą. Wszyscy jesteśmy rodziną. Ma nas łączyć przyjaźń i szacunek, czy to jasne? Każde z was uratowałam z ośrodka bo każde z was prawo do godnego życia. Nie zabijamy swoich. Zayan, przeproś.
Wilkołak nie mógł uwierzyć w to co powiedzialam.
- Głuchy jesteś? - ponagliłam go.
- Przepraszam - burknął nadąsany i odsunął się do ściany.
- Polo, mam dla ciebie propozycje - uśmiechnełam się łagodnie.
- tak... - oblizała nerwowo spierzchnięte wargi.
- Jeśli porzucisz ambicje bycia luną możesz z nami zostać a jeśli nie to z wyratowanych zmiennich utworzymy kolejną kolonię którą będziesz prowadzić
- Naprawdę?! - zapiszczała.
- Tak - pogłaskałam ją pobłażliwie po głowie.
- Chce być luną
- A więc nią zostaniesz. Sprawa zamknięta.
Dziewczyna zadowolona wybiegla, a za nią obrażony Zayan.
- Ciągle mnie zaskakujesz - zaśmiał się Jake.
- Chyba pozytywnie - puściłam mu oczko na co warknął Jack i przyciągnął mnie zaborczo do siebie.
- Oczywiście - zachichotał ze swoją mate. - My już pójdziemy - powiedziała Mali zostawiając nas samych.
- Kiedy tu weszłaś myślałam że mojemu kotkowi przytępiły się pazurki ale jednak chyba się pomyliłem - mruknął kpiarsko. 
- O tak, najdroższy... nigdy mnie nieudomowisz - szepneła zalotnie, zarzucając mu ręce na ramiona. Mam wrażenie, że za każdym razem pragnę go bardziej.
- Powtórz to  - powiedział patrząc w moje oczy z miłością. Tak bardzo się cieszę że go znalazlam. Więź mate jest cudowna.
- Najdroższy...
- Oh... kotku - wpił się w moje usta pchając mnie na stół.
- Tu nigdy tego nie robiliśmy - zaśmialam się.
- Zaraz to się zmieni, maleńka, pragnę się z tobą kochać wszędzie.
- Kocham cię, wariacie, a powinniśmy troche popracowac
- Później maleńka - pocałowal mnie tak gorąco że niemal zapomniałam jak się nazywam, rozrywając górę kombinezonu.
- Ale... - jęknełam ledwo.
- Dużo później - mruknąl a następnie jego usta nakryły mój sutek a ja wygiełam się z przyjemności.
I jak tu się oprzeć takiemu zwierzakowi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro