Rozdział 2
Nic nie szło, tak jak powinno.
Jane, wyjaśniła Adamowi i Bo całą sytuację i powód dlaczego nie leci z nimi i mimo że zapewniali, iż rozumieją, w ich zachowaniu dało się wyczuć żal. Byli rozczarowani, przecież tak długo to planowali. A nagle, na kilka dni przed wylotem, przyjaciółka poinformowała ich, że rezygnuje.
Policja, mimo gruntownego przeszukana biblioteki nie znalazła żadnych poszlak. Nic, co chociaż w małym stopniu mogło naprowadzić na trop włamywacza. Albo jego motywy, bo okazało się, że nic nie zginęło. Sam naczelnik policji, starszy mężczyzna z pokaźnym brzuchem, był wyraźnie zażenowany postępami w śledztwie. Skrzyczał jednego ze swoich podwładnych, chociaż wcale nie miał powodu i zaproponował ojcu Jane truskawkowego cukierka. Jednak ten odmówił, bo truskawkowy cukierek nie był w stanie osłodzić mu faktu, że dorobek jego życia został zdewastowany.
Jakby Jane nie miała dosyć obrażonych na nią ludzi, jej własny ojciec również nie był zadowolony z podjętej przez nią decyzji. Uważał, że nie powinna niszczyć swoich planów, przez jego pracę. Gdy stanowczo zaprotestowała, mówiąc, że biblioteka jest ich drugim domem i musi pomóc, John Rain odpowiedział tylko, że te dwa tysiące funtów i tak nic nie zmienią. Straty były dużo większe, a ta kwota była zaledwie małą kropelką, pośród sporej kałuży.
Więc Jane spędzała początek wakacji, układając zniszczone książki z powrotem na półki, w najbardziej oddalonym kącie biblioteki. Specjalnie pracowała właśnie tu, bo nie mogła wytrzymać tego ponurego spojrzenia ojca. Zaklęła pod nosem, gdy okładka wyjątkowo starej książki oderwała się i opadła na podłogę. Nie mogła wyobrazić sobie jak podłym trzeba być człowiekiem, żeby tak coś zdewastować.
Wzięła ją wraz z oderwaną okładką w ręce i ruszyła do piwnicy. Ojciec, kazał odnosić tam najbardziej uszkodzone dzieła. Otworzyła drewniane drzwi na zapleczu i zaczęła schodzić wąskimi schodami do piwnicy. Nigdy jej nie lubiła, jako dziecko zawsze omijała to miejsce. Uważała, że w piwnicy mieszkają liczne potwory i zjawy, ze złymi zamiarami.
Kiedy odłożyła lekturę na sam szczyt stosu ''poszkodowanych'' książek, rozejrzała się dokładnie po tym miejscu. Stwierdziła, że siedemnaście lat to dostateczny wiek, aby zapoznać się z własną piwnicą.
Była dosyć mała, parę drewnianych stołów i regałów, większość zawalona jakimiś starymi i niepotrzebnymi rzeczami. Nic niezwykłego – pomyślała i była nawet trochę rozczarowana, że przez tyle lat bała się tego miejsca. Powinno być zdecydowanie bardziej straszne.
Odgarnęła włosy za ucho i niechcący zahaczyła o swój kolczyk. Dźwięk srebra upadającego na zimne płytki, na chwilę przerwał nieznośną cisze panującą w tym miejscu. Jane z irytacją opadła na kolana i zaczęła zaglądać pod wszystkie szafki i przeszukiwać każdy centymetr podłogi, szukając zguby. Nie mogła go stracić, to był prezent, który dostała na szesnaste urodziny od Adama. Jane nie chciała ryzykować, że chłopak się na nią obrazi jeszcze bardziej.
Zaczęła tracić już nadzieję, kiedy dostrzegła malutkie srebrne kółko, które leżało w najbardziej oddalonym kącie pomieszczenia. Dziewczyna musiała wejść pod stół, aby dotrzeć do kolczyka. Z radością włożyła go ponownie w ucho i dobrze zapięła, żeby oszczędzić sobie podobnych przygód w przyszłości.
Zapomniała, że jest pod stołem i spróbowała wstać, w efekcie czego całkiem mocno uderzyła się w głowę. Pomyślała, że ten dzień już nie mógł, stać się gorszy.
Musiała chwilę zostać w takiej dziwnej pozycji, na czworakach pod stołem, aby pierwsza fala przeszywającego bólu minęła.
I wtedy dostrzegła, że coś jest nie tak z płytką, na którą upadł kolczyk. Między nią, a następną była dziwna przerwa. To był jakiś płytkowy odmieniec, bo wszystkie inne były ze sobą dobrze połączone.
Odmieniec, albo coś więcej.
Najpierw delikatnie, potem całkiem mocno zaczęła podważać palcami ową płytkę. Okazało się, że da się ją podnieść, a po chwili nawet zdjąć. Odłożyła ją obok, a jej oczom ukazał się schowek, w którym starczyło miejsca, akurat na jedną czarną książkę.
Podniecona nowym odkryciem Jane, wyjęła ją i zaczęła oglądać. Była gruba, oprawiona w twardą okładkę, na której widniał złoty lew. Nie był to jednak zwykły lew bo miał dwa, ogromne białe skrzydła, wyrastające z boków. Wyglądał groźnie, ale było w nim coś, co ją urzekało. Jakby widziała go już wcześniej. Próbowała sobie przypomnieć gdzie, jednak nie potrafiła.
Tłuste litery, z licznymi zawijasami układały się w tytuł „Pod mroczną peleryną".
Jej wzrok padł na autora książki.
Juliet Rain.
Jane, była tak zszokowana, że nawet zapomniała o bólu głowy.
Tak samo nazywała się jej matka. Jeśli byłby to przypadek, albo zbieżność nazwisk, jej ojciec na pewno nie trzymałby tej książki w tajnym schowku, w ciemnych czeluściach piwnicy. Ewidentnie trzymała w rękach pracę, napisaną przez matkę.
Zaczęła ją obracać drżącymi dłońmi. Z tyłu nie było, żadnego opisu, żadnego zdjęcia. Znajdował się tam tylko rok wydania, wydrukowany pochyłym i świecącym pismem. Dwa tysiące siedem.
Jane zmarszczyła brwi. Jej matka umarła w roku dwutysięcznym, w dniu, kiedy urodziła córkę. Więc dlaczego, do licha, książka została wydana siedem lat później?
Jane, nie potrafiła sobie wyobrazić, że duch jakiegoś człowieka wraca na ziemię, żeby napisać e-maila do wydawnictwa z prośbą o wydanie książki. Co prawda, nie znała się zbytnio ani na duchach, ani na wydawnictwach, ale jednego była w stu procentach pewna. Nieżywi ludzie, nie mogą ot tak po prostu wydawać książek. Ani pisać e-maili.
Więc zostaje tylko jedna osoba, która mogła kontaktować się z wydawnictwem, żywa i mająca się całkiem dobrze. Jej ojciec.
Jane chciała natychmiast do niego pobiec i zacząć wypytywać o wszystko.
Ale podejrzewała, że skoro zadał sobie tyle trudu, aby ukryć przed nią tę opowieść, na pewno nie będzie skory do rozmów na jej temat.
Wzięła głęboki oddech, zanim otworzyła księgę.
Zaczęła czytać.
Pierwszy rozdział, potem drugi, trzeci, czwarty...
Nie miała pojęcia jak długo siedziała w zimnej piwnicy, z kręgosłupem bolącym od ciągłego zgarbienia, bo przecież usadowiła się pod stołem. Dotarła jakoś do połowy opowieści, kiedy usłyszała kroki na schodach.
— Jane? – głos ojca, dotarł do jej uszu chwilę później.
Szybko zagięła róg kartki, na której skończyła czytanie i włożyła książkę z powrotem do schowka. Ledwo zdążyła, zakryć dziurę płytką, a nogi ojca pojawiły się przed nią. Gdy pochylił się i wsadził głowę pod stół, obdarowując ją zdziwionym spojrzeniem, starała się mieć najbardziej niewinną minę świata.
— Oh, ja tylko – zaczęła się tłumaczyć i nawet w swoich własnych uszach brzmiała wyjątkowo nieporadnie – wypadł mi kolczyk, musiałam go schować.
Ojciec pokręcił tylko głową, po czym podał jej rękę i pomógł wyjść spod stołu. Zdziwiła się, że jej kręgosłup nie wydał żadnego odgłosu, kiedy wreszcie stanęła na dwóch nogach i się wyprostowała.
Gdyby Jane, była kręgosłupem, na pewno oburzyłaby się na swojego właściciela za takie traktowanie. Garbienie się, przez nie wiadomo jak długo, siedząc wciąż w jednej pozycji. Toż to całkowity brak szacunku, dla wszystkich kręgów! Zaczynając na szyjnych i kończąc na krzyżowych.
Na szczęście kręgosłup Jane wykazał się ogromnym zrozumieniem i przebaczył jej. Nie czuła żadnego niepokojącego bólu, jednak oczy ją bolały. Nie dziwiła im się, zmusiła je do długiego wytężania się w niezbyt dobrym oświetleniu.
Jednak opowieść, którą poznała, była warta wszelkich poświęceń.
Taka wyjątkowa, wciągająca, jedyna w swoim rodzaju...
Myślała o niej do końca dnia, kiedy pomagała ojcu. Wciąż przyglądał jej się badawczo i nie pozwalał wracać do piwnicy, pod najróżniejszymi pretekstami.
Myślała o niej, leżąc wieczorem w łóżku.
Nie mogła doczekać się następnego dnia, kiedy przemknie niespostrzeżenie do piwnicy, ściągnie pewną płytkę i pozna całkowicie historię o niezwykłym królestwie Retamo.
Kochani, rozdziały będą się pojawiały co tydzień, lub co dwa tygodnie.
Chodzę do liceum i naprawdę mam masę nauki w szkole. Kiedy wracam do domu, (zwykle późno, bo dojeżdżam autobusem do szkoły), nie mam czasu i energii na pisanie kolejnego rozdziału.
Więc zostają mi tylko weekendy na pisanie.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie i poczekacie na następny rozdział xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro