4
Natychmiast się zerwałem z krzesła i rozejrzałem uważnie. Nikt nie wiedział co się stało i wszyscy byli przerażeni. Zauważyliśmy Leo i Kalipso biegnących w naszym kierunku. Byli brudni, a ubranie chłopaka jeszcze dymiło.
- Leo! Coś ty znowu zrobił? - Krzyknęła Piper.
- Ja? Dlaczego zawsze ja?! Nic nie zrobiłem! To bomba! Nadchodzą!
- Kto nadchodzi? - Spytałem, ale nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ znów rozległy się wybuchy.
Mnóstwo kamieni zaczęło lecieć w naszym kierunku. Natychmiast sprawiłem, że woda trysnęła spod ziemi i odbiła część z nich. Podbiegłem do Annabeth i zmusiłem, aby padła na ziemię.
Przewróciłem się na nią przykrywając jej ciało swoim własnym i po chwili poczułem okropny ból w nodze. Uwolniłem ją i oboje wstaliśmy. Spojrzałem w dół. Moja noga krwawiła okropnie.
Po chwili z lasu wypadły cyklopy oraz...
- Empuzy?! - Krzyknąłem. - Dlaczego zawsze one?!
Stwory rzuciły się na nas z taką pewnością wygranej, że nawet nie próbowały nas zaczarować. Rzuciłem się na jedną z nich i na starcie przebiłem na wylot. Rozsypała się w proch, a ja ruszyłem na kolejną. Ta jednak nie była tak nieudolna i dobrze walczyła.
Chwila... Co tu się porobiło? Skąd ona ma sztylet?
Zaatakowała, a ja odparowałem cios Orkanem i spróbowałem wytrącić jej go z ręki, ale się nie udało.
Obraz empuzy stale się zmieniał. Raz była strasznym potworem z kłami i owłosionymi nogami, a raz śliczną blondynką o zielonych oczach z koszulką z napisem RÓŻE 50% TANIEJ!
Zamachnęła się na mnie, ale nagle znikąd pojawił się Leo i spalił empuzę w biegu.
- Podziękujesz później - krzyknął i poleciał dalej.
Walczyłem stale rozglądając się za Annabeth, ale nigdzie jej nie było. Robiłem się coraz bardziej przerażony. Przed oczami miałem jej martwe ciało w Tartarze po użyciu Mgły Śmierci. Już sobie wyobrażałem całun z sową gdy...
Usłyszałem jak ktoś nawołuje moje imię. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem Piper, Jasona, Kalipso i Annabeth walczących z ogromnym cyklopem pod posągiem Ateny Partenos.
Podbiegłem jak najbliżej, ale na drodze stanęła mi empuza, więc sprawiłem, że spod ziemi trysnęła woda, rozrywając ją na strzępy.
Tymczasem Annabeth cięła stwora po nogach razem z Piper, Kalipso rzucała w niego kamieniami, a Jason walczył z nim swoim mieczem. Zauważyłem, że cyklop ściska w dłoni jakiś ogromny pręt zaostrzony na końcu.
Sprawiłem, że woda zalała stwora rozpraszając go. Wdzierała mu się do oka uniemożliwiając patrzenie. To dało moim przyjaciołom trochę czasu, jednak zanim któreś z nich zadalo śmiertelny cios, wszystkie potwory zniknęły.
Dokładnie. Tak po prostu. Puff.
Podbiegłem do swojej dziewczyny i spytałem:
- Jesteś cała? - wysapałem.
- Tak, a ty?
- Przeżyję.
-Skąd one się tu wzięły? -Spytała Kalipso - myślałam, że ten Obóz ma zabezpieczenia!
-Bo ma - powiedziała Piper. - Ktoś je tu wpuścił.
Wymieniłem znaczące spojrzenie z Annabeth. Cała sytuacja coraz mniej mi się podobała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro