9i10
- Z Hermioną wszystko w porządku, Harry. Jej rodzina jest całkowicie bezpieczna - powiedział Tom chwilę po tym, jak Harry wpadł do jego gabinetu wyglądając, jakby właśnie się obudził. - Może jednak pójdziesz się przebrać? - zapytał. - To nieodpowiednia pora na chodzenie w piżamie. - Uśmiechnął się.
- Jesteś pewien, że nic jej nie jest? - Nawiązał Harry do poprzedniego tematu.
- Tak - odpowiedź zabrzmiała pewnie. - Poleciłem Śmierciożercom niższego szczeblu stać na warcie blisko jej domu. - Na to oświadczenie Harry odetchnął z ulgą i opadł na kanapę. Tom wstał ze swojego miejsca za biurkiem, podszedł do gryfona i usiadł obok niego. - Powinieneś zjeść śniadanie.
- Może później - wymamrotał.
- Dobrze. Później, jak tylko się ubierzesz. - Wstał z kanapy, podszedł do regału z książkami i wyjął opasłe, wyglądające na bardzo stare tomisko. - A teraz marsz do pokoju. Chcę cię widzieć w kuchni za pięć minut - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Harry wiedząc, że Tom i tak zaciągnie go do 'królestwa skrzatów' wyszedł nie wspominając już, że w ogóle nie jest głodny. Poszedł do swojego pokoju i od razu skierował się do garderoby.
Ciekawiło go, jakie zaklęcia są rzucone na ubrania, bowiem w rzeczywistości były one w różnych rozmiarach, ale dopasowywały się do Harry'ego, gdy tylko ich dotknął. Żałował, że nie poznał go, jakiekolwiek ono jest, już na pierwszym roku w Hogwarcie. Wtedy, owszem, chodziłby w zniszczonych ciuchach, ale przynajmniej pasowałyby na niego. A tak, wyglądał, jakby się owinął workiem. No, do czasu, aż znalazł się w Czarnym Dworze.
Zdecydował się (wziął, co było pod ręką) ubrać, zieloną koszulkę i krótkie spodenki w kratę.
***
Po bardzo pożywnym śniadaniu Harry wyszedł na dwór i usiadł w swoim ulubionym miejscu pod drzewem, nieopodal jeziora. Było ciepło, przyjemnie. Dzięki Merlinowi, słońce nie prażyło tego dnia wszystkiego, co napotkało na swojej drodze.
Humor poprawił mu się nieco podczas śniadania. Tom oznajmił mu bowiem, że od następnego tygodnia zaczyna trening. No i dowiedział się, że dzięki barierom chroniącym Dwór, może bez przeszkód czarować. Ale kiedy Riddle powiedział mu, że oprócz obrony i zaklęć, będzie uczył się także eliksirów i oklumencji, już nie był taki wesoły. W dodatku trenować mają go Snape i Malfoy. Gorzej być nie może...
Harry siedział, wygodnie oparty o pień drzewa i zastanawiał się, jak Hermiona zareagowałaby, gdyby Tom w jakiś sposób ja tutaj ściągnął, a on próbowałby jej wyjaśnić zaistniałą sytuację.
Stwierdził, że gryfonka najpewniej najpierw wysłuchałaby go, potem powiedziała, że musi pomyśleć, ale jaką podjęłaby decyzję względem swoich rozmyślań, to już nie miał pojęcia. Logicznym wydawało się, że dziewczyna stanie po 'ciemnej' stronie, skoro 'jasna' przyczyniała się do masowych mordów na mugolach. Pytanie tylko, czy ona w to w ogóle uwierzy? Przecież równie prawdopodobnym wydawało się, że uzna, iż Śmierciożercy wyprali Harry'emu mózg. Co sam wziąłby za pewnik, gdyby był na jej miejscu. Ale z drugiej strony, Hermiona różni się od niego. Zawsze podejmowała dobre decyzje. Może więc jest szansa, że nie straci przyjaciółki przez zmianę stron.
Czy tak samo może liczyć na to, że nie straci Rona?
Był niemal pewien, że rudzielec nie będzie chciał go nawet wysłuchać. Pewnie od razu zacząłby rzucać we mnie klątwami - pomyślał Harry, skubiąc źdźbło trawy. Zaczął zastanawiać się nad różnymi możliwościami przebiegu rozmowy z Ronem. Może gdyby wyjaśnił mu wszystko wystarczająco dobrze i zrozumiale i gdyby pokazał mu niepodważalne dowody, Weasley nie zareagowałby tak gwałtownie, jak zawsze, kiedy tylko usłyszał choć wzmiankę o Śmierciożercach i Voldemorcie, tylko zastanowiłby się najpierw nad tym, czego się dowiedział.
Harry w to wątpił, ale chciał mieć chociaż cień nadziei, że jest możliwość, by Ron nie zwrócił się przeciw niemu.
Zastanawiał się, czy rodzina Weasleyów w ogóle może wiedzieć, kim tak naprawdę jest Dumbledore. Bo jeśli rodzice Rona wiedzą, to Ron na pewno ich nie zostawi dla Harry'ego. Ale jeśli nie wiedzą, to czy będą chcieli podążyć za Harrym, czy zostaną wierni Dumbledore'owi? Na to pytanie Harry nie znał odpowiedzi, chociaż bardzo chciał.
- Często tu siedzisz? - Usłyszał pytanie dochodzące z prawej strony. Momentalnie zwrócił w tamtą stronę twarz. Nie dalej jak trzy metry od niego stał oparty o drzewo Regulus Black.
- Czasami - odpowiedział po chwili Potter. Black podszedł bliżej i oparł się o drzewo, pod którym siedział gryfon.
- Tom zagroził mi torturami, jeśli nie będę dla ciebie miły - powiedział mało poważnym głosem, patrząc na Harry'ego. Chłopak popatrzył na niego i burknął
- W ogóle nie musisz się do mnie odzywać. - Spojrzał się na niego wrogo. - Mam to gdzieś. - Gryfon miał nadzieję, że Regulus teraz odejdzie. Niestety ten postanowił usiąść obok niego, przez co chłopak tylko zirytował się jeszcze bardziej.
- Słyszałem, że chciałeś uratować mojego brata jedynie z garstką przyjaciół.
- No i? - zapytał Harry, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- Jesteś głupcem. - odpowiedział, a gryfon poczerwieniał z gniewu. - Już pomijając to, że Syriusza nie było w Ministerstwie, to myślałeś, że banda nastolatków pokona Voldemorta i Śmierciożerców?
- Syriusz jest moją rodziną - powiedział zjadliwym, gniewnym głosem. - Poszedłbym po niego nawet ze świadomością, że umrę w ciągu kilku sekund.
- Co nie zmienia faktu, że jesteś głupcem. - oznajmił lekkim tonem. - Ale nie mogę zaprzeczyć temu, że twoja odwaga jest godna podziwu.
Mimo że Harry nadal czuł się urażony, ostatnie wypowiedziane przez Regulusa zdanie sprawiło, że już nie patrzył na niego tak wrogo.
- Myślisz, że on wie? - zapytał szeptem.
- Że jesteś odważny? - Zaśmiał się mężczyzna.
- Że Dumbledore czyni zło. Dużo większe niż Tom. - Harry zamyślił się.
- Potter. - Gryfon znów spojrzał na bruneta. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. - Westchnął. - Dobro i zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka.* Rozumiesz?
- Nie bardzo.
- Spójrz na to tak. - powiedział odwracając się bardziej w stronę chłopaka. - Jeśli ktoś zabija mugoli, bo uważa, że nie zasługują na życie, to czyni dobro, czy zło?
- Zło - odpowiedział pewnie.
- A jeśli ktoś inny zabije tą osobę, która zabija mugoli, to też czyni zło, czy dobro?
- Wydaje mi się, że... w jakiś sposób jest to dobre. - Tym razem jego odpowiedź była niepewna.
- Tak - przytaknął mu Black. - Widzisz, Potter, to, czy czynimy dobro, czy zło, częściej zależy od naszych intencji, niż od samych uczynków. Rozumiesz już? - Harry pokiwał głową dając mu do zrozumienia, że tak, a Regulus odetchnął głęboko.
- Więc myślisz, że Syriusz wie, co naprawdę robi Dumbledore, czy nie?
- Jestem niemal pewien, że nie. Syriuszowi czasem brak rozumu. Czasem nie zauważa rzeczy oczywistych. Ale ma zbyt czyste serce, by świadomie stać po stronie człowieka pokroju Albusa Dumbledore'a. - To powiedziawszy, Regulus westchnął, podniósł się z ziemi i odszedł w stronę Dworu. Harry patrzył za nim przez chwilę i zastanawiał się, jak przekonać Toma do sprowadzenia starszego Blacka do Posiadłości.
***
Kładąc się spać, Harry miał nadzieję, że dzisiejszej nocy Dumbledore odpuści sobie znęcanie się nad nim. Wykąpał się, założył piżamę i wskoczył o łóżka. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął.
Jednak nie dane było mu spać spokojnie. Minęła północ, kiedy wybudził się z krzykiem. Był roztrzęsiony i wściekły jednocześnie. Widział jak Voldemort, albo Dumbledore-Voldemort, torturuje jakiegoś mężczyznę. Miał jednak niejasne przeczucie, że tym razem był to Tom.
W wizji widział nagiego mężczyznę. Był on w naprawdę strasznym stanie. Jego ciało było wręcz zmasakrowane, a jego krew zdobiła ściany i podłogę. Harry nawet nie mógł powiedzieć, jakiego koloru były włosy tego człowieka, bo całe były umazane czerwoną posoką. Tom rzucał na niego zaklęcia, których gryfon nie znał. Ale to, jak po każdym z nich, ciało mężczyzny zmieniało się, mówiło mu, że raczej nie są one przyjemne. Dziwił się, że ten człowiek w ogóle jeszcze żyje. Jego ręce i nogi były powyginane niczym miedziane druciki. Niemożliwym było znaleźć na jego ciele miejsce, które nie byłoby przypalone, zranione, rozcięte, czy wycięte. Pod koniec wizji nie miał już nawet siły krzyczeć. W ogóle nie wydawał z siebie żadnego dźwięku. Gryfonowi przechodził po plecach zimny dreszcz na samo wspomnienie tego widoku. Nie mógł uspokoić drżenia rąk.
Harry widział, jak Tom go torturuje, a za nim stali Śmierciożercy.
I teraz już wiedział, dlaczego miał przeczucie, że tym razem to nie dyrektor. W niewielkiej odległości za Riddle'em stali Lucjusz, Snape, Bellatriks i Regulus. Lucjusza i Bellatriks Dumbledore mógł mu podsunąć. Snape był szpiegiem. Ale dyrektor nie wiedział, że Regulus żyje.
Skoro to był Tom, to na pewno ten człowiek jest w lochach Czarnego Dworu. Muszę mu pomóc - pomyślał Harry. Jeszcze trochę i ten człowiek umrze. On ma przecież dzieci. - Przypomniał sobie fragment wizji. - To, że jestem po stronie Toma nie znaczy, że będę stał z założonymi rękami, kiedy on próbuje zakatować ojca trójki dzieci!
Powiedzenie, że Harry się zdenerwował, byłoby dużym niedopowiedzeniem. A ja mu uwierzyłem, kiedy powiedział, że zabija w ostateczności! Zerwał się z łóżka myśląc, jak ma się dostać do lochów. Postanowił poczekać godzinę, żeby być pewnym, że kiedy tam zejdzie, nikogo już nie będzie. Miał jednocześnie nadzieję, że kiedy w końcu zacznie działać, mężczyzna będzie jeszcze żył.
Co on sobie wyobraża? - myślał. - I czym on się teraz różni od Dumbledore'a? Jest zwykłym sadystą! Jeśli nie jest taki jak Drops, to niewiele mu do tego brakuje. Aż dziwne, że się nie zbratali! - zaczął ironizować chodząc po pokoju w kółko.
Chwilę później w głowie Harry'ego narodził się pomysł, aby pomóc mężczyźnie i samemu również uciec. Skoro Tom robi takie rzeczy, to nie będę stał po żadnej stronie. Wolę sam umrzeć, niż przyczyniać się do śmierci innych. Do tego w takich męczarniach.
Wreszcie Harry ubrał się pospiesznie, wziął różdżkę i ostrożnie wymknął się z pokoju. Nie wiedział dokładnie, którędy idzie się do lochów, więc stracił dobre pół godziny na błądzeniu po rezydencji. W końcu, kiedy znalazł jedyne schody prowadzące z parteru na dół, zszedł nimi, uważając by się nie potknąć. Im niżej był, tym bardziej strome stawały się schody. W pewnym momencie do jego nozdrzy wdarł się nieprzyjemny zapach stęchlizny i zgnilizny. Gryfon mimowolnie wzdrygnął się. Zaczął odczuwać chłód podziemi.
Zszedł na sam dół. Było ciemno, więc szepnął Lumos, by oświetlić sobie drogę. Lochy były ogromne. Czuł jak serce bije mu coraz szybciej. Miał nadzieję, że szybko znajdzie skatowanego mężczyznę. No i oczywiście, że nikt go nie złapie.
Szedł powoli przed siebie. Nie miał pojęcia, jaki rozkład mają lochy. Postanowił sprawdzać każdą celę po kolei w nadziei, że się nie zgubi. Poszedł prosto, do końca korytarza, jednak nie odnajdując nigdzie więźnia, wrócił i skręcił w pierwszy korytarz po prawej stronie. Błądził tak dobre pół godziny, aż wreszcie znalazł odpowiednią celę.
Na podłodze, skuty łańcuchami leżał ten sam, nagi, skatowany mężczyzna, którego widział w wizji. Kraty zablokowane były zaklęciem, jednak nie było ono skomplikowane. Wystarczyło rzucić - Bombarda!** - odczekać, aż pył trochę opadnie i wejście nie było już problemem. Martwił się jednak powstałym hukiem. Przeklął się w duchu za nie pomyślenie o rzuceniu zaklęcia wyciszającego. Trudno. I tak już za późno - pomyślał.
Podszedł powoli do mężczyzny. Dopiero teraz zauważył, że leżał on twarzą w dół. Powoli i jak najdelikatniej tylko mógł, obrócił go na plecy. Był nie przytomny. Harry szepnął - Aquamenti.*** - i oblał go lekkim strumieniem. Jednak nadal nie uzyskał żadnej reakcji. Powoli wpadając w panikę przeklął się po raz drugi tej nocy za niepomyślenie o jakimkolwiek ubraniu dla mężczyzny.
Rozkuł go delikatnie, dzięki Merlinowi wystarczyła zwykła Alohomora*** i powrócił do prób przywrócenia mężczyźnie przytomności. Klepał go po twarzy, wołał po cichu jednocześnie modląc się, by wyrwać się stąd jak najszybciej.
Denerwował się coraz bardziej. Bo co, jeśli co jakiś czas ktoś tu schodził i sprawdzał, czy wszystko jest 'w porządku'? W końcu zabezpieczenia nie były zbytnio imponujące. Chociaż zapewne bariery wokół Dworu wystarczyły, by zapobiec nadejściu jakiejkolwiek pomocy. A tak skatowany człowiek nie byłby w stanie się stąd wydostać, nawet gdyby cela pozostała otwarta.
Jego rozmyślania przerwał cichy jęk. Spojrzał szybko w dół, na twarz więźnia i z ogromną ulgą zauważył, że ten powoli odzyskuje przytomność.
- Hej! Słyszysz mnie? - zapytał szybkim, nerwowym szeptem. W odpowiedzi dostał tylko kolejny, bolesny jęk. - Słuchaj, postaram się pomóc ci się stąd wydostać, ale do wyjścia jest kawałek drogi. - Czuł napływ adrenaliny. Wiedział, że teraz zaczyna się ta trudniejsza część zadania. - Musisz wstać.
Chwilę potem chwycił mocno, a jednocześnie tak delikatnie, jak tylko mógł, mężczyznę w pasie. Jego lewą rękę przerzucił sobie przez ramię i spróbował się z nim podnieść z klęczek. Jednak jego próby spełzły na niczym.
- No dalej. - szepnął już całkowicie zdenerwowany. - Musimy się wydostać.
Harry znów szarpnął się do góry. W tym samym momencie usłyszał za sobą szelest. Zamarł, a zaraz później doszedł go bardzo znajomy, wściekły głos.
- Możesz mi powiedzieć, co, do kurwy nędzy, robisz?
Serce zaczęło mu bić w oszałamiającym tempie, ręce zaczęły się pocić, a podtrzymywane wcześniej ciało wysunęło mu się z ramion i z głuchym łoskotem upadło na ziemię. Powoli odwrócił się i ujrzał przy wyjściu z celi wściekłego Toma. Jego złość i gniew były niemal namacalne. Normalnie brązowe oczy miały teraz krwiste plamki. Oddech gryfona z szybkiego stał się galopujący.
- Zadałem ci pytanie – warknął. – Co robisz?! – Harry się bał, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet pierwszego dnia tutaj, kiedy myślał, że Voldemort chce go zabić, strach nie zawładnął nim tak jak teraz. Patrzył prosto w coraz bardziej czerwone oczy i nie miał pojęcia, co robić.
- Ja… chciałem go uratować – szepnął i drgnął, gdy Riddle warknął jeszcze bardziej zły. Voldemort machnął ręką, a różdżka Harry’ego powędrowała wprost do jego wyciągniętej dłoni. Schował ją w kieszeni swojej szaty.
Czerwonooki momentalnie znalazł się tuż przed nim. Mocnym szarpnięciem odwrócił go tyłem do siebie i przycisnął do swojej klatki piersiowej. Zacieśnił uścisk, kiedy gryfon zaczął się wyrywać. Wskazał swoją różdżką na więźnia i powiedział niskim, groźnym głosem wprost do ucha gryfona.
- Widzisz, Harry? Tak ludzie wyglądają po dwóch dniach tortur. A to dopiero początek jakże miłej wizyty naszego gościa. Crucio! – ryknął, na co Potter podskoczył przerażony i zaczął się trząść. – Naprawdę myślałeś, że tak po prostu uda ci się stąd wyjść? – zakpił. – Romposto!* Wiesz, co to zaklęcie robi? Nie? Pozwól, że ci wyjaśnię – powiedział na pozór miłym, lecz do cna przesiąkniętym jadem głosem. – To zaklęcie właśnie sprawiło, że niemal wszystkie kości naszego gościa zostały złamane, w najlepszym wypadku tylko na pół. A to zaklęcie – Zaczął i rzucił Demudasculio.* – powoduje oderwanie mięśni od kości. Można powiedzieć, że wręcz je rozrywa.
Mówił nadal tym tonem, który sprawiał Harry’emu ogromny ból. Po policzku gryfona spłynęła łza. Tylko jedna. Nie była to łza żalu, czy smutku. W tej jednej słonej kropli zawarta była cała jego niemoc i bezsilność. Nie potrafił pomóc człowiekowi, który cierpiał na jego oczach. Człowiekowi tak skatowanemu, że niemożliwym stało się dla niego wydobycie choćby najmniejszego dźwięku cierpienia.
Nagle Riddle wypchnął go z celi. Harry potknął się o pozostałości po wysadzonej kracie i upadł na ziemię tłukąc sobie kolano i łokieć. Odwrócił się powoli w stronę Lorda nadal jednak pozostając na podłodze.
- Masz czekać na mnie przy schodach – rzucił i odwrócił się od Pottera. Harry szybko się podniósł i zaczął kierować się do wyjścia. A przynajmniej miał taką nadzieję. Na szczęście szybko dotarł do schodów. Opadł na podłogę i oparł się o ścianę tuż przy nich. Nawet nie przeszło mu przez myśl, żeby spróbować uciekać.
Bał się. Miał całkowicie przechlapane. Nie miał pojęcia, co Tom z nim zrobi, ale wiedział, że gdyby zaczął teraz kombinować, byłoby jeszcze gorzej. Dziwił się, że jeszcze nie oberwał Cruciatusem. Ale ze mnie kretyn – pomyślał. – Chciałem wyprowadzić więźnia z posiadłości Voldemorta, w dodatku pełnej Śmierciożerców.
Gryfon skulił się w sobie, gdy pomyślał o czekających go torturach. Wiedział, że Riddle go nie zabije, bo jest jego horkruksem. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by znów go wysłać na ‘tygodniowy odpoczynek’. Jak mógł uwierzyć, że Czarny Pan walczy w słusznej sprawie. On po prostu chciał, żeby kawałek jego duszy był bezpieczny.
Nagle usłyszał odgłos kroków. Szybko się poderwał próbując ukryć narastającą panikę. Chwilę później Riddle podszedł do niego, złapał go za łokieć i rzucił – Idziemy! – po czym dość mocno pociągnął go w górę schodów.
- Nie mogę uwierzyć w bezmiar twojej głupoty – warknął ciągnąc go w sobie tylko znanym kierunku. Harry’ego przerażało to o tyle, że nie wiedział, gdzie, a przede wszystkim w jakim celu Lord go TAM ciągnie. – Naprawdę myślałeś, że uda ci się uciec z tym ścierwem?! Skąd w ogóle wiedziałeś, że on tam jest?!
Harry milczał. Bał się wydać z siebie najmniejszy dźwięk. Patrzył w podłogę i błagał wszystkie świętości, by się nie rozpłakać. Cały się trząsł, a jedyne czego chciał, to znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.
- Odpowiadaj! – Riddle, mimo że już nie miał ani trochę czerwieni w swoich oczach, zdawał się być coraz bardziej wściekły.
- Miałem wizję – szepnął ledwo słyszalnie.
- Miałeś wizję – powtórzył na pozór spokojnym głosem Czarny Pan. – Niech zgadnę. Obudziłeś się wrzeszcząc, bo nikt nie przyszedł, żeby cię uspokoić. Już samo to, powinno cię naprowadzić na myśl, że coś jest nie tak! – Ponownie przybrał swój wcześniejszy ton. – Wiesz w ogóle, jakie gówno chciałeś uratować?
- To gówno jest ojcem trójki dzieci – powiedział cicho. Skoro i tak ma przerąbane, to przynajmniej powie, co o tym myśli.
- Jestem pewien, że jego dzieci będą mi wdzięczne za zabicie go. – To powiedziawszy, Voldemort zatrzymał się przed wielkimi drzwiami, otworzył je i wepchnął Harry’ego do środka. Gryfon zachwiał się, ale nie upadł. Pomieszczenie, do którego został przyprowadzony, wyglądało jak Wielka Sala w Hogwarcie, tyle że trochę mniejsza, bez stołów, ale za to z mnóstwem krzeseł i strasznie brudna. – Ten cudowny ojciec trójki dzieci miał pozwolenie od Dumbledore’a na pieprzenie każdego dziecka, na jakie miał ochotę – odezwał się Riddle. – Swoje dzieci traktował wyjątkowo brutalnie. Z każdym innym musiał uważać, żeby nie zostawić zbyt wielu… śladów.
- Kłamiesz. – syknął Potter.
- Czyżby? – zakpił Czarny Pan. – Nie zdziw się, jeśli we wrześniu Creevey będzie wyjątkowo cichy i płochliwy.
- Który? – zapytał nagle przerażony Harry.
- Starszy. – Harry spuścił głowę i odwrócił się. To było niemożliwe. Nie chciał w to uwierzyć. – A teraz, skoro nie chce ci się spać, bierz się do roboty. Do śniadania ma tu błyszczeć.
- Więc teraz zrobisz ze mnie swojego osobistego skrzata domowego? – zakpił patrząc na Lorda spode łba.
- Nie. To twoja kara – odpowiedział spokojnie. – Tam – wskazał kąt pomieszczenia – znajdziesz mop i jakieś szmaty. Jeśli nie zdążysz do dziewiątej, w nagrodę posprzątasz także pracownię Severusa – powiedział sarkastycznie Tom, po czym przeszedł na drugi koniec Sali, wyczarował sobie kanapę i opadł na nią.
Harry stał jeszcze przez chwilę. W końcu poruszył się niespokojnie, zrobił krok w stronę przyborów do sprzątania, jednak zaraz się zatrzymał. Odwrócił się, popatrzył na Toma i powiedział smutno – Tom, ja… Ja myślałem, że on… Gdybym wiedział kim jest, nie poszedłbym tam – wydukał wreszcie.
- Czas ci ucieka – odparł tylko Riddle i wyczarował sobie książkę oraz kieliszek napełniony czerwonym winem.
Harry, lekko zirytowany, wziął do ręki jedną z wielu szmatek, jakiś płyn i zaczął myć krzesła.
***
Pracował już kilka godzin. Był wyczerpany. Pot spływał mu z czoła wzdłuż skroni, a koszulka była cała mokra. Miał dość. Modlił się, by tylko zdążyć uporać się ze wszystkim, bo nie uśmiechało mu się sprzątanie pracowni Snape’a. Mył obłożoną chyba kilkuletnim kurzem podłogę i pluł sobie w brodę za sam pomysł ratowania tego gwałciciela.
Ale z drugiej strony nie wiedział, kim on jest. Ale powinienem ufać Tomowi – szeptał głosik z tyłu jego głowy.
- Ale to mógł być niewinny człowiek. Nawet mugol!
- Tom powiedział, że nie krzywdzi niewinnych ludzi.
- A jeśli to byłoby kłamstwo? Przecież mógł mnie chcieć zatrzymać, bo jestem jego horkruksem.
- A co jeśli mówi prawdę, ale chce mnie mieć przy sobie, bo jestem jego horkruksem?
Harry kłócił się tak ze sobą jeszcze przez parę minut. W końcu doszedł do wniosku, że Tom najprawdopodobniej mówi prawdę odnośnie swoich działań. Ale dlaczego chciał, by był po jego stronie? Był niemal pewien, że jedynym powodem był ten kawałek duszy Riddle’a umieszczony w nim.
Jego rozmyślania przerwał odgłos otwierania drzwi. Obejrzał się w tamtą stronę i zamarł. Był pewien, że ma halucynacje. To przecież niemożliwe. Lupin właśnie zamykał drzwi, a teraz odwrócił się i uśmiechnął do niego. Leniwym krokiem zaczął zmierzać w jego stronę.
Harry nawet nie drgnął myśląc, że to tylko mu się wydaje.
- Harry, na Merlina, jeszcze nie ma siódmej. Co ty tu robisz? – zapytał zdumionym głosem.
- Witaj Remusie. – Tom wstał z kanapy i podszedł do nich. – Jak nas znalazłeś?
- Nie zapominaj o moim wyczulonym węchu – powiedział uśmiechając się do Riddle’a. – Wyjaśnicie mi, co się tutaj dzieje?
- Harry troszkę… narozrabiał. – Spojrzał znacząco na gryfona, a jego usta ułożyły się w grymas niezadowolenia. – A teraz odbywa swoją karę.
- Ach! Do przewidzenia było, że prędzej czy później wywiniesz jakiś numer. – Lunatyk zwrócił się do Pottera i lekko poczochrał jego i tak zmierzwione włosy.
- Remus? – odezwał się po raz pierwszy Harry, a jego głos był cichym szeptem. – Co ty tu robisz? – zapytał nadal zszokowany. Wilkołak spojrzał na niego dziwnie.
- Tom nie powiedział ci, że stoję po jego stronie?
- Nie. – Harry popatrzył na Lupina wzrokiem pełnym miłości, ale i niezrozumienia. Remus rozłożył ramiona, a Harry wpadł w nie, jakby się łapał ostatniej deski ratunku. Oplótł go ciasno ramionami i sam również został przytulony.
- To teraz już wiesz – szepnął mu Lunatyk do ucha.
- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej? – zapytał z wyraźnym żalem.
Lupin odsunął go nieco od siebie i popatrzył mu w oczy. – Chciałem, Harry, wiele razy, ale nie mogłem. Musieliśmy poczekać do momentu, aż będziemy w stanie zapewnić ci bezpieczeństwo. – Harry znów się w niego wtulił.
- Gniewam się na ciebie. To tak żebyś wiedział – powiedział całkiem poważnie. – I nie myśl sobie, że tak szybko ci wybaczę. Mogłeś powiedzieć cokolwiek. Chociaż to, że Dumbledore nie jest święty. – Chcąc czy nie, Harry był trochę zły na Lupina.
– Myślę, że powinieneś pójść do siebie, wziąć prysznic i odpocząć trochę przed śniadaniem. – powiedział. Potter popatrzył na niego, a potem spojrzał na Toma. Remus najwyraźniej zrozumiał to nieme przesłanie, bo zaraz dodał – Musimy porozmawiać, Tom.
Riddle machnął ręką dając gryfonowi znak, że może odejść. Jednak ten, zanim ruszył do wyjścia, zapytał jeszcze – Oddasz mi moją różdżkę?
- Owszem – odpowiedział Lord, a Harry wyciągnął rękę. – Kiedy na to zasłużysz – powiedział lekko. Do oczu gryfona natychmiast wkradła się jeszcze większa złość. Zacisnął usta w wąską linię, odwrócił się i odszedł. Lecz, zanim dotarł do drzwi, usłyszał jeszcze suchy głos Lorda – Nawet nie myśl o niepojawieniu się na śniadaniu, Potter.
- Co zrobił? – zapytał wilkołak, kiedy za Harrym zamknęły się drzwi.
- Próbował uwolnić Weegle’a. – powiedział spokojnie.
- Weegle’a? Jeremy’ego Weegle’a? – Remus był zszokowany.
- Tak. Powiedział, że miał wizję, kiedy go torturowałem. Wiesz, co to oznacza? – mówił tym samym beznamiętnym głosem.
- Bariery Dumbledore’a ustępują. – wyszeptał niedowierzająco.
- Dokładnie. – przytaknął Riddle.
- Ale… Myślałem, że bez treningu, specjalnych eliksirów i nauki oklumencji nie można ich zniszczyć.
- Najwyraźniej można. Nie wiem, w jakim stopniu uległy one uszkodzeniu, ale sam fakt, że Harry zobaczył, co robię, w najgorszym wypadku oznacza, że nasza więź się umacnia. – Tym razem jego głos zdawał się być zadowolony. – Ale chciałeś porozmawiać. Myślę, że gabinet będzie odpowiednim miejscem.
***
- Większość klanów z północnych hrabstw zadeklarowało swoje poparcie dla naszej strony – zaczął Lupin. – Northumberland, Durham, Lancashire, Północne i Zachodnie Yorkshire, Manchester, Derbyshire, Nottinghamshire, Lincolnshire, Rutland i Staffordshire. Klany z Norfilk, Merseyside, Cheshire, Shropshire i Cambridgeshire zastanawiają się nad naszą propozycją. Niemal wszystkie południowe klany są po stronie Dumpledore’a, w tym Devon i Surrey, na których najbardziej nam zależało. Ale plusem jest to, że w Surrey tworzy się mała grupa wilkołaków, które buntują się przeciw dyrektorowi. – Lunatyk westchnął głęboko. – Wszystkie pozostałe klany utrzymują neutralność. Są oczywiście niewielkie grupy w pozostałych hrabstwach, które nas popierają, ale żaden więcej klan nie zdeklarował się.
- Potrzeba nam więcej sprzymierzeńców. To stanowczo za mało. Spodziewałem się lepszych rezultatów. – stwierdził Tom. Lupin popatrzył na niego przepraszającym wzrokiem. Riddle wygodniej usiadł na kanapie w swoim gabinecie i upił łyk wina ze swojego kieliszka. – Następnym razem wyślę z tobą Greybacka. Może wspólnie uda wam się więcej zdziałać. – Westchnął lekko.
Siedzieli chwilę w ciszy, po czym Remus podjął nowy temat. – Gdybym wiedział, że powodem, dla którego tak nagle mnie wzywasz, jest Harry, przybyłbym przedwczoraj – oznajmił wilkołak.
- Chciałem, żeby miał tu kogoś, komu ufał już wcześniej. Żeby nie miał wrażenia, że otaczają go sami Śmierciożercy łaknący jego krwi. – Zaśmiał się.
- Tak… – Westchnął. – Teraz będzie miał wilkołaka, który raz w miesiącu łaknie jakiejkolwiek krwi – powiedział, a Tom zaśmiał się trochę głośniej.
- Zdobyłem dla ciebie tą księgę o Magii Umysłu – oznajmił, po czym wstał i podszedł do regału. Wyciągnął jeden z opasłych woluminów i odwrócił się z powrotem do Lupina.
Nagle zakręciło mu się w głowie. Zaczęło mu być duszno. Przytrzymał się regału, żeby nie upaść, ale na niewiele się to zdało, bo po chwili zaczął osuwać się na podłogę. Czuł się tak, jakby w jednym momencie stracił wszystkie siły, a jego ciało było tylko bezkształtną masą.
Zorientował się, że ktoś go uniósł i zaniósł na kanapę. – Zaraz wrócę – usłyszał jeszcze i stracił przytomność.
***
- To, doprawdy, skończony kretyn – usłyszał jakby z oddali cierpki głos Mistrza Eliksirów. – Chce zdobyć władzę nad czarodziejskim światem, a boi się rozmowy z nastolatkiem. – Remus zaśmiał się na tą jawną kpinę.
- Mógłbym to samo powiedzieć o tobie, Severusie – stwierdził cichym, zmęczonym głosem Lord. Severus prychnął. – Idioci – powiedział pod nosem Czarny Pan. – Nie mogliście mnie zanieść do sypialni? Tak kanapa jest niewygodna. – Zirytował się podnosząc się do siadu.
- Skoro jest tak niewygodna, to po co ją tu wstawiłeś? – Zdziwił się Lunatyk siedzący w fotelu na przeciwko.
- To kanapa dla gości – odpowiedział.
- Jak długo masz zamiar to ciągnąć? – zapytał Snape. Odwrócił się tyłem do okna i podszedł bliżej do mężczyzn.
- Co takiego?
- Nie unikaj odpowiedzi! – Zdenerwował się. – Potter musi się dowiedzieć.
- Jeszcze nie teraz – powiedział i spojrzał ostrzegawczo na bruneta.
- Czy do ciebie nie dociera, że ty nie tylko tracisz siły, ale umierasz z każdym dniem?
- Mam jeszcze trochę czasu. – Teraz już był lekko wkurzony. Nagle Remus wstał z fotela i skierował się do drzwi. – Gdzie idziesz? – zapytał groźnie.
- Do Lucjusza. Może on zdoła cię przekonać do powiedzenia Harry’emu…
- Nie powiesz mu! – Przerwał mu Tom. – Nikt więcej się nie dowie. Powiem Harry’emu, ale jeszcze nie teraz.
- Jeśli Potter nie pozna prawdy do końca wakacji, sam mu ją wyznam. – Ostrzegł go Snape, po czym wyszedł z gabinetu.
***
Harry szybkim krokiem wszedł do jadalni. Wszyscy już byli i wyglądało na to, że czekają z rozpoczęciem śniadania na niego. Podszedł do swojego miejsca, ale nie usiadł. Wziął swoje krzesło przeszedł na drugi koniec stołu, tam gdzie siedziała Alecto, powiedział cicho – Przesuń się – i usiadł pomiędzy nią a Nottem. Niemal wszyscy patrzyli na niego zaskoczeni jego zachowaniem.
- Mam rozumieć, że się na mnie obraziłeś? – zapytał rozbawionym głosem Riddle. Harry nie odpowiedział. Sięgnął po tosta i zaczął smarować go dżemem. – Twoje zachowanie jest co najmniej dziecinne. – Tom znów zabrał głos. – Narozrabiałeś, zachowałeś się całkowicie bezmyślnie – prowokował go. – Gdybyś najpierw przyszedł do mnie, cała ta sytuacja nie miałaby miejsca.
Harry wstał tak szybko, że jego krzesło z impetem uderzyło o podłogę. Zacisnął dłonie na stole tak, że pobielały mu knykcie. Spojrzał groźnie na Lorda i powiedział gniewnym lecz jednocześnie sarkastycznym głosem
- Wybacz, że nie pomyślałem o pójściu do ciebie po tym, co widziałem. – Następnie odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając nietknięte śniadanie.
- Tom? Co się stało? – zapytała niepewnie Narcyza. Tom jednak nie odpowiedział, tylko wstał spokojnie i wyszedł za gryfonem.
***
Harry siedział w swoim pokoju na parapecie i patrzył na zdjęcie członków Zakonu Feniksa, zrobione w dniu jego założenia w czasie trwania pierwszej wojny. Przyglądał się twarzom swoich rodziców. Wyglądali na szczęśliwych pomimo czasów, w jakich żyli. Zastanawiał się, jakby wyglądało jego życie, gdyby oni go wychowywali. Czy przyjaźniłby się z Draco już od dziecka? Czy w ogóle znałby całą prawdę, skoro Lily i James oficjalnie stali po stronie Dumbledore’a? Możliwe, że nie powiedzieliby mu wszystkiego chcąc go chronić, ale na pewno nie żyłby w takiej obłudzie jak dotychczas.
Jego rozmyślania przerwał dźwięk otwierania drzwi. Do pokoju wszedł Tom. Harry szybko złożył zdjęcie i spojrzał wilkiem na Riddle’a. Ten jednak zignorował to spojrzenie. Podszedł i usiadł na parapecie obok Pottera.
- Czemu wyszedłeś ze śniadania? – zapytał dość łagodnie zważywszy na ostatnie wydarzenia.
Harry chciał zeskoczyć z parapetu i odejść, jednak Tom złapał go za ramię i przyciągnął bliżej siebie uniemożliwiając mu ucieczkę.
- O co chodzi? – tym razem zapytał nieco ostrzejszym głosem. – Bo chyba nie o to, że cię ukarałem. Zresztą nie jestem pewien, czy można to nazwać karą. Zasłużyłeś na więcej – powiedział poważnym głosem. Harry nie odzywał się, jedynie patrzył w podłogę, jakby był odcięty od świata. Tom westchnął. – Zdajesz sobie sprawę, że gdyby to był ktokolwiek inny, jego karą byłyby tortury?
- Więc dlaczego mnie tak nie ukarałeś, co? – Gryfon w końcu odezwał się, a jego głos przepełniony był złością i gniewem.
- Bo wiem, że nie była to oznaka twojej zdrady. I zależy mi na tobie – wyznał Lord bez wahania.
- Bo jestem twoim horkruksem – raczej stwierdził niż zapytał.
- Nie. Bo jesteś… – urwał i przeklął się w myślach za taką nieuwagę. Niewiele brakowało, żeby się wygadał.
- Kim jestem? – zapytał ostro Harry. – No kim?! – Podniósł nieco głos.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Och, oczywiście, że możesz – powiedział sztucznie słodkim głosem. – Po prostu nie chcesz – warknął.
- Powiem ci, Harry, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie jesteś gotowy – wyjaśnił.
- Skąd wiesz? – zirytował się.
- Po prostu wiem – powiedział cicho i przytulił go oplatając rękami jego ramiona. – Nie wyrywaj się – poprosił, kiedy gryfon zaczął się szarpać. Jednak niewiele to pomogło, bo chłopak dalej próbował się uwolnić z jego uścisku. – Harry, pozwól mi się przytulić, proszę. – To całkowicie zaskoczyło Pottera, który zastygł w bezruchu. No bo dlaczego Riddle’owi tak zależało na tym, by pozwolił mu się obejmować? Trwał tak chwilę, zastanawiając się nad jego zachowaniem. Tom przyciągnął go jeszcze bliżej i oparł brodę na czubku jego głowy tak, że zanurzył odrobinę nos w jego czuprynie. Wciągnął jego cudowny zapach, zapach szamponu pomieszany z naturalną wonią Harry’ego. W tym momencie gryfon poruszył się niespokojnie próbując się odsunąć. Jednak Tom tylko mocnej go do siebie przycisnął i wyszeptał
- Jeszcze chwilę.
Harry był skrępowany. Bardzo. Zapomniał już o złości na Riddle’a. Teraz myślał tylko o tym, by się uwolnić. Znów spróbował się odsunąć, mówiąc
- Muszę… muszę do łazienki. – Zerwał się czym prędzej, kiedy tylko poczuł, że Tom rozluźnia uścisk.
Kiedy wyszedł, mężczyzny już nie było, ale na łóżku leżała jego różdżka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro