Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Blisko celu

***

Życie w Ionii to najlepsze co mogło mi się przytrafić po wydarzeniach z przed kilku lat. Udało mi się przeżyć dzięki kobiecie mieszkającej niedaleko miejsca gdzie się obudziłam. Zaoferowała mi stały dach nad głową w zamian za pomoc. Kobieta była w podeszłym wieku co wiązało się z tym, że pewne czynności przychodziło jej robić z trudem. Nie mając innego wyjścia zgodziłam się. Dalej próbuje sobie przypomnieć co się wydarzyło tamtego dnia, jednak bez skutecznie. W snach zaczęłam widywać czarnego wilka. Nie dziwiło by mnie to gdyby nie fakt, że to jest co noc i się potwarza. Biegnę przez las za posturą człowieka która przypomina mojego brata a za mną czarny wilk. Jego wycie, kroki,słysze je za sobą. Blokuje mi każdą drogę ucieczki. Kiedy staje tuż przede mną budze się z koszmaru.W końcu postanowiłam wyruszyć na dalsze poszukiwania brata. Przymierzyłam Runettera w wzdłuż i szerz a dalej go nie znalazłam. Jestem pewna, że coś ominęłam. A co jeśli on nie żyje? Wolę nawet o tym nie myśleć. Poza nim nie mam nikogo. Rodzice nas zostawili. Nie było mi dane ich poznać.

Właśnie rozpoczynała się zimna. Śnieg powoli zasypywał wszystko wraz z leśnymi ścieżkami którymi podążałam. Miałam nadzieję, że znajde bezpieczne miejsce do przenocowania i schornienia się przed mrozem. Nie zależnie od pory roku nosiłam lekkie ubrania z płaszczem od brata. Brak rękawiczek, szalika czy też ocieplanych butów dawały się w znaki. Czułam niewyobrażalne zimno. Starałam się ogrzać ręce pocierając je o siebie jednak bez skutecznie. Kto normalny idzie na poszukiwania w zime? Mogłam iść przecież w czasie lata i wiosny ale lepiej iść w zimne!

Po kilku minutach wędrówki natrafiłam na okoliczne wilki. Widząc mnie od razu warknęły i przymierzyły się do ataku. Przez dłuższą chwilę stałam w bez ruchu bojąc się, że mnie zaatakują kiedy coś zrobię. Wtedy poczułam ugryzienie w kostkę. Syknęłam z bólu i sięgnęłam po sztylet, który miałam zawsze przy sobie, następnie dźgnęłam wilka który mnie ugryzł. Ten od razu się wycofał warcząc. Dałam się dziabnąć w najgłupszy sposób jaki chyba istnieje. Chwilę później poczułam jak dwa kolejne wilki skoczyły obok mnie i zerwały mi torbę w której znajdowały się moje ostatnie zapasy żywności. Po tym grupka się wycofałam.

Nie wiedziałam do końca jak mam się zachować w całej tej sytuacji. Czując pieczenie i krew spływającą po nodze z małej torby przy pasie wyciągnęłam bandaże, którymi opatrzyłam ranę. Zawiał mocniejszy wiatr przez co poczułam większy mróz. Było prawie tak samo jak tamtego dnia. Kiedy miałam ruszyć dalej usłyszałam jak coś porusza się w krzakach bardzo szybko. Wręcz nienatuaralnie szybko. Chwilę po tym nade mną przeleciała siatka. Schyliłam się unikając jej. Rozejrzałam się dookoła i wtedy oberwałam kolejną siatką, która mnie już złapała. Nie byłam wstanie jej z siebie zdjąć mimo prób. Na moje nieszczęście sztylet znajdował się poza moim zasięgiem. Ait dlaczego ty nigdy nie myślisz co robisz? Dlaczego? Przecież nie przetniesz metalowej sieci sztyletem! Westchnęłam nie ruszając się i leżąc na śniegu. Uslyszałam cicho warknięcie i odejście kogoś. Przez kilka kolejnych minut nie byłam w stanie nic zrobić. Było mi coraz zimniej. Jak możesz mieć takiego pecha?

***

Słabe ciała, wątłe kości, brak jakich kolwiek oznak siły i większej inteligencji. Nie rozumiem dlaczego mój brat zainteresował się ludźmi a w szczególności nią. Aithne. Dziewczyna.. Taka bez bronna. Nie sprawiająca żadnych problemów. Gdzie ma być w niej siła. Jakie może stanowić zagrożenie? Dla kogo?  Mogę ją pozbawić życia nawet się do niej nie zbliżając. Jednak to nie rudowłosa jest moim celem. Ktoś inny chce się jej pozbyć. Dla mnie liczy się tylko jej towarzysz o którym zapomniała w ciąż z nią jest.
Przeszłości się nie zapomina. Blizny się nie goją a czas zaś ucieka. Szczególnie im... Marnym istotom. Dlatego przybywają do mnie...Tak jak on...

***

Często z Ahri spacerujemy po lesie kiedy skończe swoje treningi w Zakonie Cienia. Lisica nie lubi się zbytnio z Mistrzem Zedem więc nie przebywa w klasztorze. Dziś wyjątkowo nalegała na spotkanie. Jako dobry przyjaciel oczy-

- Ty i dobry przyjaciel? Hah z której strony Kayn? Wszyscy dobrze wiemy, że zależy ci tylko na-

Nie prosiłem cię o zdanie Rhaast! Przymknij się i nie wchodź mi w zdanie. kroku,

- Żebyś ty nie wszedł w co innego.

Rhaast! 

Głupi Darkin... Jedynie denerwuje. Zgodziłem się na spotkanie jako dobry przyjaciel. Po kilku minutach wędrówki w śnieżycy dostrzegłem w oddali postać. Starając się dokładnie dojrzeć kto to jest przestałem zwracać uwagę na to co mówi lisica.

- Kayn! Słuchasz mnie? -pomachała ręką przed moją twarzą.

- Oczywiście, że słucham - skłamałem.

- Więc o czym mówiłam?

- Em,  spójrz! - wskazałem na postać leżąca w oddali - Tam ktoś jest, wypadało by pomóc!

Przyśpieszyłem kroku. Osobą leżąca okazała się być rudowłosa dziewczyna. Kątem oka widziałem jak Ahri gotuje się w środku. Nie lubiła innych kobiet w moim otoczeniu niż ona. Jakby mnie sobie przywłaszczyła.

- Zosatw ją Kayn, nie żyje - odezwała się.

- Nawet nie sprawdziliśmy. Wyciągasz pochopne wnioski - odpowiedziałem.

- Jest śnieżyca! Leży na śniegu w śnieżycy pod metalową siecią nie wiadomo ile czasu! Na pewno nie żyje - upierała się.

Zdjąłem z nieznajomej sieć i sprawdziłem tętno. Żyła. Była mocno wyziębiona ale żywa.

- Zabierzemy ją do twojego domucie

- Ty chyba sobie żartujesz! Nie będę brała tej wywłoki do MOJEGO domu! - oburzona skrzyżowała ręce na piersi.

Nie odpowiadając jej wziąłem dziewczyne na ręce i pokierowałem się do małej drewnianej chatki na skraju lasu. Tam mieszkała lisica. Nie chciała zbytnio wychodzić do ludzi. Nie lubiła ich towarzystwa. Miała oczywiście kilka wyjątków w tym mnie.

Ahri rozwścieczona poszła za mną nie odzywając się przez całą drogę, która trwała kilka dobrych minut. Ciekawe na jak długo będzie obrażona przez to, że postanowiłem pomóc ledwo żywej dziewczynie. Po wejściu do domu ułożyłem rudowłosa na łóżku w sypialni i przykryłem dokładnie aby się ogrzała. Teraz pozostało nam tylko czekać aż się wybudzi.

***

Nie wiem kiedy straciłam przytomność. Pamiętam tylko zimno i mocniejszą śnieżyce. Kiedy odsyzkałam świadomość poczułam ciepło i miękki materiał.

- Obudziła się - powiedziała męski głos.

Lekko otworzyłam oczy. Ujrzałam lisice o dziewięciu ogonach, która mamrotała coś pod nosem oraz chłopaka o długich, czarnych włosach związanych w warkocz. Byłam zdezorientowana. Kim oni są? Uratowali mnie? Dlaczego? Kobieta nie wyglądała na zbyt przyjazną.

- Kayn, a to jest moja przyjaciółka Ahri - odezwał się chłopak.

- Aithne... -odpowiedziałam nie pewnie.

- Cudownie, skoro się już obudziłaś i czujesz pewnie bądź tak łaskawa opuścić moje łóżko i ten dom. Nie potrzebuje cię tu do szczęścia - syknęła.

- Nie musisz być taka nie miał - powiedział Kayn patrząc na lisice.

- Jestem tylko szczera - odpowiedziała warcząc.

- Nie chce sprawiać kłopotów - nie dokończyłam.

Do pomieszczenia wbił chłopak w czarnych szatach akolity. Ledwo co się obudziłam a już coś się dzieje. Świat jest doprawdy zaskakujący. I pomyśleć, że to dopiero początek mojej przygody.

- Mistrz Zed chce cię natychmiast widzieć - odezwał się Akolita.

- Ani chwili spokoju - westchnął Kayn kierując się do wyjścia.

Na moment zamarłam myśląc, że się przesłyszałam. Czy on powiedział Zed? Tak! naprawdę to powiedział! Czy też dzień może być lepszy? Zerwałam się z łóżka jak poparzona i złapałam Kayna za rękę zatrzymując go. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.

- Musisz mnie ze sobą zabrać! Błagam.

- Ponieważ? - uniósł lekko brew.

- Poszukuję Zeda od kilku lat. To mój brat.

Chłopak nie wiedział jak ma zareagować. Zapadła cisza.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro