Rozdział 16
– Zgubiliśmy się. Przyznaj to.
– Powtarzam ci, że się nie zgubiliśmy.
– To drzewo minęliśmy już raz.
Damien popatrzył krzywo na Lenę.
– Z skąd to możesz wiedzieć? – spytał, starając się przy tym nie wybuchnąć.
– Ponieważ, ktoś na nim wyrył coś dziwnego. Wątpię, żeby na którymś jeszcze coś takiego widniało – mruknęła, krzyżując ręce na piersi.
Chłopak nie skomentował tego. Od kilku godzin krążyli po lesie szukając wyjścia. Pech chciał, że ich telefony informowały o braku zasięgu.
Pokłócili się.
On za nią pobiegł.
Zgubili się.
Po tym się jeszcze raz pokłócili.
I jeszcze bardziej się zgubili.
– Wiedziałam, że to zły pomysł. Trzeba było zostać w domu...
– Serio, teraz mi to mówisz? A zresztą. Whatever. Zapomnij.
– Zaczynam rozumieć, czemu Klara cię tak nie lubi. I chyba ma rację.
Damien zatrzymał się na chwilę. Powoli się odwrócił. Jego oczy przybrały barwę zbliżoną do turkusu. Chciał coś powiedzieć, ale przygryzł wargę, jakby uznał, że nie jest to wystarczająco dorosłe. Zamiast tego wziął głęboki wdech i zapytał:
– Skoro tak twierdzisz, czemu tu jesteś? Czemu się jeszcze ze mną zadajesz? Rozumiem, że mamy pewną tajemnicę, ale skoro oficjalnie nikt o tym nie wie, to...
Nie musiał kończyć. Lena zamyśliła się na chwilę. Ręką zagarnęła swoje rudawe włosy za ucho. Nerwowo drugą ręką zaczęła skubać skór przy paznokciu. Starała się powstrzymać łzy, które napływały jej do oczu. Nie pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji. Jednak każdy następny taki wypadek był gorszy od swojego poprzednika.
– Nie wiem. Może miałam inne wyobrażanie o tym jaką osobą jesteś. Chciałam wierzyć, że to wszystko, co słychać o tobie w szkole to tylko wredne plotki. Jak widać, pomyliłam się. Jesteś dokładnie taki jak mówią. Chamskim, egoistycznym, zadufanym w sobie dupkiem, który jest kimś tylko dlatego, że zadaje się z osobą, która jest kimś.
–Okay, so what if I tell you that I'm not a person that you thought I am. What you gonna do? Będziesz mnie obrażać dalej? Proszę bardzo. Dużo się już nasłuchałem na swój temat. I ty pewnie też. W końcu jesteś z Laurą w klasie, która gdyby mogła.... nie ważne. Staram się tylko powiedzieć, że możesz sobie w to wszystko, ale to nie zmieni tego kim jestem.
– A zrobiłeś coś kiedykolwiek, żeby zaprzeczyć temu wszystkiemu?
Ich rozmowa coraz mniej przypomniała kłótnie. Właściwie jedyną wspólną rzecz jaką miały wspólną to podniesiony głos.
Kiedy Damien miał odpowiedzieć, na nietypowe pytanie Leny, poczuł na swojej twarzy kroplę deszczu. Oboje spojrzeli się w niebo. Wiedzieli, że jeśli nie znajdą szybko wyjścia z lasu to źle się to dla nich skończy.
Kilka godzin wcześniej
Damien stał przy wejściu do metra poprawiając rękawy swojej bomberki w kolorze khaki. Musiał wyglądać jak typowy nastoletni hipster: owa kurtka, czerwona koszula w kratę, T-Shirt z dziwnym napisem, jeansy z dziurami i buty które miały udawać glany lub martensy. Starał się uspokoić samego siebie, że to tylko jedno spotkanie z osobą, którą lubi. Jak koleżankę. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że w tym momencie mógł się wewnętrzne oszukiwać. Jego ostatni związek nie miał miłego zakończenia, przez co wyparł z pamięci towarzyszące mu wtedy uczucie. Na jego aktualną nie korzyść.
Chłopak rozglądał się nie pewnie i co chwilę sprawdzał telefon. Liczył na to, że dziewczyna zwyczajnie się spóźni, a nie że go wystawiła. Albo po prostu ustalili inną godzinę, a on przyszedł za wcześnie.
Po dziesięciu minutach stania w jednym miejscu, odwrócił się leniwie i przeszedł kawałek. Wraz z tłumem ludzi wychodzących z metra, zobaczył ją. Lenę. Dziewczyna miała na sobie luźną, ciemnozieloną bluzkę oraz buty podobne do jego. Chociaż to chyba były oryginalne, czarne martensy.
Uśmiechnął się mimowolnie na jej widok. Odwzajemniła to.
– Hej – powiedziała naturalnym tonem, cały czas mając na sobie uśmiech.
– Cześć – odparł.
Stali tak przez chwilę, patrząc się na siebie i nie wiedząc co dokładnie mają teraz zrobić.
– Więc – zaczęła Lena – co to za okazja? Od czego chciałeś uciec?
Damien zamyślił się na chwilę.
– Uznasz, że to głupie, ale moje urodziny. Nie lubię ich obchodzić. A wizja spędzenia ich z Lysandrem nie była zbyt optymistyczna.
– Najlepszego w takim razie, jednakże nie będę już tego tematu poruszać, skoro nie lubisz.
Oboje znowu się uśmiechnęli i ruszyli przed siebie.
***
Po kilku godzinach spędzonego wspólnie czasu, Lena zaczęła zauważać w Damienie rzeczy o których nigdy by nie pomyślała. Chłopak uwielbiał czytać i można było go nazwać z łatwością geekiem. Sądziła, że ktoś taki jak on to taki typowy sportowiec. Ewentualnie samotnik szkoły, który popada w depresję. Ale to drugie wydawało się być mało prawdopodobne.
Przechadzali się po Lesie Młocińskim i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Lena niechętnie opowiedziała o swoich przeprowadzkach i o tym jak bardzo nienawidzi swojego ojczyma, a Damien o tym jak poznał Lysandra. Oczywiście wiedziała, że to nie była pełna prawda, ale nie chciała dopytywać czemu. Miała przeczucie, że nie jest to zbyt pozytywny temat.
W pewnym momencie usiedli na jakimś przewróconym pieniu drzewa.
– Lubię to miejsce. Pewnie gdym tak często nie bywał, to bym mniej je lubił, ale nie ważne – powiedział Damien, na przełamanie na stałej ciszy.
– A ja pewnie cię nie zdziwię, ale jeszcze tu nie była. Nie mówię tylko o lesie, ale poza Śródmieściem, Wilanowem i Mokotowie nigdzie więcej nie byłam.
– Nie ładnie, że nie zwiedzasz Warszawy. To przydatna umiejętność, znać miasto w którym się mieszka.
– Przydała ci się kiedyś?
– Nie, ale to dlatego, że moja rodzina albo mieszka w Warszawie albo w Anglii i nigdy nie byli w Polsce. Znajomych też się to tyczy.
Lena na chwilę zamilkła. Temat jej znajomych był delikatny. Zawsze wyjeżdżała w momencie, kiedy niespodziewanie się pokłócili. Jakaś to była nie pisana tradycja. I mimo, że miała z nimi kontakt, wątpiła, żeby to była przyjaźń na całe życie.
– Od której strony masz rodzinę w Anglii? – spytała, żeby nie skupiać się na swoich problemach.
– Od ojca....
– W sumie racja. Nazwisko mówi samo za siebie. Ale wolałam spytać dla pewności – przerwała mu niezręcznie.
– Mieszkałem tam przez dziewięć lat. Stąd moja zdolność do angielskiego. Inaczej wątpię, żebym tak dobrze mówił z akcentem polskim. Ale kto wie.
– Inaczej nie poznałbyś Lysandra. Jakbyś się tu nie przeprowadził.
– Masz rację. Nie przyjaźniłbym się z synem jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Mam farta.
Lena się zaśmiała.
– Teraz twoja kolej na jakąś historie – stwierdził Damien.
– Co chcesz wiedzieć? – spytała, siadając w taki sposób, że widziała jego profil.
Chłopak odwrócił głowę w jej stronę i udawał, że się zastanawia.
– Czuje, że mówiąc to na głos naruszę strefę przyzwoitości jeśli chodzi o pytania. Jeszcze wolę jej nie tracić. So maybe – zaczął przeciągać wyrazy, nadal myśląc nad pytaniem – Może rozwiniesz temat Warszawy. Jak ci się tu podoba i tak dalej. Zdania na ten temat są skrajnie podzielone.
– Podoba mi się tu. Chociaż chyba bardziej podobało mi we Wrocławiu, ale nie porównywałabym tego, bo stamtąd pochodzę. Jak już mówiłam mało widziałam w Warszawie. Podobno jak się tu mieszka to jest to normalne.
Damien uśmiechnął się przy tej uwadze.
– Nie do końca, ale masz rację.
–Nastawiałam się na najgorsze, ale nie jest tak źle. Rozumiesz.
– Oczywiście.
Dużo się śmieli. I rozumieli nawzajem. Rozumieli na tyle, żeby nie zadawać za dużo pytań na trudne tematy jak na przykład rodzina.
Damien jednak w pewnym momencie spoważniał i odebrał telefon.
– Po co dzwonisz?... Aha... Dzięki... Aha...
Jego rozmowa nie wyglądała zbyt normalnie. Lenę zaciekawiło to za bardzo. Kiedy tylko chłopak się rozłączył spytała wprost z kim rozmawiał. Damien zwlekał z odpowiedzią.
– Z osobą z którą dawno nie rozmawiałem – odparł bez emocji.
Oboje czuli, że już nie wrócą do tych lekkich tematów z przed chwili.
– Jak nie chcesz, to nie mów – mruknęła podobnym głosem. Miała jednak wrażenie, że w tonie jej wypowiedzi wystąpiła nutka żalu.
– Sugerujesz coś?
– Skąd – zamyśliła się na chwilę – A co niby miałabym sugerować? W końcu nie moja sprawa z kim rozmawiasz.
I znowu to coś dziwnego w jej głosie. Wewnątrz siebie pogodziła się z tym, że nie pozna tożsamości tajemniczej osoby, jednak cała reszta jej ciała nie chciała na to przystać.
– Masz rację, nie jest – mruknął, rzucając przy tym kamieniem przed siebie.
Zamilkli na chwile.
– O co ci chodzi, co? – spytała po chwili namysłu. Lena rozumiała, że każdy miał swoje sekrety, ale sposób w jaki Damien mówił o tym był nieprzyjemny dla niej. Nie mogła odpuścić.
– Mi o co chodzi? To ty się dopytujesz z kim rozmawiałem. Chyba mam prawo do jakiejś prywatności. Chyba, że nie mam. Wtedy ci powiem.
– Jaka to łaska z twojej strony. A ja głupia myślałam, że jesteśmy na takim etapie znajomości, że możemy się chociaż do siebie chamsko nie odzywać. Myliłam się w takim razie.
– Na to wychodzi.
Z nieznanych przyczyn, jego słowa ją zabolały. Nie sądziła, że ich relację można jakkolwiek nazwać, ale z aktualnej rozmowy wnioskowała, że jej nie ufał wystarczająco.
– Skoro tak, to ja chyba sobie pójdę. Nie będę ci psuć tego twojego idealnego świata.
Lena podniosła się z konaru i ruszyła przed siebie. Starała się powstrzymać przed łzami. Nie miała ku temu powodów. W końcu nic takiego się nie stało. Po tym wszystkim będzie mogła przestać udawać, że zadaje się z Damienem, co ułatwi wiele rzeczy.
Idąc prosto w las, nie uważała na to gdzie idzie. Po jakiś pięciu minutach zaczęła słyszeć za sobą swoje imię.
Świetnie, pomyślała nie oglądając się za siebie. Jedyne co zrobiła to przyspieszyła krok.
***
– Czyli nie wiesz, jak stąd wyjść? Świetnie po prostu.
– Gdybyś jak idiotka nie pobiegła w głąb lasu nie było by tego problemu.
– To teraz jestem idiotką, tak?
– Musisz brać tak wszystko dosłownie? Zgubiliśmy się w lesie, oboje nie łapiemy zasięgu i zaraz może lać. A ta dyskusja w żadnym stopniu nie pomaga.
– W porządku, nie będę się już odzywać jeśli to ci pomoże się skupić.
Szli przez mało wydeptane ścieżki. Lena dziękowała sobie, że założyła wygodne buty, a Damien błagał, żeby nie wpadli przypadkiem na jakieś dzikie zwierzęta. Dziki chociażby.
Oboje wiedzieli, że ich sprzeczka nie miała sensu. Nie potrafili się jednak przyznać, że się mylą. Dlatego też szli w ciszy. A raczej nie odzywając się do siebie, bo co chwila można było usłyszeć masę przekleństw, a to z jednym, a to z drugich ust.
W pewnym momencie Damien został w tyle. I zamiast przekleństw, z jego ust zaczęły wypływać słowa, które tworzyły melodyjną całość. Pomimo, że nigdzie nie było słuchać muzyki.
Mama called about the paper turns out,
They wrote about me,
Now my broken heart's the only thing,
That's broke about me,
So many people should have seen,
What we got going on,
I only wanna put my heart,
And my life in songs,
Writing about the pain I felt,
With my daddy gone,
About the emptiness I felt,
When I sat alone,
About the happiness I feel,
When I sing it loud,
He should have heard the noise,
We made with the happy crowd.
Did my grandaddy know he taught me,
What a poem was,
How you can use a sentence,
Or just a simple pause,
What will I say when my kids ask me,
Who my daddy was,
I thought about it for a while,
And I'm at a loss,
Knowing that I'm gonna live,
My whole life without him,
I found out a lot of things,
I never knew about him,
All I know is,
That I'll never really be alone,
Cause we gotta lot of love,
And a happy home.
Lena po usłyszeniu znajomych słów, odwróciła się ostrożnie. Jej oczy – jak i pewnie całe ciało – mówiły, żeby nie przerywał. Chłopak to dostrzegł i kontynuować piosenkę.
Lena stała w osłupieniu. Jego głos. Nie wierzyła, że ludzie o takich zdolnościach istnieją. Że przecież to sprawa autotune'a. Ale on tu stał i śpiewał dla niej a'cappela. Nawet jeśli nie dla niej, to nie miało znaczenia.
I write a lot of songs,
Will anybody ever read them,
You hear them on the radio,
But will you really read them,
Why do we have our idols,
And why do we wanna be them,
After we see them on TV,
We really wanna meet them,
Don't you think they miss the time,
When they used to hang,
Before a fan base depended,
On a single man,
Before a single heart was broken,
By a single show,
Who's gonna stand, who's gonna fall,
I really wanna know.
I grew up with a lot of love,
In a happy home,
My daddy use to play me vinyl,
But now daddy's gone,
I used to practice with my mommy,
On the piano,
I still get nervous every time,
I know she's at a show,
Now my family comes first,
Before everyone,
I had the perfect dad,
I wanna be the perfect son,
Though I really feel sometimes,
I am on my own,
I know I got a lot of love,
And a happy home.*
Po wypowiedzeniu ostatnich wersów, Damien dopiero po kilku sekundach zdecydował się otworzyć oczy. Przestrzeń jaka dzieliła go i Lenę był niesamowicie mały. Stała zaledwie kilka kroków od niego. Nie wiedział, czemu nagle zaczął śpiewać. Wiedział natomiast, o czym śpiewał. Czuł, że tylko taki desperacji czyn (bo w końcu nawet przed samym sobą nie przyznawał się, że umie śpiewać) może sprawić, że Lena w jakiś sposób zrozumie, czemu tak się zachowuje. Mogło się to wydawać głupie, ale chyba zadziałało.
– Chyba po takim występnie, powinnam zrobić coś podobnego. Jednak warto wspomnieć, że choć bym chciała to nie umiem śpiewać – zaczęła nieśmiało, nie patrząc przy tym w jego oczy – Piszę za to amatorsko wiersze i opowiadania. Pewnie są słabe, ale zawsze coś.
Damien milczał.
– Ja... Nie wiem, co się stało. Na co dzień się tak nie zachowuję. Po prostu.. nie wiem. To też nie jest łatwe dla mnie. Znaleźć znajomych, przyjaciół. Pomimo tylu przeprowadzek i poznawania tylu różnych i wspaniałych ludzi, zawsze jest ciężko zacząć. Zazwyczaj przez cały pierwszy semestr byłam ignorowana poniekąd. Nawet nie wiesz jaka to była ulga jak po pierwszym dniu w szkolę, niezbyt udanym dniu, chciałeś ze mną gadać.
Jej słowa zaczęły się ze sobą zlewać, a oczy szklić. Ich kłótnia była głupia. To nawet kłótnią nie można było nazwać. Oboje byli sobie winni.
Wtedy Damien zrobił coś, czego sam by się po sobie nie spodziewał. Przytulił ją. Lena natomiast się w niego wtuliła. Pachniała lasem i solą morską. Zdziwił się jak bardzo spodobał mu się ten zapach.
Stali tak przez dłuższa chwilę.
– Chyba powinnyśmy stąd wyjść – szepnął w pewnym momencie Damien – Nie zapominajmy, że nadal nie wiemy jak wyjść z tego lasu.
Lena uśmiechnęła się delikatnie i zgodziła się z tym pomysłem.
***
Po dość dziwnym spotkaniu w końcu musieli się pożegnać.
Damien stał w tramwaju słuchając muzyki i myśląc o tym, co z tego powinien opowiedzieć Lysandrowi. Sam nie wiedział, co ma myśleć o tej całej sprawie. Pewien był tylko jednego, ten dzień był dziwny. A Lena miała, nawet nie jego koszule.
Lena natomiast jadząc metrem zastanawiała się jak wyjaśni pojawienie się nowego ubrania na sobie. Powiedziała mamie i ojczymowi, że idzie się spotkać z Klarą. Pewnie nie powinna była kłamać ani tym bardziej mówić głośno, że zaczęło być jej zimno. Zdecydowanym ruchem z zdjęła z siebie koszulę i włożyła ją do swojego worka. Jednak zanim to zrobiła, przyłożyła ją dyskretnie do twarzy. Miała taki uroczy zapach, którego nie potrafiła w żaden sposób opisać. Po prostu pachniała Damienem.
Oboje mieli swoje dziwne myśli na temat tego spotkania. Wiedzieli też, że to nie było ich ostatnie spotkanie. Byli sobą zwyczajnie zafascynowani.
Brakowało im słów, żeby opisać jak się tego obawiali.
***
*Lucas Graham-Happy Home *na górze linka do oryginału*
Ostatni rozdział w tym roku. Nie sądziłam, że tak długo uda mi się to pisać. Powinniście być dumni z tego powodu.
Wątpię, żeby ktoś się spodziewał takiego spotkania, ale miałam pomysł na to od października i po prostu musiałam go wykorzystać.
Co do piosenki. Pisząc te rozdział, włączyła mi się przez przypadek. I wtedy dostałam olśnienia, że ta piosenka ładnie opowiada o życiu Damiena, żeby oczywiście za dużo nie mówić. Polecam włączyć w odpowiednim momencie w opowiadaniu.
Tym razem ja się żegnam i życzę wesołego Nowego Roku. I jak to ostatnio wymyśliłam, żeby następny rok nie był gorszy od obecnego.
XoXo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro