Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22 cz. 2

Nikt (Nikt że nikt, nie nikt że Nikt)

Nico i Annabeth schowali się w cieniu sąsiedniego bloku. Dziewczyna szeptem powtórzyła plan i chłopak złapał ją za rękę. Oboje zniknęli i otoczyła ich ciemność. Znaleźli się w pustym korytarzu bez okien. Znajdowało się tam dwoje drzwi, ściany były pomalowane na szaro, a podłoga była wyłożona białymi kafelkami. Annabeth poczuła się jak w szpitalu.

- Idziemy. Jason powinien gdzieś tu na nas czekać - wyszeptał Nico. Ruszyli korytarzem, aż wreszcie dotarli do schodów.

- Chyba zaszliśmy za daleko. Minęliśmy się - powiedziała cicho Annabeth.

- Może zszedł już na dół.

- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać...

Po tych słowach zeszli na dół. Znaleźli się w ciemnym korytarzu. Drzwi były drewniane i ciemne, znajdowało się tu jedno okienko, to które Annabeth widziała wcześniej. Za jednymi z drzwi paliło się swiatło. Znajdowała się tu tylko jedna żarówka. Nie oświetlała całego pomieszczenia mimo niewielkich rozmiarów. Panował tu nieprzyjemny chłód, który sprawił, że nastolatków przeszły dreszcze.

- I co teraz? Które są właściwe? -Spytał Annabeth.

- Miał nas prowadzić mrok, tak? Za tymi drzwiami pali się światło, więc możemy je wykluczyć - stwierdził Nico.

Annaneth stwierdziła, że to całkiem dobry pomysł. W tej sytuacji zresztą wielu opcji nie mieli.

Nie myśląc o Jasonie i nie wachając się dłużej podeszli do jedynych drzwi, które nie znajdowały się w kręgu światła żarówki i Annabeth otworzyła, nim zdążyła się rozmyślić.

***

Jason spojrzał w górę na znajdujące się nad nim okno. Bał się tego co może czekać go wewnątrz budynku, pewnie, ale jego przyjaciel potrzebował pomocy. Miał tylko nadzieję, że tok rozumowania Annabeth był słuszny i trafili w dobre miejsce. 

Stojąca z drugiej strony dziewczyna była w trakcie sprzątania. Otworzyła okno, odłożyła jedną ze ścierek i sięgnęła po drugą. W tym czasie Jason skoncentrował się na powietrzu wewnątrz budynku i zmusił leżącą za dziewczyną szmatkę, aby uniosła się w powietrze i odleciała na drugą stronę pokoju. Brunetka odwróciła się i zobaczyła przedmiot leżący na podłodze. Podeszła do okna i schyliła się po niego.

Kontrolując wiatr wzniósł się w powietrze i dotarł do okna. Nałożył czapeczkę Annabeth i ostrożnie wślizgnął się do środka. Zakradł się za dziewczynę i z całej siły uderzył ja w twarz w momencie, gdy się odwróciła. Źle się czuł z faktem, że uderzył kobietę, ale nie miał za bardzo wyjścia.

Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Szedł przed siebie aż dotarł do zakrętu. Nie zastanawiając się nad tym co robi skręcił, zanim sprawdził, czy ktoś nie nadchodzi.

To był błąd, ponieważ zderzył się z kimś i upadł na ziemię. Czapka spadła i wylądowała na podłodze. Spojrzał w górę na niebieskookiego blondyna, który powiedział:

- Proszę, proszę... Co my tu mamy...

I tyle z wspaniałego planu Annabeth.

***

Za drzwiami, wewnątrz celi, znaleźli Percy'ego. Przykłuty do ściany łańcuchami, zakrwawiony i zmęczony, ale żywy. Annabeth i Nico podbiegli do przyjaciela. Nico wyciągnął swój miecz i przeciął łańcuchy. Annabeth położyła dłonie na policzkach chłopaka i delikatnie podniosła jego głowę patrząc mu w oczy. Cicho powiedziała:

- Już jesteśmy. Wyciagniemy cię stąd. Wszystko będzie dobrze.

- Adam.... Jonathan go zabrał.... Musisz mu pomóc... Nie.... mogę... - Spróbował odpowiedzieć. Annabeth musiała się skupić, żeby go zrozumieć. Przez zaschnięte gardło  mówił bardzo niewyraźnie.

- Nie rozumiem o co ci chodzi. Nie znam tych ludzi. - Odpowiedziała, po czym zwróciła się do syna Hadesa - Nico, musimy znaleźć Jasona. Zbyt długo go nie ma.

- A jak twoim zdaniem mamy to zrobić? Może być wszędzie!

Po raz pierwszy żałowała, że chcieli oszczędzić energię Nico. Plan był ryzykowny, a ona i tak wprowadziła go w życie. I teraz Jasonowi może z jej winy grozić niebezpieczeństwo.

Percy złapał ją za nadgarstek, nadal siedząc na ziemi, i ścisnął mówiąc z trudem:

- Adam... Musisz mu pomóc.

- Annabeth, cokolwiek zamierzasz zrobić, musisz się pośpieszyć. W każdej chwili mogą pojawić się tu ci porywacze. - Ponaglił Nico.

- Proszę - wyszeptał Percy, a w jego oczach pojawiły się łzy.

- Ja... - wachała się, ale w końcu zdecydowała - dobrze. Poszukamy go.

- Dziękuję - powiedział cicho.

- Jaki masz plan? - Spytał Nico.

Szczerze mówiąc Annabeth nie miała planu. Nie miała też pojęcia dlaczego ten cały Adam jest tak ważną osobą.

- Wyprowadź go z tego budynku i schowaj w alejce, w której wyszliśmy z tuneli. Czekaj tam na mnie i Jasona. Jeśli nie wrócimy za piętnaście minut chodź nas szukać.

- Uważaj na siebie - odpowiedział z powagą Nico. Potem przełożył sobie przez głowę ramię Percy'ego, podniósł się na nogi i obaj rozpłynęli się w cieniu.

Annabeth wzięła głęboki wdech i wyszła na korytarz, a tam już czekali na nią ludzie, piesek i przetrzymywany przez nich Jason i mały chłopiec. No tak, drzwi za którymi paliło się światło. Nie poświęciła im zbytniej uwagi i teraz musiała za to zapłacić.

- Witaj Annabeth - powiedział jeden z nich.

- Kim wy je... Jonh? To ty porwałeś Percy'ego?! -  Krzyknęła córka Ateny. Spędziła wiele lat w Obozie i zdążyła poznać syna Hebe, choć niezbyt dobrze.

- Moja droga... Zrobiłem znacznie więcej.

- To znaczy?

- Może powinnaś spytać swojego chłopaka? Niedługo dołączysz do niego w celi.

Czyli nie wiedzą, że Percy uciekł. Spojrzała na Jasona, okno i chimerę w postaci psa. Już wiedziała jak się wydostaną. Rzuciła znaczące spojrzenie synowi Zeusa, ale nie wiedział i co jej chodzi. Spojrzała na czapeczkę trzymaną przez stojącego niedaleko niej strażnika. Musiała podejść bliżej.

- Dlaczego to robisz? Percy nigdy nie zrobił ci nic złego.

- Może nie świadomie, ale jednak zrobił. Na tym świecie wiele rzeczy jest niesprawiedliwych. Bogowie obiecali zmiany, a wszystko zostało po staremu...

Przesunęła się trochę w bok i wtedy Jason zrozumiał co chce zrobić jego przyjaciółka. Zaczął się szarpać i krzyczeć, błagać żeby nie krzywdzili jego przyjaciół. Annabeth zamachnęła się pięścią wykorzystując całe ciało. Trafiła chłopaka w nos i usłyszała jak coś chrupnęło. Złapała czapeczkę i pociągnęła wyrywając mu ją z ręki.

W tym czasie chimera przyjęła swoją prawdziwą postać i zionęła w nią ogniem. Annabeth rzuciła się w kierunku okna, a wszyscy herosi wokół niej padli na ziemię, aby uniknąć płomieni, albo próbowali ją złapać. Jeden z nich chwycił ja za ramię. Wyciągnęła swój sztylet i wbiła w ramię napastnika. Podbiegła do okna gdzie już walczył Jason, a, prawdopodobnie,  Adam kulił się na podłodze. Annabeth nie była pewna, ale chyba miał łzy w oczach.

- Co teraz? - Spytał Jason.

- Wyciągnij nas stąd!!! - Krzyknęła. W tym czasie chimera ustawiła się odpowiednio i zionęła. Większość herosów zdążyła paść na ziemię.

W ścianie zamiast okna znajdowała się teraz dziura.

- Jason!!! - Krzyknęła.

Chłopak zrozumiał, objął Annabeth i dzieciaka w talii i poleciał. Wkrótce znaleźli się w alejce. Nico i Percy opierali się o ścianę siedząc na ziemi. Syn Posejdona wyglądał o wiele lepiej, Nico musiał dać mu trochę ambrozji.

Spojrzeli w górę i uśmiechnęli się szeroko widząc, że ich przyjaciele żyją. Annabeth dokonała szybkiej kontroli sytuacji.

Wszyscy odnieśli obrażenia, byli zmęczeni i głodni, a na dodatek pieniędzy nie było wiele. Postanowili, że poszukają miejsca, w którym spędzą tę noc.

- Najlepszym sposobem na powrót byłaby podróż cieniem, ale jesteś na to zbyt zmęczony. - Zaczęła Annabeth patrząc jednocześnie z niepokojem na  syna Posejdona, który przed chwilą stracił przytomność. - Nie możemy też pozwolić sobie na autobus czy pociąg. Percy potrzebuje odpoczynku i opatrunków, my zresztą też.

- Najlepiej będzie jeśli zatrzymany się w hotelu i pozwolimy odpocząć Nico. Kiedy zbierze siły przeniesie siebie i Percy'ego do Obozu, a my wrócimy sami - Powiedział Jason.

- Jakiego obozu? - Odezwał się cichy głosik. Odwrócili się w kierunku chłopca i Jason spytał:

- Kim jesteś?

- Nazywam się Adam. Dziękuję, że mnie uratowaliście. Percy to mój brat.

Przez chwilę panowała cisza. Wreszcie odezwała się Annabeth.

- Cóż... To wyjaśnia parę rzeczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro