9
Wiecie, że moje życie zawsze było ciężkie? Nic nigdy nie szło po mojej myśli, a problemy nie dały się łatwo rozwiązać. Kiedy znaleźliśmy Dylana, byłem przerażony. Nie powiedziałbym tego głośno, no ale mimo wszystko miałem nadzieję, że JEST moim bratem.
O ja naiwny...
To by było zbyt proste!
Teraz dowiedzieliśmy się kto jest jego ojcem, a ja trochę się zawiodłem. Usłyszałem jak Nico cicho klnie i zobaczyłem, że zrywa się na równe nogi.
Teraz pewnie domyślacie się, co wywołało wśród nas takie poruszenie. Hades ma kolejnego syna.
Nie byliśmy w stanie w to uwierzyć. Przysięga przecież nadal obowiązuje! Prawda? Spytałbym Annabeth, ale ona by nie odpowiedziała. Uderzyłaby mnie książką.
- Witaj Dylanie Otter, synu Hadesa, Pana Umarłych - powiedział Chejron i wszyscy przyklęknęliśmy.
- Co się właśnie stało? - spytał zszokowany chłopczyk.
- Zostałeś uznany przez swojego ojca. Teraz wiemy, w którym domku masz zamieszkać. W moim - powiedział spokojnie Nico.
- Po ognisku zajmiesz się nim jako grupowy - rozkazał Chejron.
Wszyscy, nieco wstrząśnięci, siadali pomału i wracali do śpiewania. Już wkrótce córki Afrodyty lepiły się do synów Apollina, a dzieci Hermesa snuły jakieś tajemne plany.
Ja jednak stale wpatrywałem się w pewną córkę Ateny. Ona nawet nie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Jej gniew może być wieczny, więc nie ma co liczyć na całusa na dobranoc.
Westchnąłem cicho i zająłem się śpiewaniem obozowej piosenki. Nie było to jednak to samo co zwykle. Nie czułem klimatu obozu. Byłem zdołowany i wiedziałem, że muszę zrobić wiele rzeczy. W pierwszej kolejności pogodzić się z Annabeth. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że kieruje się do domku Ateny. Jej rodzeństwo siedziało dalej na ognisku i dyskutowało o czymś zawzięcie. Ruszyłem za nią i zacząłem wołać, ale puściła moje krzyki mimo uszu.
- Hej! Ann! Zaczekaj! Proszę! Nie bądź taka!
Zatrzymała się gwałtownie, a ja wpadłem na jej plecy. W ostatniej chwili złapałem równowagę i przytrzymałem córkę Ateny.
- Od kiedy mówisz do mnie Ann?
- Od teraz. Nie podoba ci się?
Kiedy to powiedziałem, zarumieniła się lekko i szybko zmieniła temat:
- Po co mnie wołałeś? Podobno nie jesteś gotowy ze mną rozmawiać.
- Posłuchaj. Wiem, że okłamywanie ciebie jest złe, ale ty często mnie oszukiwałaś i ukrywałaś prawdę. Nie chciałaś też odpowiadać na moje pytania. Jakoś to znosiłem i czekałem na moment, gdy zdecydujesz się powiedzieć wszystko. Teraz twoja kolej.
- Percy! To nieuczciwe! Popełniałam błędy, ale teraz jestem z tobą szczera. Jeżeli ukrywasz coś ważnego, to chyba mam prawo być zła.
- To prawda. Masz do tego prawo.
- To powiesz o co chodzi?
- Ja... Naprawdę nie chcę teraz o tym rozmawiać. Już późno. Idź spać, Ann.
- To co robisz jest nie fair! Przestań!
- Ale... - chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwała.
- Żegnam Glonomóżdżku. Porozmawiamy, gdy przestaniesz zachowywać się jak tchórz i skończysz kłamać - odwróciła się na pięcie i odeszła. Jednak zdawało mi się, że w jej oczach widać było nie tylko złość. Chyba spodobało się jej Ann...
Ruszyłem do domku numer trzy. Po drodze minąłem dwóch obozowiczów grających w karty. W środku przywitał mnie zapach oceanu i lekki bałagan. Postanowiłem posprzątać jutro. Nie miałem teraz na to ochoty.
Po wyjściu z łazienki udałem się do łóżka. Długo jednak nie mogłem zasnąć.Przewracałem się z boku na bok i starałem się uspokoić. Kiedy wreszcie zasnąłem męczyły mnie koszmary. To będzie długa noc...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro