17. Wystarczy mi sił?
~ Pamiętasz coś jeszcze?
~ Parę szczegółów oraz naszą randkę
~ To był cudowny dzień - zaśmiał się Tiago.
~ Tylko nierozumiem jak mogę czuć coś do ciebie będąc przeznaczoną Mattiasa.
~ Nie jesteś jego przeznaczoną! - warknął wściekle kocur, a po chwili powiedział.
~ Przepraszam, maleńka, nie chciałem cię przestraszyc. Po prostu jesteś moją przeznaczoną
~ Oh, Tiago... tak się cieszę - wtem Matt się zatrzymał. Byliśmy na miejscu.
- Mattiasie? Gdzie jesteśmy?
- No jak to gdzie? W szkocji. Idealne miejsce dla nas - nie wiem o co mu chodzi... co jest w Szkocji idealnego... i to jeszcze dla nas. Chyba dla niego to że jestem daleko od ukochanego.
~ Tiago, jestem w Szkocji
~ Dobrze. Jestem blisko. Przed świtem cię uratuje. - później rozłączyli swoje umysly. Weszłam za Mattem do zamku, bo tak naszym domem jest zamek. Widać, że mnie nie zna. Kamienie. Przeciągi. Labirynt korytarzy.
- Kochanie, nim sięrozpakujemy musimy coś zrobić.
- Co?
- Muszę cię oznaczyć
- Ale... - nie chciałam tego. Chce do Tiaga. Matt zamknął mnie żelaznym uścisku i wgryzł się w moją skórę. Poczułam ból niedoopisania. Słyszałam skowyt bólu ukochanego. Też to czuł, a raczej czuliśmy to obydwoje. To było straszne. Wrzasneła, a Matt puścił mnie. Nie podtrzymał, ani nic. Uderzyłam o zimną posadzkę.
- Jeszcze tej nocy się sparujemy, więc wypocznij - odrzekl i odszedl.
~ Co to kurwa bylo? - spytał Tiago.
~ Oznaczył mnie
~ O Nie!!! To niedopuszczalne! Nie pozwól mu siè ze sobą jeszcze sparować!
~ Ale jak? Jestem tylko słabym człowiekiem.
~ O nie,maleńka. Jeśli skupisz możesz emocje wykorzystać jak magie
~ Co? Nie umiem tak!
~ Umiesz, Carli. - nasze mentalne połączenie zostało zerwane. A jeśli mi się nie uda? Spokojnie, Carlo... twój ukochany w ciebie wierzy. Powoli podniosłam się z podłogi.
- Szybko wypoczełaś - stwierdził Mattias.
- Jeszcze nie wypoczełam. Dopiero idę wypocząć.
- Nie, maleńka. Wstałaś = wypoczełaś. Czas na parowanie.
- Ależ Matt to chyba za wcześnie, ja ciebie nie pamiętam... - próbowałam grać na czas.
- O nie, byt długo czekałem! - złapał mnie w pasie i usadził na swoich kolanach.
- Puść mnie! - darłam się i wyrywałam jak tylko mogłam. Siłowaliśmy się, aż spadłam na podłoge.
- Masz być posłuszna, kurwo! PO-SŁU-SZNA!! - krzyczał wściekle kopiąc ją. Była obolała i obraz jej się zamazywał przed oczami.
- O nie, Carlo, będziesz przytomna - powiedział przestając. Przeciął kawałek jej sukienki i rozdarł ja na pół zerwał z niej później bielizne. W końcu odzyskałam odrobinę sił. Jednak czy to wystarczy???
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro