11
W ciemnym pomieszczeniu niewiele było widać. Jedynie sylwetki kilku postaci stojących dookoła stołu. Dyskutowały o czymś zawzięcie. Przekrzykiwali się nawzajem i nie dało się odróżnić pojedynczych słów.
- Cisza! - Krzyknął męski głos. Wszyscy momentalnie zamilkli - w tych warunkach nie da się pracować. Uspokójcie się wszyscy.
- Szefie... Ja mam wątpliwości...
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Pora wprowadzić w życie fazę drugą.
Nawet nie zauważą kiedy uderzymy!- Po tych słowach szef uderzył pięścią w stół. Wszyscy podskoczyli.
- Ta cała Wyrocznia coś podejrzewa - odezwał się cichy, nieśmiały głos. Zupełnie, jakby właściciel bał się odezwać.
- Wyrocznia? Nie stanowi problemu. Nie jest w stanie przewidzieć naszych działań. Ona wie tylko, że coś się szykuje. - Powiedziała jakaś dziewczyna. Mimo mroku panującego w pomieszczeniu było oczywiste, że uśmiecha się kpiąco.
Ktoś otworzył usta i chciał odpowiedzieć, ale...
Obudziłem się.
Każdy wie, że sny herosa nie są normalne. To rzeczy, które dzieją się naprawdę. To mnie martwiło. Do tego ten fragment o Rachel... To dlatego wyglądała na zmartwioną?Wstałem wiedząc, że już nie zasnę, łyknąłem leki i ubrałem się. Postanowiłem porozmawiać później z Rachel. Muszę się dowiedzieć o co chodzi.
Ten dzień szczerze mówiąc był do kitu. Nic mi nie wychodziło. Posiłków prawie nie tknąłem. Z każdą chwilą byłem coraz bardziej bardziej nerwowy. Ciągle się potykałem, bolał mnie brzuch, nie mogłem się na niczym skupić. Na arenie pokonała mnie Clarisse, a po niej Jason. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
Do tego za parę dni Ann ma urodziny, a ja nadal się z nią nie pogodziłem. Może to co planuję zrobić wieczorem sprawi, że mi przebaczy.
Udałem się wszystko przygować. Godzinę później zawołałem moją dziewczynę. Była u siebie w domku i (a jakże) czytała. Na samą myśl o tym bolała mnie głowa.
- Hej Percy. Co się stało? - Spytała trochę chłodno.
- Mogłabyś się ze mną przejść? Chcę porozmawiać.
- No... Dobra.
Wstała i kiedy przechodziła koło mnie trzepnęła mnie w ramię.
Zabrałem ją na plażę, a kiedy dotarliśmy na miejsce westchnęła w zachwycie. Nie dziwię jej się. Na miejscu ułożony był z niebieskich płatków róż na piasku napis:
Pogodzimy się Ann?
Objąłem ją rękami w pasie i odwróciłem w swoją stronę.
- Tak - wyszeptała, a potem się pocałowaliśmy. Czułem się, jakby to były co najmniej oświadczyny. Nie wiem, jak długo tak staliśmy, ale kiedy skończyliśmy, wziąłem ją za rękę i usiedliśmy na piasku.
Spędziliśmy razem jakąś godzinę. Było wspaniale. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i przebaczyła mi. Nadal jednak nie wyjawiłem jej swojego sekretu. Czyłem, że to jeszcze nie czas.
Odprowadziłem ją do domku cały czas trzymając za rękę. Potem poszedłem do siebie. W nocy obeszło się bez koszmarów.
Dobrze, że wtedy nie wiedziałem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro