Rozdział 13
Od czego by tu zacząć? A już wiem
Razem z Lysandrem siedzieliśmy na krzesłach w gabinecie dyrektora. Patrzył się na nas dziwnie. Znaczy dziwniej niż zazwyczaj. Po chwili chodzenia po swoim gabinecie w końcu usiadł.
– Wiecie czemu się tu znaleźliście?
Wymieniłem spojrzenia z Lysandrem.
– Z całym szacunkiem, ale to nie jest nasza wina. Nie było mnie tam. A oskarżanie Damiena jest... Ale noo... Kto normalny będąc winny zostaje na miejscu zbrodni. To jakby...
Poczułem psychiczne załamanie. Uwielbiałem Ly. Naprawdę, ale jego pieprzenie o niczym nie miało sensu. Starałem się ukryć w fotelu, a dyrektor widząc moje zamiary, przerwał monolog chłopaka.
– Lysander, przestań. Gdybym oskarżał o coś Damiena, uwierz dla własnego dobra ciebie bym nie wpuścił – Lysander zrobił urażoną minę i oparł się o oparcie.
– W takim razie o co chodzi? – spytałem szybko.
– Jeśli chodzi o ciebie Damien, to i tak się od tej sprawy nie odkręcisz. Możesz być albo podejrzanym albo świadkiem. Tylko, że to w tym przypadku wychodzi na jedno, bo byłeś jedyną osobą w pobliżu. A do ciebie Lysander – Chmielewski przyjrzał mu się dokładnie – jak już pewnie się dowiedziałeś, jesteś przewodniczącym szkoły...
– Co do tego. Nie mogę zrezygnować, prawda?
– Gdyby ktoś uzyskał chociaż zbliżony wynik do twojego, to nie widziałbym problemu. Ale miałeś ponad osiemdziesiąt procent wszystkich głosów..
– Nie świecę przykładem, dobrze pan o tym wie – powiedział półgłosem – Mogę też często znikać i tak dalej. To nie jest dobry pomysł. Kto mnie tam zgłosił?
– Nikt. Ktoś rzucił tekstem, że i tak w zeszłym roku byłeś jak przewodniczący, to będą na ciebie głosować – odparłem.
– Wybierz sobie wiceprzewodniczącego, który będzie wiedział o tym wszystkim.
Chłopak zamilkł. A to się rzadko zdarza.
– To wszystko? – spytał, bawiąc się nerwowo końcem czarnej bluzy.
– W zeszłym tygodniu się nie udało, ale chciałbym porozmawiać na temat twojej nieobecności.
Poczułem, że chyba nie chcę być świadkiem tej rozmowy po raz drugi. Logiczne więc, że wyszedłem. Oczywiście z tymi wszystkimi grzecznościami, że rozmowa to nie o mnie i że mam ważną lekcję.
Po wyjściu skierowałem się w stronę sali, w której miałem mieć zaraz lekcje. Siedząc bezpiecznie w swojej ławce w trzecim rzędzie starałem się skupić na prowadzonych zajęciach. A przynajmniej starałem się sprawiać tego pozory. Jednak na angielskim udawanie, że nie wiem o czym mowa, było nierealne.
– Damien, everything ok? – spytała nauczycielka, gdzieś pewnie w połowie lekcji.
– Yeah, I'm good. I'm sorry – mruknąłem w odpowiedzi.
Klaudia spojrzała na mnie dziwnie. Wyjęła kartkę z zeszytu i zaczęła coś na niej pisać. Po chwili podsunęła mi ją pod nos.
Co jest?
A co ma być?
To czemu wylądowałeś u dyrektora?
Przekląłem się w duchu. Wiedziałem, że ktoś o to spyta. Chociaż z drugiej strony dziwne by było jakby nikt tego nie zrobił. W końcu tylko cała szkoła to słyszała.
Nie ważne.
Chyba jednak tak skoro nie chcesz powiedzieć.
Kiedy ponownie dostałem kartkę, zgniotłem ją i wrzuciłem do plecaka. Klaudia przeszyła mnie swoim wzrokiem. Jej brązowe oczy wydawały się być ciemniejsze niż zazwyczaj, a rudawe włosy miała związane w dwa kłosy.
– Damien. Nie uważasz. Rozumiem, że możesz nudzić się na lekcjach, ale trochę szacunku.
– Przepraszam, Klaudia poprosiła mnie, żebym sprawdził jej zadanie, które aktualnie omawiamy. Jestem jak najbardziej skupiony na lekcji – odpowiedziałem, lekko koloryzując sytuację.
Odwróciła się z powrotem do tablicy pisząc treść zadania.
– Nie musiałeś tego robić – szepnęła Klaudia.
– Owszem musiałem. Twoja znajomość angielskiego jest dołująca.
– Odezwał się. Gdybyś w tej głupiej Anglii kiedyś nie mieszkał...
– Serio?
Przewróciła oczami i wróciła do przepisywania zadań z tablicy.
***
Dawno nie wracałem sam ze szkoły. I to jeszcze metrem, kiedy jest tam najwięcej ludzi. I to w dodatku z chłopakiem, z którym chodziłem do klasy w gimnazjum. Zabijcie mnie.
– A co u ciebie słychać?
– What? Zawiesiłem się na chwilę, co mówiłeś? – spytałem, kiedy wychodziliśmy z metra.
– Ten sam Damien, którego nic nie obchodzi – mruknął cicho.
Zawachałem się na chwilę.
– To nie tak. Po prostu ostatnio mam trochę na głowie i niezbyt ogarniam co się dzieje wokół mnie – odparłem zgodnie z prawdą.
–Jasne...
– Kuba.. Zanim coś powiesz i będziesz tego żałować. Słyszałeś o próbach podpalenia liceum w Wawie?
– No słyszałem....Aaaa. Sorry nie połączyłam faktów. Musisz mieć tam niezły burdel, że chyba nie wiedzą, kto to zrobił. W sumie to w obu....
– Oskarżają mnie o to, więc łatwo nie jest.
– Nie gadaj. Dla pewności, to nie ty, co nie?
– Skąd. Ale znaleźli mnie w sali z której wychodził dym. Tyle, że byłem nieprzytomny. Mało co właściwie pamiętam z tamtego dnia – oprócz tego, że znalazłem się w schowku na przeciwko Leny. Ten obraz na długo ze mną zostanie.
– Nie wierzę. Masz ten swój dziwny wyraz twarzy, kiedy starasz się coś ukryć. Jak wtedy kiedy wmawiałeś, że ty tego Febera to nie znasz.
– Faber się wymawia.
– Właśnie o tym mówię. Znamy się trochę, tak? Mów, o co chodzi. Następna szansa, żeby pogadać z kimś, kto cię zna i cię zbytnio nie oceni jest nikła.
Westchnąłem ciężko. Miał rację. Może był jedną z najbardziej irytujących osób jakie znam, ale no miał rację. Nie ważne, ile razy rozmawiałbym z Lysandrem, kuzynem czy kimkolwiek to jednak osoby, z którymi spędzam większość czasu. A czasem trzeba to wszystko z siebie wyrzucić.
– A masz teraz czas? Wiesz, jak już jesteśmy w temacie.
***
Pół godziny później siedzieliśmy w Kebab Kingu. Opowiedziałem pokrótce najważniejsze rzeczy jakie się aktualnie u mnie dzieją. On jedynie siedział i słuchał uważnie nie przerywając mi ani na chwilę.
– Chcesz powiedzieć, że ta laska przez którą zmieniłeś szkołę, chodzi teraz z tobą znowu do szkoły? Nieźle. Stara ekipa znowu razem czy coś? – spytał.
– Laura to dziwny temat. Do momentu, w którym nie musimy się widzieć, jest dobrze.
Wziąłem gryza kebaba. Kuba najwidoczniej myślał nad tym, co ma powiedzieć. Nie dziwiłem się mu. Moje życie jest dziwne.
– Masz dziwną tendencję do zadawania się z ludźmi na literę L. Laura, Lena, Lysander. Ale to pewnie jakiś chory przypadek. Tematu Fabera nie będę poruszać. Pomimo tego, co o nim mówisz, to dla mnie cały czas to ten bogaty dzieciak, którego problemy kończą i zaczynają na pieniądzach.
– Wiesz, że nie masz racji, prawda?
– Wiem, ale wolę swoją wersję. Został jeszcze temat Leny. Co tobą kierowało, że ją pocałowałeś? Serio się pytam w tym momencie.
Zamilkłem na chwilę. Starałem się o tym nie myśleć. Jednak ten jeden pocałunek, a nawet nie on, tylko to jej spojrzenie po tym jak ją pocałowałem sprawił, że nie ważne, jak bardzo bym tego chciał, nie mogłem się powstrzymać od myślenia o tym. Jednak to nie było problemem. To co jest w mojej głowie, niech w niej zostanie i niech tam sobie będzie. Jednak jeśli powiem to na głos nie tylko przed sobą, ale i przed świadkiem tego co powiem, nie będzie już wyjścia. To się stanie prawdą. A ja nie będę wiedział z tym zrobić.
– Nie mam pojęcia. Ale od tego dnia w szkole, w którym ją poznałem nie mogę przestać o niej myśleć. I o tym, czy to co robię jest dobre albo co było gdybym inaczej zrobił w pewnych sytuacjach. Aktualnie nie mogę sobie wyobrazić sytuacji w której bym jej nie znał.
– Czyli Ci się podoba.
– To nie tak. Znaczy... – nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć. Poza tym zaczynałem się tłumaczyć przed nim czy przed samym sobą?
– Okey. Może inaczej. Albo nie. Ty wiesz, co czujesz. Nie musisz tego mówić, ale widać, że ta rozmowa nie jest dla ciebie normalna. Dlatego, że obchodzi Cię Lena. Nie ważne, co mi teraz powiesz po prostu zależy ci na relacji z nią. Nie musi ci się podobać. Whatever. Ale zależy ci na tej cholernej relacji i nie wmówisz mi, że jest inaczej.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo do restauracji wszedł Lysander. Najwyraźniej mnie szukał. Tylko pytanie, co on tu robi i jak mnie znalazł?
– Odbieraj ode mnie telefon. Błagam cię – powiedział stojąc nad stolikiem. Po chwili do niego doszło, że nie siedziałem tam sam.
– To jest właśnie Lysander – mruknąłem.
Kuba przyjrzał mu się podejrzliwie. Zgadywałem, że głównie chodziło o włosy. W końcu na wszystkich zdjęciach wyglądają inaczej niż w rzeczywistości. Są bardziej szaro-żółte.
– Ty faktycznie masz białe włosy. Wow. Aż nie wiem, co powiedzieć.
– Widzę, że przeszkadzam – zaczął Ly, ale mu przerwałem.
– Nie waż się nawet zacząć. Później będziesz mi wmawiał, że Cię ignoruję. O co chodzi?
– Dowiedziałem się czegoś. O Lenie. Powinno cię to zainteresować. Nawet w sumie dwóch rzeczy się dowiedziałem.
Zapadła niezręczna cisza. Ode mnie zależała decyzja jak to się skończy. Ale to dramatycznie zabrzmiało. Niech się zastanowię. Na stole jedzenia już nie ma, a wokół nas całe pomieszczenie było zapchane ludźmi. Hmmm.
– Dobra, możemy jechać do mnie, ale jego masz odwieść – powiedziałem dość stanowczo.
– Niech będzie – odparł ponuro i wyszedł na zewnątrz.
Razem z Kubą zrobiliśmy podobnie. Z lewej usłyszałem znajomy dźwięk samochodu.
– To jest jego samochód? On w ogóle ma swój własny samochód?
– Aha. Dostał na szesnaste urodziny od ojca, ale jeździ nim dopiero od stycznia, bo musiał zdać egzamin na prawo jazdy. Nieważne jest to, że takim samochodem jeździć według prawa nie powinien, ale jego ojciec znalazł jakieś luki prawne czy coś takiego, nie wnikałem.
Chłopak nie za bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Zamiast tego po prostu ruszył w stronę samochodu i wszedł na tylne siedzenie. Jechaliśmy w względnej ciszy. Niby grała muzyka, niby coś tam rozmawialiśmy, ale była dziwna atmosfera.
Po niecałych dwudziestu minutach razem z Ly siedzieliśmy w moim pokoju. Na pożegnanie Kuba zaczął coś mówić o ponownym spotkaniu klasowych, a ja niechętnie przytakiwałem. Obiecał, że do mnie napisze, więc raczej szybko nie zapomni tej rozmowy.
– Więc, czego się dowiedziałeś o Lenie? – spytałem, kładąc się na łóżku.
Lysander za to usiadł na podłodze, że nasze głowy prawie się stykały.
– Po pierwsze Laura chce, żeby Lena się z nią publicznie pokłóciła. Podejrzewa coś, więc co do tej zemsty mogłeś mieć rację.
– Zgodziła się, prawda?
– Z tego, co na razie wiem to tak. Ale chyba myśli nad tym, żeby uniknąć tej kłótni.
– A ta druga rzecz?
– Pamiętasz jak ci mówiłem wczoraj, że jesteś idiotą, bo nie masz planów na urodziny?
– Zdziwię cię, ale pamiętam to jakby to było wczoraj.
Ly zaśmiał się pod nosem.
– Przez to, że odwoziłem ją do domu. Nie pytaj, ale no widziałem jak z Klarą wychodzi ze szkoły. Ale no wracając. Dowiedziałem się, że będzie chciała za wszelką cenę się wyrwać z domu. A przez to, że jednak coś tam podsłuchałem z tej twojej rozmowy z ... Kubą o ile się nie mylę, to był to dobry pomysł.
– Nie powiedziałeś o żadnym pomyśle.
– Ale ty o nim pomyślałeś.
Specjalnie wstałem, żeby zobaczyć jego wyraz twarzy jak to mówił. Był dziwnie spokojny. Ale z drugiej strony po jego mimice było widać, że walczy, żeby nie zacząć się uśmiechać nagle znikąd.
– Nie obrazisz się jak to zrobię?
– Skąd, miałbym się na Ciebie obrazić?
– To tak zrobię.
***
Ten rozdział powstawał w bólu przez miesiąc. Ale udało się go skończyć. Ma ponad 1800 słów. Nie jest źle.
Tutaj chciałabym podziękować takiej jednej osóbce, która wiedząc, że mam sprawdzian dziś (we wtorek ) sprawdziła mi rozdzialik, żeby zaoszczędzić mi czas.
Więc ja się żegnam i do zobaczenia za (oby) tydzień.
XoXo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro